Paweł Machowski
Biegacz amator, o charakterystycznej, wyprostowanej sylwetce w trakcie biegu. Dumny posiadacz tytułu "Serockiego Championa" oraz portretu Karola Krawczyka na nodze. Miłośnik piwa bezalkoholowego i szparagów.
Chociaż boom na bieganie jako coś nowego i ekscytującego mamy już w Polsce poniekąd za sobą, środowisko biegowe cały czas się rozwija, przybywa nowych miłośników tego sportu, a także grup i trenerów, którzy oferują im swoje wsparcie. Przed osobą rozpoczynającą swoją przygodę z bieganiem stoi wiele wyzwań, a także wiele dróg, jakimi mogą podążać. Czy warto współpracować z trenerem od samego początku? Jaka jest optymalna forma współpracy? Jakie ryzyko wiąże się z trenowaniem siebie samego?
O różnych typach relacji z trenerem porozmawiałem z Mikołajem Raczyńskim, który zamienił profesjonalną grę w koszykówkę na bieganie i jako zawodnik przeszedł drogę z poziomu 1:59 h w półmaratonie do drużynowego mistrzostwa Polski na dystansie 10 000 m i rekordu życiowego 31:20 min, a od kilku lat z powodzeniem odnajduje się także w roli trenera.
Sportowa historia Mikołaja Raczyńskiego zaczęła się wcześnie, bo już w 4 klasie szkoły podstawowej zaczął trenować koszykówkę w Astorii Bydgoszcz, wybierając później gimnazjum o profilu sportowym, którego dyrektorem był klubowy trener. Zawsze trenował z grupami starszymi od siebie, finalnie będąc najmłodszym członkiem drużyny seniorów. Sport drużynowy, jakim jest koszykówka, pod wieloma względami różni się od lekkoatletyki, jednak z punktu widzenia trenującego nastolatka istnieją pewne wyraźne podobieństwa pomiędzy nimi. Mikołaj jako nastolatek praktycznie cały czas spędzał z drużyną – na lekcjach, na codziennych treningach, podczas weekendowych meczów, wyjazdów na obozy czy turnieje. W przypadku osób trenujących lekkoatletykę, poświęcenie jest podobne, a łączenie obowiązków szkolnych ze sportem praktycznie wyłącza z pozasportowego życia pośród rówieśników, zamiast tego spędza się ogromną ilość czasu z tą samą grupą ludzi, w tych samych miejscach i w dużej mierze na tych samych czynnościach.
Co odróżnia trenowanie sportu drużynowego od indywidualnego? Chociaż wspólnym celem jest jak najlepszy wynik, miejsce w składzie trzeba wywalczyć. Mikołaj zwraca uwagę na to, że wewnątrz grupy toczy się nie tylko współpraca, ale także rywalizacja o minuty. Czasy się zmieniają i pewne praktyki przechodzą powoli do historii, jednak ja jako młody zawodnik nie miałem lekkiego życia. Nie tylko musiałem dorównać fizycznie chłopakom starszym i większym ode mnie, ale przy pełnej wiedzy i aprobacie trenerów, jako ten najmłodszy byłem odpowiedzialny za przynoszenie na trening całego sprzętu, czy nawet noszenie butów starszyzny. Normą były także tzw. „chrzty”, czy różne upokarzające zabawy i polecenia narzucane przez nich. Kilku moich rówieśników nie wytrzymało takiej próby, ale za to z drugiej strony, dobrą grą można było zapracować na uznanie i wzmocnić swoją pozycję w grupie – wspomina.
