Redakcja Bieganie.pl
Czy jesteście zadowoleni z HMP, czy liczyliście może na minimum na HMŚ?
R: Jesteśmy bardzo zadowoleni z dwóch medali oraz rekordu życiowego na 400 m. Sądzę, że w dyspozycji w jakiej była Aga na HMP stać ją było na wynik lepszy od wskaźnika PZLA na HMŚ.
W tamtym roku sięgnęłaś także po, jak mi się wydaje, twój największy sukces w karierze, czyli brązowy medal Mistrzostw Europy do lat 23., w dodatku okraszony pięknym rekordem życiowym. Jak wspominasz te zawody?
A: Jeśli chodzi o młodzieżówkę… Dwa lata wcześniej startowałam na MME w Debreczynie i zdobyłam tam bardzo duże doświadczenie i wskazówki na przyszłość. W Debreczynie biegi eliminacyjne były strasznie wolne. W takich biegach trzeba się dobrze ustawić, a ja niestety się w nich zagubiłam i ten start nie był w pełni „bieganiem”. Na młodzieżówce w Kownie były same szybkie biegi eliminacyjne, trzeba przyznać, że to bardziej mi odpowiadało. Wtedy dziewczyny nie są w grupie, jest jedno tempo, nie ma zbyt wielu przepychanek, a więc jest, moim zdaniem, szansa na wynik. W Kownie tak właśnie było i biegało mi się bardzo dobrze. Chyba po prostu wtedy przyszła forma, kiedy powinna była przyjść. Wraz ze mną na 800 m biegała Agnieszka Miernik, ja w serii przed nią. Pamiętam, że gdy obserwowałyśmy pierwszy bieg, gdzie dziewczyny otworzyły 400 m w 58 sekund, to spojrzałyśmy na siebie mówiąc: Przecież miało być wolno! Przestraszyłyśmy się więc trochę tych prędkości, ale na szczęście dobrze mi poszło.
A liczyłaś na medal?
A: Nie spodziewałam się, że zdobędę medal, to był dla mnie wielki szok. Na pewno jest to życiowy sukces, bo na wszystkich imprezach mistrzowskich, na które jeździłam, dostawałam się do półfinałów i zawsze był mocny niedosyt. Tym razem dotarłam do finału i jeszcze zdobyłam medal, więc było to wspaniałe przeżycie, które bardzo miło wspominam.
Czy spodziewałaś się, że w tym sezonie zanotujesz zarówno progres na 800 m, jak i 400 m?
Agnieszka: Nie, muszę przyznać, że nie. To był dla mnie wielki szok. Planowałam pobiec 2:02, czyli życiówkę z poprzedniego sezonu, aby utrzymać się na tym poziomie. Kiedy pobiegłam 2:01, to byłam w szoku i nawet pełna podziwu dla samej siebie, bo to jednak jest już szybkie bieganie. Najbardziej mnie cieszył progres na 400 m, bo bodajże od czterech lat, nie notowałam poprawy na tym dystansie. Bardzo cieszyły mnie te życiówki, które pojawiły się w sezonie.
W tamtym roku na MP w Bydgoszczy zdobyłaś brązowy medal na 400 m i to z dobrym rezultatem poniżej 54 sek. Było to na pewno niespodzianką, gdyż przyzwyczailiśmy się, że zdobywasz raczej medale na 800 m. Czy obawiałaś się trochę tego biegu i mocnych rywalek, które specjalizowały się w biegu na jedno okrążenie?
A: Tak, obawiałam się tego startu. W sumie był on sprawdzianem mojej osoby, bo doszliśmy z trenerem do wniosku, że jak są mocne rywalki, to zmobilizują mnie do szybszego biegania. Tak więc, bardzo mnie zmobilizowały, bo nie tylko zdobyłam brązowy medal, ale poprawiłam życiówkę.
Który moment w sezonie był dla ciebie najbardziej przełomowy, jeśli chodzi o bieg na 800 m?
A: Na początku sezonu 800 m szło mi bardzo słabo. Cały czas narzekałam: Boże, jeśli jeszcze jeden start będzie tak słaby, to przestaję biegać 800 m! Gdy pobiegłam 2:03, czyli zrobiłam minimum na MME, poczułam psychiczny luz. Dobrze mi się wtedy biegło i pomyślałam nawet, że gdyby był szybszy bieg, to udałoby mi się jeszcze lepiej pobiec. To było więc takie przełamanie się, nabranie pewności siebie. Na początku sezonu, gdy pobiegłam 2:05, czułam się strasznie słaba, wprawdzie było to po obozie i po podróżach, ale i tak ten wynik w granicach 2:06 był dla mnie deprymujący.
Czy zmodyfikowaliście jakoś trening w przygotowaniach do tego sezonu?
Robert: Generalnie realizujemy cały czas ten sam szkielet treningowy, planując wieloletni rozwój poszczególnych bodźców, akcentów i objętości co rok coś dodajemy i zawsze co roku udaje nam się progresję wyników uzyskać. Co prawda najmniejsza w tym roku była na 800 m z różnych przyczyn, natomiast największa i chyba zauważalna to na 400 m, gdzie uzyskała Agnieszka bardzo wartościowy wynik, dający nadzieję na bieganie dystansu 800m na wysokim poziomie. Bieg na dystansie 1000 m tylko to potwierdził.
A: Nie, w sumie nic specjalnie nie zmieniamy. Choć wiadomo, w miarę upływu lat, organizm jest bardziej wytrenowany i można rozwijać większe prędkości. Co prawda ja, jeśli chodzi o rozbiegania i biegi ciągłe, jestem bardzo wolna w porównaniu do dziewczyn.
Wolno dla brązowej medalistki ME to…?
