Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Najpierw był wypadek samochodowy. Później operacje, wózek inwalidzki, rehabilitacja i powrót do biegania. Po 10 latach od tamtych wydarzeń Bartosz Feifer musiał zmierzyć się z przeszłością. Jego prawe biodro ponownie wymagało interwencji chirurgicznej. Na refundowaną operację musiałby czekać 8 lat. Prywatnie była do zrobienia niemal od ręki, ale wiązała się ze sporymi kosztami. Dlatego biegacz z Wolsztyna, pomimo oporów, zdecydował się na publiczną zbiórkę środków.Ekspresowe tempo, w jakim udało się zebrać potrzebne pieniądze, przerosło jego oczekiwania. Dziś jest już po operacji i krok po kroku wraca do pełni sił. Zapraszamy na rozmowę z Bartkiem, który ponownie jest na trudnej drodze powrotu do biegania, ale tym razem trzyma w dłoniach mapę z dawnych doświadczeń.
Krzysztof Brągiel: Jeśli dobrze liczę, mija właśnie 3 tydzień od operacji. Jak samopoczucie?
Bartosz Feifer: Wczoraj miałem pierwszą wizytę u rehabilitanta i powiedział, że jestem już gotowy, żeby odstawić kule. Po mieszkaniu chodzę więc trochę jak robot, ale za to na własnych nogach.
Wiele lat temu po wypadku samochodowym już przechodziłeś przez coś podobnego. Teraz jest łatwiej, trudniej?
10 lat temu byłem bardziej uzależniony od czyjejś pomocy. Teraz wszystko szło jakby z automatu, wiedziałem jak to wygląda, jakie są etapy wracania do zdrowia. Początkowo potrzebowałem pomocy przy zwykłym ubieraniu się, myciu i tak dalej. Ale z każdym dniem kolejne tego typu rzeczy eliminuję. Wiadomo, że jak każdy facet, chcę jak najszybciej być samodzielny.
Jak wyglądały ostatnie tygodnie, jakie ćwiczenia wykonywałeś?
Miałem zalecenia, żeby wykonywać ćwiczenia przeciwzakrzepowe. Chodziło o to, żeby napinać przede wszystkim mięsień czworogłowy i pośladek. Musiałem też pracować nad zakresem ruchu, bo leżąc na plecach miałem problem z samym przyciągnięciem pięty do pośladka. Pufa posłużyła mi za coś na kształt steppera, ale nie do wchodzenia, tylko jako miejsce na zarzucenie nogi.
Jak to się stało, że po 10 latach od wypadku znowu musiałeś położyć się na stół operacyjny? Kiedy dokładnie pojawił się ból i jak się objawiał?
W grudniu zaczęły pojawiać się pierwsze dziwne bóle, zwłaszcza w momentach, gdy popracowałem mocniej fizycznie – w klęku, kucaniu, tego typu pozycjach. To były ukłucia w okolicach pachwiny. Przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku lat. Gdy po wypadku i rehabilitacji wróciłem do biegania, pojechałem z waszym portalem na obóz do Kenii. To była realizacja jednego z moich największych marzeń. Dzień przed wylotem trafiłem jednak spanikowany do lekarza, bo zaczęło kłuć mnie w prawym biodrze, od zewnętrznej strony. Doktor obejrzał biodro i powiedział: „Nie, stary, spokojnie. Przeskoczyła ci pewnie jakaś żyłka. Przejdzie. Sygnałem, że dzieje się coś złego będzie ból w pachwinie”. I tak się właśnie stało teraz, 7-8 lat po tamtej konsultacji. Ból potęgowało każde odwodzenie i przywodzenie nogi. Wystarczyło jak stałem w kuchni przy zmywaniu naczyń i przechyliłem ciężar ciała na prawą stronę, żeby biodro się odezwało. Zrobiłem serię badań w RehaSport i okazało się, że faktycznie dzieje się coś poważnego.
Po wypadku i ciężkiej rehabilitacji wróciłeś do biegania, ale byłeś świadomy, że prędzej czy później problemy z biodrem się pojawią. Ta myśl siedziała Ci z tyłu głowy przez te lata?
