Redakcja Bieganie.pl
Kilka najlepszych wyników w tegorocznych tabelach w biegach uzyskano podczas premierowego mityngu Diamentowej Ligi w Dosze. Adam Kszczot rozpoczął rok z dobrym wynikiem 1:45.60. Na 800 m kobiet klasowy wynik 1:54.98 uzyskała Caster Semenya. Ciekawie było też w innych biegach średnich oraz sprintach.
Na stadionie Khalifa International w Dosze odbył się pierwszy z tegorocznych mityngów Diamentowej Ligi. Obiekt przeszedł próbę generalną przed rozgrywanymi za 5 miesięcy mistrzostwami świata. Ceglastej barwy bieżnia niosła zwycięzców po najlepsze w tym sezonie wyniki w tabelach. Na obiekcie zamontowano na wysokości płyty głównej specjalny system klimatyzacji, którego zadaniem było m.in. ułatwienie rywalizacji biegaczom.
Konkurencje biegowe w obsadzie międzynarodowej rozpoczęły się od biegu na 400 m przez płotki. Mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro Dalilah Muhammad udowodniła, że na początku sezonu jest już w niezłej formie. Szczupła Amerykanka biegła od początku bardzo mocno, uzyskując przewagę jednego rozstawu już po 300 metrach. Ostatecznie pojawiła się na mecie z najszybszym w tegorocznych tabelach wynikiem 53.61. Druga na kresce była jej rodaczka i zarazem zawodniczka z najdłuższymi paznokciami w stawce – Ashley Spencer (54:72)… może właśnie o te kilka centymetrów przed Ukrainką Anną Ryzjakową (54:82).
Na dystansie 800 metrów kibicowaliśmy wicemistrzowi świata Adamowi Kszczotowi. Bieg prowadził Bram Som najbardziej znany pacemaker na światowych arenach. Miał za zadanie osiągnąć 400 m w 50.5 sekundy (wyszło nieco szybciej – 50.26). Na bieżni było ciasno, ścigało się aż 14 zawodników, a jednak nasz reprezentant miał startowy tor do swojej dyspozycji. Bieg rozpoczął mimo wszystko bardzo spokojnie i do 550 metra zajmował przedostatnią lokatę.
Z przodu stawki ton nadawał dość niespodziewany lider światowych tabel, faworyt gospodarzy Abubaker Haydar Abdalla (r. ż. 1:44.33). 600 m czołówka osiągnęła poniżej 1.18. Po 700 metrach Katarczyka zaatakował nowy gwiazdor kenijskich biegów średnich Emmanuel Korir (zwycięzca Diamentowej Ligi z ubiegłego roku). Na zewnątrz wyszedł mu jednak, ubrany w koszulkę Oregon Track Club Elite, wicemistrz olimpijski Nijel Amos. I to doświadczony Botswańczyk wytrzymał siłowo ostatnią prostą. W swoim charakterystycznym, przypominającym nieco bieg jaszczurki stylu, prześlizgnął się po zwycięstwo z czasem 1:44:29. Drugi Korir miał 1:44.50, a trzeci Amerykanin Brazier 1:44.70.
Kszczot przesunął się ostatecznie na 7. lokatę. Na pierwszy rzut oka wystąpił bez błysku, ale mimo wszystko zanotował jedno z lepszych „otwarć” w karierze: 1:45:60.
Najlepszy wynik sezonu 2019 osiągnięto również w ciekawym wyścigu na 3000 m z przeszkodami. Faworytem był tu 10. zawodnik w tabelach All-time Marokańczyk Soufiane El Bakkali (r. ż. 7:58.15). Już po 1000 metrach doszło jednak do wywrotki jednego z Afrykańczyków, w wyniku której Bakkali musiał zwolnić i spadł na miejsce poza pierwszą ósemką. Dystans 2000 m zasadnicza grupa osiągnęła w 5:27, a więc trudno było liczyć na złamanie bariery 8 minut na mecie. Nieoczekiwanie finisz zaczęli nie Kenijczycy, ale Etiopczyk Chala Beyo oraz Amerykanin Hillary Bor. Ten ostatni na łeb na szyję pokonał decydujący rów z wodą i prowadził jeszcze do ostatniej przeszkody. Jednak zdecydowanie najwięcej sił na finiszu zachował Bakkali, który triumfując na końcowych 30 metrach, osiągnął niezłe 8:07.22. Bor zanotował nową życiówkę 8:08.41, trzeci był ostatecznie Kenijczyk Leonard Bett z rezultatem 8:08.61.
Ciekawie zapowiadała się rywalizacja na 200 m mężczyzn. W stawce nie było co prawda Amerykanów, biegło jednak kilku zawodników z życiówkami poniżej 20 sekund. Na torze szóstym oglądaliśmy występ mistrz świata i Europy Turka Ramila Gulijewa, który po świetnej drugiej setce wywalczył wartościowe 19:99. Do 150 metra stawce przewodził Kanadyjczyk Aaron Brown – na mecie ostatecznie trzeci (20.20) za Alexem Quinonezem z Ekwadoru (20.19).
Biegnący w „łańcuchu” na szyi, przeciwsłonecznych okularach, z zegarkiem na ręku i tatuażami na ramionach Gulijew wyglądał za metą na nieco „odklejonego” od rzeczywistości. W krótkim wywiadzie powiedział jednak, że po długich przygotowaniach halowych wkracza z mocą w nowy sezon i liczy na obronę tytułu mistrzowskiego jesienią.
