Magdalena Łączak – tak się robi brąz Mistrzostw Świata!
Podczas niedawno rozegranych w Chamonix (Francja) Mistrzostwach Świata w tzw. Skyrunning brązowy medal na dystansie ultra (80 km) wywalczyła nasza reprezentantka – Magdalena Łączak. Jak do tego doszło?
Kiedy rozmawialiśmy w zeszłym roku (na Maratonie Gór Stołowych) mówiłaś w zdecydowanych słowach o swoich planach na najważniejsze starty 2013: Bieg 7 Dolin i Bieg Ultra Granią Tatr. Jak się później okazało, oba te biegi wygrałaś. Czy na ten sezon mistrzostwa świata Skyrunning były takim właśnie priorytetem? W takim wypadu należy pogratulować nie tylko samych występów, ale świetnego wyboru celów i konsekwencji w ich realizowaniu.
Nie chcę Cię rozczarować, ale losy naszego występu na MŚ ważyły się dość długo. Decyzję ostateczną podjęliśmy po powrocie z Majorki. Problemem jest w Polsce brak, moim zdaniem, idealnych warunków na przygotowanie się do tego typu biegu na czerwiec. Ponieważ jednak pogoda nam sprzyjała, sprzyjało nam również Schronisko Pięć Stawów, postanowiliśmy zaryzykować. Tatry były dla nas łaskawe i gościnne.
Czyli, jak rozumiem, najważniejsze starty zaplanowane na 2014 jeszcze przed Tobą?
I tak, i nie. Ważnym, bo rozpoczynającym sezon startem był bieg ultra na 112 km na Majorce. MŚ też były ważnym startem, mimo iż ostatecznie umieszczenie zawodów w planie miało miejsce dość późno. Ważnym startem będą jeszcze Mistrzostwa Polski w Maratonie Górskim w Lądku-Zdroju – Złoty Maraton oraz Bieg 7 Dolin.
Z jakim nastawieniem i oczekiwaniami stawałaś na starcie w Alpach?
Na starcie stałam z duszą na ramieniu i nadzieją na miejsce w pierwszej 10. Dopiero na dzień przed startem okazało się, że na 80 km startują Emelie Forsberg, Picas Nuria, Uxue Fraile-Azpeitia, Fernanda Maciel. Oznaczało to, że oprócz wcześniej zgłoszonych Anny Frost, Maud Gobert, Caroline Chaverot, Federici Boifava i Alessandry Carlini na starcie stanie jeszcze kilka bardzo mocnych, znanych mi dziewczyn.
Stawka była naprawdę mocna. Jak się biegło w takim towarzystwie? Czy bezpośrednie starcie z utytułowanymi rywalkami było dla Ciebie dodatkową motywacją?
Mocna stawka, jednak rywalizacja bezpośrednia była ograniczona w pierwszej części biegu. Startowaliśmy w ciemnościach o 4 rano. Mnie to osobiście bardzo odpowiadało, bo plan nie odbiegał od często przeze mnie realizowanego (choć nie zawsze 🙂 ) Ruszyłam spokojnie. Chciałam wybiec bez zajechania się dwie pierwsze góry, żeby na 3. i 4. podbiegu zaatakować. Pierwszy podbieg wyszedł idealnie. A mimo wszystko byłam poniżej 10 minut za dziewczynami (Frost i Forsberg). Potem plan musiał zostać zmodyfikowany…
W wynikach końcowych nie ma niestety międzyczasów, ale z relacji na facebooku wychodzi na to, że sukcesywnie poprawiałaś swoją lokatę w klasyfikacji?
Na tej pozycji dobiegłam do punktu odżywczego na 25 kilometrze. Po wybiegnięciu z niego dopadła mnie euforia. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Nie chodzi o to, że już czułam, że będę 3. do końca, ale trochę mnie fantazja poniosła, jakby to było stać na podium obok takich sław jak Emelie Forsberg i Anna Frost.
Wyobrażam sobie, jakie to musi być niesamowite uczucie.
Zasuwałam pod górę równo, zgodnie z planem. Wcześniej, supportujący nas Maciek Olesiński powiedział, że dzwonił Paweł i kazał mi przekazać, że 1 km od punktu odżywczego można się pomylić, mam uważać i skręcić w prawo, a nie w lewo.
Tu warto dodać, że zawody zorganizowane były super, ale ktoś nie pomyślał, że wieszanie czarnych taśm z białymi napisami na drzewach w lesie, przy świecącym słońcu, może nie być dobrze widocznym oznaczeniem trasy (na mecie dowiedziałam się od Emelie, że Nuria Picas – jedna z faworytek – pogubiła się i ostatecznie nie ukończyła zawodów).
Wracając jednak do moich zmagań z trasą, w miejscu, o którym mówił Paweł były 2 drogi i mostek – nie rozmyślając wiele, zamiast w prawą drogę ruszyłam na mostek. Okazało się, że przesadziłam. Straciłam dwie i pół minuty, więc to nic wielkiego. Nie zastanowiłam się, że to nie jest droga w prawo…
Ruszyłam dalej, miałam dużo siły, byłam ze sobą umówiona, że mam iść równo i szybko, ale spokojnie – podejście dość strome, a od około 2300 do 2600 m n.p.m. leżał śnieg.
