Już po raz drugi w Beskidzie Żywieckim rozegrano górski ultramaraton Chudy Wawrzyniec. Jego nazwa nawiązuje do patrona parafii w Rajczy, skąd w sobotę 10 sierpnia 2013 r. o 4:35 rano wystartowali uczestnicy biegu. Wiąże się też z Hudami Wawrzyńcowymi, czyli obchodzonym mniej więcej w tym samym czasie ludowym świętem, związanym z paleniem wielkich ognisk. Przymiotnik „chudy” odnosi się zaś do charakterystycznej postury ultramaratończyka, znakomicie podkreślonej w artystycznym logo imprezy autorstwa Bartka Różyckiego.
Meta i baza zawodów, w postaci przestronnej szkoły, w której kwaterowała większość uczestników, znajduje się w pobliskich Ujsołach. Organizatorami imprezy są m.in. Magda i Krzysiek Dołęgowscy, a wspierają ich wolontariusze z Pokojowego Patrolu.
fot. Piotr Dymus (facebook.com/ChudyWawrzyniec)
Nietypowa godzina startu związana była z rozkładem jazdy PKP. Na początkowym, asfaltowym odcinku Rajcza-Sól, zwarty jeszcze peleton ultramaratończyków (a było ich w tym roku prawie pół tysiąca) dwukrotnie przekraczał linię kolejową. Trzeba było się zmieścić w czasie, gdy nic nią nie jechało. I to się wszystkim udało.
Doskwierające nam w tym roku upały na czas zawodów ustąpiły pola zupełnie innym warunkom pogodowym. Jeszcze trzy godziny przed startem nad teatrem zmagań szalała straszna burza z gradobiciem, a jej pozostałości uczestnicy ultramaratonu mogli zobaczyć po drodze. Tu i ówdzie leżały kupki kulek gradowych, usypanych na przeszkodach przez tymczasowe potoki. Na dwudziestym kilometrze obok szlaku widzieliśmy pozostałości rozłupanego piorunem w drzazgi olbrzymiego świerka, a po drodze nie brakowało błota. Kilka drzew zwaliło się na dukty, utrudniając logistykę i samo uczestnictwo w biegu. Było mglisto, padała mżawka, ale kilkunastostopniowa temperatura była do tego typu zawodów optymalna.
fot. Piotr Dymus (facebook.com/ChudyWawrzyniec)
Po zeszłorocznych doświadczeniach kluczowe punkty trasy zostały bardzo dobrze oznaczone, z użyciem sporych banerów z wizerunkiem Chudego Wawrzyńca, dzięki czemu tym razem prawie nikt się nie pogubił. Po 6 km asfaltem od wsi Sól trasa biegu prowadzi czerwonym szlakiem turystycznym na szczyt Rachowiec (954 m n.p.m.), a potem po obrzeżach Zwardonia dociera do granicy polsko-słowackiej. Dalej szlak przykleja się do tej granicy na długo. Wielka i Mała Racza, Kikula i Przełęcz Przegibek. Tu na chwilę odklejamy się od granicy, by zejść do schroniska Na Przegibku, przy którym znajduje się punkt kontrolno-odżywczy, pełen napojów i smakołyków. To 37 kilometr. Burza odcięła tu prąd, pojawił się on znów zaledwie kilka minut przed pierwszym zawodnikiem. Udało się dzięki temu uruchomić elektroniczny pomiar czasu.
Wracamy na Przełęcz Przegibek i dalej wzdłuż granicy zmierzamy na wschód, osiągając szczyt Rycerzowej Wielkiej (1226 m n.p.m) z punktem kontrolnym. Jest to najwyżej położone miejsce krótszej trasy. Za biegaczami dystans maratonu, podejmują teraz decyzję. Mogą skręcić w lewo i krótszą trasą, liczącą w sumie 53 km i 2000 m sumy podejść, dotrzeć przez szczyt Muńcoł (1165 m n.p.m.) do mety w Ujsołach. Jeśli dotarli tu przed południem (czyli w limicie 7 godzin i 25 minut), to mogą też skręcić w prawo, by dalej zmierzać wzdłuż granicy na wschód, tym razem niebieskim szlakiem. Zdecydował się na to mniej więcej co trzeci uczestnik. Do tego momentu trasa ultramaratonu była oznaczona zawieszonymi na gałęziach kawałkami folii z logo głównego sponsora zawodów, firmy Inov-8. Od tej pory dłuższy wariant, poza niebieskimi znakami szlaku turystycznego, wskazują już tylko biało-czerwone słupki graniczne. Dłuższa trasa liczy w sumie 84 km, z których 55 km prowadzi wzdłuż granicy (co stanowi ponad 10% granicy polsko-słowackiej). Suma podejść to 3300 m.
fot. Piotr Dymus (facebook.com/ChudyWawrzyniec)
Długi, jednostajny widokowo (las, las i las, tu i ówdzie rozległe jagodowiska), ale miejscami bardzo ciężki pod względem nachylenia etap. Szczególnie mozolne są bardzo strome podejścia po błotnistym podłożu, rozchodzonym dziesiątkami butów poprzedników. Jedno z nich było z Przełęczy Przysłop na Świtkową na 44 kilometrze, drugie to wejście na Oszusta, na którym znajdował się punkt fotograficzno-kontrolny na 52 kilometrze. I nie mniej uciążliwe, śliskie zejścia, które najlepiej było pokonywać lasem, obok brejowatej ścieżki.
