Rekordzistka świata w maratonie – Paula Radcliffe, powiedziała kiedyś: "Można zrobić tylko tyle, że da się z siebie wszystko i przy odrobinie szczęścia to musi wystarczyć". Sylwii Ejdys-Tomaszewskiej, jednej z najlepszych w historii polskiej lekkoatletyki biegaczki, zabrakło w karierze właśnie tej odrobiny szczęścia, aby sięgnąć po najważniejsze trofea. Uwielbiana przez kibiców za waleczność, nazywana przez komentatorów "Małym rycerzem", musiała zawiesić karierę z powodów zdrowotnych. Powraca jednak z nowym biegowym projektem – Akademii Biegowej.
Sylwia, czy to prawda, że zdecydowałaś się zakończyć karierę? Czy dajesz sobie po prostu czas?
Tak, w sierpniu 2013 roku, po usłyszeniu diagnozy neurologów na temat mojego kręgosłupa, ogłosiłam zakończenie kariery ze względów zdrowotnych. Mam zakaz biegania – wyczynowego uprawiania sportu. Wszystko przez pęknięty krążek miedzykręgowy.
Brzmi naprawdę poważnie…
Gdyby to nie był tak poważny uraz kręgosłupa, na pewno nie przestałabym trenować, bo kocham biegać. Chciałabym bardzo móc jeszcze rywalizować, ale to już nie jest takie proste… Może kiedyś, jak podreperuję kręgosłup? Jeśli miałabym wrócić do biegania, to myślałabym raczej o dłuższych dystansach. Na razie odpoczywam psychicznie i fizycznie po latach ciężkiego treningu. Czas pokaże, co będzie dalej.
Wiem, że mimo tych problemów, planujesz sprawdzić się w roli trenerki, tworząc Akademię Biegową. Kiedy możemy spodziewać się uruchomienia projektu?
Tak, intensywnie myślę wspólnie z moją przyjaciółką Alą Benedyk – wielokrotną medalistką Mistrzostw Polski na średnich dystansach, nad otworzeniem działalności pod nazwa Akademii Biegowej. Chciałabym trenować innych, dzieląc się swoim profesjonalizmem, wiedzą i doświadczeniem. Sądzę, że ludzie szukają teraz profesjonalnego podejścia do sportu, do biegania. Ja przez lata tylko w ten sposób funkcjonowałam w sporcie – robiąc wszystko pod reżimem treningu i życia obozowego.
A jak teraz patrzysz na bieganie?
Z perspektywy czasu patrzę na bieganie, w ogóle na wyczynowy sport, trochę inaczej. Wiem gdzie popełniłam błędy, gdzie nie wykorzystałam swoich szans i „nie sprzedałam” wszystkich swoich biegowych predyspozycji. Teraz, jeśli wychodzę na trening, robię to, bo chce. Po prostu mam ochotę pobiegać i poprawić swoje samopoczucie, bez żadnych celów i planów. Mam natomiast chęć i zapał do trenowania innych.
Sylwia Ejdys w towarzystwie Alicji Benedyk, swojej partnerki treningowej i przyjaciółki. fot. Oktawia Małaszewska, Fotoartis.
Myślisz często o tych "niewykorzystanych szansach"? Czy masz to już za sobą?
Przyznam, że trochę rozmyślam. Szczerze mówiąc, mam kilka pretensji do siebie o niektóre kluczowe występy. Po chwili jednak wracam na ziemię i tłumacze to sobie przeznaczeniem. Widocznie tak musiało być. Miałam w sporcie swoje pięć minut. Każdy te pięć minut ma kiedy indziej i niekoniecznie trwa ono de facto tyle samo dla każdego. Gdy zaczynałam trenować, nawet nie marzyłam o niektórych sukcesach i wynikach, do których w konsekwencji ciężkiego treningu, udało mi się dojść.
A z perspektywy czasu, który swój sportowy sukces cenisz najbardziej?
