5 września 2014 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Niemożliwe jest możliwe. Rok na 4deserts i IRONMANA. Od zera.


W bieganiu trudno jest się jakoś wyróżnić, jeśli nie uzyskuje się wybitnych rezultatów. Nie każdy może być Heniem Szostem lub Karoliną Jarzyńską. W kolarstwie czy triathlonie jest łatwiej. Można kupić rower za 50 tys i każdy, nawet najlepszy zawodnik zwróci na Ciebie uwagę.

Mój rozmówca twierdzi, że nie wyróżnienie się było motywem jego działania, choć podejrzewam, że rower też ma za kilkadziesiąt tysięcy.

dlewczukmain1

Lat blisko 40, ewidentna nadwaga. Na ręku zegarek za 20 tys (TAG Heuer Carrera), na parkingu Porsche za 500 tys, okulary Porsche Design. Półtora roku temu stwierdził, że zacznie się usportawiać. Do tego momentu jego główna sportowa aktywność wiązała się co najwyżej ze ściganiem się w elitarnym gronie właścicieli Porsche na torze w Poznaniu.

20 lat temu grał w koszykówkę, ale w momencie podjęcia decyzji miał praktycznie zero  biegowych doświadczeń. W pół roku zrobił pięć triathlonów (olimpijskich) i połówkę Ironmana. To nadal było niewiele. Stwierdził, że weźmie udział w niezwykłym projekcie: biegu ultra (a raczej cyklu czterech biegów każdy 250 km) po czterech pustyniach na świecie i gdzieś pomiędzy zrobi IRONMANA.

Za sobą ma już dwie pustynie i IRONMANA. A wszystko to przy treningu śmiesznie małym w stosunku do tego co każdy z nas by mu radził. Poznajcie Daniela Lewczuka.

035H5171

Czyj to był pomysł, projekt 4 Deserts?

Pierwszy raz usłyszałem o projekcie 4 Deserts w 2009 roku od mojego znajomego Stefana z Kanady, zarządza jedną z największych firm rekrutacyjnych w Kanadzie, on mi o tym pierwszy raz opowiadał, pokazał slajdy z Gobi. Ja byłem wtedy na ukończeniu rehabilitacji kolan po operacji.
Grałeś w kosza, tak?
Tak, 20 lat temu i 25 kg temu, grałem w Stanach na studiach.
Ale nie w NBA?
W lidzie uniwersyteckiej, ale wielu przeciwko których grałem było potem w NBA, np. Tony Delk. Wówczas Stefan opowiedział mi swoją historię, że w 2009 roku kiedy zaczynał się kryzys, a był to już trzeci kryzys w jego zawodowej karierze on zastanawiał się w jaki sposób mógłby lepiej podołać temu co go czeka, co czeka branżę, jak mógłby lepiej i skuteczniej zarządzać firmą. Szukając rozwiązań zaczął biegać. I wymyślił, że musi zrobić coś co będzie trudne dla niego samego. Zainspirował mnie tym.
Ale od tamtej pory, od 2009 roku jakoś biegałeś, trenowałeś?
Nie, w zeszłym roku, po wielu latach przerwy, wróciłem do sportu. Wtedy pomyślałem o 4deserts. Okazało się, że jeszcze nigdy nie zrobił tego nikt z Polski. Ale zobaczyłem, że są tam na liście zapisani dwaj Polacy, Marek i Andrzej. Stwierdziłem, że skoro lecimy razem na Sahara Race, to warto byłoby się jakoś poznać. Zaprosiłem jeszcze do projektu Marcina, z którym znam się z dzieciństwa, który miał za sobą już kilkanaście maratonów. Z Andrzejem poznaliśmy się kilka tygodni przed wylotem do Jordanii, a z Markiem dopiero na miejscu, choć oczywiście wcześniej wymienialiśmy się całą masa maili dotyczących wyboru sprzętu. Marek i Andrzej mieli już za sobą Maraton Piasków więc byli bardziej doświadczeni. Marek był niesłychanie pomocny w kwestii obniżania wagi naszego biegowego plecaka, który przecież musimy przez całą trasę nieść na plecach. Tu kilka gram, tu kilkanaście. Nie myślałem, że to ma takie znaczenie, ale na 200 kilometrze 200 gram już ma znaczenie. Więc poznaliśmy się w końcu w Jordanii i od tej pory tworzymy fajny zespół. 

