26 stycznia 2013 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Kto to jest maratończyk? – felieton


Tekst jest wyrazem osobistych poglądów autora, nie należy utożsamiać go z poglądami Redakcji Portalu

maratonczykpielgzrym1

Maratończyk maratończykowi nierówny – chciałoby się rzec widząc setki, a nawet tysiące uczestników biegów maratońskich. No właśnie – BIEGÓW, a mimo to często widać na trasach sporo maszerujących zawodników. Niektórzy tylko przez chwilkę by nogi choć trochę odpoczęły, inni nawet przez 20-30km, rozmawiając ze sobą, żartując i dobrze się bawiąc. Nic w tym dziwnego wszak dzisiejszy maraton to przede wszystkim sposób na nieszablonowy i atrakcyjny sposób spędzenia wolnego czasu dla każdego. Pytanie tylko czy to jeszcze sport czy już rekreacyjna zabawa?  

Rywalizacja jest wpisana w naturę biegacza. Każdy kto spróbował tego sportu wie jak ważną rolę odgrywa w nim współzawodnictwo i nieustanne dążenie do poprawy wyników. To można by rzec naturalny odruch, który towarzyszy człowiekowi od zawsze. Od kilkunastu lat powstają w Polsce strony internetowe o bieganiu, a wraz z nimi fora, które umożliwiły internautom wyrażać swe opinie, oceniać biegi, a nawet toczyć potyczki słowne, oczywiście w granicach rozsądku i z zachowaniem tak zwanej „netykiety”. Ogólnie rzecz biorąc jest to pozytywne zjawisko, pozwala ono być na bieżąco w przeróżnych biegowych tematach, orientować się w kalendarzu imprez oraz wymieniać spostrzeżenia i opinie na temat organizacji biegów, treningów, itd.

Niestety od pewnego czasu można zauważyć, że wylewanie żółci, personalne wycieczki i wzajemne mieszanie się z błotem nie ominęły także komputerowego środowiska biegaczy. Powody takich kłótni i ostrych wymiany zdań są różne jednak w ostatnim czasie widać ogromne nasilenie aktywności pewnej grupy forumowiczów, która krytykuje wszystko co się tylko da skrytykować bądź też nie rozumie idei sportowej rywalizacji. Częstym tematem tych sporów jest kwestia różnic w postrzeganiu maratończyka – kto nim jest, a kto nie, kto jest maratończykiem, a kto tylko (lub aż) zawodnikiem, który ukończył dystans maratoński. By raz na zawsze rozsądzić ten spór trzeba by chyba zmienić zasady biegu maratońskiego i zakazać w nim zatrzymywania się choćby na chwilę, a każda taka pauza wiązała by się z automatyczną dyskwalifikacją. To oczywiście koncepcja najbardziej absurdalna, bowiem chwila marszu z wycieńczenia, przystanek ”za potrzebą” czy też krótkie zatrzymanie się by skorzystać z punktu odżywczego to jeszcze nie powód by deprecjonować czyjeś starania o miano maratończyka. Gdy jednak mamy do czynienia z zawodnikiem, który z pełną świadomością decyduje się na start w maratonie, nie będąc do niego należycie przygotowanym i z założeniem przejścia połowy dystansu to sprawa się już komplikuje. Oczywiście przykładowy zawodnik ma prawo np. pierwszą połowę przebiec w 2h, a drugą połowę przejść w 3:59 i suma sumarum ukończy maraton w regulaminowym limicie, zanim zegar na mecie pokaże 6h. W tym momencie pojawia się jednak aspekt moralności – jak taki zawodnik postrzega swoje osiągnięcie. Z jednej strony ukończył maraton w regulaminowym czasie, a więc medal tak czy siak się należy, z drugiej jednak strony, nie przebiegł całego dystansu, tylko połowę już przed startem mając świadomość, że pozostałe 21km do mety będzie sobie szedł. Zatem jest maratończykiem czy też nie?

Trudno o jednoznaczną ocenę, która zapewne byłaby łatwiejsza gdyby owy zawodnik startował w tym biegu jako jedyny. Miał jednak współzawodników, z których cześć być może pokonała ten sam dystans, w tym samym czasie co on, jednak biegnąc od startu do mety. Niby efekt ten sam, jednak rozkład sił i styl pokonania dystansu zupełnie inny. Trzeba jednak wziąć pod uwagę kwestię nazewnictwa. W przeróżnych publikacjach naukowych i encyklopediach funkcjonuje nazwa ”bieg maratoński”, która niejako determinuje i określa sposób jego pokonywania. Zdecydowanie częściej zwykło się go jednak określać po prostu mianem maratonu. Nikt raczej nie mówi, ukończyłem bieg maratoński, ale ukończyłem czy ukończyłam maraton. Niby to samo, a jednak wiąże się to pośrednio z pewnym upowszechnieniem i uwspółcześnieniem tej dyscypliny sportu. Coraz więcej ludzi startuje, podnoszone są limity i to skutkuje coraz większą liczbą biegaczy, którzy nie ważne jak, nie ważne w jakim stylu, nie ważne czy biegnąc, idąc czy czołgając się po prostu chcą ten dystans ukończyć by móc określić się mianem maratończyka. Z jednej strony to bardzo pozytywne zjawisko, bo dzięki niemu wzrasta zainteresowanie bieganiem na całym świecie, wielu ludzi stawiając sobie maraton za cel poprawia swoje zdrowie i samopoczucie, a ukończenie dystansu napawa dumą i dodaje pewności siebie. Z drugiej strony poprzez to zjawisko maraton staje się powoli dyscypliną, której magia z biegiem lat gdzieś zanikła. W mediach często pojawiające się hasło, że każdy może zostać maratończykiem jest często źle rozumiane czego efektem są starty zupełnie nieprzygotowanych do niego osób. Owszem zostać może każdy lub prawie każdy, ale warto się do tego przygotować by być prawdziwym i biegnącym maratończykiem, a nie mieszać maratonu z chodem poprzez własne i świadome nieprzygotowanie.      

