New Balance Vazee Rush – test
Po bardzo pozytywnych doświadczeniach z Fresh Foam Zante moje oczekiwania wobec kolejnego modelu od New Balance były bardzo wysokie. Chociaż zdjęcia tytułowych Vazee Rush nie wyglądały zbyt zachęcająco i odstraszały roztytą podeszwą, to mimo wszystko liczyłem na, w najgorszym wypadku, przyjemne treningówki.
Nie taki diabeł straszny…
A w tym przypadku podeszwa, która na zdjęciach wygląda jak rasowe żelazko na obcasach. Pozory jednak mylą i chociaż Vazee to solidny kawałek słoniny pod stopami to drop wynosi w nich już tylko 6 mm, czyli całkiem przyzwoicie. Nie jest on zbytnio wyczuwalny i nie czuję, żeby przyczyniał się jakoś do lądowania na pięcie.
Dzięki temu, że pianka Revlite dobrze amortyzuje, a do tego jest jej sporo, to Vazee naturalnie wysuwają się jako kandydat do biegania dłuższych dystansów, chociaż jest to tak na prawdę model bardzo uniwersalny, który dobrze sprawdza się też na krótszych biegach.
Jak łatwo się domyślić, podeszwa nie należy do tych najbardziej elastycznych, ale na szczęście nie jest też twarda jak deska. Przednia jej część zgina się względnie dobrze, a dopiero w okolicach śródstopia natrafiamy na opór. Z punkty widzenia biegania naturalnego z pewnością nie są to buty idealne, ale jeżeli nie jesteście purystami tego nurtu, to ich nie skreślajcie.
Dzięki takiej konstrukcji podeszwa z jednej strony zapewnia dobrą amortyzacją, a jednocześnie jest sprężysta i zachęca do podkręcenia tempa. Szybkiemu bieganiu sprzyja również niska waga, które w standardowym rozmiarze wynosi niespełna 230 gramów, czyli bardzo przyzwoicie biorąc pod uwagę kaliber buta.
Podeszwa zewnętrzna to elementy z twardszej, bardziej odpornej na ścieranie gumy, która rzeczywiście trzyma się bardzo dobrze i po przebiegnięciu kilkuset kilometrów ślady zużycia są minimalne.
Cholewka wygląda trochę bajerancko, ale w rzeczywistości jest to dosyć prosta konstrukcja. Od wewnątrz wykończona jest bardzo starannie, więc nic nie obciera ani nie uwiera. Język jest zintegrowany z wewnętrzną warstwą cholewki, dzięki czemu bardzo dobrze opina stopę i dopasowuje się do jej kształtu. Jest on również wykonany z miękkiego materiału, co pozwala trochę mocniej zaciągnąć sznurówki bez obaw o to, że będą uciskały podbicie.
Ruszyła maszyna po szynach… czyli biegniemy!
Tak to mniej więcej wygląda od strony technicznej, a jak się w NB Vazee Rush biega? Jakby to powiedzieć… biega mi się w nich świetnie! Zanim do mnie dotarły pomyślałem, że jeżeli będą choć w połowie tak fajne jak Zante, to będzie git, ale one są równie dobre.
Amortyzacja, którą zapewnia podeszwa nie jest pluszowa i zamulająca, ale dynamiczna. Dzięki temu bez obaw sięgam po Vazee bez względu na to, jaki mam zaplanowany trening. Na długich i spokojnych wybieganiach zapewniają mi komfort, a jednocześnie nie mam poczucia, że walczę z butem, który chciałby biec szybciej. Na szybszych treningach za to budzą się jakby ze snu i pokazują pazur. Nie straszne im ani tempo progowe ani interwały.
Cholewka bardzo dobrze trzyma stopę i chociaż wiele osób narzeka na wąski czubek, to w moim przypadku jest on dopasowany idealnie. Może rzeczywiście nie pozostawia palcom zbyt wiele miejsca na swobodne rozczapierzanie się, ale pamiętajmy, że but do szybkiego biegania powinien siedzieć trochę ciaśniej.
Vazee dla mnie podchodzą do kategorii startówek do tego stopnia, że zdecydowałem się pobiec w nich
połówkę w Raciborzu i nie zawiodłem się. Buty spełniły swoje zadanie, czyli zapewniły komfort na tym dystansie, a jednocześnie sprzyjały podkręceniu tempa. Parę tygodni później stałem przed wyborem butów na
Maraton Wrocławski i zdecydowałem się na adidas adizero adios Boost 2, czego później żałowałem, bo o tyle o ile Adidasy pozwalają szybko biegać, to pod względem komfortu wyraźnie ustępują NB.
Warto nadmienić również, że Vazee są o wiele trwalsze niż Zante, w których podeszwa zewnętrzna dosyć szybko zaczęła okazywać pierwsze oznaki zużycia. Vazee trzymają się bardzo dobrze zarówno pod względem trwałości podeszwy jak i cholewki.
Jednym zdaniem
New Balance Vazee Rush to świetne lekkie buty treningowo-startowe, które sprawdzą się praktycznie na każdego rodzaju treningu i na każdym dystansie.
To jeszcze jedno zdanie
Gdybym miał wybierać pomiędzy Vazee a Zante, to szczerze mówiąc nie wiedziałbym co bym wybrać. Oba modele są bardzo udane i oba, chociaż trochę się od siebie różnią, bardzo przypadły mi do gustu. W obu pobiegłem dobre zawody, więc ciężko jest mi jednoznacznie stwierdzić, które są lepsze… a może jednak różnica pomiędzy Fresh Foam a Revlite nie jest aż tak wielka jak sobie wmawiamy 😉 No i wyszło więcej niż jedno, a nawet dwa zdania podsumowania 😉