kielbsmall
28 października 2020 Kuba Pawlak Sport

Mam sobie coś do udowodnienia


Przeprowadzka, zmiana trenera i niepewność związana z przyszłym sezonem w dobie pandemii. Jak z tymi wyzwaniami radzi sobie nasza czołowa czterystumetrówka Ania Kiełbasińska i gdzie szuka motywacji… a także wyciszenia? Zapraszamy na rozmowę:

Kuba Pawlak (Bieganie.pl): Cześć Aniu! Na początek powiedz proszę, co u Ciebie słychać? Gdzie przebywasz i jak trenujesz?

Ania Kiełbasińska: Aktualnie w czasie między zgrupowaniami jestem w moim domu rodzinnym w Warszawie. Mieszkam tu z mamą, babcią siostrą, kotką i jednym męskim rodzynkiem w tym towarzystwie, kotem! (śmiech) Tu planuję przebywać między wyjazdami, jeżeli te oczywiście dojdą do skutku w tym trudnym pandemicznym czasie jaki obecnie mamy. Mija mi właśnie piąty tydzień przygotowań do nowego sezonu, w który wkraczam pod opieką nowego zespołu trenerskiego. Jestem więc pełna nadziei i motywacji.

KP: Czyli pożegnałaś na dobre Sopot, z którym byłaś chyba związana emocjonalnie.

AK: Tak. Do tego stopnia, że nawet gdy o tym mówisz, nie mogę w to do końca uwierzyć i jest mi przykro.

KP: A jak długo tam mieszkałaś?

AK: Łącznie sześć lat, ale to był „sportowy tryb” mieszkania. Często wyjeżdżałam więc bywało tak, że w mieszkaniu nie było mnie nawet po dwa miesiące.

KP: Co Cię urzekło w tym mieście?

AK: Trójmiasto jest świetne dla osób chcących połączyć mieszkanie w mieście z możliwością kontaktu z naturą. Ja miałam tu sposobność, aby prowadzić spokojny, ale aktywy tryb życia. Może pomyślisz, że to się wyklucza, ale tam panuje taka aura, która sprawia, że jest jakoś milej, przyjemniej i da się wszystko połączyć. Z pewnością będę tęskniła za bardziej kameralną społecznością, klimatycznymi miejscami i ludźmi, którzy je tworzyli.

KP: Ta przeprowadzka ma też dla Ciebie drugie dno, bo wiąże się z niedawnym rozstaniem z trenerem Michałem Modelskim. Jak długo współpracowaliście i skąd decyzja o zmianie? 

AK: Dojrzałam do tego, że chcę trenować w zgodzie z własnym ciałem. Bardzo chwalę sobie sześć lat współpracy z trenerem Modelskim, z których pięć obfitowało w świetne wyniki, ale szukam szerszego spojrzenia. Pod koniec zabrakło między nami zaufania i coś się wypaliło. Chciałabym, aby mój trening bardziej korelował z tym, co robię również poza sportem, co nie znaczy, że chciałabym trenować lżej.

KP: Możesz to uszczegółowić lub podać przykład, który lepiej to zobrazuje?

AK: W zeszłym sezonie moje ciało dawało kilkukrotnie do zrozumienia, co komunikowałam, że powinnam na pewnych etapach odpuścić. Wiedzieliśmy, że w sporcie trzeba przekraczać granice, ale chyba koncepcja treningu za bardzo opierała się o tę tezę. Konsekwencją były przewlekłe infekcje i kontuzja stopy.

KP: Czym była ona spowodowana?

AK: W trakcie lockdown’u chcieliśmy z trenerem nadrobić moje braki w objętości względem typowego treningu pod czterysta metrów. Biegałam dość dużo w terenie, a później po powrocie na stadion też nie odpuszczaliśmy, pomimo że miałam już dolegliwości. Bardzo chciałam wykorzystać tę solidnie wykonaną pracę, ale już pierwszy start w sezonie był dużym rozczarowaniem, bo ledwo złamałam 54 sekundy.

KP: Jak myślisz, dlaczego ta ciężka praca „nie oddała”?

AK: Bo zatraciłam swój główny atut i to do czego mam predyspozycje jako sprinterka. Muszę biegać szybko i dbać o to, aby być „rozpędzona”. W pierwszych latach z trenerem bardzo tego pilnowaliśmy, a teraz gdzieś nam się to zgubiło po drodze.

KP: A co planujesz teraz z nowym sztabem? Kto to będzie?

AK: Pracuję z Ulą Bhebhe, ale wspiera nas mocno zagraniczny trener, który pomógł mi dojść do powyższych wniosków. Sama nowa relacja, jest dla mnie świetną motywacją, bo w takie sytuacji zawsze chcemy się pokazać nowej osobie z jak najlepszej strony. W przeszłości zawsze zmiany wpływały na mnie pozytywnie i liczę, że podobnie będzie tym razem.