Niektórzy biegacze próbują używać argumentów, iż obecnie nie mamy pełnej wiedzy na temat tego jak wyglądało pokonanie trasy z Maratonu do Aten przez słynnego Filipidesa. Twierdzą i mają w tym dużo racji, że owy wojownik mógł przecież część trasy przejść, a nawet robić sobie odpoczynki w gospodach. I to są argumenty, które mają przemawiać za tym aby dzisiejsi amatorzy również mieli prawo do dowolnego sposobu pokonania maratońskiego dystansu. Należy jednak pamiętać, że od tamtego czasu minęło już 2500 lat, a ówczesny wyczyn Filipidesa stał się niejako inspiracją dla przyszłych pokoleń do stworzenia z niego osobnej dyscypliny sportowej. I chociaż ten obecny, znany nam bieg maratoński wyrósł na gruncie tak bogatej i okupionej ludzkim życiem historii to warto mieć świadomość, że dzisiejsze maratony są tylko sportową reminiscencją tego wielkiego, ale wówczas nie sportowego osiągnięcia. Założenia tamtego biegu były bowiem zupełnie inne, inny był cel, inne warunki, nie było współzawodnictwa, a sam bieg prawdopodobnie nie był poprzedzony żadnymi specjalistycznymi treningami. Czy jednak jest to powód do tego aby z tej obecnej, już stricte sportowej dyscypliny czynić dla siebie wyzwanie, bez odpowiedniego przygotowania? Przecież teraz nikt nie każe nam biec w zbroi, nie ma wojny, a nasze bieganie jest poparte świadomością i solidną wiedzą na ten temat. Po co więc wystawiać organizm na taką próbę, która z dużym prawdopodobieństwem skończy się niepowodzeniem? Ja wiem, że zaraz pojawią się głosy, iż po to właśnie jest maraton aby się z nim zmierzyć, ze sobą, własnymi słabościami, itd. Oczywiście, że tak i każdy ma do tego pełne prawo, ale chyba dobrze jest wykorzystać zgromadzoną przez te 2500 lat wiedzę do tego aby wystartować jako biegacz świadomy i gotowy do przebiegnięcia całego dystansu, bez zakładania po drodze spacerów. Można rzecz jasna spróbować także pokonać maraton Gallowayem, ale to już zupełnie inna historia. Być może jest to sposób w jakimś stopniu efektywny, ale w mojej ocenie budzący wątpliwości co do jego korelacji z ideą biegu maratońskiego jako dyscypliny jednak biegowej.

Niektórzy uważają, że maraton jest dla wszystkich i powinno w nim startować jak najwięcej ludzi. Jest to nieprawda, ponieważ nie każdy człowiek ma możliwości fizyczne i psychiczne do pokonania tego dystansu w limicie 6h. Gdyby było inaczej nie tworzono by limitów także ośmiogodzinnych, a w niektórych przypadkach nie rezygnowano by z nich zupełnie. Ja rozumiem, że to wszystko w dobrych intencjach, które oprócz względów lukratywnych dla organizatora mają również na celu upowszechnianie tej dyscypliny i promocja zdrowego stylu życia. Wszystko ok, pytanie tylko czy jest sens to robić skoro poprzez tę ciągle podnoszoną poprzeczkę bieg maratoński można już spokojnie przejść nawet ze sporą nadwagą i prowadząc nie do końca sportowy styl życia. Chyba nie taka jest idea prawdziwej sportowej rywalizacji. Skoro bowiem niektórzy uparcie twierdzą, że maratończykiem zostaje się po ukończeniu dystansu maratońskiego bez względu na czas to można by do nich zaliczyć również pielgrzymów czy turystów, którzy w ciągu jednego dnia potrafią pokonać ponad 42km. Tak jednak nie jest, bo bieg maratoński jest dyscypliną sportową i dlatego są w nim mniej lub bardziej ponaciągane limity czasowe. Dziwi mnie tylko tak wielkie poruszenie jakie wywołuje ten temat i masowe apele o całkowitą liberalizację podejścia do maratonu i jak tak dalej pójdzie to start w nim straci sens, bo zamieni się w zabawę, która nie ma nic wspólnego z historią, z której powstał.

maratonczykpielgzrym2

Na koniec chciałbym raz jeszcze zwrócić uwagę na to, że ocena tego kto jest maratończykiem, a kto nie, nie należy ani do mnie ani do nikogo innego, tylko do samego uczestnika biegu i jego sumienia. Te 6 godzin, które dają nam organizatorzy można bowiem przebiec, przetruchtać lub przejść podbiegając. Wybór należy do każdego z osobna, a medal na szyi i tak zawiśnie. Pytanie tylko czego on będzie dowodem? Na to pytanie każdy niech odpowie sobie sam.

Możliwość komentowania została wyłączona.