4 stycznia 2014 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Ze mną się nie napijesz?



Coraz częściej spotykam się z biegaczami, którzy wychwalają „cudowne” właściwości piwa. Na forach nie brakuję również amatorów złotego trunku, którzy argumentują jego odżywcze właściwości. Ogólnie w Polsce panuje wszechobecne społeczne przyzwolenie na spożywanie alkoholu. Również przez sportowców.

nr_bm.jpg
Tradycja berlińskiego maratonu – (bezalkoholowe) piwo dla wszystkich finiszerów

Święta, sylwester, czy inne okazję sprzyjają spożywaniu różnego rodzaju alkoholów. Tradycja się przyjęła, czasem ciężko jest odmówić by nie wyjść na odmieńca. Nawet wśród maratończyków alkohol w postaci piwa ma swoje wysokie miejsce w rankingu substancji typu panaceum. Piwo to, jak twierdzą, napój nie tylko regenerujący ale tez dodający mocy. Trudno się nie zgodzić z niektórymi faktami dotyczącymi piwa, które jest pochodzenia naturalnego. W skład produkcji piwa wchodzą przecież takie produkty jak: zboża, drożdże czy chmiel (inną sprawą jest już technologia produkcji i ile w niej zawartych jest polepszaczy i substancji konserwujących). Stąd też piwo jest źródłem witamin grypy B, magnezu, selenu, potasu, fosforu, biotyny. Uczeni informują nas też o innych prozdrowotnych właściwościach piwa: wzmacnia serce i układ krążenia, zapobiega utracie gęstości mineralnej kości, zmniejsza ryzyko powstawania kamieni nerkowych, zmniejsza poziomu stresu, działanie antynowotworowe, spowolnienie procesów starzenia, zmniejsza skutki oddziaływania promieniowania X itp. itd. Trzeba wyraźnie tutaj zaznaczyć, iż mowa jest o umiarkowanym spożyciu tego alkoholu. (Mimo wszystko rodzi się pytanie czyż nie dostarczamy tych samych właściwości naszemu organizmowi poprzez zdrowy, aktywny tryb życia?). Jednak ten sam napój zawiera czysty alkohol – etanol i tu on będzie głównym „oskarżonym”. Przyjrzyjmy się bliżej właściwościom alkoholu.

Metabolizm

Proces metabolizmu zachodzący w organizmie polega na przemianie substancji zawartych w pożywieniu w różne składniki. W wyniku tego procesu przemiany materii niektóre substancje stają się mniej, inne zaś bardziej toksyczne niż pierwotnie zawarte w pożywieniu. Jednym z procesów metabolicznych jest utlenianie. Dzięki utlenianiu następuje detoksykacja i usuwanie alkoholu z krwi, co zapobiega jego gromadzeniu się oraz chroni komórki i narządy przed uszkodzeniami. Minimalne ilości alkoholu, które "umykają" przemianie, w niezmienionej postaci są wydalane wraz z moczem lub wydychanym powietrzem. Dopóki jednak cały wypity alkohol nie ulegnie metabolizmowi, substancja atakuje organizm, docierając do mózgu i innych tkanek. Dzięki wyjaśnieniu procesu metabolizmu alkoholu dowiadujemy się, jak organizm radzi sobie z tą substancją i możemy wskazać niektóre czynniki wpływające na proces jej przemiany. Badania procesu przemiany alkoholu pozwalają także zrozumieć, jak wpływa on na metabolizm pokarmów, hormonów i leków.

W większości stanów USA uznaje się, że intoksykacja powodująca zawartość 100 mg% alkoholu we krwi jest prawnie dopuszczalna. Jednakże już przy zawartości alkoholu we krwi na poziomie 50mg% pogarsza się sprawność prowadzenia pojazdów. (JAMA 255:522-527, 1986.)

tabelka.jpg
Poziom alkoholu we krwi (BAC – blood alcohol concentration) u ośmiu osób dorosłych po szybkim (w krótkim czasie) wypiciu na czczo różnych ilości alkoholu. (za: Wilkinson i in., Journal of Pharmacokinetics and Biopharmaceutics 5(3): 207-224, 1977.)

