mariusz gizynski po zawodach
20 kwietnia 2021 Paweł Machowski Trening

Optymizm


ieśmiertelny klasyk warszawskiej Molesty pt. „Wiedziałem, że tak będzie” swój status zawdzięcza między innymi temu, że dla wielu odbiorców to sformułowanie znajduje swoje odzwierciedlenie w ich własnym życiu. Po co mam coś zaczynać, skoro i tak skończy się jak zwykle? Oczywiście taka interpretacja tekstu kultowej piosenki byłaby skrajnym uproszczeniem i grubym nadużyciem, jednak nie jesteśmy redakcją muzyczną ani literacką, a przykład służy zilustrowaniu zjawiska wyuczonej bezradności, wynikającej z pesymistycznego obrazu rzeczywistości. Do czego prowadzi taka postawa w sporcie? Czy remedium na nią jest powtarzanie mantr samozwańczych, internetowych coachów? Czy biegacz powinien być optymistą? Po pomoc zwróciłem się do wybitnego długodystansowca, multimedalisty mistrzostw Polski na różnych dystansach, trenera, eksperta telewizyjnego i organizatora licznych zawodów – Mariusza Giżyńskiego.

Jedna z dróg

Czym jest optymizm i dlaczego może przydać się biegaczowi? Poszukując definicji optymizmu najczęściej napotykamy na jakiś związek pomiędzy teraźniejszością, a przyszłością – przekonanie o tym, że to, co robimy teraz, przyniesie nam zadowalający rezultat. W psychologii wyróżnia się pojęcie „stylu objaśniania” (ang. explanatory style), który może być optymistyczny lub pesymistyczny.

Osoby widzące szklankę do połowy pełną, swoje pozytywne doświadczenia postrzegają jako własną zasługę, są przekonane o tym, że mają one stabilny fundament i będą powtarzać się w kolejnych sytuacjach. Doświadczeniom negatywnym są natomiast w stanie przypisać zewnętrzną przyczynę, postrzegają je jako stan tymczasowy i będący specyficznym wyjątkiem od reguły. Pesymistyczny styl objaśniania rzeczywistości obraca tę wizję o 180 stopni – to, co dobre, zdarzyło się przypadkiem i nie miało swojego racjonalnego uzasadnienia, a negatywne zdarzenia są logiczną konsekwencją stanu rzeczy i w zasadzie niezmienną regułą. Co z tego wynika? Napotykając trudności (w eksperymentach naukowych były to np. wstrząsy elektryczne), optymiści chętniej podejmują działanie, a ewentualny brak powodzenia nie zniechęca ich do podjęcia kolejnej próby oraz w mniejszym stopniu wpływa na ich poczucie własnej wartości. Pesymiści mają natomiast tendencję do popadania w wyuczoną bezradność – będąc przekonanymi o nieuchronnym, negatywnym rezultacie swojego wysiłku, po pewnym czasie po prostu z niego rezygnują.

Nadmiernie pesymistyczna wizja świata niesie ze sobą ryzyko popadnięcia w depresję i inne problemy ze zdrowiem psychicznym, skrajny optymizm wydaje się natomiast naiwny, bo przecież każdy z nas ma swoje ograniczenia, a zbyt wysokie zawieszanie poprzeczki grozi frustracją. Przekładając te teorie na rzeczywistość biegową, nadmierny optymista na każdych zawodach wystartuje z pierwszą grupą i będzie się jej trzymał do upadłego, nawet jeśli ten upadek miałby nastąpić zaraz po starcie, nadmierny pesymista zostanie natomiast prawdopodobnie w domu. Jak w każdej dziedzinie życia i sportu, kluczowym zadaniem jest znalezienie „złotego środka”, aby nie tylko poprawiać kolejne życiówki, ale przede wszystkim dobrze się czuć i czerpać z biegania satysfakcję.

Mariusz Giżyński ma w sobie niespotykane pokłady życzliwości i pozytywnej energii, a jego nieodłączny uśmiech jest tak charakterystyczny, że gdyby chciał się z jakiegoś powodu ukryć, prawdopodobnie wystarczyłoby aby zrobił poważną minę, z którą dla większości osób zmieniłby się nie do poznania. Z drugiej strony, śledząc jego wypowiedzi i poczynania, można odnieść wrażenie, że podchodzi do biegania niezwykle ostrożnie i analitycznie, mierząc zawsze siły na zamiary i nie zostawiając niczego przypadkowi. Czy taką postawę można nazwać optymizmem?