Drugi punkt kontrolno-żywnościowy znajdował się przy nieczynnym (w sensie braku kontroli, a nie możliwości przejazdu) drogowym przejściu granicznym na Przełęczy Glinka (848 m n.p.m.). Dokładnie na 60. kilometrze trasy. Kontynuowanie biegu jest możliwe tylko wtedy, gdy dotrze się tu przed 16.00 (czyli w ciągu 11 godzin i 25 minut od startu). Na punkcie kanapki, drożdżówki, banany, ciastka, napoje. Potem dalej niebieskim szlakiem wzdłuż granicy na północ przez Krawców Wierch (1084 m n.p.m.) i Grubą Buczynę (1132 m n.p.m.), aż do punktu kontrolnego, na którym dostajemy czarne, gumowe bransolety na nadgarstki. Na mecie dokumentujemy nimi pokonanie dłuższej trasy (na krótszym wariancie rozdawano podobne, ale czerwone opaski). Tu odrywamy się wreszcie od granicy i osiągamy najwyżej położony na dłuższej trasie punkt (1269 m n.p.m) pod schroniskiem Na Rysiance.
Końcówka to zbieg żółtym, a potem czarnym szlakiem do mety w Ujsołach. Tu już jest mniej leśnie, ale gęsta mgła niweczy widokowy aspekt biegu. Ostatnie kilometry bardzo ciekawe – przedzieranie się przez gęste chaszcze, pełne jerzyn i malin, bez szlaku. Wreszcie zabudowania, drewniana kładka nad rzeczką Ujsołą i tuż za nią brama mety przy amfiteatrze. Na mecie drewniany medal, smaczny posiłek i mnóstwo satysfakcji.
fot. Piotr Dymus (facebook.com/ChudyWawrzyniec)
Ostatecznie do mety krótszej trasy dotarły 302 osoby, w tym 47 kobiet (16%). Najlepsi z nich to:
Kobiety
1. Justyna Frączek, Dynafit Trailteam, Kraków, 6:10:00 (rok temu ta sama lokata z czasem 6:06:54)
1. Tomasz Klisz, The North Face, Bielsko-Biała, 4:54:31
2. Piotr Karolczak, Rain Dogs, Poznań, 4:54:44 (rok temu trzeci z czasem 5:21:35)
3. Cezary Osojca, New Balance Polska, Puławy, 5:08:29
Dłuższą trasę ukończyło 155 osób, w tym 13 kobiet (8%). Najlepsi to:
Kobiety
1. Ewa Majer, Dobczyce, 9:38:48 (rok temu ta sama lokata z czasem 11:19:30)
2. Viola Piatrouskaya, UNTS Warszawa, 11:52:47
3. Magdalena Andrzejewska, Życie w biegu, Janowice Wielkie, 11:54:23
Mężczyźni
1. Jacek Michulec, KS Halny, Żywiec, 8:58:23 (rok temu ta sama lokata z czasem 8:58:35)
2. Michał Jędroszkowiak, Inov-8, Książ Wielkopolski, 9:05:21
3. Paweł Pakuła, Columbia MKS, Wisznice, 9:17:09 (rok temu ta sama lokata z czasem 10:00:09)
Mimo licznych przeciwności, organizacja biegu zadziałała bez zarzutu. Organizatorów wsparły lokalne władze i sponsorzy, wśród których na szczególne wyróżnienie zasługuje Piekarnia Ujsoły, która sprezentowała uczestnikom ogromne ilości drożdżówek, pochłanianych przez wygłodzonych ultramaratończyków w niesamowitym tempie. Mimo dżdżystej już po raz drugi pogody Chudy Wawrzyniec ma fajny klimat i z pewnością będzie dobrze wspominany przez uczestników. Trasa biegu, w porównaniu z innymi górskimi ultramaratonami, jest wyjątkowo lesista i odludna.
fot. Piotr Dymus (facebook.com/ChudyWawrzyniec)
Charakterystyczny dla tej imprezy jest brak przepaków, czyli możliwości pozostawienia własnego wyposażenia na punktach etapowych oraz zaledwie dwa punkty żywnościowe na dłuższej trasie i jeden na krótszej. Oznacza to konieczność zabierania ze sobą od początku na trasę własnych zasobów prowiantu i niezbędnego sprzętu. Charakterystyczną możliwość podjęcia w trakcie biegu decyzji o długości trasy zastosowano po raz pierwszy wśród polskich górskich ultramaratonów na Chudym Wawrzyńcu w zeszłym roku, a pomysł się spodobał i zostanie również wykorzystany po sąsiedzku na debiutującej w tym roku innej górskiej imprezie ultramaratońskiej – Beskidy Ultra Trail (BUT). Wybieram się na nią w końcu września.
Na zeszłorocznym Chudym Wawrzyńcu ograniczyłem się do krótszej trasy, ze względu na fatalne warunki i wyziębienie organizmu. W tym roku udało mi się pokonać w niezłej formie dłuższy wariant, choć w niezbyt imponującym czasie 14:42:31 (lokata 142). Dłuższy wariant Chudego Wawrzyńca to według mojej oceny bieg dorównujący sumą podejść i stopniem trudności zasadniczemu wariantowi Biegu Rzeźnika, a pod względem dystansu przewyższający go o 8 km. Zdecydowanie bardziej podoba mi się możliwość pokonania tej trasy w pojedynkę.