035H4717

Teraz jedziecie na Atakame, w Ameryce Południowej gdzie macie przebiec 250 km.
Tak, taki jest plan: 250 km w 7 dni.
Rozumiem, że tego nie da się cały czas biec? Częściowo idziecie?
Tak, tam nie da się cały czas biec. Są wąwozy, kaniony, strome podejścia, w takich miejscach musisz zwolnić. Zawodnik, który najszybciej pokonał pustynię Gobi: Chema Martinez (Jose Manuel Martinez) całą trasę pokonał w blisko 26 godzin, czyli wolniej niż 10 km na godzinę. A to nie byle kto, olimpijczyk z Aten i Pekinu, z życiówką w maratonie 2:08:09. Tam zresztą na odcinku 19 km wbiegaliśmy z poziomu 400 m n.p.m. na 2850. Tego się nie da biec. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie – czy warto biec i zupełnie pozbawić się energii czy podejść kawałek, a oszczędzić energie na te odcinki gdzie biec możesz.
Jak to jest podzielone na etapy?
Pierwsze cztery dni średnio około 40 km, potem następuje długi etap, na Saharze to było 90 km, na Gobi 70, na Atakamie jeszcze nie wiadomo jak to będzie.
Skąd wiecie gdzie biec? Jest was tak mało, że na tak długiej trasie szybko tracicie kontakt wzrokowy.
Organizator wbija dobrze widoczne flagi co 25-50 m. A tam gdzie się flagi nie da wbić, bo są skały, to oznaczają to inaczej – obwiązują kamienie, czasem sprayem. 
Starasz się biec tam gdzie możesz?
Mam zasadę, że na podejściu jem kiedy mogę, a na płaskim lub w dół staram się biec ile sił w nogach.

4M8W4906

Patrząc na ciebie to masę masz niezbyt długodystansową, ile ważysz?
105 kg. W zeszłym roku nikt nie myślał że jestem w stanie zrobić IRONMANA w Klagenfurcie. Wg mnie 70% w Ultra to jest głowa. Organizm szybko powie, że jest ciężko. Jak go przekonać, żeby biegł dalej? Dwóch gości na Saharze pobiegło bardzo dobrze, na Gobi też cisnęli mocno od początku, ale złapali kontuzję i potem już nie wyszli. Ja nie traktuję tego w taki sposób, że muszę zdobyć jak najlepszą pozycję, muszę przede wszystkim dobiec. Pokonać pustynie, pokonać swoje słabości, zwątpienia, zmęczenie. Z jak najmniejszą liczbą problemów zdrowotnych. Cały czas mam z tyłu głowy, że to są cztery pustynie a nie jedna i trzeba robić to z rezerwą.
Czy ta pierwsza pustynia cię czegoś nauczyła co mogłeś już wykorzystać na drugiej?
Ja nigdy nie przebiegłem maratonu przed Saharą… Jedyne co zrobiłem, to dwa razy 21 km i raz 21 km jak robiłem połówkę Ironmana. Więc jadąc tam nie zdawałem sobie sprawy z kilku rzeczy, z których ludzie którzy porywają się na takie cele, nie wiedziałem co to jest wysiłek maratoński, nie wiedziałem co to ściana która pojawia się na trzydziestym którymś kilometrze maratonu, a trzecia sprawa to ta niepewność jutra. Bo pierwszego dnia dobiegnę – ale czy wstanę następnego?

Niestety już pierwszego dnia zaczął się u mnie ból pasma biodorowo-piszcelowego. Nie wiem jak by to było gdybym nie miał ze sobą środków przeciwbólowych, ale było to sprawą frustrującą biec te 230 km w ciągłym bólu. Na Saharze tej słynnej ściany doświadczyłem na tym najdłuższym etapie, na 84 kilometrze zgasłem do zera. Śmieję się, że ja do dzisiaj nie zaliczyłem ściany ale od razu Mur Chiński. Tego dnia między 30-40 km zobaczyłem kolegę, Kanadyjczyka, 7krotnego IRONMANA, zapytałem się co mu się stało, okazało się, że od dwóch dni jego organizm nie przyjmował tego liofilizowanego jedzenia i opadł z sił, bo wszystko wymiotował. Więc ja wyjąłem 2 czy 3 żele czy batony i mu dałem, to było dla mnie normalne, on dzięki temu dobiegł, Ale to było te 500 kcal, których mi zabrakło na końcówce. Przed wyjazdem kalkulowałem ile potrzebuję kalorii na bieg biorąc pod uwagę moją masę, temperaturę, pocenie się, dystans, ilość wypitych płynów, wody, izotonika, itd. Doświadczenie było naprawdę trudne, wiedziałem, że mam za sobą już 239 km, zostało mi tego dnia tylko 6 a ostatniego dnia tylko 5 km, ale było ciężko. Znalazłem jakieś dwa żele które miałem przeznaczone na ten ostatni dzień i jakoś po 20 minutach mój organizm się obudził jak dostał trochę cukru i dotarłem do mety. 