Lekarz 10 lat temu powiedział mi jasno, że biodro prędzej czy później będzie sprawiało problemy. Nawet jakbym siedział na kanapie i nic nie robił, to te zwyrodnienia i tak by się pojawiły. Mogło być nawet tak, że gdyby nie sport to tylko przyśpieszyłbym endoprotezę, która wciąż mi zresztą grozi. Słyszałem naprawdę różne diagnozy. Niektórzy mówili, że już po 5 latach od wypadku będzie potrzebna endoproteza.
Uszeregujmy wydarzenia chronologicznie: rok 2011 wypadek samochodowy, staw biodrowy otwarty dwukrotnie, rehabilitacja, koniec roku 2012 powrót do biegania, koniec 2020 roku powrót problemów, 23 kwietnia operacja. Diagnoza: konflikt udowo – biodrowy. Liczne skostnienia w obrębie stawu biodrowego, martwica głowy kości udowej wraz z wtórnymi zmianami zwyrodnieniowymi. Konieczne było wyciągnięcie głowy kości udowej z panewki. Brzmi to wszystko hardcorowo. To była długa operacja?
Raczej nastawiałem się, że to będzie coś krótkiego. Dopiero w dniu operacji zostałem uświadomiony, że nie do końca. Przed wejściem na salę operacyjną kazano mi założyć skarpetki. Pomyślałem: „Kurczę, ale po co skarpetki?”. Jak wszedłem, anestezjolog miał już dla mnie przyszykowane buty, takie à la bokserskie, wyższe, za kostki. Pytam się: „Po co to wszystko?”. I słyszę odpowiedź: „Bo ty nie wiesz jak to będzie dokładnie robione? To zaraz ci wszystko pokażę”. Usiadłem na stole, który przypominał fotel ginekologiczny. Nogi musiałem położyć na uchwyty, między nimi był specjalny wałek, którym lekarz podczas operacji miał sobie manipulować, żeby naciągnąć nogę i wyjąć głowę kości udowej z panewki. Jak to usłyszałem, powiedziałem, żeby dali mi już narkozę, bo chcę zasnąć. Z tego co pamiętam wszystko zaczęło się o 13-tej, a obudziłem się koło 16-tej. Porównując z operacjami, które miałem po wypadku, to te 3 godziny określiłbym, jako coś w miarę krótkiego.
Operację wykonałeś prywatnie, jak długo musiałbyś czekać, chcąc skorzystać z Narodowego Funduszu Zdrowia?
W szpitalu, do którego przyszedłem ze skierowaniem na operację na NFZ, usłyszałem, że odezwą się do mnie w tej sprawie za 4 lata. Pani, która mnie obsługiwała powiedziała mi na ucho, że do operacji najprawdopodobniej dojdzie za 7 lat. Lekarz, który mnie zdiagnozował stwierdził, że czekałbym nawet 8 lat. Takie operacje jak moja przeprowadza niewielu lekarzy w Polsce. W samym Poznaniu były chyba dwie osoby, które się tym zajmują.
Żeby zebrać potrzebne pieniądze na operację i rehabilitację uruchomiłeś specjalną zbiórkę na zrzutka.pl. 25 tysięcy złotych udało się zebrać ekspresowo. Ile to trwało? Dzień, dwa?
Chyba 2 i pół dnia. Pamiętam, że w poniedziałek jeszcze się wahałem. Wieczorem znajomi mnie przycisnęli. Mieliśmy konkretną rozmowę, gdzie stwierdzili: „Robimy to i koniec, masz odpalać zbiórkę”. We wtorek rano ruszyło.
Miałeś wątpliwości, co do takiej publicznej zbiórki?
Myślałem sobie, że kurczę, przecież jest sporo zbiórek na osoby bardziej potrzebujące, na chore dzieci… Z drugiej strony, ja nie miałem żadnych możliwości, żeby przyśpieszyć operację. A lekarz powiedział wprost, że dopóki nie wyleczę biodra, dostaję zakaz jakiejkolwiek aktywności. To się przekładało z kolei na problemy z pracą. Już i tak zrezygnowałem z prowadzenia zajęć z biegaczami. Mam jeszcze inną pracę, w części fizyczną, z której też musiałbym zrezygnować. No i musiałbym porzucić bieganie. Robię to praktycznie od 20 lat, na pewno trudno byłoby mi się z tym rozstać. Krótko mówiąc, miałem dylemat. Rezygnować ze zbiórki z obaw, że ktoś sobie o mnie coś pomyśli? Czekać 8 lat, siedząc na kanapie i narzekając? A może jednak się przełamać, zebrać pieniądze, wyleczyć się i w przyszłości też komuś pomóc? Ostatecznie się przełamałem i przyznam, że nie wyobrażałem sobie czegoś takiego. Nie ukrywam, że jak budziłem się rano i sprawdzałem licznik z wpłatami, to musiałem zasłonić oczy, żeby zakryć łzy. Czas trwania zbiórki początkowo ustawił się na 30 dni. Chciałem to edytować i zmienić na 3 miesiące, ale nie zdążyłem, bo wszystko poszło kosmicznie szybko.