A: Są to prędkości biegu ciągłego od 4:20/km, a jak się już lepiej czuję, to po 4:10-15/km. Tak więc nie są to żadne prędkości. Jeśli chodzi o objętość biegu ciągłego, to wykonuję głównie 6 km, a najwięcej 8 km. Więcej już chyba bym nie dała rady.
Zaskakujesz mnie, myślałam, że biegasz o wiele szybciej. Powiedz, czy posiadanie trenera za męża wiąże się z dodatkowymi obciążeniami treningowymi, czy na odwrót? Czy zdarzają się kłótnie żony i męża o trening?
A: Nie, to jest dobre pytanie do Roberta, bo on właśnie nie ma nigdy serca kazać mi szybciej biegać. Gdy widzi, jak się męczę, to nie ma sumienia mnie dalej zmuszać. Jednak jestem zawodniczką, która umie przemęczyć i przetrwać ciężki trening. Nie narzekam więc zbyt często, choć, gdy już się to zdarza i ciągle marudzę, to trener ma już mnie po prostu dosyć. Nie ma więc żadnych problemów, raz na rok może zdarzy się kłótnia.
A czy stresowałaś się trochę, wychodząc za mąż za swojego trenera? Bałaś się co ludzie pomyślą?
A: Nie, raczej nie. Zresztą wszyscy i tak mówili „wiedziałem że tak będzie”. Nie podchodzę do tego w ten sposób, że przejmuję się tym co mówią inni. Gdybym tak robiła, to bym się tylko tym stresowała, a to jest moje życie – nie innych ludzi, więc nie powinnam się tym przejmować.
Koledzy zazdroszczą trenerowi młodszej żony?
R: Nie wiem, trzeba ich zapytać. Może za 10. lat będą mi zazdrościć. Są mniejsze i większe różnice wieku w małżeństwach, myślę jednak, że duchowo czujemy się rówieśnikami. U nas w domu jest naprawdę wesoło, często się śmiejemy, nawet zdarza się to na treningu i wtedy aż musimy stanąć, bo Aga wpada w agonię śmiechu.
Jak wyglądały twoje początki trenowania?
A: Chodziłam do szkoły w Wolinie. Nie lubiłam wychowania fizycznego w szkole, a tym bardziej biegania! Naprawdę! Wszyscy się ze mnie śmieją, że pewnie trenuję już co najmniej 10 lat, tymczasem ten czas jest blisko o połowę krótszy. Właśnie tyle trenuje z Robertem. Na sprawdzianach w szkole wypatrzyła mnie pani i pan z wychowania fizycznego, bo dobrze biegałam krótkie odcinki od 60 do 300m. Kilka razy wystartowałam w zawodach i zawsze te zawody wygrywałam. Mimo wszystko nie chciałam biegać i nauczyciele byli na mnie z tego powodu wściekli. Później Robert namówił mnie na rozpoczęcie treningów.
I szybko zdobyłaś swój pierwszy medal MP w kategorii juniorki młodszej.
A: Tak, po półrocznym okresie treningowym zdobyłam srebrny medal na OOM na 400m i wtedy stwierdziłam, że może warto spróbować dalej…
Masz ulubiony i najgorszy trening?
A: Dla mnie najgorszym treningiem jest bieg ciągły oraz dłuższe odcinki oraz siła biegowa.
Lubię biegać krótkie odcinki np. dwusetki.
Poza bieganiem studiujesz…
A: Tak, skończyłam już 3- letni licencjat na Instytucie Kultury Fizycznej, kierunek: zdrowie publiczne ze specjalnością promocja zdrowia i teraz kontynuuję studia magisterskie na Pomorskiej Akademii Medycznej. Jeśli zakończyłabym karierę sportową, to właśnie chciałabym pracować w tym, czym aktualnie się edukuję. Jest to nowy kierunek, dosyć mało rozpowszechniony, ale odpowiada mi. Uczę się o podstawach żywienia, higienie, medycyny takie rzeczy, które mnie najbardziej interesują oraz przydają się w sporcie.
Twoja uczelnia wie, że odnosisz sukcesy w lekkiej atletyce?
A: Nie do końca. Akademia Pomorska jest specyficzną uczelnią, charakteryzującą się tym, że wszyscy stawiają głównie na naukę. Opuszczenie zajęć jest wręcz katastrofą i nie ma nawet czegoś takiego jak usprawiedliwiona nieobecność. Zawsze trzeba ją odrabiać. Wiadomo, warto być na zajęciach, bo jest na nich przekazywana duża wiedza.
Cieszy się trener, że Aga studiuje?
R: Bardzo się cieszę. Namawiałem ją do tego, bo miała chwile zwątpienia, czy podoła temu wszystkiemu. Inwestycja w naukę jest jednak najważniejsza, tym bardziej, że można ją pogodzić z uprawianiem sportu, a nawet zacząć uprawiać sport przez duże „S”, w wieku 23. lat, po ukończeniu studiów. Wtedy dopiero jest się w odpowiednim wieku, aby zacząć mocno trenować. Tak więc uczelnie i Ministerstwo Sportu dają możliwość uzyskania sportowcom stypendium za osiągnięcia. Kiedy połączy się naukę z uprawianiem sportu często lepiej się na tym wyjdzie, bo często sportowcy po zakończeniu kariery nie wiedzą co mają ze sobą zrobić. Stawiamy więc najpierw na naukę, a potem sport.
A uprawiałaś kiedyś inne sporty?
A: Nie jestem utalentowana jeśli chodzi o wszelkie gry zespołowe, dlatego zajmuję się tylko bieganiem. Jak rozpoczynałam karierę to pojawił się roczny epizod z nauką tańca towarzyskiego, ale to wszystko, co mogłabym uprawiać z innych sportów.
Zawsze, gdy widzę Cię na zawodach, masz bardzo poważną minę. W jaki sposób przygotowujesz się do startu? Czy analizujesz bieg przed?