035H4644

Jak ty się do tego przygotowujesz?
Przed Sahara poprosiłem Stefana, żeby podzielił się ze mną swoimi doświadczeniami. Sporo czytałem książek o biegach ultra, o bieganiu ekstremalnym. Z jednej strony to był trening ale z drugiej strony cała wiedza dotycząca suplementacji, do czego magnez, sól, cała nowa wiedza. Plan treningowy przysłał mi Stefan. Przygotowywałem się do Sahary 3,5 miesiąca, biegałem 5-6 razy w tygodniu minimum 10 km dziennie, z tygodnia na tydzień zwiększałem liczbę kilometrów i kilogramów w plecaku. Plan treningowy był rozbity na dwie części – biegową i marszową z kijami. Ja nigdy z kijami nie chodziłem i dosyć szybko je odpuściłem, bo nie byłem w stanie poświecić tyle czasu żeby maszerując pokonać te kilometry, to były 3-4 godziny dziennie, tyle czasu nie miałem. Zrobiłem kilka treningów z kijkami, to był październik listopad grudzień, kilka razy wybiegłem do lasu ale wszystko pokryte było śniegiem więc nie chcąc ryzykować jakiegoś zwichnięcia stwierdziłem że będę biegać na siłowni. 9-12-15 km dziennie, 5-6 dni, zwiększając obciążenie, czasem jakieś dłuższe wybieganie. Cel to było dojść w tygodniu do połowy dystansu jaki czekał mnie na Saharze. Na jakieś 3 tygodnie przed wylotem zrobiłem 120 km tygodniowo.

zalozenia4deserts

Ludzie na siłowni nie byli zdziwieni, że gość biega na bieżni z plecakiem?
Byli, szczególnie jak im dawałem do potrzymania plecak, 9 kg to już jest coś. Przy okazji tłumaczyłem ludziom o co w tym chodzi, że jest też cel charytatywny.
Poza tym robiłeś jakiś dodatkowy trening siłowy?
Trochę pływałem, choćby dlatego, że szykowałem się do tego Ironmana. Ale raz w tygodniu z Tomkiem Brzózką, znanym crossfitowcem spotykaliśmy się na siłowni i robiliśmy trening siłowy, crossfitowy. To było bardzo potrzebne. Były takie przypadki na Saharze, że ludzie byli wytrenowani wytrzymałościowo, biegowo, wydolnościowo, ale nie wytrzymywali ze względu na ból pleców, nie byli przyzwyczajeni do plecaka.

Jesteś raczej majętnym człowiekiem, i nie mogę pozbyć się odczucia, że w Twoim przypadku ten projekt jest tym, czym w przypadku początkujących ale zamożnych rowerzystów czy triatlonistów rower za 50 tys zł. W bieganiu super zegarkiem czy butami nikogo nie zaskoczysz, więc wymyśliłeś sobie, że kupisz sobie trofeum jakim będzie zrobienie 4deserts, bo przecież dla zwykłego śmiertelnika to jest finansowo trudne do udźwignięcia. Różnica jest tylko taka, że kupując ten rower na tym sprawa się kończy a w przypadku 4deserts nie wystarczy sporo zapłacić ale trzeba się trochę zmęczyć. Więcej niż trochę, przyznaje że nie wyobrażam sobie siebie, żebym nawet w mojej najlepszej formie był w stanie coś takiego zrobić.
To prawda, jest to projekt kosztowny. I aspekt finansowy jest jednym z ogromnych wyzwań tego projektu. Dla nas także jest to ogromna kwota. Jesteśmy managerami w różnych firmach, trzech z czterech jest Prezesami w różnych spółkach. Doświadczenia z pustyń są dla nas bezcenne, dlatego koszt jest sprawą ważną, ale wtórną. Ja dzisiaj byłbym w stanie położyć wszystkie pieniądze za to co tam doświadczyłem. Powodem wcale nie była też chęć wyróżnienia się od 30 tysięcy ludzi biegających w miastach maratonu.