Ciężko ocenić samego siebie, ale myślę, że tak. Zawsze podchodziłem do życia i biegania w ten sposób, że nie ma sensu przejmować się na zapas, lepiej szukać rozwiązań. Kiedyś mój tata powiedział, że z każdej sytuacji są 2 wyjścia. Może nam się wydawać, że jest tylko jedno, ale po namyśle zazwyczaj okazuje się, że jest ich więcej. Analityczne podejście powoduje, że nawet jeśli jest ciężko, staram się szukać jakiegoś wyjścia i w ten sposób rozumiem swoje optymistyczne spojrzenie na świat – odpowiada.

mariusz gizynski bieg

Optymizm ma bardzo silny związek z pewnością siebie. Kiedy optymista znajdzie na ulicy 5 zł, utwierdza go to w przekonaniu, że odpowiednio dobiera trasy swoich pieszych wędrówek, a dodatkowo posiada zdolność uważnego patrzenia pod nogi. Nadmierne poczucie własnej wartości niektórych osób, zakrawające czasem o narcyzm, może być męczące dla otoczenia, jednak potrafi też być przydatne w bezwględnym osiąganiu własnych rezultatów. Osoby pewne siebie często dostają to, czego chcą i nie przejmują się, że może towarzyszyć im przy tym opinia aroganckich czy nadmiernie uprzywilejowanych. W bieganiu jest trochę inaczej, ponieważ żaden blef nie oszuka bezwzględnego upływu sekund, czy narastającego zmęczenia, z drugiej strony ciągła obawa i ostrożność wyklucza sportowy rozwój, z kolei odpowiednie nastawienie może pomóc w osiągnięciu „niewyobrażalnego”.

Pewność siebie jest niesamowicie ważna dla biegacza – wysoka samoocena, znajomość swojej wartości, świadomość tego, co można osiągnąć.  Trzeba umieć racjonalnie się pozycjonować – nie za nisko, ale też nie za wysoko, bo wtedy prowadzi to do załamań. Fajnie stawiać sobie cele pośrednie, które prowadzą do celu wielkiego. Małe zwycięstwa rodzą wielkie zwycięstwa. Mnie trenerzy zawsze nastawiali w ten sposób, że trzeba walczyć o najwyższe cele, mieć je w głowie, nawet jeśli wydają się niemożliwe. Jeśli stoi się na starcie bez wiary we własne możliwości, na pewno żadnego celu się nie osiągnie. Jeśli natomiast wierzy się mocno i robi wszystko, żeby go osiągnąć, wtedy szanse rosną. To wszystko musi być rozpisane i rozłożone w czasie, potrzebne są kamienie milowe do osiągnięcia po drodze, wszystko musi dziać się po kolei, a wtedy to, co wydawało się niemożliwe, ma szansę się ziścić. Jeśli celujemy wysoko, a coś się nie uda, to i tak jest duża szansa, że osiągniemy bardzo dużo. Bez wiary w siebie nie da się za to osiągnąć niczego – mówi Mariusz Giżyński. 

mariusz gizynski gory

Spojrzeć prawdzie w oczy

Na czym polega to pozycjonowanie siebie samego? Racjonalny osąd opiera się na interpretacji obiektywnych faktów, danych. Profesjonaliści korzystają z nowoczesnych i precyzyjnych badań wydolnościowych, na co nie każdy może sobie pozwolić i prawdopodobnie nie każdemu aż tak wiele informacji jest potrzebne. Każdy natomiast może i powinien obserwować swoje ciało i samopoczucie w różnych sytuacjach – podczas różnych treningów, przy różnych prędkościach biegu, różnym poziomie zmęczenia czy stresu. Wiedząc, że utrzymanie tempa 4:00 min/km na dystansie 10 km jest dla nas bardzo wymagające, ruszenie po 3:00 min/km byłoby samobójstwem. Mając jednak wizję tego, gdzie chcemy znaleźć się w przyszłości, swoje ograniczenia możemy rozłożyć na czynniki pierwsze i zastanowić się, co z nimi zrobić.