A: Na zawodach zawsze jestem skupiona i zestresowana. Nie słucham muzyki, bo to chyba jeszcze bardziej by mnie rozpraszało. Jeśli chodzi o bieganie, to ciężko przewidzieć jaki będzie scenariusz rozgrywanego biegu, ale zawsze Robert stara się mi podpowiedzieć skuteczną taktykę.
Zrezygnowaliście w tym roku ze startu na Młodzieżowych MP, dlaczego? Przecież Aga była faworytką na 800 m.
A: Sezon miałam długi, wiele startów, czasami dwa razy w tygodniu, toteż postanowiłam z trenerem, że rezygnujemy ze startu na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski. Właściwie nie było nawet czasu do przygotowania się do tej imprezy, bo ciągle były inne starty oraz wyjazdy, które również bardzo męczą.
R: Dwa lata z rzędu obiecywałem Agnieszce, że nie będzie musiała biegać młodzieżówki. W tym roku musiałem dotrzymać obietnicy, ponieważ to ostatni rok jej startów w tej kategorii wiekowej. Wydaje mi się, że i tak to co miała do zdobycia, to osiągnęła w tym sezonie.
Nasz klub jest takim klubem, który nie ma priorytetu zdobywaniu punktów w punktacji sportu dzieci i młodzieży, w związku z tym inaczej podchodzimy do tych mistrzostw niż inne kluby, dla których często te punkty uzyskane stanowią o utrzymaniu. Uważamy, że najważniejsze jest zdrowie i perspektywa rozwoju, a nie zdobywanie kolejnych medali.
Jak to się stało, że został pan trenerem?
R: Rozpoczynałem przygodę trenerską dosyć wcześnie, bo już na studiach miałem swoją grupę treningową w klubie UKS „Ósemka” w Policach, skąd pochodzę, który zakładaliśmy m.in. wraz z mamą braci Lewandowskich. Jako student gromadziłem doświadczenia trenerskie, jeżdżąc na zawody czy też zgrupowania do Niemiec. Jednocześnie poznawałem tajniki treningu prowadząc już w tamtych czasach zawodników, którzy biegają do dziś takich jak: Adam Draczyński czy Rafał Wójcik. Zdobyte doświadczenie przeniosłem na dorastających zawodników – Bartka Nowickiego i Agnieszkę.
Jaka jest recepta na wychowanie zawodnika do kariery seniora?
R: Przede wszystkim zawsze trzeba postawić sobie cel do jakiego się dąży. Dosyć wcześnie miałem okazję prowadzić zawodników dojrzałych – seniorów, dlatego ten czas przejścia od trenera młodzieży do trenera seniorów miałem bardzo skrócony i myślę, że też dzięki temu te moje perspektywy na rozwój zawodników są dalekosiężne, a nie ograniczają się do sukcesów na arenie młodzieżowej, bo jednak najbardziej spektakularne i dające najwięcej radości w sporcie wyczynowym są sukcesy seniorów w wymiarze medalowym, bo wiadomo, praca z młodzieżą dostarcza też wiele przyjemności. Ważne jest też środowisko, do którego trafia zawodnik. Jeśli natrafi na trenerów mających mniejszą wiedzę o sporcie na najwyższym poziomie, to nie nabierze odpowiednich nawyków, bez których w przyszłości może mieć problem w osiągnięciu mistrzostwa. Ważne jest by uczyć zawodników m.in. jeżdżenia w dzień a nie nocą na zawody lub obozy, by w podróży jedli obiad, zamiast fast foodów. Waśnie takie szczegóły tłumaczą dlaczego ktoś może być mistrzem, a innemu nie wychodzi.
Słyszałam, ze wykonaliście w grudniu szczegółowe badania dotyczące organizmu pod względem treningowym?
R: Tak, przeprowadziliśmy specjalistyczne badania w Instytucie Sportu w Berlinie, po tych badaniach lekarze określili Agę po niemiecku jako brylant. Z testów wyszło, że Aga dysponuje znakomitym pułapem tlenowym 66 mililitrów na 1 kg masy ciała, a siła poszczególnych mięśni, niezbędnych w bieganiu jest powyżej normy. Wiele uzyskanych wskaźników nakierowuje na bieganie przez Agnieszkę w przyszłości 1500 m. Tak więc zobaczymy jak się to dalej rozwinie. Ciężko to dzisiaj Adze przychodzi do głowy, bo przecież parę lat temu, jak zaczynała biegać, to pierwsza obietnica była taka, że nie będzie musiała truchtać dłużej niż pięć minut (śmiech).
A: A teraz robię 16 km wybiegania, a czasem zdarza mi się przebiec 22 km.
Widziałam, że truchta trener razem z Agą?
R: Tak, nadrabiam zaległości, nagromadzone w ciągu ostatnich trzech lat. Przez te lata byłem bardzo mocno zaangażowany w rozwój ośrodka szkoleniowego w Międzyzdrojach przy stadionie. Wtedy, przyznaję się szczerze, troszeczkę zaniedbałem zawodników. Mówię to z pełną świadomością.
Mimo owego „zaniedbania” przez te lata osiągnął trener sporo sukcesów. Na czym ono więc polegało?
R: Ograniczało to w pewien sposób moje wyjazdy na zgrupowania i czas przeznaczony na treningi. W związku z tym zakończyła się przez to, jak podejrzewam, też moja współpraca z Mirkiem Formelą rok przez igrzyskami w Pekinie. Z Bartoszem Nowickim to było różnie, bo przerwy, które się trafiały w treningu, powodowały, że ciągle byliśmy w tym punkcie wyjścia. Nie mogliśmy zrobić do końca pracy, którą sobie zakładaliśmy. Aga natomiast ma rezerwy treningowe, które nie wymagają aż takiego „dopieszczenia” jak u mężczyzn. Jej rozwój z każdym rokiem jest coraz bardziej płynny, zobaczymy, co będzie teraz, szykuję się na to, że na pewno będzie trudniej.
