Redakcja Bieganie.pl
Obaj biegacze LKS Olymp Błonie specjalizują się w biegach ultra powyżej 100 kilometrów, gdzie o sukcesie lub porażce decyduje siła psychiki, którą wykazuje się 18-20 godzinach walki na trasie. Tam kończy się granica wytrenowania, zaczyna zaś świat biegowego szaleństwa. Rzeźnik to przy tym dłuższe wybieganie, jednak jak każdy dystans w bieganiu – boli, bo wszystko jest tylko kwestią tempa jakim się poruszamy. Czy para biegaczy z najściślejszej światowej czołówki, ale z przeciwnego bieguna ultra ma szansę pokrzyżować plany góralom?
Zacznijmy od osiągnięć bardziej doświadczonego Szynala. Zadebiutował na trasie Maratonu Juranda w 1997 roku, kiedy bieganie w Polsce było w powijakach. Potem wznowił swoją aktywność od 2003 roku. Po licznych biegach na 10 km, półmaratonach i maratonach, zadebiutował w Sudeckiej Setce w 2008 roku uzyskując czas 10:38. Rok później wspólnie z Piotrem Sawickim zajął 5. miejsce w Rzeźniku uzyskując czas 10:09. W górach więcej się nie pojawił. Jak wspominał całą trasę przegadał wspólnie z towarzyszem i podkreślił, że wtedy to jeszcze praktycznie nie biegał…
Poważne starty i sukcesy zaczęły się w 2011 roku, kiedy Paweł zajął 3 miejsce na MP w biegu 24-godzinnym przebiegając 219 kilometrów. Rok 2012 to już pierwszy międzynarodowy sukces. Drużynowy brąz mistrzostw Europy w biegu 24-godzinnym z rezultatem 237 kilometrów. W 2013 roku start na MŚ w Holandii mu nie wyszedł jednak jesienią poprawił rekord życiowy na trasie Maratonu Warszawskiego wynikiem 2:48. Dziesiątki tysięcy wybieganych kilometrów z każdym rokiem wznosiły go na wyższy poziom. W 2014 roku otarł się o rekord Polski Sawickiego, podczas MP w biegu dobowym zdobył złoto wynikiem 253,5 km.
W minionym już sezonie interesowała go wyłącznie jedna impreza – Mistrzostwa Świata i Europy w Turynie. Pojechał tam przygotowany perfekcyjnie z całą ekipą serwisową, przez lata testował różnego rodzaju odżywianie i napoje, po każdym starcie wypisywał sobie listę błędów i w kwietniu przyniosło to zamierzone rezultaty. W ciągu 24 godzin przebiegł 261 km i 181 metrów poprawiając rekord Polski i zdobywając srebrny medal MŚ i ME – jest to największy sukces polskiego lekkoatlety na dystansach powyżej 100 kilometrów.
Paweł długo się regenerował, jednak we wrześniu wystartował w krajowych mistrzostwach i obronił tytuł wywalczony przed rokiem – osiągnął 246,8 km, czyli symbolicznie tyle, ile wynosi dystans Spartathlonu, który w przyszłym sezonie będzie docelową imprezą biegacza z Błonia.
Czas na wykuwającego swoją formę w lasach Kampinosu Andrzeja Radzikowskiego. Wyszedł niejako spod skrzydeł Pawła, to on wciągnął go do biegania, namówił na starty w ultra. Andrzej miał bardzo krótki maratoński podkład. W 2012 roku zadebiutował w biegu 24-godzinnym i od razu zajął 3 miejsce na MP ze świetnym wynikiem 235 km. W tym samym sezonie dołożył jeszcze 249 km podczas MŚ i ME w Chorzowie i wspólnie z kolegami z drużyny wywalczył brąz. Miesiąc później wygrał także 100 km w Kaliszu z czasem 7:37. Trzy biegi ultra na bardzo wysokim poziomie i to w tak krótkich odstępach czasu… W 2013 roku był już mistrzem Polski w biegu dobowym i wykręcił 251 kilometrów. Kolejny sezon i kolejne sukcesy. Rekord Polski w biegu 12-godzinnym w Rudzie Śląskiej z wynikiem 145 km 572,5 m. A impreza miała być jedynie przetarciem przed drugą częścią sezonu i atak na rekord nie był wcześniej planowany. Jak się okazało rezerwa faktycznie była, bowiem niespełna pół roku później Radzikowski świętował trzecie miejsce na prestiżowym Spartathlonie. Drogę z Aten do Sparty pokonał w 25 godzin i 49 minut.
