Redakcja Bieganie.pl
Podobno soja nie jest zalecana dla mężczyzn. Podobno obniża testosteron. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Przypominamy jednocześnie, że nikt nie ma obowiązku jedzenia soi. Ani na diecie tradycyjnej ani na diecie wegańskiej. Nie promujemy spożywania produktów sojowych. Zależy nam jedynie na odkłamaniu szerzących się na jej temat mitów. Soja nie ma w sobie żadnych magicznych właściwości. Jest zwykłą rośliną strączkową. To co odróżnia ją od fasoli czy soczewicy to lepsza przyswajalność białka i lepszy profil aminokwasów. To wszystko.
Soja ma feminizujący wpływ na mężczyzn
To nieprawda (http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20378106). Cała historia o rzekomo feminizujących właściwościach soi opiera się na teorii zgodnie z którą zawarte w soi fitoestrogeny przypominające budową żeński estrogen zaczynają prowokować zmiany hormonalne u mężczyzn. To byłoby zbyt proste. Po pierwsze fitoestrogeny nie są estrogenami i ich działanie jest wielokrotnie słabsze. Co więcej, w rzeczywistości mogą one w organizmie pełnić rolę anty estrogenową. Mogą być też całkowicie neutralne. Dawki fitoestrogenów, które byłyby niezbędne do wywołania reakcji porównywalnej do działania estrogenu wymagałyby od nas jedzenia tak olbrzymich ilości soi, że nikt z nas nie byłby w stanie ich przejść.
Oczywiście jedzenie 5 kilogramów soi nie wyjdzie nam na zdrowie. Ale jedzenie 5 kg jabłek, ziemniaków czy twarogu też nie poprawi naszego stanu zdrowia. Czy to znaczy, że mamy nie jeść jabłek?
Przeciwnicy soi powołują się czasem na pojedyncze badania, których wyniki mają rzekomo sugerować związek pomiędzy spożyciem soi i bezpłodnością u mężczyzn. Zwykle jednak osoby te nie mają większego pojęcia o badaniu, które cytują. Znajdują pojedyncze, sensacyjnie brzmiące zdanie i wyciągają zupełnie nieuprawnione wnioski. Tak jak swego czasu Katarzyna Bosacka, która w jednym ze swoich dziwnych programów stwierdziła, że naukowcy z Harvardu udowodnili związek pomiędzy spożyciem soi a gorszą jakością nasienia. Oczywiście naukowcy z Harvardu niczego takiego nie udowodnili. Mowa była bowiem o koncentracji nasienia, a nie ilości plemników. Nie było to też badanie kliniczne. Stało bardzo nisko w hierarchii dowodów naukowych.
To, na czym powinno nam zależeć to przede wszystkim metaanalizy – czyli analiza kilku lub więcej badań i wypracowanie na ich podstawie spójnych wniosków. Ciężko znaleźć lepsze dowody naukowe niż metaanaliza. Tutaj (http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19524224) znajdziecie jedną z nich. Autorzy jednoznacznie odrzucili teorię o feminizujących właściwościach soi. Po prostu nie ma na nią żadnych dowodów.
Polecamy Wam też krótki filmik dr Gregera prowadzącego na co dzień uznany serwis nutritionfacts.org.
Soja obniża testosteron
Panuje generalna opinia, że mężczyźni na dietach wegańskich mają niższe stężenie testosteronu. Z tym przekonaniem rozprawiono się już na Sci-Fitness (http://www.sci-fitness.pl/search/label/weganizm). Nie ma sensu żebyśmy się powtarzali. Zacytujmy: Mimo dość powszechnego przekonania, że weganie są zniewieściali i mają niższy poziom testosteronu niż mięsożercy, w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. W badaniach przeprowadzonych przez Key i kolegów na początku lat 90-tych wykazano, że weganie mają o 7% wyższy poziom testosteronu niż wszystkożercy. Dziesięć lat później podobne wyniki uzyskał Allen i współpracownicy, w tym badaniu stwierdzono poziom testosteronu wyższy o 13% u wegan. Muszę być jednak uczciwym i napisać, że weganie mają również wyższy poziom SHBG (sex hormone binding globulin) przez co poziom dostępnego (tzw. wolnego) testosteronu jest zbliżony do wszystkożerców.
Wszystkie niezbędne odnośniki i źródła znajdziesz w linku powyżej. Wróćmy jednak do soi. Co z soją? Przecież są weganie, którzy nie jedzą soi. Może to właśnie ich zaangażowano do udziału w cytowanych badaniach? A co z tymi, którzy piją mleko sojowe? Pozwól, że znowu posłużymy się metaanalizą (http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19524224), zgodnie z którą spożywanie soi (niezależnie od wariantu – mleko, mąka, tofu) nie ma wpływu na poziom testosteronu u mężczyzn.
Soja zawiera szkodliwy dla zdrowia kwas fitynowy
Czy wiesz, że szpinak zawiera szczawiany, które utrudniają wchłanianie wapnia? Wiesz, że wapń upośledza z kolei wchłanianie żelaza? Mnóstwo związków zawartych w naszym pożywieniu wchodzi ze sobą we wzajemne reakcje i prowokuje niezliczone działania wewnątrz naszego organizmu. Czy to znaczy, że od tej pory mamy planować swoje posiłki analizując każdy pojedynczy produkt pod kątem chemicznym i wyliczać procentowy poziom przyswajalności poszczególnych składników mineralnych w zależności od planowanej na obiad kombinacji produktów?
Jasne, że szpinak zredukuje poziom przyswajalności wapnia, ale to nie znaczy, że nie możesz zjeść sałatki ze szpinakiem i dodatkiem bogatych w wapń brokułów bo jutro zachorujesz na osteoporozę. Takie matematyczne podejście do żywienia nie sprawdza się w praktyce. A w teorii robi tylko niepotrzebne zamieszanie.
Tak samo jest z kwasem fitynowym. Oczywiście, że kwas ten utrudnia wchłanianie niektórych składników mineralnych. Co z tego, skoro nikt nie je surowych roślin strączkowych? Możemy z łatwością minimalizować ilość kwasu mocząc, kiełkując czy po prostu gotując soję. Co więcej, w przypadku soi, możemy wybrać produkty sfermentowane takie jak np. tofu, w których poziom kwasu fitynowego jest jeszcze niższy. Rezygnacja z roślin strączkowych w diecie może przynieść korzyści wyłącznie w przypadku konkretnych schorzeń medycznych. W przeciwnym razie, rezygnując z soczewicy, soi czy fasoli rezygnujemy z bogatego źródła składników mineralnych i białka. Nawet biorąc pod uwagę kwas fitynowy bilans zawsze wychodzi na plus.
To oczywiście nie koniec mitów i przekłamań na temat soi, które na co dzień można przeczytać w internecie i usłyszeć od znajomych. Będziemy jeszcze do tego wracać.