Redakcja Bieganie.pl
„Wszyscy chcieliby poznać Marynię”, odpisał mi Naczelny, kiedy powiedziałam mu, że nie wiem, czy będę pisać znów felietony, bo czasu trochę nie mam, gdyż jestem w inne pisanie wkręcona jak szalik w szprychy, a dodatkowo na tym zacnym portalu, mam wrażenie, trochę innych felietonów czytelnicy oczekują; profesjonalnych felietonów profesjonalistów, więc moje przy takich profesjonalnych to będą o dupie Maryni raczej.
Bo za dużo pisze amatorów. Za dużo zakręconych biegowych szaleńców, wariatów, świrów, czy jakie tam mają nazwy. Czemu na portalu biegowym piszą o bieganiu nieprofesjonaliści. Z wywalonymi językami lub ze schowanymi, ale nadal nie.
Tymczasem chciałoby się poczytać poważny tekst biegacza pro. Zawodowy tekst zawodowca. Portal biegowy największy w Polsce jest po to, żebyśmy czytali poważne zawodowe teksty zawodowców. Bo co taki amator może wiedzieć o bieganiu. Poza tym, że amatorsko biega.
Jednakowoż. Azaliż. Jednakże; poważne i profesjonalne słowa, mające na celu uprofesjonalnić nieprofesjonalny tekst; nie wszyscy do porannej kawy rzucają się na raporty giełdowe, kursy walut oraz indeksy zysków i strat. Wielu, oczywiście, jest takich i zaczyna dzień od kolorowych stron biznesowych „Rzeczpospolitej”, mając jednocześnie włączone TVN24bis albo inną tego typu stację. Ale wielu włącza „Dzień dobry TVN” albo „Pytanie na Śniadanie” i ma ochotę przeczytać luźny, wesoły (lub nie), lekki, nieprofesjonalny felieton. Na portalu biegowym mógłby być to felieton, o, na przykład bieganiu.
Lub wspomnianej części ciała Maryni, która z bieganiem również się w sumie łączy.
Amator rzeczywiście; nie zna się na wszystkim, namawia czasem do niebiegania, jak się biegać nie chce, nie biega szybko, albo i biega, bo co z tego, że amator? To nie znaczy, że ma szybko nie biegać. Nie zawsze „robi trening”, czasami sobie po prostu biega. Czasem wytknie coś albo obnaży, wsadzi szpilkę albo i wystawi język. Bo felietony na luzie raczej powinny być. Stronnicze i subiektywne. Na tym polega idea gatunku. Nie mają nikogo ani obrazić, ani na nikogo prychać, a najmniej na szybkobiegaczy i ciężko trenujących. Ale też nie na wolnobiegaczy i na niebiegających wcale. Nikogo nie oceniają.
Jeśli ktoś ma przesyt amatorskich tekstów, to niech nie otwiera i nie czyta, proste. Ma do wyboru dziesiątki innych. Mądrych tekstów zawodowców. O sprzęcie, o kadencji, o zawodach, o nawodnieniu, odżywieniu, zakwaszeniu oraz tętnie i wszystko jedno czy z nadgarstka, czy z paska.
Biegają jednak w większości amatorzy. Raczej pozytywnie zakręceni, bo nieczęsto się zdarza, żeby ktoś był amatorem biegowym i nienawidził biegać; trochę z założenia wydaje się to bez sensu. Profesjonaliści: w bazie PZLA zrzeszonych jest ok. 20 tys. lekkoatletów, więc pewnie ok. 75% (15 tys.) biegaczy? Do tego z 1000 wyczynowo biegających zawodników spoza struktur (z 30 osób z biegów ultra i górskich + inni, np. weterani), co daję sumę 16 tys., ale to bardzo luźne szacowanie; amatorskie. Takich zawodowych biegaczy (tylko to robią i wyłącznie na tym zarabiają), to jest może z 15-20 osób? Nie ma chyba wątpliwości, że amatorów jest nieco więcej?
Szanować trzeba każdego człowieka, a więc i każdego BIEGACZA; i amatora i pro. Bo czy ktoś biegnie na 29 minut, czy na 1:29 w „Biegnij Warszawo”, to jest BIEGACZ. Nie czepiać się amatorów, nie doszukiwać się u nich ignorancji, olewania i głupoty, amator nie musi znać się na wszystkim. Więcej luzu; żółć to toksyczna jest substancja. Szkodzi i profesjonalistom, i amatorom. Straszną spinę warto zostawić na treningi tempowe albo zawody. Chociaż nie wiem; mój trener twierdzi, że na luzie zawody wychodzą lepiej niż na straszliwej spinie. Bo na spinie to może ambicja tak spiąć, że zejdzie się z trasy w połowie zamiast ukończyć, a w amatorskim bieganiu nie do końca chyba o to chodzi.
To trochę jest felieton w obronie felietonów i amatorów piszących na poważne biegowe tematy w sposób często niepoważny, a często poważny, bo fakt, że jest się amatorem, nie znaczy, że pisze się wyłącznie o głupstewkach i dyrdymałkach. To wstępniak o tym, że oto nadchodzi druga seria mojego amatorskiego się tu czepiania, trochę szydzenia, a trochę wyśmiewania, ale i opowiadania, i wywnętrzania się, i zabawy słowem, i wsadzania różnych kijków w różne mrowiska.
_____________________
Marta Kijańska–Bednarz; mówi o sobie
„literatka”. Ur. w Warszawie w 1978 r., studiowała w Warszawie i
Krakowie (ochrona środowiska, dziennikarstwo i pisarstwo). Mieszka w
stolicy, chociaż wolałaby w górach. Ma na swoim koncie 4 tomiki poezji
oraz 2 powieści: „(nie)winna” i „Jutro właśnie nadeszło”. Była
felietonistką miesięcznika literackiego „Bluszcz”, portalu NaTemat.pl. i
magazynu „Kingrunner Ultra”, pisuje do polskabiega.pl. Bieganie jest
jej największą pasją (9 maratonów, 9 biegów górskich na dystansie ultra,
w tym 3 powyżej 100 km). Jej profile społecznościowe: Instagram i FB.
Fot. Gintare Grine, Trail Running Factory Mont Blanc camp