Przygoda Mikołaja z koszykówką skończyła się w zasadzie z dnia na dzień, kiedy klub nie zaproponował mu nowego kontraktu, a on sam zamiast szukać nowego, zrezygnował z dalszego trenowania. Jako osoba od dziecka pasjonująca się sportem długo nie wysiedział w bezruchu i po raptem 2 startach w biegach ulicznych, zdecydował się zająć bieganiem na poważnie, momentalnie rozpoczynając regularny trening. Po pewnym czasie zdecydował się ponownie wstąpić do klubu sportowego i tym sposobem dołączył do grupy trenera Błażeja Stankiewicza w LKS Ostromecko, w której znajdowało się dwóch zawodników na dużo wyższym poziomie sportowym, z którymi mógł trenować na co dzień. Trening w klubie z jednej strony dawał mu możliwość podpatrywania bardziej doświadczonych kolegów, z drugiej odbywał się regularnie pod okiem trenera, który czuwał zarówno nad przebiegiem poszczególnych zajęć, jak i całym planem treningowym. Co stanowiło większą wartość? Trening z chłopakami był dla mnie ogromnym ułatwieniem, biegając wspólnie łatwiej o motywację do ciężkiego wysiłku, mogłem też obserwować i poznawać nawyki dużo lepszych od siebie zawodników. Z biegiem czasu bardziej doceniłem jednak wiedzę, jaką przekazał mi trener Stankiewicz. Zawsze byłem osobą dociekliwą, zadającą wiele pytań, a rozmowa z trenerem otworzyła mi oczy na wiele rzeczy. Trener jest także bardzo uznaną postacią w bydgoskim środowisku biegowym i dzięki byciu w jego grupie miałem okazję poznać takie osoby jak Paweł Ochal czy Błażej Brzeziński, generalnie wprowadził mnie w tę lokalną społeczność – opowiada Mikołaj Raczyński.
Przeprowadzka na studia do Warszawy, a także chęć skupienia się na biegach ulicznych, zamiast poprawiania rezultatów na bieżni sprawiły, że Mikołaj opuścił grupę trenera Stankiewicza i przez około 2 lata trenował samemu. Pogłębiając swoją wiedzę na własną rękę, a także korzystając z doświadczenia zdobytego w klubie, notował coraz lepsze wyniki sportowe, uaktywnił się w mediach społecznościowych jako Biegający Filozof dzieląc się zarówno swoimi przemyśleniami sportowymi, jak również naukowymi.
Zbieg okoliczności sprawił, że Mikołaj trafił na trenera Andrzeja Kupczyka, mającego za sobą wybitne osiągnięcia zawodnicze (finał IO w Monachium na dystansie 800 m czy medale Halowych Mistrzostw Europy), a także współpracę z wyczynowymi zawodnikami. Ten etap trwał 1,5 roku, podczas których plan treningowy całkowicie się zmienił w porównaniu do tego, co znał wcześniej. Nowe metody nie przełożyły się bezpośrednio na osiągniecie zadowalających rezultatów, czego efektem było zakończenie współpracy, jednak długie rozmowy i wiedza na temat treningu na światowym poziomie przekazana przez trenera przeniosły wyobrażenie Mikołaja o bieganiu na kolejny poziom, a samo rozstanie przebiegło w przyjaznej atmosferze.
Co skłoniło go podjęcia tej współpracy? Chęć osiągnięcia jak najlepszych wyników oraz ambicja aby z powodzeniem rywalizować na ogólnokrajowych zawodach. Na co powinien być gotów ktoś, kto zgłasza się do trenera grupy wyczynowej? Taka współpraca wymaga przede wszystkim poświęcenia. U osoby, która chce trenować jak wyczynowiec, sport musi znajdować się na pierwszym miejscu w życiu, co w kontekście życia osobistego, rodzinnego czy pracy, może oznaczać wiele wyrzeczeń. W przypadku osoby młodej, która chce całkowicie postawić na sport, albo zawodnika wyczynowego, który zmienia trenera, takie podejście stanowi normę. Osoba, która godzi w swoim życiu różne role i chce trenować przede wszystkim dla siebie, niekoniecznie dobrze odnajdzie się u takiego specjalisty, który z kolei może nie rozumieć, że ktoś ma na głowie inne sprawy niż bieganie – odpowiada Mikołaj Raczyński.
