Redakcja Bieganie.pl
Yukon Arctic Ultra uznawany jest za najtrudniejszy zimowy bieg świata. Każdy z zawodników jest bardzo ściśle weryfikowany przez organizatorów, by wyeliminować biegaczy mało doświadczonych, których udział mógłby być bardzo niebezpieczny dla ich zdrowia i życia. Do mety docierają zwykle trzy-cztery osoby. Po dziewięciu miesiącach przygotowań pod okiem specjalistów z High Level Center, Andrzej Gondek jest już na miejscu i właśnie przechodzi szkolenie adaptacyjne przed startem w ekstremalnych warunkach.
– Nie tylko mogę sprawdzić, czy cały sprzęt działa jak należy, lecz także upewnić się, że nie mam trudności z rozpalaniem ognia w tutejszych warunkach – tłumaczy. – Jeśli czegoś z różnych powodów nie udało mi się przetestować w Polsce, tutaj mam szansę, by sprawdzić to przed samym biegiem.
To o tyle ważne, że Yucon Arctic Ultra jest oparty na formule samowystarczalności. Żywność i wszelki sprzęt potrzebne do przeżycia Andrzej będzie ciągnął w saniach za pomocą specjalnej uprzęży. Noce spędzi pod gołym niebem, śpiąc w śpiworze i w worku biwakowym, zamienniku namiotu. Ogrzeje się przy ognisku, stąd obecność w jego wyposażeniu piły do cięcia gałęzi. Wśród obowiązkowego sprzętu znajdują się też m.in. kuchenka do samodzielnego przyrządzania posiłków, łopata lawinowa, łańcuchy do chodzenia po lodzie, GPS czy lokalizator SPOT, dzięki któremu każdy może śledzić poczynania Andrzeja on-line na stronie www.arcticultra.de/en.
– Kilka kluczowych rzeczy, w tym sanie i śpiwór, czekało na mnie na miejscu, ale i tak zabrałem z Polski tyle sprzętu, że nie zmieściłem się w limicie na nadawany bagaż – mówi Andrzej.
– Szczęśliwie obie moje torby dotarły ze mną na miejsce, a o zgubę nie było trudno, bo leciałem do Whitehorse z dwoma przesiadkami w Londynie i Vancouver – opowiada.
Na trasie znajdują się trzy przepaki, czyli miejsca, gdzie można przechować ubrania na zmianę czy zapasy żywności. Na dwóch pierwszych punktach obowiązują limity czasowe: do Braeburn, 151 km od startu, Andrzej musi dotrzeć w ciągu trzech dni, a do Carmacs, 278 km od startu, w ciągu czterech i pół dnia. Całą trasę musi pokonać w ciągu trzynastu dni.
– Przez pierwsze dwa dni zamierzam biec po około 50 km dziennie. Jeśli jednak mój organizm będzie dobrze funkcjonował w niskich temperaturach, przyspieszę – zdradza swoją taktykę.
Kolejne etapy przygotowań Andrzej relacjonował na swoim blogu www.andrzejgondek.blog.pl, publikując plan treningowy, dietę i wyniki specjalistycznych badań.
– Sztuka polega na tym, by odłączyć głowę od ciała. Ciało wysyła komunikaty z mięśni, z nóg, ze skóry, że jest ciężko, gorąco, że masz żywe rany, opuchnięte stopy, bóle przeciążeniowe, jesteś głodny, odwodniony – musisz umieć oderwać się od tych zakłóceń – tłumaczy.
Na Yukonie, na najdłuższym dystansie biegowym, Andrzej Gondek będzie rywalizował z 34 zawodnikami z całego świata.
Półwysep Yukon w Kanadzie, warunki atmosferyczne, dystans oraz ograniczona liczba osób, które mogą zmierzyć się z tym wyzwaniem sprawiają, że jest to naprawdę bardzo trudne wyzwanie. Każdy z zawodników jest bardzo ściśle weryfikowany przez organizatorów, by wyeliminować przypadkowych, mało doświadczonych biegaczy, których udział mógłby być bardzo niebezpieczny dla ich zdrowia i życia.
Zawody odbywają się w formule samowystarczalności, tzn. uczestnik cały niezbędny sprzęt pozwalający mu przeżyć w skrajnych warunkach oraz wyżywienie musi mieć ze sobą, na saniach, które ciągnie podczas biegu. Rywalizacja odbywa się na dystansach maratonu, 100 mil, 200 mil, 300 mil oraz 430 mil (700 km) w trzech kategoriach: biegowej, na nartach i na rowerach. Odczuwalna temperatura podczas biegu sięga poniżej 50 stopni Celsjusza. Trasa prowadzi szlakiem Yukon Quest, najtrudniejszego na świecie wyścigu psich zaprzęgów.
Jak dotąd żaden z Polaków nie ukończył tego morderczego biegu, choć kilku podejmowało próby w poprzednich edycjach. W tym roku jedynym Polakiem na liście startowej jest Andrzej Gondek.