Po jakimś czasie wybudziłam się z marzeń i zaczęłam rozglądać za taśmami. Niestety nie było ich na drodze, którą szłam, a ta była piękna – wzdłuż niezwykle malowniczych wodospadów – idealna na poprowadzenie trasy zawodów. Bez zwłoki odpaliłam nawigację w Suunto Ambicie, a ten brutalnie poinformował mnie, że jestem 1 km od trasy, którą powinnam podążać
O rety…
Bez wahania zawróciłam, w międzyczasie doszedł do mnie inny zawodnik, który usiłował mnie przekonać, że nie było innej drogi. Powiedziałam tylko, że mój zegarek mówi inaczej i zaczęłam zbieg.
Powiedz czy byłaś tak zatopiona w myślach i w transie biegowym, że nie myślałaś w ogóle o rywalizacji i kontrolowaniu innych biegaczek, czy faktycznie nie było w zasięgu wzroku nikogo przed Tobą?
Ja tak mam, że próbuję nie dostosowywać się do tempa innych osób. Uważam, że w biegach ultra trzeba poruszać się swoim tempem. Choćby chwilowe niepotrzebne szarpnięcie, może bardzo dużo kosztować na kolejnych kilometrach – odczułam to zresztą na własnej skórze.
Kiedy zbiegałam, kotłowały mi się w głowie myśli, że to już po zawodach, z takiej straty czasu się nie wygrzebię. Uświadomiłam sobie jednak, że po pierwsze przyjechały tu z nami 3 osoby, żeby nam pomagać (Support Karolina i Maciek Olesińscy oraz biegający z aparatem i kamerą Jan Wierzejski). Poza tym mnóstwo ludzi kibicuje nam w domach, a ja się wycofam, bo się pomyliłam.
Poza tym przecież ani przez chwilę nie zakładałam, że będę na pudle MŚ, więc traciłam coś, czego nie planowałam mieć.
Ruszyłam pod górę i tu pierwszy raz w życiu postanowiłam już w 1/3 trasy gonić. Efekt tego był taki, że zagoniłam siebie sama, zanim dotarłam do przełęczy. Na szczęście byłam wykończona, ale myśląca. Widziałam, że zawodnicy, których wyprzedziłam, zaczynają mnie boleśnie przechodzić i odsadzać. Wyciągałam żel za żelem i wciskałam w siebie. Po trzecim poczułam się znacznie lepiej.
Ta druga pomyłka kosztowała Cię dobry kwadrans, prawda?
19 minut – zapis z movescounta pozwala wszystko dokładnie sprawdzić.
W dalszej części zawodów, z etapu na etap odzyskiwałam stracone minuty, żeby wychodząc z ostatniego refreshment pointu mieć przed sobą w zasięgu wzroku, oddaloną o niewiele ponad półtorej minuty czwartą zawodniczkę
Rozmawiałaś po biegu z innymi dziewczynami, czy tez miały problemy z trzymaniem się trasy?
Nie, nie rozmawiałam. Poza informacją od Emelie o Picas Nurii. Na zawodach nie miało to znaczenia, więc nie ma potrzeby się niepotrzebnie denerwować. Taka jest rzeczywistość i trzeba się w niej za wszelką cenę odnaleźć. Wszyscy mają tak samo.
A po zawodach nie było okazji do takich dyskusji, zresztą chyba nie miałoby to sensu.
Także pierwszy przelot zrobiłam na 3. miejscu i ostatni też. Wszystkie pozostałe walczyłam o kolejne minuty i miejsca. To była dla mnie ciężka lekcja, ale cieszę się, że się nie poddałam.
Jakie myśli kołatały w Twojej głowie na ostatnich kilometrach? Czysty wysiłek czy „o ja cię, jest medal”?
Ostatnie kilometry to bardzo długi i stromy zbieg do Chamonix. Mówiłam sobie: „biegnij szybko, ale ostrożnie, żebyś się nie rozwaliła tuż przed metą”. O medalu pomyślałam dopiero widząc kibiców na ulicach Chamonix: klaszczących, wiwatujących i przybijających piątkę.
Końcówka była dla mnie dość przyjemną częścią zawodów. Przemknęła mi za to przez chwilę myśl, że udało mi się wrócić z tak daleka na "swoją pozycję".
Wyczyn nie lada!
No i wreszcie meta. Nie trzeba już gonić, jest medal, błyskają flesze… Podziel się trochę tą radością…
To prawda. Meta jest niesamowita, jest się czym dzielić! Dziękuję bardzo wszystkim , którzy w nas wierzyli. To bardzo pomaga. Jesteście wspaniali.
…o czym można się przekonać z załączonych zdjęć, lepiej niż słowa oddających szczęście Magdy po jej wielkim sukcesie.