Rozstając się z Andrzejem Kupczykiem, Mikołaj po raz drugi zdecydował się zostać swoim własnym trenerem. Bogatszy o doświadczeniem zdobyte pod okiem kolejnego trenera, reprezentującego zupełnie inne podejście do treningu niż poprzedni, nie przestał także samemu rozwijać swojej wiedzy teoretycznej, natomiast praktyka pozwalała w jej zrozumieniu. Jak mówi, przechodząc „na swoje” rozumiałem 2 zupełnie różne podejścia do treningu, ale co ważniejsze, wiedziałem też jak reaguje na nie mój organizm. Współpracując z trenerami w 100% realizowałem plan treningowy i ufałem im w pełni, jednocześnie dużo dyskutując, dopytując o ich intencje. Do każdego planu robiłem swoje notatki. Planując swój własny trening posiadałem wiedzę z różnych źródeł, ale co najważniejsze, miałem pomysł jak ją wykorzystać.
Ten okres zaowocował największym sukcesem w zawodniczej przygodzie Mikołaja. Trenując według własnego planu osiągnął w 2017 roku rezultat 31:20 na dystansie 10 000 m, który przyczynił się do zdobycia drużynowego mistrzostwa Polski przez LKS Ostromecko, którego zawodnikiem formalnie cały czas pozostawał i wystartował w tamtych zawodach wspólnie ze starymi kolegami. Wynik ten osiągnął trenując tak naprawdę amatorsko, ponieważ cały czas łączył sport z pracą i studiami dziennymi. Na ten sukces złożyły się 3 elementy – wiedza, doświadczenie i całkowite poświecenie realizacji ambitnych celów, wymagające niemal ascetycznego podejścia do życia, w którym ciężki trening udawało się godzić z regularnymi obowiązkami. Co z osobą, która chce trenować samemu na nieco niższym poziomie? Na jakie rzeczy powinna być wyczulona? Kluczowa jest oczywiście wiedza i racjonalne podejście do planowania treningu, a ta przychodzi z doświadczeniem. Samodzielny trening od początku do końca, przy jednoczesnym zachowaniu zdrowia i notowaniu postępów wynikowych to niesamowicie trudne zadanie. Najtrudniejsza w tym wszystkim wydaje mi się odpowiednia motywacja i monitorowanie postępów. Trening musi być ciężki, wymagający, a samodzielne zmobilizowanie się do niego jest wyzwaniem. Z drugiej strony, samemu też łatwo przesadzić kiedy jest za ciężko, trzeba wiedzieć kiedy odpuścić. Ocena z boku jest znacznie łatwiejsza niż obserwowanie siebie samego – odpowiada Mikołaj Raczyński.
Trenując na własną rękę ważny jest także balans pomiędzy zdrową ciekawością, poszerzaniem wiedzy i poszukiwaniem nowych rozwiązań, a brakiem konsekwencji i nadmiernym uleganiem sugestiom. W dobie mediów społecznościowych na wyciągnięcie ręki mamy dostęp do treningów realizowanych przez różnych zawodników, także tych ze światowej czołówki, które warto śledzić, ale z drugiej strony realizowanie ich 1:1 czy nawet przekładanie ich intensywności na swoje możliwości, to duże ryzyko. Analogicznie, aktywnie uczestnicząc w biegowej społeczności możemy napotkać różne komentarze i sugestie dotyczące naszego planu, w jednym i drugim przypadku niebezpieczeństwo wynika z tego samego błędu. Jakiego? Pojedyncze jednostki treningowe, czy nawet kilkuelementowe bloki nie mają wcale tak dużego znaczenia. Trening to proces, w którym liczy się długotrwałe nawarstwienie zróżnicowanych bodźców. Ktoś w dobrej wierze może nam doradzić zrealizowanie innego treningu tempowego, czy inną intensywności odcinków, ale nie wie co robiliśmy wczoraj, przedwczoraj, czy tydzień temu. Warto doszkalać się, obserwować innych i zbierać pomysły, ale jeszcze lepiej zachować je „w tyle głowy”, kiedy faktycznie przyjdzie odpowiedni moment na ich realizację. Z drugiej strony, dobrze być elastycznym i umiejętnie modyfikować swoje założenia, kiedy nadarza się okazja, by potrenować z kimś wspólnie. Podobne efekty można osiągnąć różnymi środkami, a współpraca podczas trudnych treningów jest bezcenna – podsumowuje Mikołaj.