4M8W5988

Jak ludzie zaczynają biegać, to zaczynają od 5-10 km, życiówka. A ty od razu zacząłeś od czegoś totalnie ekstremalnego. Nie wydaje ci się, że czegoś po drodze brakuje?
Osobiście nie widzę żadnej frajdy z biegania po asfalcie po Marszałkowskiej z widokiem na brudne centra handlowe. Jaką frajdą jest cisnąć z założeniem na cztery godziny czy cztery i pół czy jakkolwiek, przekroczyć metę, dostać medal, ceratę na plecy i pójść do domu, nie powiedzieć nikomu dziękuję, dzień dobry, bo w tym tłumie to raczej niemożliwe. W biegach które wybraliśmy jest fantastyczne, nie tylko ten wysiłek który musimy zrobić, tam każdy jest zwycięzcą, bez względu na to czy przebiegasz dystans 40 km w 2 godziny czy 9 godzin w tamtych warunkach. Poza tym – tam część wysiłku jest kompensowana przez niezwykle piękny krajobraz, mamy niesamowite zdjęcia. Jest fantastyczna atmosfera wśród zawodników. Ci którzy dobiegają wcześniej mają nierzadko duże osiągnięcia sportowe w swoich krajach. Choćby wspomniany Chema Martinez. Ale on zawsze stał na mecie żeby uściskać tą osobę, która wbiegała po 8 godzinach, bo ta osoba przez 4 godziny dłużej maltretowała się na słońcu. Kończąc każdy etap spędzamy resztę dnia z ludźmi którzy mają za sobą naprawdę inspirujące historie. Często jest to tak zwany Senior Management, czyli kadra managerska wyższego szczebla, ale też masa ludzi reprezentujących organizacje nonprofit, wielu ludzi zbiera środki na jakiś cel charytatywny. A project 4 pustyń jest tylko środkiem do celu, platform. Ten project niesie za sobą wielkie wyzwania na różnych płaszczyznach: finansowania jego, przebiegnięcia 1000 km w 4 ekstremach na 4 różnych pustyniach świata, właściwe dobranie sprzętu, ubrania, umiejętne wybranie jedzenia i suplementów, czas spędzony tam kosztem urlopu, z dala od naszych rodzin. Nieobecność w firmie też jest sporym wyzwaniem. To trudny projekt pod wieloma względami. Nie wspominając już o czasie kiedy organizm dochodzi do siebie po powrocie… 
Ty się zajmujesz Human Resources, czyli zarządzaniem kadrami, tak?
Tak, mam firmę doradczą która od lat obsadza zarządy dużych spółek. To jest także duże wyzwanie dla naszych rodzin. Wszyscy będąc tam często rozmawiamy o naszych domach, żonach, jak sobie radzą jak nas nie ma, co robią, martwimy się, myślimy o tym. Ja akurat dzieci nie mam ale koledzy mają. Ja zawsze miałem problem z wzięciem dłuższego urlopu niż 2 tygodnie, w tym roku 38 dni nie będzie mnie w domu z tytułu przylotów, dolotów i tych 4 pustyń, to jest niestety kosztem urlopów bo na urlop dodatkowo nie ma szans. To są problemy w wielu wymiarach, Wracam i muszę się rehabilitować, bo coś boli…

035H5162

Zdarzało ci się biegać jakieś krótsze dystanse?
Przebiegłem jakieś dyszki, triadę Warszawską, półmaratony, kilka triathlonów. W tym roku zaliczyłem parę biegów sprawnościowych: Mens Expert Survival Race, 2 Runmageddony, Bieg Katorżnika, Bieg Morskiego Komandosa, może uda się pobiec w GROM Challenge i paru innych…
Jaka była najszybsza dycha
54 minuty, ale to jak zaczynałem, na samym początku, ważyłem wtedy 112 kg
A teraz ile byś pobiegł?
Nie wiem, 50 minut pewnie bym nie złamał. Hmm… ale chętnie to sprawdzę i się z tym zmierzę…



Na Atakamę dotrzecie z jakimś wyprzedzeniem, żeby się zaaklimatyzować?
Bez wyprzedzenia, do hotelu dotrzemy w nocy a o ósmej rano jest odprawa, koło 11-12 lunch, o pierwszej pakują nas do autokarów, tam wywożą nas na pustynię. Tak więc czasu na aklimatyzację nie będzie. Będziemy tam biec cały czas bardzo wysoko, to najbardziej sucha pustynia świata. Pierwszy odcinek zaczyna się na wysokości 3000 m n.p.m. Płuca będą domagać się tlenu. 
A długo po powrocie z Atakamy macie Antarktydę?
Na 2,5 tygodnia wracamy do kraju i potem lecimy praktycznie w ten sam rejon świata do Argentyny a tam statek ekspedycyjny z 70 sportowcami którzy wcześniej przebiegli co najmniej 2 pustynie (taki jest wymóg) zawiezie nas na Antarktydę. Start 1 listopada.