 

Proces metabolizmu
Wypity alkohol przenika z żołądka i jelit do krwi – jest to proces zwany wchłanianiem. Następnie ulega przemianie za sprawą enzymów, substancji chemicznych organizmu, które rozkładają inne substancje chemiczne. W wątrobie, dzięki działaniu enzymu zwanego dehydrogenazą alkoholową (ADH – alcohol dehydrogenase), alkohol ulega przemianie w aldehyd octowy, który z kolei przez inne enzymy zostaje rozłożony do octanu i ostatecznie do dwutlenku węgla i wody. W metabolizmie alkoholu w wątrobie bierze też udział oksydaza cytochromowa P450IIE1 (CYP2E1), enzym, którego poziom może wzrastać przy przewlekłym piciu. W wątrobie ulega przemianie większość wypitego alkoholu, a ta niewielka ilość, która pozostaje nieprzetworzona, umożliwia pomiar zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu i w moczu.
W procesie metabolizmu alkoholu zachodzącym w wątrobie w ciągu godziny tylko pewna część wypitego alkoholu może ulec przemianie – bez względu na jego ilość w organizmie. Tempo tej przemiany zależy po części od poziomu enzymów, a ten jest zróżnicowany indywidualnie i zdeterminowany genetycznie. Najczęściej po wypiciu standardowej porcji poziom alkoholu we krwi osoby pijącej osiąga szczyt w ciągu 30 do 45 minut. Krzywa zawartości alkoholu we krwi, przedstawiona na początku, ukazuje przybliżony czas przemiany i wchłaniania różnych ilości wypitego alkoholu. Proces metabolizowania alkoholu przebiega wolniej niż proces wchłaniania, zatem gromadzeniu się alkoholu w organizmie i zatruciu alkoholem można zapobiec tylko przez kontrolowanie konsumpcji.
Skoro wiemy jak alkohol rozkłada się w organizmie, pora zadać kolejne pytanie – co ma wpływ na wchłanianie i metabolizm alkoholu?
Pokarm
Na proces wchłaniania wpływa wiele czynników, między innymi to, czy w czasie picia alkoholu w przewodzie pokarmowym znajduje się jedzenie, a także rodzaj pokarmu. Wchłanianie alkoholu zależy od tego, w jakim tempie treść żołądka przechodzi do jelit. Im wyższa zawartość tłuszczu w pożywieniu, tym dłużej to trwa i tym więcej czasu zajmuje proces wchłaniania. W badaniach stwierdzono, że u osób, które wypiły alkohol po posiłku zawierającym tłuszcz, białko i węglowodany, wchłanianie alkoholu przebiega trzy razy wolniej niż u tych, które wypiły na pusty żołądek.
Płeć
Wchłanianie i przemiana alkoholu u mężczyzn i kobiet przebiegają inaczej. Przy tej samej ilości wypitego alkoholu jego poziom we krwi u kobiet będzie wyższy niż u mężczyzn. Kobiety są też bardziej podatne na wystąpienie alkoholowego uszkodzenia wątroby, uszkodzenia mięśnia sercowego i uszkodzeń mózgu. Różnice między kobietami i mężczyznami w pomiarach BAC przypisuje się mniejszej ilości wody w organizmie kobiecym, co oznacza, że ta sama ilość alkoholu przypada u kobiet na mniejszą ilość wody. Innym czynnikiem, który wpływa na uwarunkowane płcią różnice w zawartości alkoholu we krwi, jest niższa u kobiet aktywność ADH (enzymu dehydrogenazy alkoholowej, biorącego udział w metabolizmie alkoholu) w żołądku. To powoduje, że do krwi przedostaje się więcej nieprzetworzonego alkoholu. Połączenie wymienionych czynników sprawia, że kobiety są bardziej niż mężczyźni podatne na uszkodzenia wątroby i serca spowodowane piciem alkoholu.
Od alkoholu tyjemy czy wprost przeciwnie?