Jak wspomina trener współpracę z Mirkiem Formelą, wielokrotnym medalistą MP?
R: Myślę, że każdy zawodnik, którego trenowałem, coś wniósł do mojego treningu i wzajemnie. Wg mnie Mirek Formela odniósł wielki sukces, nie tylko sportowy, ale i społeczny. Ci, co go znają, wiedzą, o czym mówię. Doprowadzenie zawodnika do 3:38 na 1500 m, 1:46 na 800 m, VI miejsca w Halowych Mistrzostwach Świata, uważam za swój duży sukces. Myślę, że z upływem lat Mirek także to doceni, bo był w innym miejscu w roku 2001-2002, a w innym jest teraz…
Szkolił trener także Piotra Dąbrowskiego, którego potencjał zawodniczy nie został raczej w pełni wykorzystany.
R: Piotrek Dąbrowski jest naprawdę wybitnym zawodnikiem, myślę jednak, że za szybko skoncentrował się na bieganiu 800 m. Po sukcesie w sztafecie 4×400 na MME w Debreczynie, w perspektywie IO w Pekinie, miał dużą szansę na występ w tej imprezie w sztafecie, biegając poniżej 46 sekund-tak jak zrobił to w Debreczynie. Natomiast nie wiadomo było, że właśnie w tej sztafecie będzie tyle kontuzji i szans na pokazanie się nowym zawodnikom. Piotrek mógł mieć więc szansę na wyjazd marzeń dla sportowca, czyli Igrzyska Olimpijskie. Zobaczymy co dalej z nim będzie, na pewno nie ma tak łatwo, jak wielu młodych zawodników. Trzeba mu dać szansę i stworzyć przede wszystkim warunki do rozwoju, bo ciężko dogonić czołówkę światową, mając na głowie podstawowe życiowe problemy, z którymi zmagają się na co dzień sportowcy.
Od początku prowadzi trener Bartosza Nowickiego. Z tym zawodnikiem jest chyba trener najbardziej związany, poza Aga oczywiście?
R: Tak, poza Agą jest to jedyny zawodnik, którego przeszedł tak zwaną drogę treningową od A do Z. Począwszy od dzieci-klasa V-IV, poprzez karierę młodzika, do juniora i seniora.
Jak wyglądał początkowy trening?
R: Mieliśmy bardzo standardowy szablon treningu. Można do niego dotrzeć w Internecie, gdyż jako student często publikowałem treningi zawodników 13-15 letnich i podstawowe badania prowadziliśmy na tej grupie wiekowej. Było to bieganie 2-3 razy w tygodniu, były 2. sale w tygodniu, gdzie realizowany był trening obwodowy i różne zabawy. Grupa była duża, przychodziło około 40. dzieci. Obowiązkowo raz w tygodniu były zajęcia na pływalni. Ten trening spowodował, że Bartek był wysoko w tabelach już jako młodzik na 2000m. A jako 16-latek wygrał OOM. Po drodze były jeszcze sukcesy np. 6. miejsce na MŚ do lat 18 na 1500m. Była też kontuzja. Bartek powrócił po półtorarocznej rocznej przerwie do biegania i został Mistrzem Europy juniorów. Start był dobry, ale talent nie wystarczył do osiągania sukcesów, trzeba było wykonać dużą pracę i zaległości nadrabialiśmy prawie dwa lata. W końcu w sezonie 2007 pokazał się na przyzwoitym poziomie, a 2008 – przyniósł doskonałe wyniki, m.in. na hali w biegu na 800m Bartek uzyskał wynik 1.47.
Właśnie, mimo że było to minimum na HMŚ, to nie zdecydowaliście się na start w tej imprezie. Dlaczego? Chcieliście skoncentrować się na przygotowaniach do IO?
R: Dlatego, że nie szykowaliśmy się w ogóle do hali. Mieliśmy okazję potrenować w doskonałych warunkach w RPA w styczniu, robiąc trening okresu przygotowawczego. Obserwując trening zawodników przygotowujących się do startów halowych, nawet sam Bartosz powiedział „Trenerze ja nie mam co tam szukać na tej hali przy tych prędkościach, które realizujemy”. Mimo wszystko zakładałem 2-3 starty halowe przed wyjazdem na długi obóz wysokogórski do USA. Z początku było ciężko, bo Bartek pobiegł 3.46 w Pradze na 1500m, ale później nagle uzyskał doskonały wynik na 800m i zdobył dwa złote medale Halowych Mistrzostw Polski na 1500 i 3000m. Po tych startach zaczęto widzieć w Bartku kandydata na start w Halowych Mistrzostwach Świata. Jednak myślę, że kolejne dwa, czy trzy tygodnie minęły do MŚ i już by nie zdołał utrzymać takiej wysokiej dyspozycji, bo po prostu nie był przygotowany na to. W perspektywie wykonania pracy przed IO, którą niewątpliwie trzeba wykonać okres startowy na hali, a okres ten by się przedłużył i w trening weszlibyśmy dopiero z początkiem kwietnia, a jak wiemy rok olimpijski rządzi się swoimi prawami i skoncentrowaliśmy się na tym – niestety nie wyszło.
Trenował z panem także Kamil Zieliński, niewątpliwy talent, który w wieku 18 lat pobiegł świetny wynik na 1500 m 3.44. Zdobył w tym roku złoto w Bydgoszczy, wyprzedzając min Łukasza Parszczyńskiego i Bartka Nowickiego. Na MMP był jednak dopiero 9.
