Jak Wasz tydzień, drodzy biegacze? Było biegane? Mam nadzieję! Swoją drogą jestem ciekawa, czy jest tu choć jeden truchtacz, który czyta #MojeBiegowePoczątki i sam rozpoczął swoje biegowe początki! Jeśli tak, niech koniecznie zostawi po sobie jakiś znak!
A ja, zanim zacznę opisywać biegowe przygody, które miały miejsce na przestrzeni tego tygodnia, powiem, nawiązując do poprzednich części, że odebrałam wyniki podstawowych badań. Analizując mój przypadek, generalnie prawie wszystko jest w normie. Prawie, bo ferrytyna jest na granicy niedoboru i MCHC poniżej minimum. Wygląda więc na to, że muszę zacząć suplementować żelazo, żeby po prostu nie zasypiać na stojąco. Prawdę mówiąc, analizując swoje zachowanie, to zamiast snuć domysły o niedoczynnościach czy nadczynnościąch, pytać wujka Google czy to już choroba x, y, z to już dawno powinnam zrobić pakiet takich badań i zacząć taką suplementację wcześniej. Jeśli snucie domysłów brzmi dla Was znajomo i szukacie wszędzie odpowiedzi na pytanie, czemu ciągle czujecie się zmęczeni – idźcie, zróbcie, a być może znajdziecie najprostszą, pisaną czarno na białym, odpowiedź.
We wtorek jeszcze nie wiedziałam, że szykuje się publikacja tekstu o tym, jak powinno się biegać BC1, a postanowiłam go zrobić dokładnie w sposób opisany w tekście. Luźno na maksa, dosłownie tak, żeby być w stanie zaśpiewać sobie piosenkę. „Take me on” a-ha, jak nic można było usłyszeć w Lesie Bielańskim. Stwierdziłam, że na ostatnich treningach przycisnęłam trochę bardziej niż to było w założeniu, więc luźny bieg mi nie zaszkodzi. Nie chciałam nawet patrzeć na zegarek. I wyszło mi z tego średnio 157bpm (mierzone z nadgarstka przez mój samo-biegający smartłocz). I wiecie co? To był NAJNUDNIEJSZY bieg ever! Już wiem, co mają na myśli Ci, którzy mówią, że bieganie ich nudzi. To było straaaaszliwie ciągnące się sześć kilometrów. Nie mogłam się skupić ani na tempie, ani na kroku, bo po prostu… nużąco człapałam. Od jakiegoś czasu biegam bez słuchawek, więc tu ani nie mogłam sobie puścić podcastu bieganie.pl ani jakiejś Britney Spears… To co jednak skutecznie mi pomogło zwalczyć myśl 'Jak mi nudno, jak mi się tak nie chce…’ i być może pomoże też i Wam, to wyobrażenie sobie, że mogłabym właśnie odgarniać śnieg łopatą, zmywać stertę naczyń czy zajmować się robotą, na którą już nie mogę patrzeć. I tak od razu te drzewa wydały się bardziej zielone, ptaki zaczęły głośniej śpiewać, ta droga stała się taka jakby z ciekawszego asfaltu zrobiona… Niemniej jednak, pamiętajcie, że nawet te nużące biegi są biegaczom, szczególnie nam początkującym, po prostu potrzebne.
Takie spokojne podejście do wtorkowego treningu zdaje się, że oddało podczas czwartkowych, pierwszych, 10km! A nie miał być to zwykły ciągły, a bieg 'steady’ czyli taki w trochę bardziej żwawym tempie. Mimo, że ostatnio nie mogłam się doczekać pierwszej dyszki, to jednak niepewność siebie i sama myśl, że ma być to trochę więcej niż ostatnio, sprawiła, że mój organizm zareagował jakby… Ogromnym lenistwem. Zbierałam się na ten trening chyba dłużej, niż rzeczywiście go robiłam – komu już zdarzyło się podobnie, ręka w górę! Ale jak już się zabrałam i zrealizowałam, to co było założone, to satysfakcji nie było końca. Od początku do końca biegłam równym tempem, z miarowym oddechem i ani razu tak naprawdę nie musiałam zmuszać się do tego, żeby jakkolwiek naciskać. Myślę, że dzięki 'odetchnięciu’ we wtorek, mogłam biec swobodnie i przez cały dystans bez problemu kontrolować swój oddech. Zastanówcie się, czy też nie jesteście w takim momencie treningu, że może na rozbieganiach warto trochę przystopować, przyhamować, wziąć głęboki oddech, żeby mieć więcej sił i pary w płucach na kolejne treningi.