Zawsze najcenniejsze dla sportowca są Igrzyska Olimpijskie. Dla mnie także udział w Igrzyskach w Pekinie w 2008 r i moje 16 miejsce w debiucie na międzynarodowej imprezie mistrzowskiej, jest wybitnym osiągnięciem. Jednak najgłębiej gdzieś, szczycę się z mojej pierwszej wygranej w Pucharze Europy w Monachium w 2007 roku. Nikt na mnie tam nie stawiał, ani tym bardziej ja nie wierzyłam, że mogę to wygrać.
Zwycięstwo na Pucharze Europy (fot. www.european-athletics.org)
Wspominasz, jak mówili o Tobie "Mały rycerz"? Czy właśnie tak chciałabyś, aby zapamiętali Cię Twoi kibice?
(Śmiech) Tak, to było kiedyś dosyć trafne określenie, bo do pewnego czasu biegałam naprawdę bez kompleksów i bardzo odważnie. Niestety, późniejsze dolegliwości zmieniły tę odwagę diametralnie. Wtedy zaczęło się analizowanie wszystkiego, od wyników rywalek do swojego samopoczucia. Odwaga przeobraziła się w obawę czy dam radę. Tak mi się wydaje, gdy patrzę na to chłodnym okiem – teraz.
"Można zrobić tylko tyle, że da się z siebie wszystko i przy odrobinie szczęścia to musi wystarczyć" Zauważyłam u Ciebie ten cytat z Pauli Radcliffe. W sumie macie podobne historie – jej także nie udało się spełnić wszsytkich sportowych marzeń przez kontuzje i brak szczęścia.
Tak, można powiedzieć, że szczęścia też mi niejednokrotnie brakowało. W docelowych imprezach mistrzowskich zawsze trafiałam na mocne serie, w których trzeba było się „sprzedać maksymalnie”, aby myśleć o awansie do dalszej rundy. Były też pechowe biegi eliminacyjne, jak np. podczas Mistrzostw Świata w Berlinie w 2009 roku, gdzie byłam w życiowej formie, a Amerykanka podcięła mi nogi i na decydującej prostej straciłam równowagę. Straciłam prędkość i nie było już szans na nadgonienie strat w kluczowym momencie, czyli końcówce biegu.
A czego Ci najbardziej brakuje?
Teraz brakuje mi ludzi, których poznałam, z którymi spędziłam wiele lat treningu. Od treningu muszę odpocząć – za tym tak bardzo nie tęsknię, ale ludzi, którzy mieli podobne ambicje i zainteresowania bardzo mi brakuje.
Mówiąc z doświadczenia, jak uważasz, trudno się przestawić z tego trybu – wyczynowego i odnoszącego sukcesy sportowca, skoncentrowanego na sobie, na tego "normalnego" człowieka, który wychodzi codziennie do pracy przy biurku?
Ciężko jest się przestawić z trybu, w którym się tylko przepakowywało walizki, na tryb czy profil domowy (śmiech). Bardzo trudno jest się przestawić z trybu sportowca. Tak naprawdę, poza treningiem, nie ma się wtedy innych problemów. W trybie "codziennym", takim dla „normalnych ludzi”, trzeba od pobudki ułożyć swój harmonogram dnia, tygodnia, aby mieć czas na relaks, sport, kino, wyjazd, zakupy. Na szczęście sportowcy mają znakomita umiejętność aklimatyzacji do rożnych warunków, ale również upór i ambicje. Stąd też może i łatwiej przechodzimy ten proces przestawienia się.
A byłabyś gotowa na trenowanie kogoś od małego?
Bardzo bym chciała wytrenować kogoś tak, jak trenerzy, którzy kierowali moim rozwojem. Zawsze będę im wdzięczna za to,że doprowadzili mnie do sukcesów, o jakich kiedyś nawet chyba nie marzyłam. Uważam jednak, że kierowanie nie tylko rozwojem motorycznym, a może i przede wszystkim rozwojem psychicznym młodego człowieka, wymaga wielu lat doświadczenia trenerskiego, pedagogicznego. Mam nadzieję zdobyć je w drodze pracy ze sportowcami Akademii Biegowej.