R: Na pewno od mistrza Polski seniorów wymaga się na imprezie rangi niższej biegania w okolicy medali i myślę, że na tyle był przygotowany. Wielokrotnie pokazał w tym sezonie, że u niego z tą stabilizacją nie było tak optymalnie jak u innych zawodników. Myślę, że przyczyną mogło być to, że w poprzednim sezonie zakończył starty na MP juniorów na koniec lipca i treningi rozpoczął dopiero w grudniu. Ten brak treningu musi kiedyś się negatywnie odbić. Nie da się tego nadrobić w parę miesięcy, stąd takie wahania formy i słabe starty. W dodatku uczyliśmy się siebie sami nawzajem. Dziś mogę powiedzieć, że uczyliśmy, bo Kamil troszeczkę podłamany swoimi startami i dyspozycją, na razie nie chce podjąć treningu do następnego sezonu.
To przykre. Chyba zdarzyło mu się to już drugi raz? Jak zdołał go trener wtedy nakłonić do podjęcia treningu ponownie?
R: Kamil sam się odezwał. My jako ośrodek prowadziliśmy go praktycznie od szesnastego roku życia, trenował w grupie trenera Ostrowskiego. Myślę, że można powiedzieć, że jakoś z nami się związał. Rok wcześniej planował zmianę klubu, nie mieliśmy takiej możliwości, żeby mu stworzyć takie warunki, które pozwoliły by mu tutaj osiąść i trenować. Sugerowałem mu kluby jakieś bliżej na Śląsku czy klub wojskowy, ale skończyło się na tym, że przerwał trening. Później, po przygodach z pracą i na budowie i w piekarni, odezwał się z informacją, że chciałby podjąć treningi, a że był jeszcze w kadrze narodowej to skorzystał ze zgrupowania, po którym stwierdził, że jeżeli jest jeszcze możliwość to chętnie by wrócił pod warunkiem zmiany klubu. Prezesi klubów znaleźli porozumienie i zgodnie z regulaminem PZLA został wykupiony z Mielca. Zostały stworzone mu warunki, które zaowocowały tym, że w tym roku pojechał na MME i złamał barierę 3.43 w biegu ostatniej szansy w Sopocie. Na MME nie popisał się, jednak dwa tygodnie później został Mistrzem Polski seniorów.
Mamy nadzieję, że Kamil wróci do biegania. A jak to się stało, że został pan bliskim współpracownikiem Bogusława Mamińskiego?
R: Był taki moment, gdy po zmianie klubu i miejsca działalności mocno zaangażowany byłem w szczecińska lekkoatletykę. Po rezygnacji Jerzego Skarżyńskiego z dyrektorowania Półmaratonem Szczecińskim, odpowiadałem też za organizację tego biegu. Cała grupa zawodników z Polic przeszła do Szczecina i tam funkcjonowaliśmy. Któregoś dnia poznałem Bogusława Mamińskiego-człowieka, o którego wynikach się czytało, na którego patrzyło się zawsze z perspektywy zawodnika jak na wielkiego sportowca. Jako wicemistrz świata jest na pewno autorytetem dla biegaczy. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy Bogusław opowiadał o planach rozwoju Międzyzdrojów. Kolejne spotkanie zaowocowało tym, że dostałem pracę w gimnazjum w Międzyzdrojach. Zaczęliśmy wspólnie rozkręcać budowę stadionu, treningu zawodników i całego Klubu Biegacza w Międzyzdrojach. Niedługo minie dziesięciolecie tej współpracy.
Czy Bogusław Mamiński wpłynął na to, jakim jest pan szkoleniowcem? Czy korzystał pan z jego rad i wskazówek?
R: Tak, mnóstwo nauczyłem się od Bogusława. Razem z Tomaszem Kozłowskim, który jest członkiem zarządu klubu oraz trenerem, mieszkaliśmy praktycznie w tym samym ośrodku i codziennie spędzaliśmy ze sobą czas, rozmawiając głownie o treningu. O tym, co powinno się robić i jak to dobrze wykonywać. A taką wiedzę jaką posiada Bogusław, Tomasz czy Ryszard Ostrowski, nie zdobędzie się nawet czytając książki specjalistyczne. Myślę, że moi koledzy są studnią informacji bez dna. Mogę powiedzieć po latach obserwacji, że niestety jest to studnia niewykorzystywana, bo np. Bogusław jest człowiekiem, który potrafi otworzyć się maksymalnie z wiedzą, którą posiada i bardzo chętnie rozmawia o treningu z zawodnikami i trenerami. Nie spotkałem jednak trenera, prócz Mariana Nowakowskiego, trenującego Kasię Kowalską, chcącego rozmawiać o treningu na przeszkodach.
Jaką wagę przywiązujecie do wyjazdów wysokogórskich?
A: W górach trening jest bardzo trudny do zniesienia. Mam tam trudności z aklimatyzacją, można powiedzieć, ze duszę się tam, jest to dla mnie męczarnią. Jednak po takiej ciężkiej pracy są pozytywne efekty.
R: Generalnie, wszystko zależy od tego, czy zawodnik reaguje na góry. Wiadomo, że
30 % populacji nie reaguje na bodziec wysokogórski, czyli nie występują u niej typowe objawy na wysokości 2400 m n.p.m. i wtedy wyjazd taki nie ma sensu.
Jak bada się taką zdolność?
R: Jest proste badanie wyrzutu erytrocytów do krwi.
Agnieszka robiła to badanie?
R: Nie, gdyż do tej informacji dotarłem dopiero na jesiennej konferencji trenerów. Uzyskaliśmy taka wiedzę od lekarza, który referował wykład na temat treningu łysogórskiego. Dlatego też powinno się zaczynać od takiego badania przed wyjazdem zawodnika na ten obóz. Natomiast oczywiście nie ma biegania na wysokim poziomie bez obozu wysokogórskiego, dlatego powoli wprowadzamy go do naszego treningu. Aga wyjeżdżała już na takie zgrupowania, ale w średnie góry- Predazzo, RPA. Natomiast solidniejszą pracę wysokogórską wykonaliśmy w tamtym roku w Font Romeu przez cztery tygodnie. Znosiła ją dobrze i reagowała wręcz książkowo, czyli dołek po 10. dniu od zjazdu, a 21. już „trzaskała” wyniki.