KP: Jakie są w Twoim wypadku pozostałem składowe sukcesu w sporcie?

AK: Dla mnie najważniejsze są dwa czynniki. Muszę rozumieć to co robię na treningu i w to wierzyć. Gdy spełnię te dwa kryteria, to mam wrażenie, że nie ma rzeczy, które byłyby w stanie mnie powstrzymać.

KP: A jak ma się do tego sytuacja związana z powrotem pandemii, która była przyczyną odwołania Igrzysk Olimpijskich w Tokio? Czy w jej obliczu jesteś w stanie utrzymać motywację do treningu na najwyższym poziomie, bo przecież oczywiste jest to, że ryzyko kolejnych zmian rośnie?

AK: Skłamałabym mówiąc, że nie mam tego z tyłu głowy. Na tę sytuację nie mamy wpływu, a ja oprócz Igrzysk mam coś do udowodnienia również sobie. Jesteśmy już wszyscy bogatsi w doświadczenia z wiosny i pomimo stosowania zasad bezpieczeństwa, jako sportowcy możemy realizować w pełni założenia treningowe.

KP: Praktykujesz jogę. Widziałaś kiedyś w sieci dowcipy krążące o biegaczach na zajęciach jogi, nawiązujące do ograniczonych zakresów i ogólnej mobilności

AK: Akurat takich nie widziałam, ale potwierdzam, że coś w tym jest. Mi joga pomaga w uprawianiu lekkiej atletyki, ale lekka w jodze już zdecydowanie nie. (śmiech) Ja na szczęście nie idę w skrajność i znam swoje ograniczenia wynikające ze sportu. Staram się jednak użyć jogi jako narzędzia, które pozwala mi się zrelaksować i rozluźnić, a że przy okazji powiększę trochę zakresy ruchu, to tylko dodatkowy plus.

KP: W czym konkretnie joga może pomóc biegaczowi?

AK: Nasz trening często jest siłowy i zamykający. Ja przykładowo staram się poprzez jogę wypracować dodatkowe miejsce dla prawidłowego funkcjonowania przepony. To bardzo ułatwia oddychanie, również w bieganiu. Takie praktyki związane z oddechem dotleniają też ciało, co pozytywnie wpływa na regenerację zmęczonych treningiem mięśni.

KP: Brzmi zachęcająco!

AK: Bo takie jest. Dla mnie w jodze liczy się również sfera mentalna. Chodząc na zajęcia mam poczucie, że robię coś dobrego dla siebie. Nie muszę z nikim rywalizować, ani udawać że jestem najlepsza. To jest czas dla mnie, który ma mi dać satysfakcję, zdrowie i spokój. Joga ma też wiele odmian i każdy może wybrać to co będzie dla niego odpowiednie.

KP: A czy Ty zdecydowałaś się na konkretną odmianę jogi?

AK: W czasie pandemii uczestniczyłam online w zajęciach gdzie prowadzący korzystał najwięcej z jogi Iyengara. Te sesje były właśnie bardziej regeneracyjne. Wcześniej robiłam też dużo Vinyasy, ale to było już bardziej angażujące i mocne. Po jakimś czasie doszłam jednak do wniosku, że uprawiając na co dzień dynamiczną konkurencję, zależy mi bardziej na odpowiednim balansie. Stąd mój wybór ukierunkowany na wyciszenie i rozluźnienie. Teraz znam już na tyle dużo technik, że łączę i dostosowuję je do siebie i aktualnych potrzeb. W zależności od tego, które partie ciała są aktualnie napięte i przeciążone wybieram to, co w danym momencie będzie dla mnie najlepsze.

KP: A czy korzystasz też z aspektów związanych z medytacją?

AK: Tak. Kiedyś nawet chodziłam na takie zajęcia. To jednak nie jest to co ludziom może się wydawać. Tu nie ma żadnej czarnej magii (śmiech). To zwyczajnie czas, w którym jesteś ze sobą bez żadnych bodźców, skupienie się na oddechu i dotlenieniu całego ciała. Jeśli zapytasz mnie czy doszłam do etapu medytacji, w którym nic nie przychodzi do głowy, to odpowiem, że nie. Ważne jest jednak to, że jest to czas, który zadedykowałam sobie, o co w dzisiejszych czasach wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo.

KP: A jak w twoim wypadku procentowo rozkładają się korzyści płynące z jogi dla ciała i duszy?

AK: 50 na 50

KP: Bardzo dziękuję za rozmowę i ściskamy całą redakcją kciuki, żeby był na wiosnę gaz!

AK: Ja również dziękuję i pozdrawiam czytelników Bieganie.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Kuba Pawlak Bieganie.pl
Kuba Pawlak

Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie