Redakcja Bieganie.pl
Stephane Franke mimo doskonałych rezultatów stał (a raczej biegał) zawsze w cieniu swojego reprezentacyjnego kolegi, zaledwie rok młodszego Dietera Baumanna. Należy dodać iż trenerem Frankego była przez pewien czas Isabel Baumann – żona jego największego rywala co zapewne rodziło więcej konfliktów i niejasnych sytuacji…
Od początku… Franke u progu swojej kariery był przeciętnym średniodystansowcem.
Międzynarodowe występy zainaugurował mając już 27 lat. W lutym 1991 roku zdobył swój pierwszy tytuł Mistrza Niemiec podczas lekkoatletycznych zmagań pod dachem. Zwyciężył w biegu na 3000m czasem 7:55,76. Sukces ten zaprocentował kolejnym, mianowicie powołaniem Stephane’a na Halowe Mistrzostwa Świata. Pierwsza lekcja okazała się bardzo surowa – Franke daleki był od awansu do rozgrywki finałowej kończąc eliminacje z czasem nieznacznie poniżej 8 minut. W sezonie letnim zaskoczył wszystkich doskonałym występem na 10000m. Podczas mityngu we Frankfurcie pokonał 25 okrążeń w 28:04,41. Przed nim finiszowali tylko markowi już – Eamon Martin i Francesco Panetta. Występem tym wypełnił minimum kwalifikacyjne na Mistrzostwa Świata mające się odbyć 2 miesiące później w Tokio. W stolicy Japonii zajął 9-te miejsce w swoim biegu eliminacyjnym. Do finału awansowało 8 zawodników i po 2 z najlepszymi czasami. Musiał zatem Franke czekać na zakończenie drugiego z biegów. Okazało się iż jego 28:30 wystarczyło. W finale Niemiec zaprezentował się na miarę swoich ówczesnych możliwości, zajmując 12-ste miejsce z wynikiem 28:20,00. Debiut na otwartym stadionie był udany.
Rok olimpijski stał pod znakiem nieznacznego regresu wyników, jednakże były one wystarczające aby dołączyć do grona reprezentacji „na Barcelonę”. Startu w stolicy Katalonii nie mógł zaliczyć Niemiec do udanych. Odpadł w eliminacjach z czasem bliskim 29 minut. Błyszczał wówczas inny reprezentant Niemiec, wspomniany Baumann, który swoim niezwykle efektownym biegiem po złoto na dalszy plan zepchnął wszelkie sukcesy niemieckiej ekipy…
Porażka nie podcięła Frankemu skrzydeł, wręcz przeciwnie stała się motywacją do dalszej wytężonej pracy. Mimo iż pięcie się po szczeblach sportowej drabiny przychodziło mu znacznie trudniej niż Baumannowi, wyraźnie zbliżał się swoimi wynikami do krajowego rywala…
U progu sezonu ‘93 zwyciężając na mityngu w Trier po raz pierwszy uporał się z barierą 28 minut na 10000m – 27:57,98. Wynik ten był jednak absolutnie przeciętnym nawet w konfrontacji z czołówką Starego Kontynentu. Franke zawzięcie przygotowywał się do sierpniowych Mistrzostw Świata, w których miał nadzieję wypaść szczególnie dobrze wszak miały się one odbyć w Stuttgarcie. W stolicy Badeniii-Wirtembergii Stephane zadziwił lekkoatletyczne środowisko. Prawie do końca finałowej 10-kilometrowej rozgrywki dotrzymywał kroku najlepszym długodystansowcom świata . Przybiegł na 4-tej pozycji, ulegając tylko nowo kreowanemu Mistrzowi Świata Haile Gebrselassie, Mosessowi Tanui i Richardowi Chelimo. Walkę o brązowy medal przegrał o 4 sekundy. Był to początek prawdziwej eksplozji formy. Już 5 dni później podczas mityngu w Berlinie Franke ustanowił wartościowy rekord życiowy na 3000m – 7:40,11. Pojedynek godny największych mistrzów stoczył jednak 3 września podczas mityngu w Brukseli. Wmieszał się w kenijskie towarzystwo ulegając na 5000m wyłącznie mistrzom świata na 5km Ismaelowi Kirui (’93) i Yobesowi Ondieki (’95). Wpadali na metę sekunda po sekundzie – 13:11, 13:12, Franke 13:13 i 4ty Moses Kiptanui 13:14. Swoimi występami Franke pogroził Baumannowi , który w roku poolimpijskim pauzował z powodu kontuzji. Rekordem życiowym na 5km zbliżył się do Dietera na 4 sekundy.
W roku helsinskich Mistrzostw Europy Stephane „rozkręcał” się powoli skupiając się na dystansach krótszych. W miarę zbliżania się terminu czempionatu wartość wyników rosła. Na tydzień przed wyjazdem do Helsinek Franke pobiegł w Monaco 3km w 7:40,75. Stojąc na starcie finałowego biegu na 10000m podczas Mistrzostw Europy, Niemiec był już liczącym się zawodnikiem. Wyrównany poziom stawki i umiarkowane tempo trzymały kibiców do samego końca w napięciu. Pierwsza ósemka zmieściła się w 6 sekundach. Najlepiej poradził sobie Hiszpan Anton 28:06,03 tuż za nim dobiegł Belg Rousseau 28:06,63. Brązowym medalistą z czasem 28:07,95 został Franke! Blask brązowego medalu był jednak znacznie mniejszy niż lśniące złoto Baumanna, które otrzymał za zwycięski bieg na dystansie połowę krótszym. Franke nie oszczędzając się specjalnie wziął również udział w biegu na 5km. Eliminacje przebrnął awansując z czasem. W finale był 10ty.
Rok przedolimpijski potraktował Stephane równie poważnie, skupiając się na poprawie wyników. Bardzo wysoką formę sygnalizował już w lutym uzyskując na 3000m 7:42 i 7:45 w halach w Lievin i Stuttgarcie. Z niewiadomych powodów w Halowych Mistrzostwach Świata nie wystąpił. Na początku sezonu letniego prezentował stabilną formę uzyskując 13:15 i 13:17 na 5000m oraz wyniki powyżej 28 min na dystansie dwukrotnie dłuższym. Szczyt formy miał nadejść w sierpniu na MŚ w Goeteborgu… Wysoki poziom dyktowany absolutną dominacją zawodników afrykańskich wymusił na wielu biegaczach sięgnięcia do maksymalnych możliwości organizmu już w biegach eliminacyjnych. O ile pierwszy bieg kwalifikujący do finału był rozgrywką „spacerową” (zwyciężył Haile 28:10), o tyle druga odsłona pretendentów do najlepszej dwudziestki świata okazała się już widowiskowym „ściganiem”. Zwycięzca – Kenijczyk Machuka osiągnął metę po 27 minutach, 29 sekundach. Franke kończąc bieg na 9tej pozycji pobił swój rekord życiowy o 7 sekund zapewniając sobie awans czasem 27:50,93. Wydawało się, iż w eliminacjach zostawił cały swój potencjał. W finale rozegranym 3 dni później walczył dzielnie zajmując wysoką 7-dmą pozycję z kolejnym rekordem życiowym 27:48,88. Zrobił chyba wszystko, na co było go wówczas stać. Aby wskoczyć o „oczko” wyżej musiałby pobiec aż o 18 sekund szybciej. Analizując sylwetkę Frankego ciężko się oprzeć wrażeniu, że maksymalny szczyt formy uzyskiwał tuż po imprezie docelowej. Oczywiście na miarę możliwości radził sobie dobrze w zawodach rangi mistrzowskiej, ale był to jedynie „atak szczytowy”. Prawdziwy Mount Everest własnych możliwości osiągał już tydzień później. Tak było również w tym przypadku. Podczas mityngu w Zurichu, rozegrany tam bieg na 5000m można nazwać nieoficjalnymi mistrzostwami świata. Padły tam znakomite wyniki, a najlepszy z nich 12:44,39 autorstwa cesarza Gebrselassie był nowym rekordem świata. Stephane Franke zajął 5-te miejsce z rewelacyjnym czasem 13:03,37! Należy dodać, iż w stawce 16-stu zawodników znalazło się tylko trzech spoza Afryki. Franke okazał się tym trzecim. Drugim był Bob Kennedy z USA, a pierwszym… Dieter Baumann!
5000m, 16.08.1995, Zurich
1 |
Gebrselassie |
ETH |
12:44,39 |
2 |
Baumann |
GER |
13:01,72 |
3 |
Kirui |
KEN |
13:02,75 |
4 |
Kennedy |
USA |
13:03,37 |
5 |
Franke |
GER |
13:03,76 |
6 |
Sghyr |
MAR |
13:05,00 |
7 |
Machuka |
KEN |
13:06,69 |
8 |
Tergat |
KEN |
13:07,49 |
9 |
Sigei |
KEN |
13:09,42 |
10 |
Boulami |
MAR |
13:10,20 |
11 |
Komen |
KEN |
13:14,94 |
12 |
Bitok |
KEN |
13:16,39 |
13 |
Bayissa |
ETH |
13:20,04 |
14 |
Ondieki |
KEN |
13:20,18 |
15 |
Azaidj |
ALG |
13:21,27 |
16 |
Koroira |
KEN |
13:23,07 |
17 |
Mosima |
KEN |
13:26,21 |
Dokładnie 2 dni później lekkoatletyczne show przeniosło się do niemieckiej Kolonii. W przedstawieniu tym nie zabrakło Frankego. Rekord życiowy na 3000m poprawił nieznacznie, jednak udało mu się pokonać magiczną barierę 7:40,00.
3000m, 18.08.1995, Kolonia
1 |
Kiptanui |
KEN |
7:28,04 |
2 |
Boulami |
MAR |
7:34,54 |
3 |
Sghyr |
MAR |
7:35,02 |
4 |
Dubus |
FRA |
7:35,60 |
5 |
Bayissa |
ETH |
7:36,42 |
6 |
Mosima |
KEN |
7:38,40 |
7 |
Lahlafi |
MAR |
7:38,83 |
8 |
Tanui |
KEN |
7:39,63 |
9 |
Franke |
GER |
7:39,78 |
10 |
Shabunin |
RUS |
7:42,13 |
Na rok przed Igrzyskami Atlancie Franke był już bardzo doświadczonym zawodnikiem. Po biegu w Zurychu można śmiało powiedzieć, iż awansował do światowej elity.
Stephane po raz drugi dostąpił zaszczytu bycia olimpijczykiem. Tym razem jechał na Igrzyska, aby odegrać ważniejszą rolę niż w Barcelonie. Rok 1996 stał pod znakiem oszczędnej polityki startowej. W Atlancie zdecydował się wziąć udział w dwóch konkurencjach, biegach na 5 i 10km. Oznaczało to tyle, że w bardzo krótkim czasie musiał startować aż 5-krotnie. W biegu na 10000m wypadł znacznie poniżej oczekiwań – 10-ta pozycja i wynik 27:59,09 stanowiły porażkę. Mając już 2 biegi w nogach (el.10000m – 28:24), przystąpił do walki o finał na krótszym z dystansów. Bronią Frankego było zawsze forsowanie mocnego tempa, a począwszy od eliminacji 5 kilometrów rywalizacja miała usypiający przebieg. Niemiec cudem awansował przedostatnim czasem 14:06 kwalifikującym go do następnej rundy. W półfinale scenariusz był identyczny w drugim z biegów. Nieco żywsze tempo miał Franke w swojej grupie i to go uratowało. Z ostatnim czasem 13:40 awansował do finału. Zmęczony czterema wyczerpującymi fizycznie i psychicznie rozgrywkami w finale zaprezentował się zupełnie bez wyrazu, zajmując przedostatnie miejsce z rezultatem 13:44,64.
Rok później mając 33 lata, Niemiec postanowił się „przedłużyć” i poszukać swojej szansy w maratonie. Debiut w Londynie wypadł obiecująco – 2:11:26. Po raz 4-ty wystąpił w Lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata właśnie na najdłuższym dystansie olimpijskim. Ateńska pogoda i brak obiegania spowodowały iż ukończył rywalizację na 31 pozycji z wynikiem prawie 13 minut gorszym od rekordu życiowego.
Po tej lekcji pokory wrócił na bieżnię w podwójnej roli – zawodnika i trenera. Tą drugą funkcję pełnił na równie przyzwoitym poziomie. W jego stajni znalazło się dwóch utalentowanych zawodników – Jirka Arndt i Damian Kallabis. Ten pierwszy deptał po piętach swojemu trenerowi zajmując w 1998 roku 3-cie na Mistrzostwach Niemiec. Srebro zdobył właśnie Franke, a złoto… Baumann. Kallabis natomiast był świeżo upieczonym mistrzem tegoż kraju na dystansie 3000m z przeszkodami. Przez 7 sezonów był zawodnikiem biegającym „przeszkody” na poziomie 8:40. W roku budapeszteńskich Mistrzostw Europy rekord swój poprawił o 24 sekundy…
Franke parając się z powodzeniem trenerką nie rezygnował jednak z własnych ambitnych planów. Maratońskie próby nie zaszkodziły mu szczególnie. W styczniu doskonale radził sobie w hali bijąc nawet nieznacznie rekord życiowy na 3km pod dachem – 7:42,05. Do Budapesztu jechał z apetytem na kolejny medal. We wtorek 18 sierpnia 1998 roku, o godzinie 20:05, 21 najlepszych długodystansowców Europy stanęło na linii startu biegu na 10000m. Wśród nich było dwóch Niemców – Stephane Franke i Dieter Baumann. Franke walczył niezwykle ambitnie, jednak na finiszu nie zdołał odeprzeć ataku reprezentacyjnego kolegi. Powtórzył jednak wyczyn z Helsinek zdobywając kolejny brązowy medal Mistrzostw Europy. Tylko medalistom tego biegu udało się zejść poniżej 28 minut – Pinto 27:48, Baumann 27:56, Franke 27:59. 5 dni później Franke przeżywał zapewne kolejny stres związany tym razem ze startem podopiecznego. Damian Kallabis nie dał szans rywalom, miażdżąc absolutnie konkurencję. Został Mistrzem Europy na 3000m z przeszkodami w wielkim stylu i z doskonałym rezultatem 8:13,10. Po Budapeszteńskich sukcesach na płaszczyznach trener, zawodnik Franke wystartował we wrześniu w maratonie berlińskim kończąc go na 12-tej pozycji z niezłym czasem 2:13:59.
18 listopada tego samego roku, 3 miesiące po Mistrzostwach Europy, główny lekarz Niemieckiego Związku Lekkiej Atletyki Heine Gaff podał do publicznej wiadomości, iż krew dwóch lekkoatletów, którzy brali udział w czempionacie zawierała ślady hydroksyetyloskrobii (HES). Dość szybko pojawiły się nazwiska tychże lekkoatletów – Kallabis i Franke. HES sama w sobie nie jest niedozwolonym środkiem, jednakże ma zastosowanie w maskowaniu środków dopingujących. W lekkoatletycznym światku zaczęły się spekulacje czy niemiecki duet nie przyjmował czasami erytropoetyny zewnątrzpochodnej (EPO). (Byłby to precedens, gdyż pierwszą wpadką na dworze Królowej Sportu związaną z EPO był przypadek Olgi Jegorowej dopiero 2 lata później). Brak jakichkolwiek dowodów na erytropoetynową kurację oczyścił zupełnie niemieckich długodystansowców z podejrzeń. Stephane Franke wytłumaczył jednak dlaczego wraz z Kallabisem przyjmowali hydroksyetyloskrobię. „W Budapeszcie było bardzo gorąco i duszno”. Ze względu na to, iż HES ma związek z krzepliwością krwi, a dokładnie mówiąc rozrzedza ją – Franke i Kallabis stosowali ten środek dla poprawy krążenia.
Temperaturę dyskusji na temat wspomnianej dwójki podgrzał jeszcze bardziej wielki przeciwnik dopingu – sam Dieter Baumann. Znany był on ze swoich krytycznych wypowiedzi na temat stosowania niedozwolonych środków. W 1996 roku wraz z Niemieckim skoczkiem wzwyż Ralfem Sonnem krytykowali głośno system kontroli antydopingowych w Niemczech:
„Nie byliśmy kontrolowani od czasu sierpniowych Mistrzostw Świata w Goeteborgu zeszłego roku!”
Można powiedzieć, że Baumann sam na siebie wydał wyrok. Niemal dokładnie rok po przedstawieniu przez dr.Gaffa informacji na temat Frankego i Kallabisa świat obiegła znacznie bardziej sensacyjna wiadomość. 19 listopada 1999 roku na zwołanej pospiesznie konferencji prasowej w Darmstadt, przedstawiciel Niemieckiego Związku LA (DLV) ogłosił:
„W próbkach moczu Dietera Baumanna wykryto nandrolon. Potwierdziło to pierwsze badanie z 19 października i kontrekspertyza z 12 listopada. Poziom nandrolonu w moczu wyżej wymienionego zawodnika wynosił ponad 20 nanogramów przy dopuszczalnej normie 2 nanogramów. Testy antydopingowe, które ujawniły w organizmie zawodnika środek dopingujący, zostały wykonane w dwóch laboratoriach mających akredytację Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego – w Kreischa i Kolonii”
DLV wydało również oświadczenie o 2-letniej dyskwalifikacji Baumanna ze skutkiem natychmiastowym.
A co na to sam zainteresowany? Przekonany o swojej niewinności zapewniał w mediach, że nigdy podczas trwającej 20 lat kariery nie przyjmował niedozwolonych środków. Zapowiedział, iż będzie walczył o swoje dobre imię, musi tylko zebrać dowody będące świadectwem absolutnej czystości. W rezultacie dowody te przedstawił… Twierdził, iż nandrolon wstrzyknięto mu do pasty do zębów. Dowodem miał być udokumentowany, wahający się poziom tegoż sterydu anabolicznego na przestrzeni doby, czego przyczyną były różne pory mycia zębów… Baumann w swym wywodzie poszedł jednak dalej. Wskazał miejsce i głównych bohaterów całego spisku. Uważał, iż feralną tubkę podano mu podczas zgrupowania w Sanki Moritz, a sprawcami byli Franke i Kallabis. Komisja dyscyplinarna DLV najwyraźniej uwierzyła w wersję Dietera. Trzyosobowe gremium podczas konferencji w Stuttgarcie ustaliło, iż Baumann nie poniesie kary za używanie niedozwolonych środków. Mógł zatem Niemiec kontynuować przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Już 30 lipca w Brunszwiku 17 tysięczna publiczność oklaskiwała jego triumf w biegu na 5000m podczas Mistrzostw Niemiec. Zwycięstwem tym przypieczętował sobie olimpijską kwalifikację. 18 września, 3 dni po oficjalnym otwarciu XXVII Igrzysk Olimpijskich, a 9 dni przed eliminacjami biegu na 5000m komisja arbitrażowa IAAF wydała jednak decyzję o dyskwalifikacji Dietera Baumanna na 2 lata. Tym razem decyzja była absolutnie niepodważalna i pozbawiona możliwości odwołania się od niej.
Kto w tej aferze był winny? Oni wiedzą najlepiej, a Stephane Franke zabrał już ze sobą te informacje wiadomo gdzie… Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że to „grupa Frankego” była górą. Kallabis, mimo iż nie odegrał żadnej roli w Sydney wystąpił w finale biegu przeszkodowego (zajmując w nim ostatnie miejsce). Franke miał na tychże Igrzyskach drugiego podopiecznego, wspomnianego wcześniej Jirkę Arendta. Nikomu nieznany zawodnik zajął w finale biegu na 5000m wysoką ósmą lokatę. Po olimpijskich zmaganiach w Sydney nie odniósł jednak znaczących sukcesów, ostatnim sportowym sygnałem z jego strony było 2:16 w maratonie berlińskim w 2003 roku. Równie błyskawicznie zgasła kariera Kallabisa, który z poziomu 8:09,48 w 1999r spadł na 8:44 5 lat później.
A sam Franke? W 1999 roku wystartował na bardzo nietypowym dystansie stadionowym 25000 metrów. Uzyskał czas 1:13:55 odbiegający od ówczesnego rekordu świata o 1,8 sek. Ciężko ten wynik odnieść do czegokolwiek, jednak wyliczając średnią 2:57,5/km daje nam to po drodze jakieś 62:10 w półmaratonie. Jeszcze rok później, mając 36 lat wystąpił w przełajowych MŚ zajmując 58 miejsce na krótkim dystansie, po czym wziął ostateczny rozwód z wyczynowym uprawianiem sportu.
Po zakończeniu kariery był przez moment dyrektorem technicznym berlińskiego mityngu ISTAF. Pracował również jako komentator w stacji „Eurosport”, wydał również kilka większych publikacji dotyczących treningu biegowego.
Stephane Franke pozostanie w pamięci wielu kibiców postacią kontrowersyjną. Niepisaną zasadą jest nie mówić źle o osobach, które odeszły. Ale w sumie cóż złego możemy powiedzieć na temat Stephana studiując jego sportowy życiorys? Być może faktycznie był czysty, być może miał szczęście… Zanim poddamy osądowi postać Frankego powinniśmy zadać sobie pytanie – co w życiu jest ważne? Czy to jak jesteśmy postrzegani na zewnątrz poprzez pryzmat naszych czynów? Czy może nasz wewnętrzny, osobisty rachunek sumienia, dzięki któremu tylko my znamy siebie samych. Nasza poza zewnętrzna jest tubką, wnętrze pastą, tylko od nas zależy czy dopuścimy aby znalazł się w niej nandrolon.