Ola
22 kwietnia 2025 Aleksandra Guzik Trening

Najmocniejsze treningi przed maratonem w Londynie. Relacja Oli Guzik

Skłamałabym, gdybym napisała, że nie lubię przygotowań do maratonu. Wręcz przeciwnie, wciąż są dla mnie ekscytujące, ciekawe i, mówiąc wprost, po prostu wolę trenować pod dłuższe dystanse. Czuję się pewniej na trochę niższych prędkościach. Oczywiście planuję wkrótce popracować też nad szybkością, więc nie jest tak, że te treningi omijam szerokim łukiem.

W przygotowaniach wspiera mnie mój trener (dzięki Artur Kozłowski, planbieganie.pl!) i to właśnie jemu zawdzięczam treningi, które opisuję poniżej. Ja natomiast postaram się przybliżyć wam te jednostki, które były dla mnie największym wyzwaniem. Trochę się przy tym może usprawiedliwię, powrócę wspomnieniami do tych trudnych chwil i upewnię się, że zrobiłam wszystko, by w niedzielę stanąć na starcie pewna swojej formy. Bo przecież to też część tej całej treningowej układanki.

Cofnę się teraz do początku marca, choć tak naprawdę maratońskie przygotowania ruszyły już w lutym. To właśnie wtedy wystartowałam w półmaratonie w Barcelonie, żeby sprawdzić, na jakim etapie jestem po zdrowotnych perturbacjach z końca ubiegłego roku i grudniu pełnym kontuzji, kiedy to kilometrów było tyle, co kot napłakał.

Marzec rozpoczął się intensywnie

W planach był start na 10 km w Poznaniu, ale z trenerem podjęliśmy decyzję o rezygnacji dosłownie na ostatniej prostej. Ani nie czułam się gotowa na mocną „dychę”, głównie przez inny charakter treningów, ani nie było sensu poświęcać czasu na krótszy dystans, skoro już wtedy powinnam była budować objętość i biegać dłuższe jednostki.

Służbowo trafiłam też na Cypr i to właśnie tam zaliczyłam start na 10 km. Miało być w okolicach 40 minut, przynajmniej taki był plan, ale wysoka temperatura, podróż dzień wcześniej i samotny bieg po nieznanej trasie zrobiły swoje. Ukończyłam jako druga kobieta z czasem 41 minut, niezbyt satysfakcjonującym, ale z perspektywy: przewietrzyłam głowę, przepaliłam płuca i mogłam wrócić do konkretnej pracy.

W tabeli przedstawiam skrót najtrudniejszych dla mnie treningów w przygotowaniach do maratonu w Londynie, a w poniższych akapitach dowiesz się, czy udało mi się zrealizować wszystko wedle założeń.

Zrzut ekranu 2025 04 22 o 09.40.15

16.03 czyli long zamiast rekordowej dychy

Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać po tym treningu, ale jedno było pewne: bardzo go potrzebowałam. Dla głowy, dla pewności siebie, żeby przyzwyczaić organizm do dłuższego wysiłku. W planie było:
3 × (5 km w tempie 4:40 min/km + 5 km w tempie 4:10–4:05 min/km) — czyli łącznie 30 km porządnej roboty.

Tempo 4:40 w tamtym momencie wcale nie było dla mnie „komfortowe”, więc wiedziałam, że lekko nie będzie. Ale byłam zmobilizowana, z żelami w kieszeniach, gotowa na działanie. I… zaskoczenie. Luźniejsze kilometry wchodziły nieco szybciej niż zakładane, a podczas szybszych piątek faktycznie było ciężko, ale w „przerwach” miałam wręcz wrażenie, że zwalniam do 5:30, a tymczasem zegarek pokazywał 4:35 min/km.

IMG 5095

Pierwsza piątka, druga, trzecia… i nagle, niewiadomo kiedy, jestem już przy ostatniej i to wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Organizm był już zmęczony, a w głowie pojawiła się myśl: „Może by tak odpuścić?”. I odpuściłam. Na czwartym kilometrze ostatniej mocnej piątki powiedziałam sobie dość. 28 km w nogach to już było coś, a ja nie miałam w sobie siły, by jeszcze mocniej cisnąć. Zwolniłam, ale ostatni kilometr i tak wypadł całkiem nieźle. Co więcej, średnia z całego treningu wyszła 4:23 min/km, czyli lepiej niż zakładał plan. To był naprawdę solidny long i zdecydowanie dobra decyzja, żeby odpuścić start w Poznaniu na rzecz tej jednostki.