Od ponad roku jesteś żoną. Jaką jesteś gospodynią domową? Też szybką i wytrzymałą jak na bieżni?
Jeśli chodzi o bycie gospodynią to widzę, że wymaga to ode mnie także treningu i systematyczności (śmiech). Staram się, po tych latach stołowania się na stołówkach, gdzie wszystko miałam podane pod nos, przygotowywać sobie w miarę możliwości zdrowe i szybkie posiłki – o ile takie istnieją (śmiech). Szczerze mówiąc, to mój mąż jest znakomitym kucharzem, a ja staram się mu też w tym nie przeszkadzać, bo nie lubi jak krzątam się po kuchni, gdy robi dwudaniowy posiłek (śmiech).
Ale masz jakieś specjalności w kuchni?
Moja specjalnością chyba są ciasta, słodycze, którymi, jak moim znajomi wiedzą, objadałam się zawsze. Często na zgrupowanie klimatyczne w Afryce leciałam z drugą 15-kilową torbą, pełną słodyczy. Tamtejsze nie mają takiego smaku jak nasze polskie. Oczywiście ta torba nie wystarczała nawet do połowy obozu i musiałam dokupować zapasy na miejscu.
We Wrocławiu planujecie LOVERS RUN. Skąd pomysł na bieg z okazji Walentynek?
Szczerze mówiąc, to pomysł zrodził się przy spotkaniu bardzo towarzyskim. Pomyślałyśmy, że fajnie by było zrobić cos niekonwencjonalnego, a nadchodzi dzień patrona zakochanych, wiec taki manifest miłości w postaci biegnących par, trzymających się za ręce, byłby dobrym pomysłem. Bieg to jest zbyt duże słowo, jeśli miałabym opisać charakter tego wydarzenia. Z racji zbyt krótkiego czasu, od powstania pomysłu do samego wydarzenia, nie było fizycznych możliwości na zrobienie biegu w tak ruchliwymi mieście jak Wrocław. Dlatego też, mając w zamyśle inauguracyjny trening na otwarcie Akademii Biegowej, postanowiłyśmy wraz z Alą Benedyk, zorganizować a raczej zrzeszyć grupkę ludzi, którzy wspólnie z nami przebiegną sztandarowymi miejscami Wrocławia. Pomysł ten spodobał się również firmie FRANKIES oraz Sklepowi Biegacza we Wrocławiu, którzy podjęli akcję organizacyjną całego wydarzenia.
Sylwia Ejdys to Olimpijka z Pekinu i uczestniczka Mistrzostw Świata, wielokrotna mistrzyni Polski na 1500 m i reprezentantka kraju, medalistka MŚ wojskowych, triumfatorka Pucharów Europy. Absolwentka Akademii wychowania fizycznego –
trener II klasy lekkiej atletyki. fot. Oktawia Małaszewska, Fotoartis.
Dla kogo dedykujecie to wydarzenie?
Mamy nadzieję, że biegacze z Wrocławia i okolic nas nie zawiodą. Liczymy też na udział tych zakochanych, ale i tych którzy chcieliby się może zakochać, bo jak wiadomo – nigdy nie wiemy, kiedy trafi w nas strzała amora (uśmiech). Przy okazji zapraszam wszystkich czytelników Bieganie.pl do polubienia naszego Fanpage – Akademia Biegowa. Strona na razie raczkuje, ale obiecujemy, że będzie się na niej działo.
fot. Oktawia Małaszewska, Fotoartis.
Redakcja Bieganie.pl poleca i zaprasza na LOVERS RUN-BIEG WALENTYNKOWY. Zachęcamy do dołączenia na wydarzenia. Szczegóły znajdziecie TUTAJ.