Pewną pułapką mogą być także nowoczesne narzędzia. Tak jak gotowe plany treningowe z książek czy Internetu mogą w różnym pasować do naszych indywidualnych potrzeb, a w skrajnych sytuacjach nawet przynieść więcej szkody niż pożytku, wsparcie „wirtualnego trenera” wydaje się dużo bardziej zindywidualizowanym i dopasowanym narzędziem. Użytkownicy nowoczesnych zegarków z GPS mają możliwość korzystania z planu generowanego przez aplikację producenta, a także z spersonalizowanych programów treningowych dostępnych w serwisach takich jak Strava czy Runkeeper. Czy trenerzy-ludzie mogą czuć się zagrożeni przez cyfrową konkurencję? Mikołaj Raczyński twierdzi, że zdecydowanie warto korzystać z GPS czy pomiaru tętna, ale zautomatyzowane sugestie treningowe mogą być nie do końca trafione, wystarczy spojrzeć na predykcje wyników, które u mało kogo się sprawdzają w rzeczywistości, czy to jak zegarki „głupieją” podczas treningu na stadionie. Z innowacji warto korzystać, ale nie powinno się robić tego bezrefleksyjnie.
Ostatni rozdział zawodniczej historii Mikołaja to współpraca z Pawłem Ochalem, którą podjął na koniec 2017 roku. Dlaczego ponownie zdecydował się na trening „u kogoś”? Do mistrzostw Polski, które rozegrały się w kwietniu 2017 trenowałem sam, konsekwentnie realizując swoją koncepcję treningu. Po sukcesie na 10 000 m postanowiłem go jednak zmienić, pod naporem różnych sugestii podkręcić znacząco jego intensywność i to był błąd, przedobrzyłem. W sezonie odnotowałem kilka nieudanych startów, a wyniku tak dobrego jak ten na dychę już mi się powtórzyć nie udało. Dlaczego zgłosiłem się do Pawła? Uznałem, że potrzebuję wsparcia kogoś z dużym doświadczeniem, kto ze spokojem pomoże mi jeszcze raz uporządkować trening, a Paweł Ochal jako wybitny zawodnik, a także osoba, którą miałem okazję poznać osobiście już wcześniej, wydawał mi się idealnym kandydatem. Współpraca mojego rozmówcy z nowym trenerem rozwijała się niezwykle obiecująco, jednak na jego drodze stanęły problemy ze zdrowiem. Pomimo długiej i ciężkiej walki o powrót do pełnej sprawności, o której opowiadał w wywiadzie z 2019 roku, Mikołaj Raczyński definitywnie zakończył swoją przygodę z bieganiem jako zawodnik, jednak bynajmniej nie rozstał się z tym sportem, ponieważ swoją wiedzą dzieli się z biegaczami i biegaczkami jako trener.
Mikołaj pomaga różnym osobom – najdłużej opiekuje się swoim tatą, który wieku 60 lat regularnie biega 5 km w okolicach 19-20 minut, wywołując konsternację u znacznie młodszych osób, dziarsko wyprzedanych przez niego na biegowych trasach. Jeszcze ciekawsza historia dotyczy jego współpracy z Piotrem Mielewczykiem, którego pełnoprawnym trenerem został w momencie, gdy obaj byli pełnoprawnymi zawodnikami. Historia ta nie byłaby niczym nadzwyczajnym, wszak wielu czynnych zawodników zajmuje się układaniem amatorom planów treningowych, jednak do Mikołaja zgłosił się zawodnik mocniejszy od niego samego! Kiedy trenowałem w Warszawie moje metody często były wyszydzane w środowisku, Piotrek był wręcz jednym z prowodyrów tych żartów. Z czasem jednak coraz częściej umawialiśmy się na wspólne treningi, podczas których dużo rozmawialiśmy, zaprzyjaźniliśmy się, a moje zainteresowanie i wiedza teoretyczna robiły na nim coraz większe wrażenie. W momencie gdy rozstał się z kolejnym trenerem i nie miał już pomysłu jak ruszyć do przodu z wynikami, które od jakiegoś czasu zatrzymały się w miejscu, sam wpadł na „szalony pomysł”, abym to ja zaczął układać jego plan treningowy. To była ciężka decyzja, bo bo znając jego wymagające podejście, zastanawiałem się czy w pełni mi zaufa. Piotrek wątpliwości jednak nie miał, w 100% podporządkował się moim pomysłom na trening, a prywatnie nadal pozostajemy w bardzo bliskiej relacji – opowiada Mikołaj.