DSC01032

Gdybyś miał porównać Saharę i Gobi – to gdzie było trudniej?
Wszyscy najbardziej dostaliśmy w kość na Gobi, ta różnica poziomów dała nam popalić. Kiedy po tych 19 km osiągnąłem szczyt to myślałem, że uda mi eksplodują a trzeba było od razu zbiegać bo widziałem początki hipotermii u niektórych. Było blisko zera stopni I potworny wiatr. 
Jakie masz cele sportowe? Co dalej? Człowiek, który stara się zrobić życiówkę na 10 km wie co dalej, a Ty wiesz co dalej?
lewczukironmanKażdy ma jakieś swoje subiektywne cele. Tu nie chodzi o to, żeby w przyszłym roku zrobić 400 km w jakimś biegu. Mógłbym postawić sobie cel, żeby przebiec w pierwszej 50. Nie mam nikomu nic do udowadniania. A może właśnie zdecyduję by poprawić czas na 10 km. Nie wiem. Zobaczymy. Dla mnie ważny jest rozwój, droga, poszerzanie horyzontów, inspiracja, łamanie własnych barier, przekraczanie granic, etc. Ironmana też pewnie mogłem zrobić trochę szybciej, a może w ogóle nie powinienem robić? To było 2 tygodnie po powrocie z Gobi. Nie zregenerowałem się kompletnie. I zrobiłem Ironmana, mimo, że się do niego nie przygotowywałem. Nigdy nie przejechałem na rowerze więcej niż 50 km, oprócz 90 km na połówce IM we wrześniu zeszłego roku. A tam trzeba było 180 km, góra dół, a potem maraton. Jak się z tym czuję? Ukończenie Ironamana I doświadczenia z tym związane, będą niezapomniane do końca życia. Każdemu tego życzę. Mój cel to ukończyć zadania jakie przed sobą stawiam. Te łatwiejsze i trudniejsze, banalne i te bardzo trudne. Niemożliwe jest możliwe.

dlewczukmain

W sobotę 6 września, po południu, przy okazji Festiwalu Biegowego w Krynicy będziecie mogli spotkać uczestników polskiej wyprawy 4deserts, gdzie będą się oni dzielić swoimi doświadczeniami.

***

4Deserts to cykl biegów ultramaratońskich organizowanych przez firmę RacingThePlanet w niezwykłych, trudnych, wymagających i ekstremalnych miejscach świata – na pustyniach. Zawody te uznawane są za jedne za najtrudniejszych i najbardziej wymagających biegów świata. Wymagają od zawodników nie tylko bardzo dobrego przygotowania fizycznego, ale również psychicznego, które jest kluczowe podczas pokonywania dziesiątków kilometrów w tak nieprzystępnym środowisku. Każdy z biegów to 250 km dystansu do pokonania w ciągu 7 dni.

Ukończenie wszystkich 4 biegów w ciągu jednego roku gwarantuje wejście do elitarnego klubu 4 Deserts Grand Slam (Wielki Szlem). Obecnie jest na świecie zaledwie 28 osób, którym udało się tego dokonać. Nie ma w tym klubie żadnego Polaka i jest zaledwie 7 Europejczyków. W 2014 roku ten morderczy cykl zawodów planuje ukończyć 4 Polaków: Andrzej Gondek, Daniel Lewczuk, Marek Wikiera i Marcin Żuk.

Każdy z nich przebiegnie 1000 km w warunkach skrajnych, pustynnych, o zmiennym klimacie i ukształtowaniu terenu. Jest to dla organizmu ogromny wysiłek tym bardziej zważywszy na fakt, że podczas samego biegu zawodnik biegnie z ekwipunkiem na plecach, w którym oprócz wymaganego sprzętu musi mieć pożywienie na 7 dni przebywania na pustyni. Organizator zapewnia tylko wodę, namiot i opiekę medyczną, gdyż cały cykl rozgrywany jest w formule SELF SUPPORTED RACE.

Projekt udziału 4 Polaków z tegorocznym 4Deserts jest powiązany z celem charytatywnym. Począwszy od pustyni numer 2, czyli Gobi, bieganie będzie miało nie tylko wymiar sportowy, ale i społeczny. Poniżej – strona programu.

Oficjalna strona 4Deserts
www.4deserts.com

Strona 4 Polaków przygotowujących się do 4Deserts
www.facebook.com/4desertspolska

Możliwość komentowania została wyłączona.