A jakie Aga ma wyniki morfologii krwi?
R: Nie są to rekordowe wyniki, ale Aga nie ma niedoborów. Wszystkie wyniki wahają się między poziomem średnim i wyższym. Najważniejsza jest dla nas przede wszystkim ferrytyna i żelazo, istotne współczynniki w treningu kobiet.
A: Ferrytynę mam często w górnych granicach. Hematokryt w granicach 40-42% A rekordową hemoglobinę miałam kiedyś 14.5, ale nie biegało mi się dobrze. Wolę więc niższą:) Żelazo mam za to powyżej normy 130-140.
R: Nie wiem Aga, czy mogę dzielić się tą informacją, ale moja żona nie stosuje żadnych leków hormonalnych. Dzięki doświadczeniu trenera Janusza Maciejewskiego udało się przekonać Agę, by trenując nie stosowała hormonalnego leku. Uważam, że jest to podstawowa sprawa, o której trenerzy powinni rozmawiać z zawodniczkami i tłumaczyć im, dlaczego nie powinny stosować hormonów. Teraz Aga posiada już specjalistyczną wiedzę na ten temat i w pełni przekonana jest do swojej decyzji.
Słyszałam, że tabletki antykoncepcyjne powodują spadek wydolności organizmu u sportowców, czy wiesz może coś na ten temat?
A: Nie uczyłam się dokładnie o tych sprawach, jeśli chodzi o sportowców, tylko ogólnie. Dziś, kiedy słucha się lekarzy, to są zwolennikami antykoncepcji. Mówią, że antykoncepcja jest teraz bezpieczniejsza, tabletki zawierają mniej hormonów, które są także bardziej przyswajalne dla organizmu. Uważam jednak, że jest to zbyt duża ingerencja w funkcjonowanie organizmu. Myślę, że kobiety powinny być gruntownie badane, zanim zaczną przyjmować hormony. Powinny mieć próby wątrobowe, przeprowadzony wywiad, czy pacjentka nie ma problemów z krzepliwością krwi, gdyż w takich wpadkach nie powinna wcale brać tych leków. Trzeba do tych spraw podchodzić ostrożnie i nie spieszyć się. Trzeba trafić przede wszystkim na dobrego lekarza, powiedzieć mu, że jest się sportowcem, zapytać o wpływ tych leków. Można zastąpić antykoncepcję bardziej naturalnymi, choćby ziołowymi preparatami.
R: Trener Maciejewski na bazie doświadczeń tłumaczył, że widział dużą różnicę między zawodniczkami X stosującymi hormony , a Y nie przyjmującymi tabletek. Biegaczki X, mimo wykonywaniu mocniejszego treningu, a więc dobrych prognoz wynikowych, jednak w najważniejszych momentach nie wytrzymywały.
A: Wiadomo, że trzeba do każdego podchodzić indywidualnie, bo niektórym osobom specyfiki te mogą służyć, a innym od razu przeszkadzać.
R: Niektóre zawodniczki po stosowaniu hormonów zmieniły się z filigranowych w lekko otyłe.
A: Tak, choć teraz ponoć hormony nie mają takich ubocznych efektów, ale tak naprawdę nie ma aż tak dobrych badań na ten temat, bo hormony są stosowane stosunkowo niedawno. W ogóle to uważam, że naukowcy powinni wymyślić taką pigułkę dla mężczyzn, bo dlaczego tylko kobiety maja być tym obciążone? (śmiech) Bo co jeśli przytyłabym i mąż by mnie zostawił? (śmiech)
R: Tak, chciałabyś (śmiech).
A co powiecie na temat suplementacji? Jakie „wspomagacze” zażywa Aga?
A: Ja to chyba jak najmniej się „dopinguje”. Zażywam tylko bodymax, multiwitaminy, vitargo, isostar, no i witaminę C.
R: Jesteśmy bardzo konserwatywni w tej sprawie, bo uważamy, że najważniejsza jest dieta. Aga zresztą zdobywa taką wiedzę na uczelni, która pozwala jej adekwatnie ułożyć menu, aby jak najwięcej dostarczyć witamin poprzez naturalne produkty.
A kto częściej gotuje w domu? Mąż czy żona? 🙂
A: Żona 🙂
R: Pół na pół-ja bym powiedział 🙂 Uważam poza tym, że ważna sprawą jest uzupełnianie żelaza, a znalezienie takiego dobrego specyfiku szczególnie dla kobiet, dobrze przyswajalnego przez organizm w okresie miesiączki. Trafiliśmy na dobre żelazo, też dzięki trenerowi Ostrowskiemu, który współpracuje z wybitnym lekarzem w Poznaniu. Jest to żelazo pochodzenia roślinnego, niehemowe, trochę gorzej przyswajalne. Jego stężenie jest niskie, natomiast przyswajanie małej dawki pozwala na utrzymanie dobrego poziomu żelaza. Tak więc nie mamy w tym zakresie wahań. Wystarczają witaminy dobrej klasy typu bodymax, geriavit.
Czyli nie stosujecie jakichś dożylnych odżywek?