„Szalony pomysł” Piotra Mielewczyka wypalił – pod okiem Mikołaja poprawił swoje rekordy na różnych dystansach, a 2020 rok zakończył z 6 miejscem MP w biegach przełajowych i 9 miejscem MP na 10 km, gdzie uzyskał wynik 30:48 min. Wyniki te robią wrażenie również dlatego, że Piotr łączy bieganie z wymagającą pracą na pełen etat w korporacji, a od prawie roku także z rolą ojca. Czy podjęcie współpracy nakierowanej na ambitne cele sportowe z młodym trenerem, posiadającym raptem kilka lat doświadczenia było ryzykowne? Podjęcie współpracy z trenerem zawsze jest ryzykiem, jaki by on nie był, młody, stary, obojętnie. Stereotypowo, młodemu trenerowi może brakować doświadczenia, ale może się też bardziej starać, a gdyby samo doświadczenie było kluczowe, najlepszymi trenerami byliby starcy. Warto, aby trener trener miał doświadczenie z wyczynowym sportem, wiedział, co to znaczy mocno trenować, ale nie musi sam być mistrzem. Ważniejsze jest za to, aby miał doświadczenia w relacji trener-zawodnik, poznał różne metody i podejścia do treningu – mówi Mikołaj Raczyński.
Z indywidualnej współpracy z trenerem wiele pożytku wynieść mogą zarówno te osoby, które chcą poprawiać swoje wyniki, jak i te, które nie stawiają sobie celów wynikowych, ale zależy im na tym, by regularnie ruszać się, zachowując przy tym zdrowie i robić to coraz lepiej. Jak znaleźć odpowiedniego trenera? Zawód trenera nie jest zawodem chronionym, nie wymaga posiadania specjalnych uprawnień, na rynku dostępne są natomiast różne kursy. Jak ocenia to mój rozmówca? Rozwój kompetencji jest ważny, jednak z drugiej strony osoby o bardzo dużej wiedzy nie zawsze decydują się na inwestycję w certyfikaty, z kolei ich posiadacze niekoniecznie muszą znać się na rzeczy. Bardzo cenne są rekomendacje, doświadczenie w prowadzeniu innych osób, które osiągnęły swoje cele i nie nabawiły się po drodze kontuzji, jednak najważniejsza jest rozmowa i pomysł. Kluczowym zadaniem trenera jest znalezienie indywidualnego pomysłu na daną osobę, wrzucanie kogoś w gotowy plan, sztampę, nie ma sensu. Przed podjęciem współpracy niezbędna jest rozmowa – przedstawienie swojego dotychczasowego treningu, swoich celów i pomysłów. Warto dać sobie czas, nie podejmować decyzji od razu, tylko wrócić do rozmowy po 2-3 dniach, warto również skonsultować się z różnymi trenerami.