Kiedy ostatni raz biegałeś?
28 lutego. Zrobiłem longa, a na koniec kilka przyśpieszeń na odmulenie. Właśnie podczas tych rytmówek, jak zacząłem luźno puszczać nogę, pojawiał się ból.
Jaką lekarze dają Ci perspektywę czasową, jeśli chodzi o powrót do biegania?
Od lekarza, który mnie operował dostałem protokół rehabilitacji. Rozpiska jest tydzień po tygodniu, z dokładną informacją kiedy wdrażać kolejne ćwiczenia. Ma to wszystko potrwać 4 miesiące. Nie ukrywam, że początkowo zabrzmiało mi to trochę strasznie. Przed operacją konsultowałem się z różnymi rehabilitantami i słyszałem o 12 tygodniach, a nawet 8. Okazuje się na szczęście, że te 4 miesiące, które zalecił lekarz, to jest pełny powrót do treningu, który wykonywałem przed operacją.
Wychodziłoby na to, że wrócisz do biegania jesienią. Idealny czas na spokojne zbudowanie bazy i zrobienie formy na wiosenne starty.
Dokładnie tak, już to mam wszystko rozplanowane (śmiech).
Jakieś cele wynikowe, które aktualnie szczególnie napędzają Cię do powrotu? Pamiętam, że kilka lat temu mocno celowałeś w złamanie 16 minut na piątkę.
Teraz najbardziej napędza mnie sam powrót, nie jestem aż tak zafiksowany na wynikach. Chociaż tak, te 16 minut dalej mnie męczy. Trudno mi jednak póki co myśleć o takim bieganiu, bo wczoraj moja waga pokazała rekordowy poziom…
Wspomniałeś, że nawet jak już operacja zda egzamin, przejdziesz przez rehabilitację i wrócisz do biegania, to za jakiś czas i tak może czekać Cię endoproteza. Orientowałeś się czy będzie można z nią biegać?
Mam sprzeczne informacje. Przez wiele lat żyłem w przekonaniu, że będzie można z tym biegać. Ostatnio dowiedziałem się jednak od człowieka pracującego na oddziale, gdzie wszczepiają endoprotezy, że nie, że co najwyżej wchodzi w grę podbiegnięcie na autobus i to tyle. Medycyna jednak ciągle się rozwija. Wierzę, że nawet endoproteza nie przeszkodzi mi w bieganiu.
Napisałeś książkę z aforyzmami. Potrafiłbyś wybrać jedną ulubioną złotą myśl
Jedna myśl idzie ze mną od dawna, ale nie ma jej w tej krótkiej książce z aforyzmami. „Możesz więcej, niż myślisz, że możesz”. Trywialne, ale od początku mojej przygody z bieganiem mocno się z tym hasłem utożsamiam. 10 lat temu jak po wypadku szukałem jakichś pozytywów, to z kolei wziąłem sobie do serca tekst, że: „Jeśli Bóg chce nam zrobić prezent, to opakowuje go w problemy”.
A masz czasami takie momenty, kiedy myślisz: nie no bez przesady, ja już więcej nie chcę takich prezentów, chcę być zdrowy, po prostu mam dość?
Jak 23 kwietnia leżałem i czekałem na operację, przypomniałem sobie wydarzenia sprzed dekady. Czekając na operację po wypadku samochodowym zgrzytałem szczęką, leciały mi łzy, po prostu się bałem. Tym razem było inaczej. Podszedłem do tego jak do kolejnego testu. Dzięki temu, że 10 lat temu przechodziłem przez trudniejsze rzeczy, dziś idę z mapą. Wiem co mnie czeka, jestem gotowy na wszystko.