R: Nie, mówiąc szczerze, jako trener, jestem przerażony tym, co czasem obserwuję na obozach. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Aga nie stosowała nigdy żadnej kroplówki, prócz takiej zaleconej przez lekarza po utracie przytomności za linią mety. Raz w życiu, kiedy Aga była juniorką, został jej podany domięśniowo solcoseryl, ale to był pierwszy i ostatni raz. Teraz stosujemy tylko vitargo, isostar i suplementy, o których wspominaliśmy. Napawa mnie to, jako trenera, dużym optymizmem w perspektywie rozwoju zawodniczki. Aga w ogóle jest w treningu aniołem w ludzkiej skórze. Nigdy w życiu nie spróbowała nawet alkoholu.
Naprawdę?
A: Tak, naprawdę. Nigdy się nie upiłam, nie wiem wcale, co to znaczy. Tak, aż wstyd się przyznać, bo jestem przecież 23-letnią kobietą.
A na swoim weselu też nie wypiłaś za zdrowi młodej pary? 🙂
A: Nie, chociaż w jednej zabawie wylosowałam wódkę, która miała oznaczać to, że będę rządzić w domu.
R: Poza tym Aga unika jak ognia picia napojów gazowanych. Nie rozregulowuje organizmu kroplówkami i zastrzykami.
Jednym słowem jest „dzieckiem natury” 🙂 .
A: Tak, dobrze by było, bo w dzisiejszych czasach trudno być takim dzieckiem natury, kiedy patrzy się na zaprawioną chemicznie żywność.
R: A więc okazuje się, że w ten sposób funkcjonujący sportowiec, może osiągać wyniki i je poprawiać. Mamy nadzieję, że nie napotkamy na barierę wynikową, którą osiągnęła Aga, bo wiemy jakie są jej rezerwy treningowe.
A posiłkuje się czasem trener jakimiś zagranicznymi publikacjami odnośnie treningu?
R: Na pewno coraz częściej i łatwiej można sięgnąć do takich informacji, ale mamy już swoją wizję treningu, którą chcemy zrealizować. Zobaczymy jaki będzie jej efekt. Jeżeli nie osiągniemy tego, co zamierzaliśmy, to na pewno spróbujemy jakichś zmian. Ewentualnie porad innych trenerów. Teraz bazuję na współpracy z kolegami, którzy w karierze osiągali dobre wyniki. Docierają też do mnie kulisy tego jak odbywają się takie treningowe publikacje, często pisze się to, co ludzie chcą usłyszeć, a nie to, co faktycznie robi się na treningach.
Patrząc na wyniki Agnieszki, można śmiało mówić osiągnięciu minimum na zbliżające się ME oraz igrzyska w Londynie.
Tak, idąc krzywą progresji, na pewno tak. Wiadomo jednak, że życie płata różne figle. Plan jest ambitny-Londyn 2012 i tam zamierzamy walczyć. Nie ważne czy w tym roku będzie progres czy regres, praca ma przynieść efekty w Londynie. Aga zaczęła stosunkowo późno trenować, bo jako szesnastolatka. 3. lata zajął jej okres wszechstronny, 3. lata okres ukierunkowany, 2. lata specjalny, czyli mamy 8. lat budowy, dochodzenia do jakiejś formy. Dopiero w tym roku lub za rok powinna dojść do poziomu, na którym będzie osiągać sukcesy.
A czy planujecie może jakiś urlop macierzyński?
R: No właśnie, mów Aga…
A: No ja to chciałbym już mieć dziecko, ale nie da się tego tak zaplanować. Najgorzej jest właśnie planować, bo wtedy zazwyczaj nie wychodzi. Jeśli będzie dziecko po drodze, to ja na pewno się nie obrażę na to, że w jakiś sposób burzy to moją sportową karierę.
R: Generalnie nie uzależniamy powiększenia rodziny od biegania. Jeżeli pan Bóg obdarzy nas dzieckiem, to na pewno nie będziemy obrażenie na cały świat, lecz przyjmiemy to z radością. A jeśli Aga ma biegać, to będzie biegała.
Wróćmy do spraw treningowych. Jaką wagę przywiązujecie do siły biegowej, do siłowni?
A: Siła biegowa to nie jest mój ulubiony trening.
R: Doszliśmy już do robinia 100-metróeych skipów po płaskim terenie. Pod górkę robimy podbiegi także 100-metrowe. Aga jest zawodniczką mającą bardzo dużą siłę wrodzoną.
A: Tak, to chyba po mojej mamie.
Czyżby Aga pokonywała męża na rękę?
R: Tak, prawie. Ledwo się bronię:) Kiedy zaczynała trenować, przeszła także treningi w grupie sprintu. Osiągała dobre wyniki na 400 metrów.
A: Na samym początku biegałam jeszcze 100 i 200 m.
R: Za juniorki, robiąc ćwiczenie z gryfem w półprzysiadzie na siłę nóg, traktowała sto-kilowy gryf jak zwykłą zapałkę.
A: No nie przesadzaj 🙂 Ale nie widać tego po mnie, prawda?
Nie, nie wyglądasz na zawodowa siłaczkę 🙂
A: Całe szczęście.
R: Tak więc jestem bardzo zadowolony z siły Agi, ma ją bardzo dużą. Przy takich dynamicznych ćwiczeniach, jak wyskok z półprzysiadu, no to wyskakuje praktyczne jak koszykarz, ma takie dobre odbicie. W związku z tym koncentrujemy się teraz na wyrabianiu wytrzymałości, bo rozwijać siłę, która jest u Agi dominantą, nie ma potrzeby. Wytrzymałość jest dla nas najważniejsza, bo jeszcze niedawno Aga miała problem z wykonaniem 4 km biegu ciągłego po 4.50.
Nie wierzę! To w jakich prędkościach wykonujesz wybieganie?
A: Bardzo wolno, powyżej pięciu minut.