Chociaż alkohol ma stosunkowo wysoką wartość kaloryczną – 7,1 kalorii na 1 gram (dla porównania: 1 gram węglowodanów zawiera 4,5 kalorii, a 1 gram tłuszczu 9 kalorii) – piciu alkoholu raczej nie towarzyszy wzrost ciężaru ciała. Z analizy danych zebranych w pierwszym ogólnokrajowym sondażu dotyczącym zdrowia i odżywiania ( – National Health and Nutrition Examination Survey) wynika, że osoby pijące nie ważą więcej niż niepijące, chociaż całkowita liczba kalorii dostarczanych organizmowi wraz z dietą jest u nich zdecydowanie większa. Waga ciała pijących kobiet jest w istocie znacznie niższa niż niepijących, a waga ciała u mężczyzn zmniejsza się w miarę wzrostu ilości wypijanego przez nich alkoholu.
Osoby pijące przewlekle i intensywnie, które zastąpiły w swojej diecie węglowodany alkoholem, traciły na wadze i ważyły mniej niż osoby niepijące z grupy kontrolnej. Co więcej, nie tyły, gdy picie alkoholu towarzyszyło normalnej diecie.
Alkohol… a hormony płciowe
Zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet procesy metabolizmu alkoholu zaburzają równowagę hormonów związanych z reprodukcją. U mężczyzn metabolizm alkoholu prowadzi do uszkodzenia jąder, osłabiając proces syntezy testosteronu i produkcję spermy. W badaniu normalnych zdrowych mężczyzn, którym przez cztery tygodnie podawano 220 gramów alkoholu dziennie, stwierdzono już po pięciu dniach obniżenie poziomu testosteronu, przy czym spadek poziomu hormonu utrzymywał się przez cały okres badania. Przedłużający się niedobór testosteronu może przyczynić się do feminizacji mężczyzn, na przykład powiększenia sutków. Ponadto alkohol wpływa na strukturę spermy i ruchliwość plemników, hamując przemianę witaminy A, która ma podstawowe znaczenie dla dojrzewania spermy. U kobiet metabolizm alkoholu może powodować zwiększenie produkcji formy estrogenu, zwanej estradiolem (hormon, który wpływa także na gęstość kości i obniża ryzyko choroby wieńcowej), przyczyniając się jednocześnie do spowolnienia jego metabolizmu, co ostatecznie powoduje podniesienie poziomu tego hormonu w organizmie. W jednej z prac przeglądowych stwierdzono, że poziom estradiolu wzrasta w okresie przed menopauzą u tych kobiet, które piją nieco więcej niż ilość, która powoduje, że poziom alkoholu we krwi przekracza 0,1% (poziom dopuszczony przez przepisy prawa). Badanie wpływu alkoholu na poziom estradiolu w okresie po menopauzie wykazało, że u kobiet używających "plasterków" z zawartością estradiolu szybkie wypicie dużej ilości alkoholu natychmiast znacząco podnosi poziom tego hormonu w organizmie. 

2.jpg

Alkohol w sporcie

Badacze w artykule magazynu z Journal of Applied Physiology przeanalizowali jak zachowuje się organizm wytrenowanego kolarza po przyjęciu niewielkiej dawki alkoholu. Sportowcy spożyli po 1 piwie doprowadzając krew do poziomu 0.18 promila alkoholu. Okazało się, że moc, jaką byli w stanie utrzymać po takiej dawce jest niższa o 3.9%. Alkohol nie wpływa więc pozytywnie na wydolność.

Z innych badań nad działaniem alkoholu na sportowców wynika, że poprzez niszczenie wątroby, zaburza proces syntezy glukozy z aminokwasami lub mleczanów, zwany glukoneogenezą. Są też znane fakty o ścinaniu białka czy wzroście diurezy – zazwyczaj udaje się, za przeproszeniem, wysikać więcej, niż wypija się samego trunku, co powoduje odwodnienie. Kolejnym przykrym następstwem picia piwa po wysiłku, jest nasilenie glikogenolizy, a więc osłabienie odbudowy zużytego podczas wysiłku substratu energetycznego mięśni – glikogenu. Alkohol przesuwa też równowagę mleczanu – pirogronian w stronę tego pierwszego, nasilając zakwaszenie. Działa więc silnie katabolicznie, niezależnie czy chcemy budować masę mięśniową, czy poprawiać kondycję. Piwo nie jest też obfitym źródłem węglowodanów.   

Kaloryczność alkoholi:

t2.jpg

Doping

Co dziwne(!) alkohol był i jest traktowany jako środek dopingujący. I tak, już pierwsi maratończycy „wzmacniali” się alkoholem – Thomas Hicks zwycięzca maratonu na igrzyskach w St. Louis. Wiele jeszcze mitów krąży wśród sportowców na temat alkoholu: że, rozgrzewa organizm, dodaje sił, zwiększa sprawność psychofizyczną… Niektórzy znajomi biegacze mówią, że piwo to nie alkohol traktując go jako zwykły napój izotoniczny (faktycznie jest takowym). Wszystko jest dla ludzi… ale z umiarem.

Nawet przy lżejszych trunkach tą cienką granicę pomiędzy delektowaniem się smakiem i zaspokojeniem pragnienia łatwo jest przekroczyć. Alkohol doprowadził wielu wybitnych sportowców do osobistych tragedii, załamania wielkich karier. Takie nazwiska jak Fortuna, Łuszczek, Deyna, Best… zapewne każdy zna, a to tylko wierzchołek góry lodowej… Przyczyny były różne i złożone. Mianownikiem tych upojeń był strach, ucieczka, niewiara. Nie będą tutaj się już rozwodził nad problemem psychiki natury ludzkiej, jej ułomności tylko przytoczę, tak dla rozwagi, by przy kolejnym toaście „na zdrowie!” nie dać się nabić w butelkę. 

