Udany ultra debiut Magdaleny Lewy-Boulet
„Do Kalifornii ruszaj w drogę, nie zatrzymuj się…” śpiewał zespół IRA na kultowej płycie 1993, którą pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków zna na pamięć. W sobotę w słonecznej Kalifornii, wolnej od Ksawerego i innych nieproszonych gości robiących zadymę, rozegrano bieg The North Face 50 Mile Championships. Ze względu na wysokie jak na ultra nagrody finansowe oraz szybko rosnący prestiż biegu na starcie zgromadziła się bardzo szeroka czołówka. Dodatkową atrakcją, dla nas szczególnie ciekawą, był debiut ultramaratoński Magdaleny Lewy-Boulet.
Z licznej grupy faworytów po męskiej stronie trudno byłoby wymienić wszystkich. Czołówka górskiego ultra w ogóle jest bardzo szeroka, również dlatego, że doskonałych imprez jest wiele i nie da się wystartować we wszystkich. Dlatego pozwolę sobie wskazać tych spośród faworytów, którym sam najmocniej kibicowałem: to „młode wilki” ultra: Dakota Jones, Sage Canaday i Rob Krar. Dakota, cherubinek o złotych loczkach i Rob Krar z brodą jak łopata cięli się niedawno do ostatnich kilometrów w UROC 100k, wygrał Rob. Sage Canaday – rekord na dychę poniżej 30 minut, 2:16 w maratonie – na UROC miał problemy zdrowotne, ale w samym 2013 roku wygrał 4 bardzo mocne wyścigi. Dakota złapał wirusa i to z nim, a nie z rywalami, walczył na trasie, Canaday nie wystartował, pozostało mi kibicować Człowiekowi-Brodzie.
Jak zwykle w tego rodzaju wyścigach, niedługo po starcie rozpoczęła się karuzela nazwisk odpadających faworytów. Dość wcześnie wyleciał jeden z najmocniejszych zawodników Salomona – Miguel Heras. Inny z tej ekipy, Cameron Clayton, po prowadzeniu we wczesnej fazie wyścigu spadł na dalszą pozycję. Po trzydziestu milach (niespełna 50 kilometrów) Rob Krar już był w czołowej grupce razem z Chrisem Vargo i Mike’iem Wolfe. Około czterdziestej mili Krar i jego broda pożegnali grzecznie kolegów i pognali do mety, na odcinku 7 kilometrów budując 8-minutową przewagę. Na punkcie kontrolnym na 44 mili Chris Vargo był drugi, a za nim podążał Cam Clayton, który najwyraźniej złapał drugi, a może raczej, zważywszy na przebyty dystans, czterdziesty drugi oddech. Dzięki niemu był w stanie dogonić Chrisa Vargo i wyprzedzić go, broda Krara była już jednak na mecie.
Pierwsza trójka: Rob Krar 6:21, Cam Clayton 6:31, Chris Vargo 6:33.
Rywalizacja kobiet
W biegu kobiet Magda Lewy-Boulet przeżywała swój ultra debiut. W rozmowie przed startem przyznała, że jest świadoma upływającego czasu oraz wynikającego z tego faktu, iż jej kariera na ulicy dobiega końca. W związku z czterdziestymi urodzinami postanowiła, że spróbuje „ekstremalnych” dla siebie konkurencji – biegu na milę oraz… na pięćdziesiąt.
Od początku zmagań kobiet mocne tempo nadała Michelle Yates. Faworytki z Salomona – Emelie Frosberg, która w 2013 wygrała prawie wszystko, co było można, oraz Anna Frost, borykająca się w tym roku z kontuzjami, biegły razem i nieco z tyłu. „Nasza” Magda Lewy-Boulet spokojnie pracowała, z biegiem czasu przesuwając się w górę stawki. Forsberg wkrótce przyspieszyła i w drugiej połowie wyścigu czołówka wyglądała następująco: Michelle, Magda, Emelie. Różnice między nimi wynosiły kilka minut – na dziewięć kilometrów do mety… dokładnie dziewięć minut między pierwsza a drugą i między drugą a trzecią. Wydawało się, że kolejność na podium jest już ustalona. I rzeczywiście, w takim porządku Panie dobiegły do mety. Wielki sukces Magdy, która w swoim debiucie wyprzedziła zdecydowanie najlepszą zawodniczkę ultra na świecie. Nawet jeśli Emelie była zmęczona po długim i wyczerpującym sezonie, sukces Magdy jest niepodważalny. Brawo!
Pierwsza trójka: Michelle Yates 7:21, Magda Lewy-Boulet 7:31, Emelie Forsberg 7: 46.