R: Grubo powyżej pięciu minut. Kiedy biegam z nią zima, to marznę. Teraz bieg ciągły wykonuje już na 6 km po 4.15. Takie więc prędkości udaje nam się na treningu utrzymać. Tysiączki wykonywaliśmy 3×1 km po 4 minuty. Teraz jesteśmy już na 5×1 km po 3.50, a jak się dobrze rozpędzi, to biegnie po 3.45. Tak więc mamy tu duże rezerwy i klucz do biegania 800 m i 1500 m. Kiedy zacznie robić długie tempo na odcinkach 400 m, 500m, 600m, to zrobi kolosalny postęp. Na razie nie dobiega tych odcinków.
A: Tak, jestem w stanie pobiec tylko 2×500 i nie dokończyć treningu, choć prędkość nie jest za wysoka, bo 1.22-25.
R: Tak to wygląda. Natomiast 200 m, 300 m może biegać bez końca. Na treningu na luzie biega po 42 sekundy na 300 m. W zapasie prędkości nie ma problemu. Jednak, gdy próbowałem na rowerze rozpędzić ją do 3.00-3.10 na kilometr, to nie dawała rady. Raz w RPA, w gorącu, rozebrana, rozpędziła się poniżej 3.30.
Wydaje mi się, że to ewenement, bo zawodniczki, biegające na podobnym poziomie co Aga, biegają o wiele szybciej na treningach.
R: Można popatrzeć też na to z drugiej strony. Nie znajdzie się żadnej 400-metrówki, która wykona taki trening jak Aga. Taki trening jest raczej poza ich zasięgiem, a na bieżni Aga toczy z nimi walkę. 800 m jest dystansem, na którym liczy się głownie wytrzymałość. Po drodze biegnie się często 58. sekund i trzeba to wytrzymać.
Kiedy patrzy się na przebieg kariery sportowej Agi, wydaje się, że żyła w komforcie. Nie musiała się zmagać z problemami, jakie mają niektórzy sportowcy, bo była otoczona opieką.
A: Zależy co kryje się pod słowem komfort. Każdy miał różne sytuacje w życiu, to też trzeba zauważyć, że zawsze nie było idealnie. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o KB Storting, to zapewnił mi bardzo dużo możliwości, jeśli chodzi o mój sportowy rozwój. Przez okres trzech lat nauki w liceum, miałam możliwość mieszkania w Sportingu w Międzyzdrojach, więc nie musiałam dojeżdżać na treningi, wszystko miałam na miejscu razem z wyżywieniem oraz dodatkowo sprzęt. Trzeba więc przyznać, ze o te warunki nie musiałam się martwić.
Jakie więc były minusy? Czułaś się jakby pod ochronnym kloszem?
A: To było fajne, tylko po czasie wydaje się, że także trochę zamknęło mnie w sporcie. Urywał mi się kontakt z koleżankami, bo wiadomo, nie było ich na miejscu tylko w innych miejscowościach, a więc pod tym względem było to zaburzone. Jednakże nie mam czego żałować, bo jestem dziś w takim miejscu, a nie innym. Może gdybym wybrała inna drogę, to nie osiągnęłabym tego co mam obecnie.
Niedługo wyjeżdżacie na obóz do USA?
R: Tak, zmierzamy wybrać się na dłuższy, bo trzy miesięczny obóz wysokogórski w okresie kwiecień-maj do Nowego Meksyku. Chcemy zatrzymać się w ośrodku naszego zaprzyjaźnionego z klubem kolegi-Antoniego Niemczaka. Chcemy zaryzykować w końcu dłuższe zgrupowanie. Byłem już tam na obozie z Mirkiem i Bartkiem i byliśmy bardzo zadowoleni z efektów. Trener Marek Jakubowski, z którego rad i wskazówek korzystamy, namawia nas także na tak długie zgrupowanie. Nie ma już chyba na co czekać, zwłaszcza, że badania wydolnościowe wykazały ten wysoki pułap tlenowy, który upewnia nas, że wyjazd nie może jej zaszkodzić. Tak więc ten obóz jest w planach i mamy nadzieję, ze PZLA pomoże nam z jego dofinansowaniem, bo jest to jednak droga inwestycja, którą na pewno będziemy chcieli spłacić dobrymi wynikami sportowymi.
Sądzicie, ze miłość uskrzydla i pomaga w osiąganiu wyników w sporcie?
A: Tak, na pewno pomaga. (śmiech) Po ślubie miałam przecież najlepszy sezon. Tak więc sportowcy, łączcie się! (śmiech).
Tandemy sportowe w Polsce stają się coraz popularniejsze, jeśli spojrzymy np. na Rostkowskich, Lewandowskich…
R: Tak, można powiedzieć, że te pary nawiązują do programu „Duety do mety”. Tylko w duetach są wyniki. Przykładem są m.in.: Artur Ostrowski, Lidia Chojecka, Kasia Kowalska, i inni. Wydaje się więc, że wychodzi to na dobre. Bogusław zawsze udowadniał, ze najlepiej trenować maksymalnie trzech zawodników. Trener nie jest w stanie dopilnować dużej grupy na wyższym poziomie, niż właśnie takiej 2-3. osobowej, aby odpowiednio się rozwinęła.
Chcielibyście może na koniec komuś podziękować? Kto wspiera was w trenowaniu?
R: Wspiera nas Gmina Międzyzdroje fundując Adze stypendium, pozwalające opłacić uczelnię, zakupić podstawowy sprzęt, odżywki. Za to jesteśmy bardzo wdzięczni. Dziękujemy też trenerom, wspomnianemu Bogusławowi oraz Rysiowi, a także bardzo pozytywnie zakręconemu człowiekowi, jakim jest Romuald Krupanek, trenerowi Markowi Jakubowskiemu, menagerowi Januszowi Szydłowskiemu oraz wszystkim, którzy nam pomagają. Dziękujemy!
Dziękujemy i w imieniu bieganie.pl życzę powodzenia, zdrowia i jeszcze więcej radości w nowym sezonie!