Wiele osób znających mnie z krótszych dystansów nie wierzyło, że mogę kiedyś szybko pobiec maraton. Mówi się, że bez dobrej dychy nie pobiegniesz maratonu, a ja ze swoim 29:30 według tabel mógłbym pobiec maksymalnie 2:14. Rekord mam jednak dużo lepszy. Wiedza o własnych predyspozycjach, a także ograniczeniach pozwala uwierzyć w siebie. Jeżeli wiemy, gdzie mamy ograniczenia, to możemy nad nimi pracować. Jeśli do tego wiemy, jakie mamy cechy wiodące, możemy to balansować, iść do przodu – ja na przykład swój progres zawdzięczam temu, że bazuję na swojej wytrzymałości. Trzeba pracować nad swoim warsztatem, rozpisać co jest nam potrzebne, najlepiej mieć trenera, który zaplanuje to na początku kariery. Rozumienie własnego ciała i zmęczenia w sportach wytrzymałościowych jest kluczowe, a to z kolei najlepiej rozumie zawodnik. Potrzebne jest też zdrowie, bo jeśli się przeszarżuje, harmonijny rozwój może zostać zatrzymany, a to właśnie jest najskuteczniejsza droga. Swoje mocne i słabe strony trzeba znać i podchodzić do nich zadaniowo, świadomie – wiedzieć co działa, a co przeszkadza. Sportowcy to często perfekcjoniści, którzy znają swoje ciało, swój warsztat, robią to co trzeba i unikają tego, co szkodzi – tłumaczy popularny Giża.

mariusz gizynski po biegu

Szukając swoich mocnych i słabych stron, prędzej czy później znajdziemy także porównanie do innych biegaczy – tych którzy nas pokonali, tych którzy biegają od nas lepiej, tych którzy notują lepszy progres, czy w końcu tych, którym prawdopodobnie nigdy nie dorównamy. W skrajnie pesymistycznym nastawieniu byłby to powód do zmartwień – po co mam się starać, skoro nigdy nie będę tak dobry jak Marcin Lewandowski, Krystian Zalewski czy Henryk Szost?

Nader optymistyczne podejście jakim byłaby próba realizacji planu treningowego zawodników z dużo wyższego poziomu sportowego niesie w sobie natomiast ogromne ryzyko zdrowotne. Posiadanie biegowych idoli może być jednak niezwykle pomocne, jeśli posłużą nam do stworzenia „modelu mistrza”. Nie musi być to nawet prawdziwa osoba, nasz wzór do naśladowania może być konstruktem czysto wirtualnym, abstrakcyjnym, w efekcie powinnyśmy jednak być w stanie zadać sobie pytanie „Co w mojej sytuacji zrobiłby XYZ?”. Sport uczy pokory, a odpowiednie nastawienie do faktu, że ktoś jest po prostu lepszy, może przynieść nam wiele korzyści. Jak mówi Mariusz, na zawodach najlepiej startować z minimalnie lepszymi od siebie i próbować do nich równać. Jeśli chodzi o maraton, idealny bieg jest wtedy, gdy zbierze się liczna grupa z podobnymi aspiracjami, najlepiej ciut lepszymi niż ja. To samo w grupie treningowej – fajnie mieć możliwość trenowania z lepszymi od siebie, równać do nich. Tak trenuje cały świat i dzięki temu poziom się podnosi. Ja nie zawsze miałem możliwość trenować w grupie, ale starty próbowałem wybierać takie, aby móc biec z zawodnikami lepszymi niż ja i jeśli chodzi o moje najlepsze wyniki, uzyskiwałem je właśnie wtedy. 

mariusz gizynski podczas biegu

Nieodłącznym elementem sportowej rywalizacji jest także porażka. Na każdego kozaka prędzej czy później znajdzie się większy kozak. Pogodzenie się z czyjąś wyższością, jeśli daliśmy z siebie wszystko i podczas danej próby było to 100% naszych możliwości jest łatwiejsze, niż nie zrealizowanie własnego celu. Walka o medale jest domeną sportu wyczynowego, amatorzy częściej stawiają sobie własne cele wynikowe, chcą poprawiać swoje życiówki, a za porażkę uznają wynik poniżej oczekiwań. Na osobistą porażkę potrafi złożyć się wiele przyczyn, a czasem naprawdę jest to czynnik losowy, na który nie mogliśmy mieć wpływu. Kiedy jednak nasz progres stanął w miejscu, a kolejne próby nie przynoszą rezultatów, ciągłe zwalanie winy na czynniki zewnętrzne może okazać się drogą na skróty, dowodem zbyt wybujałego ego czy niezdrowego optymizmu. Jak zatem podejść do porażki czy kryzysu w sposób konstruktywny?