Biegacze-amatorzy, szczególnie Ci początkujący, mogą uważać, że na ich poziomie zaawansowania indywidualna opieka trenerska byłaby przerostem formy nad treścią. W takim podejściu jest trochę prawdy, ponieważ pierwsze plany treningowe opierają się raczej na bardzo prostych środkach, jednak nawet na tym etapie, dobry trener może znacznie przyspieszyć proces „wstawania z kanapy”. Dodatkowo, osoby początkujące mogą mieć trudności z takimi elementami jak technika biegu, czy ogólna sprawność ruchowa, których poprawa wymaga wykonywania różnych ćwiczeń, a nikt nie rodzi się z wiedzą o nich. Pod tym względem doskonale sprawdzić się mogą treningi grupowe, w których udział często jest darmowy. Mikołaj Raczyński zwraca uwagę na obecność trenera, który pokaże jak rozwijać technikę biegu, jak poprawnie wykonywać różne ćwiczenia, a co jeszcze ważniejsze – na samo bycie ze sobą, wspólne realizowanie swojego hobby z innymi osobami, podczas którego nawiązują się bezcenne relacje i przyjaźnie. Najlepsze treningi grupowe to takie, z których skorzystać zarówno bardziej zaawansowani biegacze, jak i ci zupełnie początkujący, dlatego wspólne rozbiegania czy wykonywanie ćwiczeń to doskonały pomysł, ale konkretne akcenty biegowe są już bardziej indywidualną potrzebą i w tym aspekcie indywidualny plan treningowy będzie dużo skuteczniejszy.
Najważniejszym zadaniem, jakiemu musi sprostać trener współpracujący z amatorami jest zrozumienie, na czym polega życie „normalnej” osoby. Ważna jest wiedza o funkcjonowaniu organizmu, dopasowanie planu treningowego do predyspozycji i możliwości fizjologicznych danego biegacza czy biegaczki, jednak praca z amatorami to coś więcej. Jak mówi Mikołaj Raczyński, amatora należy traktować jako dwie osoby – jako biegacza lub biegaczkę ale także jako człowieka. 100% poświęcenia dla sportu to jest to, co czyni danego zawodnika wyczynowcem, amator godzi swoją pasję z różnymi rolami, ma życie poza sportem. Zbyt profesjonalne podejście do zawodników, którzy nie są profesjonalistami, może być przytłaczające, a w efekcie negatywnie wpływać na psychikę, demotywować. Konieczne jest zrozumienie jak wygląda normalny dzień czy tydzień pracy, trener nie może podchodzić do planu w sposób zerojedynkowe, trzeba wziąć pod uwagę rozkład obowiązków podopiecznego w życiu codziennym i najtrudniejsze treningi planować wtedy, kiedy jest na to czas i miejsce. Niezbędna jest także stała komunikacja, same cyferki nie wystarczą, potrzebna jest rozmowa. Trzeba zrozumieć jakim dany zawodnik jest człowiekiem – różnym osobom odpowiada różny styl komunikacji, np. nie każdy dobrze znosi bezpośrednią krytykę, przydaje się wyczucie. Trener nie musi być psychologiem, ale empatia jest jak najbardziej w cenie. Rolą zawodnika jest natomiast jak najbardziej zrozumiałe komunikowanie swoich reakcji i potrzeb, trener niektórych rzeczy może sam się nie domyśleć, jednak z drugiej strony – jeśli je ignoruje, jest to poważny sygnał, aby pomyśleć nad jego zmianą.
Eksperci w różnych dziedzinach wielokrotnie powtarzają 2 odpowiedzi – „to zależy” oraz „najlepiej sprawdzają się proste rozwiązania”. Każdy z nas jest inny i ciężko wskazać dziedzinę, w której dogmatyczne okazałoby się skuteczne, a pracując na żywym organizmie zawsze trzeba mieć otwartą głowę. Proste rozwiązania są natomiast najskuteczniejsze, ponieważ są zrozumiałe i da się je stosować regularnie. Mikołaj Raczyński podkreśla, że warto obserwować tzw. nowinki i korzystać z różnych możliwości, szczególnie że bieganie ze spadochronem może być po prostu atrakcją, natomiast w praktyce najlepiej sprawdza się prosty trening, ten który najłatwiej zrozumieć i wykonać. Skomplikowany plan treningowy, opowiedziany dodatkowo trudnym do zrozumienia żargonem, być może dodaje powagi jego autorowi, jednak efekt może być odwrotny. Komunikacja musi być zrozumiała dla obydwu stron.