W kończącym się sezonie marzył o podium MŚ w biegu dobowym, jednak poniósł bolesną porażkę. Zaledwie 7 tygodni później był już na Węgrzech, gdzie wystartował w Ultrabalatonie. 221-kilometrową trasę pokonał średnim tempem 5:09 min/km i po 18 godzinach 38 minutach ukończył zawody na drugim miejscu. Niestrudzony ultras w drugiej części sezonu poprawił swój rekord życiowy w półmaratonie (1:16) a starty zakończył w Grecji, zajmując 18. lokatę podczas Spartathlonu.
Wyliczając tylko niektóre ważniejsze osiągnięcia nie sposób zaliczyć obu panów do grona głównych faworytów. A jak sami zainteresowani oceniają swoje szanse?
– Głównym startem w nadchodzącym sezonie będzie dla mnie Spartathlon – podkreśla Szynal. Optymalny plan zakłada szybki półmaraton wiosną, a później poprawienie rekordu życiowego w maratonie. Wszystko zależy od tego jak uda mi się przepracować okres zimowy. Rzeźnika chciałbym pobiec mocno, ale na ile to będzie „mocno” trudno powiedzieć, bowiem to całkiem inny bieg, niż te, w których startowałem dotychczas – dodaje wicemistrz świata.
– Na ten bieg namówił mnie mój kolega klubowy, przyjaciel Paweł. To nie był mój pomysł. Dla mnie to pierwszy górski bieg o takiej długości, a dodatkowo nigdy nie biegałem w parach. Nie mam też doświadczenia w bieganiu po górach, ale jak to mówią „pierwszy bieg niewiadomy jest najlepszy”. Paweł mnie wybrał, zatem ma do mnie zaufanie, że nie zostanę za plecami i nie będę się czołgał – mówi nam Andrzej Radzikowski. Na pewno odczuwam pewien niepokój, ale myślę, że uda się ukończyć na dobrej pozycji. Dla mnie będzie to dobra zabawa i trening, miło będzie się pościgać z najlepszymi w tej specjalności. W końcu jedziemy na Bieg Rzeźnika! Koniec maja, może być gorąco i na trasie może wydarzyć się wszystko. Muszę/musimy przygotować się do tego ukształtowania terenu. Notuje się rekordy trasy, ale na tę chwilę o nim nie myślę, ponieważ nie znam trasy i terenu. Na pewno będę chciał się pod ten bieg przyszykować. Dobrze zaplanowany trening to sukces. Znam Pawła oraz siebie i wiem, że nigdy się nie poddajemy na trasie. Biegamy do końca. Jedno co musimy tam zrobić to wbiec razem na mecie i powiedzieć sobie, że wykonaliśmy dobrą robotę – podsumowuje Radzikowski.
Dwóch herosów, dwie wielkie całkiem odmienne osobowości i sposoby treningów. Pierwszy otwarty, ułożony, drugi przypominający bardziej Janusza Kusocińskiego – samotny długodystansowiec. Ta para będzie z pewnością mieszanką katorżniczej pracy, uporu, niezłomności, silnej woli i okraszonej talentem. Obaj są ostrożni w prognozach, bowiem góry nie są ich środowiskiem naturalnym a dystans Rzeźnika to raczej sprinterskie ultra. Jedno jest pewne emocji sympatykom ultra oraz dziennikarzom biegowym z pewnością dostarczą. A jak będzie przekonamy się już 27 maja!