Redakcja Bieganie.pl
Wszędzie słyszę, że bieganie to najprostsza forma ruchu. Że wystarczy mieć buty, wyjść z domu i zaczynamy biec. Ale ostatnio obserwując rzeszę amatorów biegania zauważyłem, że zamiast trenować według sprawdzonych metod to zaczynają strasznie kombinować.
W czym tkwi problem?
Biegacze, zwłaszcza ci początkujący czytają mnóstwo artykułów pisanych na podstawie treningu zawodowców, którzy walczą o sekundy na mecie. I tak znają pojęcia, o których istnieniu czasem nawet ja nie wiedziałem. Bombardowani reklamami zaczynają na siłę biegać ze śródstopia, palców, przekonani, że to im pozwoli poprawić wynik. Trzymają się zakresów pulsu jak zaślepieni. Inni z kolei każdy trening muszą wykonać co do sekundy, zarówno jeżeli chodzi o czas jak i tempo. Robią sobie testy wydolnościowe, wyliczają co do minuty, kiedy skończy im się glikogen, badają zakwaszenie, rzucają pojęciami takimi jak próg mleczanowy, VO2max, próg tlenowy. Interwał taki i owak. I to wszystko w ramach, powiedzmy, przygotowań do złamania 40 minut na 10km, czy przebiegnięcia maratonu. Oczywiście są to ambitne cele, ale naprawdę do zrealizowania prostymi środkami!
Jak najprościej
I teraz dość kontrowersyjna teza, ale według mnie, żeby powiedzmy złamać 3 godziny w maratonie (czas dla mężczyzn) wystarczy: zrobić 100km w tygodniu, przebiec raz w tygodniu 25km narastającym tempem, zrobić długi ciężki bieg tempowy i kilka szybszych odcinków. Czasem będą to 400setki, czasem kilometrówki. I to wszystko. A to i tak są wytyczne na pewny wynik, bo znam osoby, które są w stanie z tego pobiec 2:40. Kluczem jest tu systematyczny trening, bieg tempowy na odpowiednio wysokiej intensywności i cotygodniowy bieg długi narastającym tempem.
Kiedyś a dziś
Jak to jest, że jeszcze w XX wieku zarówno w USA jak i Europie dziesiątki biegaczy kończyło maraton poniżej 2:20? W 1986 roku w Dębnie 36 zawodników złamało 2:20, a 16 2:15! I zapewniam, że nie było tam Kenijczyków. Przecież Ci zawodnicy nie mieli pulsometrów. Nie słyszeli nawet o czymś takim jak bieganie naturalne. Nie wiedzieli pewnie, że są jakieś magiczne progi. Biegali w butach jakie były pod ręką w bawełnianej koszulce i dresie. W czym zatem tkwi tajemnica ich sukcesu? Moim zdaniem właśnie w prostocie. Oni zwyczajnie nie kalkulowali. Biegali mocno i dużo. Jak ktoś był lepszy, to nie szukali naukowych metod polepszenia swojej formy. Przypuszczam, że starali się zrobić cięższy trening, przebiec więcej km, popracować więcej nad słabymi punktami, powiedzmy siłą, wagą, regeneracją.
Co ciekawe podobnie dzieje się obecnie w Afryce. Czytając ostatnio sporo artykułów z Kenii uderza od razu fakt, że oni wszyscy biegają ciągle to samo! Ten sam trening w te same dni o tej samej porze. Zero zegarków czy innej techniki. Zero zakładanego tempa, jak długi się utrzymają za liderem tak długo będą biegli. Nie mówię, że to jest najlepszy trening. Ale kto z nas miałby z nimi szansę? Przecież mamy masę technologii, dostęp do trenerów, lepsze odżywianie. A mimo to Kenijczyk z takiej grupy robiąc dzień w dzień to samo opędzi nas jak dzieci na każdych zawodach. Tutaj również jak widać kluczem do sukcesu nie jest kombinowanie, ale bieganie na bardzo wysokiej intensywności i regularność.
Nie ma magicznej metody na szybkie bieganie
Osobiście bardzo często spotykam się z pytaniem, co zrobić, żeby biegać szybciej. I gdy pada banalna odpowiedź z mojej strony to widzę niedowierzanie i coś w rodzaju "nie chce zdradzić tajemnicy". Ludzie szukają jakiś złotych środków. W sieci krążą legendy o zwiększaniu wydolności przez buraki, makaron z etiopskiej mąki. Ludzie kombinują na siłę z odżywkami. Skupiają się na wszystkim tylko nie na bieganiu. Zaczynają analizować swoje wykresy, porównywać treningi, kombinować na ostatnią chwilę. I nie chcą przyjąć do wiadomości, że niestety nic nie przychodzi samo. Jeżeli chcemy biegać szybciej musimy trenować ciężej. Jeżeli do tej pory robiłeś 6km biegu tempowego, to teraz zacznij robić 8km, później 10km. Jeżeli biegałeś 60km w tygodniu, to postaraj się biegać 80km. Takie zmiany zawsze robią różnicę. I to jest cała tajemnica szybkiego biegania. Reszta to tylko dodatki, w większości zbędne, które niestety do niczego nie prowadzą.
Co radzę na swoim przykładzie?
Postaw na to, co najważniejsze w bieganiu. Odrzuć te wszystkie magiczne patenty, przestań kombinować, postaw na prostotę! Bo naprawdę bieganie jest piękne samo w sobie. Naucz się czerpać przyjemność z dobrze wykonanych treningów, zwiększaj objętość i intensywność a na pewno spełnisz swoje biegowe marzenia. A całą resztą postaraj się traktować tylko jako ciekawe dodatki.
***
Autorem tekstu jest Bartosz Olszewski, maratończyk, zwycięzca ubiegłorocznego maratonu w Lozannie z rekordem życiowym 2:29.
Zapraszamy na stronę Bartosza Olszewskiego – WarszawskiBiegacz.pl