Niech poniższy tekst kolegi maratończyka będzie swego rodzaju przestrogą.

MARCIN AA

 
W życiu każdego człowieka pojawiają się ważne daty. Data narodzin, data ślubu, data narodzin dziecka, ukończenia szkoły i tym podobne. U mnie taką datą jest 27 luty 2010. Pamiętam jak dziś, wciąż mam to przed oczami. Siedziałem przed telewizorem w moim pokoju, piłem kolejne piwo i oglądałem morderczy bieg na 50 km – rywalizację pomiędzy Justyną Kowalczyk a Marit Bjoergen podczas olimpiady zimowej w Vancouver. Powiedziałem do ścian pokoju: „Jak Kowalczyk wygra, to ja rzucam picie”. I co się stało? Zdobyła to złoto, a w moim życiu otworzyła się kolejna strona księgi.

Tak się jakoś złożyło, że parę dni potem zostałem wezwany na „dywanik” w pracy i zostałem poinformowany że zostaję zwolniony… No tak, leciałem w kulki… Chodziłem na ściemniane L4, bumelowałem i do tego bardzo często przychodziłem na kacu. Mam szczęście, że u mnie w pracy są ludzie, którzy wysłuchali mnie, moją historię, mój problem i zgodzili się bym pozostał w pracy, ale pod jednym warunkiem: musiałem podjąć się leczeniu. Centrum Leczeń Uzależnień w Bielsku-Białej. Ul. Mostowa, tuż koło Sfery. Poszedłem tam i zacząłem się dowiadywać kim jestem i czym jest moja choroba…

Mam na imię Marcin i jestem trzeźwiejącym alkoholikiem. Skąd o tym wiem? Pewni mądrzy ludzie mi o tym powiedzieli i przyznałem im rację. Wiem jak się zachowywałem ja i moje ciało. Wiem czym było upojenie alkoholowe, czym były ciągi pijackie, czym było delirium i co się ze mną działo, kiedy byłem na głodzie. Wiem, o czym myślałem każdego dnia. Pamiętam o czym marzyłem przed zaśnięciem… o tym, by się po prostu nie obudzić…

Nienawidziłem swojego życia, siebie, świata, ludzi. Wszystko wydawało mi się obrzydliwe, szare, smutne, bez celowe. Pijąc, zapominałem na moment o tym, jednak budząc się następnego ranka nienawiść była jeszcze większa… i tak w kółko. Alkoholizm to gówniana choroba. Połączenie depresji z niemocą, bo coś w Tobie każe Ci szukać czegoś, co Cię na moment wyciszy. A to co Cię wycisza, powoli Cię zabija. Jednak śmierć, mogła być wybawieniem. Były myśli samobójcze i to chyba każdego dnia… Brakowało mi odwagi jednak na to, by zakończyć samemu swój żywot. I cieszę się z tego… teraz… po paru latach nie picia…

Na terapię chodziłem dwa razy w tygodniu. Dowiedziałem się na niej jak sobie radzić w początkowych dniach i miesiącach trzeźwienia. Odkryłem, że jednym z powodów dla których piję, jest samotność. Fakt, odrzuciłem wszystkie stare znajomości, ludzi którzy prosili mnie bym się ogarnął i przestał pić. Zrobiłem jeden krok. Postanowiłem ich przeprosić i poprosić o pomoc w realizacji mojej nowej drogi życiowej.

Ludzie ci mieli, jak dla mnie, innowacyjne spojrzenie na temat wykorzystywania wolnego czasu. Zamiast siedzieć przed telewizorem i pić piwo, a w weekend zaliczać „banię” woleli spędzać ten czas aktywnie. Chodzenie po górach, jazda na rowerku, bieganie, basen. Ważyłem w tamtych czasach o jakieś 20 kg więcej niż obecnie. Byłem napuchnięty (alkohol podobno zatrzymuje wodę w komórkach, co sprawia że człowiek „puchnie”). Nie miałem kondycji, bo skąd? Jednak spędzając czas z tymi ludźmi jakoś się musiałem dostosować. Zacząłem im towarzyszyć podczas wędrówek górskich, podczas treningów biegowych. Z tym że oni biegali po 4 km a ja 800 metrów i to z przerwami. Wszystko to działo się na stadionie w Wapienicy. Dostałem w prezencie od siostry rower, która ucieszyła się z tego że przestałem pić i powoli wyrabiałem sobie kondycję. Powoli. Małymi krokami. Bo miałem cel. Pojawiło się w moim życiu malutkie marzenie. Zrodziło się ono w Żywcu, gdzie mój przyjaciel startował w półmaratonie dookoła jeziora Żywieckiego. Marzenie, jak na tamte czasy nieosiągalne. Też chciałem kiedyś przebiec półmaraton. Spodobała mi się cała otoczka organizacji zawodów, ten klimat. Zacząłem pracować nad tym, by spełnić choć jedno marzenie w tym moim nowym, trzeźwym życiu.