Na piątek z kolei, spontanicznie, z racji zwolnienia terminu, pojawiła się okazja, żeby się zaszczepić. Pomijając wszelkie za i przeciw, finalnie długo się nie zastanawiałam, jako, że beztreningowy dzień wydawał się na szczepienie najlepszym. Słysząc i widząc jednak, jak różnie organizmy radzą sobie z przyjęciem szczepionki (najczęściej gorączką, dreszczami) wiedziałam, że może mieć to konsekwencje w postaci niezaliczonego treningu. Tak jednak nie było – ale spokojnie, nie poniosłoby mnie na tyle, żeby z gorączką iść biegać.
Szczęśliwie nie czułam się ani trochę gorzej, niż normalnie, poza klasycznie lekko bolącą ręką w miejscu szczepienia, więc stwierdziłam, że zrobię planowane 6km + 10x50m skip A + 50m podbieg + 2km. Pod jednym ale! Nie naciskając. Uznałam, że nie ma co ryzykować, szczególnie, że z tego, co wyczytałam, wynika, że często pogorszenie samopoczucia po szczepieniu ma miejsce na drugi dzień. Całość więc była lajtowa, a na podbiegach skupiłam się bardziej na technice biegu niż na tym, żeby przeć do góry. Nie chcę jednak być przykładem czy i kiedy po szczepieniu można iść biegać, dlatego od siebie powiem tylko, że jeśli planujecie się zaszczepić i zastanawiacie się, czy robić potem trening, to za priorytet postawcie swoje samopoczucie i zdrowie. Jeśli choć przez chwilę się w tej sytuacji zawahacie, czy czujecie się wystarczająco dobrze na bieganie – odpocznijcie. Tak czy tak, zapewne dobrze Wam to zrobi.
Kiedy na początku tygodnia spojrzałam w mój plan i zobaczyłam 3km + 6x3min/3min + 1km na niedzielę, to pomyślałam, że to już nie będą takie easy minutówki, co jeszcze nie zaczniesz biec a już kończysz! ‘Tu już trzeba będzie się trochę zmęczyć’ pomyślałam. No i fakt, troszkę 🙂 się zmęczyłam, acz nie było to tak straszne, jak się wydawało. Mówię Wam, nie ma co bać się, że nie będziecie w stanie zrealizować jakiegoś treningu, nie wykonać w założeniach, nie skończyć… Świat się nie zawali, bo nawet jeśli teraz nie dacie rady… To pamiętajcie, że gdzieś czekają i 5-cio i 6-cio minutówki, więc jeszcze nie raz będzie mieli okazję się wykazać!
A jaki będzie najbliższy tydzień? Ekscytujący! Dlaczego? Ano dlatego, że rozpoczynam swój sezon letni, fotograficzny z przytupem – już w ten weekend na Drużynowych Mistrzostwach Europy w Chorzowie. Nie mogę się doczekać, żeby znowu pobiegać z aparatem, a jednocześnie, żeby biegać, przed bieganiem z aparatem… I tym razem, daję słowo, że Park Śląski odwiedzę w butach biegowych więcej, niż raz!
Biega szybko, biega długo, biega wszędzie, z tym, że głównie z aparatem. Porywa się z nim na słońce i próbuje robić wszystko naraz. Dla rozwijania pasji zbankrutuje, poleci na koniec świata, a i tak wróci z uśmiechem na twarzy, bo jak twierdzi - z pasją albo wcale.