Porażka najwięcej uczy, bo to właśnie wtedy poznajemy swoje granice, dowiadujemy się, co nam zaszkodziło. Kiedy w treningu próbuje się różnych nowości, ważna jest świadomość co działa, a co nie. Negatywna weryfikacja naszych założeń to często bolesna, ale bezcenna lekcja. Mi zdarzały się czasem fatalne biegi, po których myślałem, że to już koniec, że organizm się buntuje i trzeba kończyć z tym bieganiem. Po namyśle udawało mi się jednak znaleźć błędy szkoleniowe, treningowe, czy zbadać się w poszukiwaniu problemów zdrowotnych. Kiedy dowiemy się, co nam szkodzi, mamy już tak naprawdę połowę sukcesu, pozostaje tylko to wyeliminować. Czasem warto porozmawiać też z kimś doświadczonym, kto może ocenić naszą sytuację z zewnątrz i coś doradzić. Porażką nie można się załamywać, a sport uczy, jak radzić sobie z nią także w codziennym życiu – objaśnia Mariusz Giżyński. 

mariusz gizynski rozciaganie

Sprzężenie zwrotne

W życiu codziennym, charakterystyczną cechą optymistów jest spontaniczność, zakrawająca czasem o nonszalancję. Bieganie wydaje się natomiast takim obszarem, w którym wszystko jest rozpisane i starannie zaplanowane, a spontanicznie podejmowanie decyzji może zrujnować całą misterną konstrukcję. Czy tak jest na pewno?
Przede wszystkim trzeba zadać sobie pytanie, na ile profesjonalnie podchodzimy do tematu i jakie stawiamy przed sobą cele. Sportowiec wyczynowy świadomie koncentruje swoją uwagę i aktywność właśnie na tym obszarze i oczekując rezultatów, nie może pozostawić niczego przypadkowi. Tak samo działają jednak profesjonaliści w każdej innej dziedzinie – w sztuce, biznesie czy działalności publicznej – osiąganie najwyższych rezultatów wymaga całkowitego poświęcenia. Podchodząc do biegania hobbystycznie, spontaniczna zmiana planów może wyjść nam w ogólnym rozrachunku na dobre – przygotowanie do złamania 40 minut na 10 km nie wymaga aż takiej precyzji, jak przygotowania do Igrzysk Olimpijskich i modyfikacja planu treningowego być może nie będzie miała żadnych negatywnych konsekwencji, za to fajnie spędzony czas może wzmocnić nas psychicznie.
Jak ze wszystkim w życiu, ważny jest oczywiście umiar i zdrowy rozsądek – jeśli nasz plan treningowy będzie składał się z większej liczby jednostek „spontanicznych” niż tych przemyślanych, istnieje ryzyko, że założony cel wynikowy również będzie trzeba zweryfikować. Koniec końców, to też nie jest tragedia, bieganiem można się przecież po prostu bawić, ale wtedy nie ma sensu stresować się konkretnymi rezultatami. Czy w wyczynowym bieganiu jest miejsce na jakąkolwiek spontaniczność?

Nutka spontaniczności powinna być zawsze, nie można być zbytnio zachowawczym i asekuracyjnym, trzeba mierzyć się z lepszymi od siebie, to podnosi nasz poziom sportowy. Kiedy jest się w formie, można czasem zaszaleć, jednak dojście do niej musy być wyliczone co do grama. W zawodach wygrywają ci, których stać na odwagę, powiedzenie sobie: „trening był jaki był, ale dziś jestem gotów na więcej”.  Jeśli ktoś w tracie zawodów liczy wszystko co do sekundy, to tak naprawdę się ogranicza. Ja za młodzika miałem trenera, który mówi „raz nie wytrzymasz, drugi raz nie wytrzymasz, ale za trzecim razem się uda”. W treningu wszystko musi być wyliczone, nie można szaleć, ale na zawodach, w dobry dzień już tak. Nawet jeśli nie przyniesie to efektu w wyniku, organizm mocniej bodźcowany odda nam to w przyszłości, może nawet z nawiązką – tłumaczy mój rozmówca.