Budziłem się o 3 w nocy i chodziłem na trening biegowy. Dlaczego tak wcześnie? Ponieważ wstydziłem się tego, że sapię, że się męczę. Nie chciałem by ludzie oglądali mnie w takim stanie. Powoli małymi krokami. Marszobiegi. Dokładanie dystansu i tak w kółko. Po pewnym czasie odkryłem, że w momentach, kiedy chciało mi się napić ( bo pojawiały się myśli o powrocie do nałogu) wystarczyło ubrać buty i przebiec się. Bieganie stało się ucieczką od poprzedniej drogi ucieczki… No i zacząłem biegać już w nieco normalniejszych porach… Jakoś na zimę 2010 roku potrafiłem biegać już około godziny bez przerwy… Tempo małe, ale nie chodziło mi o tempo, ale o sam fakt. Wyprowadziłem się od pijących rodziców, zacząłem budować kolejne cegiełki mojego nowego życia. Życia bez alkoholu. Życia w którym jest miejsce na ruch i na wiarę w Boga. A w pracy, z której wcześniej chcieli mnie wyrzucić, zaproponowano mi awans… Zaczęło się układać. No i najważniejsze… Nie myślałem o śmierci… Myślałem tylko o życiu i o marzeniach… a marzeń to z każdym dniem rodziło się coraz więcej. Rodziły się w głowie kiedy biegałem.

Zmieniałem się w oczach. Z pulchnego brzydala stałem się w miarę szczupłym brzydalem. 3 maja 2011 roku pojechałem z przyjacielem do Katowic na Silesię. On miał biec maraton, ja się zapisałem na połówkę. Przebiegłem. Czas: godzina i pięćdziesiąt jeden minut. Miałem momenty że chciałem zejść z trasy. Wtedy myślałem o tym, gdzie byłem w swoim życiu, a gdzie jestem. Z pijaka w sportowca. To mi dodało skrzydeł. Od tamtego dnia zacząłem uczestniczyć w imprezach biegowych. Bieganie stało się hobby, pasją. Nałogiem. Z jednego nałogu w drugi? Mam takie momenty, że biegnę i wspominam stare czasy. Czasy kiedy wymiotowałem pod siebie, trzęsąc się niemiłosiernie. Kiedy drżącą ręką sięgałem po butelkę i piłem wódkę z gwinta. Kiedy przykładałem nóż do swoich żył i walczyłem z sobą by się przełamać i wykonać cięcie. Biegnę i wspominam sobie to. Biegnę i się uśmiecham. Bo to, to przeszłość, do której nie chciałbym wrócić. Biegnę i dziękuję Bogu, że tak pokierował moim życiem, że potrafię dostrzec piękno świata, który stworzył. Potrafię dostrzec uśmiech w twarzach ludzi. Potrafię się obudzić, podejść do lustra i zobaczyć uśmiech u siebie. Nie wiem, czy udałoby mi się wytrwać w trzeźwości bez biegania. Czasami pokusa, by się napić była tak silna że po prostu uciekałem. Ale jest jeszcze coś… endorfiny… czuję się szczęśliwy, potrzebny światu i ludziom, kiedy biegnę… Podobne odczucie czasami dawał alkohol, z tą drobną różnicą, że to była jedynie iluzja i oszustwo szczęścia. Alkohol więcej zabierał niż dawał…

Za mną już parę maratonów, półmaratonów, biegów górskich. Niezliczona ilość treningów. A to dopiero początek mojej przygody z bieganiem. Bo póki będę miał siły i zdrowie, chcę to robić.

Jestem Marcin, jestem alkoholikiem. Jestem Marcin, jestem maratończykiem.

27 lutego 2014 roku, czyli za dwa miesiące, minie 4 lata, kiedy po raz ostatni się napiłem. Czas leci nieubłaganie… Ale to dobry czas… PS. Ludziom, którzy mi wtedy pomogli: Dziękuję!!! Nigdy nie będę w stanie spłacić tego długu. Daliście mi nowe życie. Dziękuję…

Możliwość komentowania została wyłączona.