Redakcja Bieganie.pl
Przypomnijmy, członek sztafety 4x400m Kamil Budziejewski został dyscyplinarnie usunięty z kadry i zespołu po tym jak wdał się w potyczkę z kolegą z zespołu Patrykiem Dobkiem. Potem, na własną prośbę, sprinter wrócił szybciej do domu.
Kamil Budziejewski i Patryk Dobek podczas składania przysięgi olimpijskiej (źródło fot. Facebook/PZLA)
-To moje piąte Igrzyska i liczyłem, że nigdy w życiu takie problemy wychowawcze mi się nie przydarzą.- komentował zajście bardzo zmartwiony trener Józef Lisowski
Jak wynika z relacji Budziejewskiego, atmosfera w ekipie była napięta już od ostatniego obozu przygotowawczego do IO w Spale.
-Nikt jeszcze dokładnie nie wiedział kto pobiegnie i na jakiej zmianie. Trener informację o tym kto pobiegnie w podstawowym składzie utrzymywał do samego końca. Każdy z nas chciał wystartować. Patryk Dobek często podkreślał, że jest wicemistrzem świata juniorów i jemu należy się automatyczny start w sztafecie. Ja jak zawsze podkreślałem, że zależy to od decyzji trenera – mówi Budziejewski.
-Zachowania Patryka stawały się coraz bardziej prowokacyjne – ciągnie wytrącony z równowagi przez juniora senior. -Po samym przylocie czekał nas sprawdzian na londyńskim stadionie rozgrzewkowym, gdzie pokazałem się z dobrej strony, bo zająłem drugie miejsce, a mój młodszy kolega był ostatni. Gdy byliśmy już w wiosce olimpijskiej sytuacja się zaostrzała, było więcej nerwów i niewiadomych. Nie dość, że trzeba było poradzić sobie ze startem, musieliśmy również podołać atmosferze jaka panowała w ekipie – żali się sprinter.
O tym, co wydarzyło się później, krążą dwie wersje.
Pierwsza, przytaczana przez trenera Patryka Dobka, Krzystofa Szałacha, mówi, że Dobek został zaatakowany przez Budziejewskiego, kiedy chciał skorzystać z jego łazienki.
-U Patryka nie było wody. Chciał się wykąpać, ale do łazienki wpadł Budziejewski i kazał mu… Nie będę używał brzydkich słów, ale kazał mu opuścić łazienkę. Patryk coś odpowiedział i wtedy Budziejewski się na niego rzucił. Zaczął go nawet dusić- relacjonował po rozmowie z podopiecznym Szałach.
Budziejewski w swojej wersji zdarzeń stanowczo zaprzecza, że dusił młodszego "kolegę":
-Była już noc, stałem w pokoju gdy Patryk wszedł do łazienki, która należała do mojego pokoju. Dlatego zwróciłem mu uwagę na to, że w zasadzie mógłby się zapytać, czy może skorzystać z mojej. Patryk odpowiedział coś, czego nie zrozumiałem, więc stanowczo poprosiłem by powtórzył. Wtedy dużo wyższy ode mnie Patryk stanął naprzeciw mnie, pochylił się i oparł swoje czoło o moje i cóż… doszło do szarpaniny. Po dosłownie kilku sekundach opuścił mój pokój. Z tego co przeczytałem w mediach wynika, że powinien leżeć w szpitalu – ironizuje Budziejewski.
Ze strony Patryka Dobka nie padło jeszcze żadne słowo "przepraszam" i jakiekolwiek inne słowa skruchy. Utalentowany junior dostąpił niesamowitego wyróżnienia, znajdując się w kadrze olimpijskiej i swoim zachowaniem, podobnie jak Budziejewski, zaprzeczył olimpijskiej przysiędze. Starszy ze sprinterów potrafił jednak wykazać skruchę:
-Jeszcze raz podkreślam, że żałuję całego zdarzenia. To ja powinienem zapanować nad nerwami. Nasze zachowanie nie było właściwe- mówi. Sprinter przyznaje także, że liczył na wsparcie kolegów w rozwiązaniu konfliktu.
Najbardziej doświadczony członek sztafety, Marcin Marciniszyn przypuszcza, że zachowanie biegaczy było spowodowane presją.
-Może to sprawiła presja igrzysk? Znam relację obydwu zawodników, ale nie byłem przy tym zdarzeniu i nie do mnie należy wydawanie wyroku, zajmie się tym odpowiednia komisja Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Mieszkałem w pokoju z Tomkiem Majewskim, mistrzem olimpijskim w pchnięciu kulą, gdy Patryk przyszedł do mnie, najstarszego czterystumetrowca w kadrze, i poinformował mnie o incydencie – powiedział Marciniszyn.
Naszej sztafecie w eliminacjach zabrakło jedynie 24 setnych, aby wystąpić w olimpijskim finale. Czy z Budziejewskim w składzie i w lepszej atmosferze w drużynie, Polacy pobiegliby w czołowej ósemce?
-Myślę, że mógłbym być wsparciem dla zespołu, gdyby trener zdecydował o moim występie – twierdzi Budziejewski.
Tezę tę potwierdza Marciniszyn:
-Na ostatnim sprawdzianie Kamil przegrał tylko z Michałem Pietrzakiem i było raczej pewne, że wystąpi. Za nimi na treningu uplasowali się Piotr Wiaderek, Kacper Kozłowski i Dobek. Jeśli Pietrzak w oficjalnym biegu uzyskał 45,19, to Budziejewski mógł mieć podobny czas. To oznacza, że zeszlibyśmy poniżej 3.02 i awansowalibyśmy do finału. Teraz, to tylko gdybanie, jednak tak mogło być – uważa wicemistrz Polski.
Niezależnie od afery "łazienkowej" wydaje się, że "Lisowczycy" mogliby powalczyć w londyńskim finale co najwyżej o miejsca 6-8. Po złoto 4×400 m sięgnęli z nieosiągalnym dla Polaków wynikiem 2:56.72 reprezentanci Wysp Bahama. Srebro przypadło Amerykanom (2:57.05), a brąz dawał wynik, nie jak przypuszczał trener Lisowski 3.01, ale 2:59.40 (Trinidad i Tobago).
Przykre, że kibice zapamiętają występ polskiej sztafety pod znakiem afery łazienkowej, a nie jak, w przypadku Amerykanów – walki. Przypomnijmy, wicemistrzowie olimpijscy wywalczyli awans do finału, mimo że jeden z członków sztafety biegł ze złamaną nogą…
Jeśli nasza długa sztafeta przełoży walkę między sobą na tę sportową z przeciwnikami, to w przyszłym sezonie z pewnością pokaże się z lepszej strony. Znając historię drużyny 4x400m, bogatą w waleczne postawy, można wierzyć, że na pewno ją na to stać.