Wszystkie oczy w zwróciły się na bieżnię, gdy wyczytywano nazwiska uczestniczek biegu na 800 m. Startowała tam, ostatni raz przed rozpoczęciem narzuconej przepisami IAAF terapii hormonalnej, Caster Semenya. Przypomnijmy, że w tym tygodniu Trybunał Arbitrażowy d.s Sportu odrzucił apelację mistrzyni olimpijskiej, co za tym idzie weszły w życie przepisy nakazujące kobietom startującym na dystansach od 400 m do mili utrzymywanie niższego niż 5 nanomoli na litr krwi poziomu testosteronu.
Semenya ruszyła bardzo mocno, naciskała wręcz pacemakerkę prowadzącą bieg do 500 metra. Potem nie oglądając się na nikogo oderwała się od stawki, osiągając 600 m w około 1:26. Próbowała zachować z nią kontakt jedynie druga na IO w Rio Burundyjka Francine Nyionsaba, jednak na każde dziesięć pokonanych metrów traciła jeden.
Ostatecznie reprezentantka RPA uzyskała jeden z najlepszych wyników w historii światowej osiemsetki: 1:54.98. Nyionsaba zaś osłabła i pobiegła 1:57.75. Z tyłu trwała walka o 3. miejsce, z której zwycięsko wyszła (biegnąca wizualnie naszym zdaniem najładniej) Amerykanka Ajee Wilson (1:58.83). Aż 5 zawodniczkom udało się złamać w tym biegu 2 minuty, najlepszą z Europejek była Lynsey Sharp z Wielkiej Brytanii (2:01.51).
Z emocjonalnego wywiadu Semenyi za linią mety można wywnioskować, że w Dosze rywalizowała nie tylko z rywalkami z bieżni:
– Wierzę, że nic w życiu nie jest trudne, bo to od ciebie zależy, jakim to życie bierzesz. Jako sportowiec wierzę w rywalizację. Sport uczy tego, by przeć do przodu pomimo przeciwności losu. Wiem, że życie może być czasami trudne, ale wierzę, wierzę, że zawsze istnieje droga do rozwiązania problemów. (…) Jeśli przede mną postawiono ścianę, przeskakuję ją. Zamierzam cieszyć się życiem i je przeżywać. Będę dalej biegała i trenowała. Dla mnie niemożliwe nie istnieje – powiedziała zawodniczka z RPA, która porównała przeszkody stojące przed nią do płotu oddzielającego Meksyk od Stanów Zjednoczonych.
Więcej o odrzuceniu przez CAS apelacji Semenyi pisaliśmy TUTAJ.
Na 1500 m mężczyzn było trochę mniej ciekawie. W liczebnej przewadze byli zawodnicy ubrani w niebiesko-zielone stroje jednego z brandów sportowych na literę N. Nikt nie kwapił się jednak do korzystania z prowadzenia pacemekarów, tak jakby ustawiając się do walki na końcówce. Wiadomo zresztą było, że w Dosze padnie rekord sezonu na „półtoraka” (dotychczas na poziomie 3:37). W czołówce aktywni byli Kenijczycy: mistrz świata Elijah Manangoi, charakterystycznie pochylony do przodu zwycięzca DL 2018 Timothy Cheruiyot, ale również doświadczony Marokańczyk Abdelaati Iguider. Manangoi prowadził, ale wydawał się być na straconej pozycji, bo niemal wszyscy zachowali siłę, by zaatakować jego miejsce na ostatnich 300 metrach. Wydawało się, że bieg musi wręcz wygrać Cheruiyot, który zaczaił się za plecami rodaka, jednak na 50 m do kreski cienkonogi Manangoi atak odparł i cieszył się na mecie z wyniku 3:32.21 Może dlatego, że Cheruiyot (ostatecznie 3:32.47) wrócił niedawno do treningów po trzymiesięcznej kontuzji… Trzeci na katarskiej bieżni był kolejny reprezentant Kenii, 21-letni Bethwell Birgen (3:33.12).
W sprintach kobiet na uwagę zasługuje zdecydowane zwycięstwo Brytyjki Diny Asher-Smith na rozgrywanych pod koniec mityngu 200 metrach (22:26). Podwójna mistrzyni Europy z Berlina wygląda bardziej atletycznie niż w ubiegłych latach i już teraz uznajemy ją za murowaną faworytką do medalu na październikowych mistrzostwach świata.
Warto podsumować też wydarzenia z ostatniego biegu na 3000 m kobiet. W stawce na dystansie 7,5 okrążenia aktywne były szczególnie Kenijki: prowadząca długo Gloriah Kite, rekordzistka świata z przeszkód Beatrice Chepkoech, ale i utytułowana Helen Obiri – zwyciężczyni tegorocznych MŚ w crossie. Zawodniczki biegły bardzo blisko siebie, co poskutkowało upadkiem Lilian Rengeruk i małym zamieszaniem w peletonie na około 900 m do mety. Niedługo potem na długi finisz zdecydowała się Obiri, której „na kole” usiadła Genzebe Dibaba, etiopska rekordzistka świata na 1500 metrów (ale i rekordzistka z hali na 3000 m).
W zeszłych sezonach wynik takiej rywalizacji byłby przesądzony. Tym razem Etiopka miała jednak gorszą końcówkę i przegrała z reprezentantką Kenii. Obiri pokonała ostatnie okrążenie w 60.93 i ostatecznie wykręciła rezultat 8:25.60. Dibabie zmierzono 8.26.20 (nowe PB z otwartego stadionu). Na trzecim miejscu wyścig kończyła… ambitna Rengeruk, która mimo upadku uzyskała również nową „życiówkę” 8:29.02.