mariusz gizynski bieganie

Optymizm zawodnika to jedno, ważne jest także nastawienie jego trenera. Czy trener-optymista może „zajechać” go zbyt mocnymi treningami? A może pesymizm trenera będzie ciągnął zawodnika w dół i podcinał mu skrzydła zamiast dodawać wiary w siebie? Zdaniem Mariusza Giżyńskiego, w relacjach trener-zawodnik trzeba się uzupełniać, wspólnie wierzyć w wielkie rzeczy. Jak jedna osoba nie wierzy, druga momentalnie to wyczuje i współpraca nie będzie szła do przodu. Często stąd się biorą zmiany trenerów – albo trener skreśla zawodnika, albo zawodnik nie wierzy w podejście trenera. Bez optymizmu jest piekielnie trudno, ale trener musi być też realistą, bo bujając w obłokach może zrobić zawodnikowi krzywdę. W konkurencjach wytrzymałościowych trzeba mieć także cierpliwość. Trzeba wiedzieć, że w trakcie przygotowań będzie ciężko, że pojawią się problemy, z którymi będzie trzeba sobie poradzić. Istotną kwestią jest to, że cykl treningowy podzielony jest na fale – 2 tygodnie mocniej, tydzień lżej, 3 tygodnie mocniej, 2 tygodnie lżej itd. Jeśli przyjdzie kontuzja, albo duże zmęczenie, trzeba tym balansować, włączyć lżejszy okres, potem wydłużyć cięższy. Najważniejsza jest świadomość tego procesu, jego monitorowanie, realizowanie celów długoterminowych i średnioterminowych. Trzeba pogodzić się z tym, że praca na żywym organizmie nie może być szablonowa. Optymizm trenera potrzebny jest przede wszystkim do tego, aby widzieć ten „duży obrazek” i utwierdzać zawodnika, że nawet jak jest trudno, wszystko idzie zgodnie z planem, aby on mógł po prostu robić swoje.

Optymizmem można dzielić się także z innymi. Poświęcając swoje życie bieganiu, Giża skupił się jedynie na swoich własnych wynikach, ale także na aktywizowaniu szerokiej rzeszy rodaków. Współpracując z firmą Nike, był inicjatorem i trenerem podczas jednych z pierwszych otwartych treningów dla amatorów, otwierając przed wieloma osobami świat biegania w czasach, gdy była to na krajowym podwórku pewna egzotyka. W ramach cyklu Warsaw Track Cup stwarza natomiast warszawskim miłośnikom biegania możliwość przekonania się na własnej skórze czym różni się rywalizacja na bieżni lekkoatletycznej od biegów ulicznych, przyczyniając się tym samym do popularyzacji „królowej sportu”, której niuanse wcale nie są takie oczywiste dla osoby z zewnątrz. Czy przekazywana w ten sposób energia wraca?

Jak najbardziej i to także motywuje mnie do dalszej pracy. Ja generalnie wierzę w to, że dbanie o własne zdrowie poprzez aktywność fizyczną jest ważne, są na to tysiące dowodów. Cieszy mnie, kiedy ludzie czerpią z tego radość, szczególnie z biegania, bo w tym się specjalizuję. Przemek Babiarz nazwał mnie kiedyś propagatorem biegania. Dzięki udziałowi w telewizyjnym programie O Co Biega, podczas praktycznie każdych zawodów ulicznych ktoś podchodził do mnie i mówił, że to co mówię i robię jest fajne, pomocne. To daje mi ogromną motywację, która sprawia, że naprawdę lubię robić i staję się silniejszy – opowiada Mariusz.

bieganie mariusz gizynski

Krok po kroku

Wiara i rozum pozornie wydają się przeciwieństwami. Bieganie jest sportem polegającym przede wszystkim na chłodnej kalkulacji, opartej na racjonalnych faktach, w którym nic nie dzieje się przypadkiem. Mówi się za to, że wiara czyni cuda. Przyjmując, że to prawda, nie wystarczy jednak czekać aż cuda się wydarzą, trzeba rozłożyć je na czynniki pierwsze i dzień po dniu dążyć do ich realizacji.
Optymizm jest natomiast tą siłą, która popycha do działania, wzmacniając przekonanie, że nasze trudy mają sens i doprowadzą nas do celu. Optymizm poparty solidną pracą może doprowadzić do rzeczy wielkich, które wcześniej mogłyby wydawać się zupełnie nierealne. Optymizm pozwala znosić porażki, znosić najcięższe trudy codziennych przygotowań, a także znajdować rozwiązania tam, gdzie inni ich nie widzą.
Przykład Mariusza Giżyńskiego pokazuje natomiast, że poza skutecznością w realizacji sportowych celów, optymizm może być także sposobem na biegową długowieczność, ponieważ tegoroczny start w PZLA Mistrzostwach Polski w Maratonie otworzył jego 27 sezon wyczynowej przygody ze sportem. 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Paweł Machowski
Paweł Machowski

Biegacz amator, o charakterystycznej, wyprostowanej sylwetce w trakcie biegu. Dumny posiadacz tytułu "Serockiego Championa" oraz portretu Karola Krawczyka na nodze. Miłośnik piwa bezalkoholowego i szparagów.