21.03 i 14 x 500m/500m

Trener dobrze wiedział, że liczba powtórzeń w tym treningu będzie dla mnie przerażająca. Nie będę ukrywać, zanim jeszcze wyszłam na ten trening, w głowie miałam jedno: byle zrobić 10! Czułam się zmęczona po ostatniej trzydziestce, a tu znów konkretny akcent. Krótsze odcinki, ale na znacznie wyższych prędkościach, które, zamiast zacząć z chłodną głową, zaczęłam biec od dolnej granicy widełek i słono za to zapłaciłam.

Do tego dnia było wyjątkowo ciepło, a ja, bez wody czy izotonika, mogłam jedynie pomarzyć o tym, by dotrwać do końca w dobrej formie. 3 km BC1 za mną i… się zaczęło. Odcinki 500 m miałam biegać w tempie od 4:00 do 3:50, a jak widać poniżej, zaczęłam zbyt mocno. Regeneracyjne 500 m miały być do 4:30 min/km. Uciągnęłam 10 takich jednostek, choć walka zaczęła się już po siódmym odcinku. Ostatecznie odpuściłam, ale wierzę, że jeszcze sobie ten trening odbiję.

IMG 5096

30.03 – Półmaraton Warszawski

To już nie był trening, a start i to taki, w którym powalczyłam na maksa o życiówkę. Od teraz wynosi ona 1:25:16. Trochę zabrakło do złamania 1:25, a walczyłam o to całym sercem. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona, bo ten bieg pokazał mi, jak bardzo potrafię wyjść ze swojej strefy komfortu. To też start z pełnego treningu, więc wiem, że z odpowiednim taperingiem wynik byłby w zasięgu, natomiast nie półmaraton był tu celem. Dobre przetarcie – a po sub 1:25 jeszcze wrócę.

4.04 – Stadion, 10 x 1 km, p. 2’

Jak ja dawno nie byłam na stadionie! I chociaż same prędkości zaproponowane przez trenera nie brzmiały przerażająco, to już samo uczucie tartanu pod stopami, trochę bardziej. Dzień był bardzo ciepły, ale miałam z sobą izotonik, więc byłam gotowa i odpowiednio przygotowana. Wiedziałam, że ten trening ma być mocno ładujący, a ja mam biegać z zapasem i, o dziwo!, tego się trzymałam.

IMG 5097

Może dlatego po skończonych dziesięciu powtórzeniach czułam się naprawdę silna. Tak naprawdę tylko dwa ostatnie segmenty wymagały większego wysiłku. Z tego treningu możecie zobaczyć rolkę na moim Instagramie.

9.04 – 3 x 5 km, p. 3’

Ależ mnie ten trening stresował! W sumie 15 km tempem półmaratonu, a na tym dystansie naprawdę sporo wycierpiałam. Teoretycznie forma powinna iść w górę, ale kto to wie?! Samotny trening to jednak zupełnie co innego niż start ulicami Warszawy przepełnionych kibicami. Ale wracając, każdy z odcinków miał być poniżej tempa 4:05 min/km. Pierwsza piątka weszła bez problemów, druga również, choć tu już zaczęłam czuć zmęczenie. Na trzeciej walczyłam, żeby nie odpuścić, a czwarty kilometr pokazał, że naprawdę było ciężko.

IMG 5098

Obiecałam sobie, że jeśli na czwartym kilometrze nie zwolnię powyżej 4:10 min/km, to lecę dalej. I powalczyłam, trening zamknęłam temnpem poniżej 4:00! Byłam tego dnia wyjątkowo z siebie dumna.

12.04 – 20 km narastająco

Byłam pewna, że to będzie ostatni cięższy trening… ale trener miał jeszcze asa w rękawie. Pierwsze 10 km miałam biec do 4:40 min/km. Czułam, że będzie trochę szybciej, początkowe kilometry prowadziły lekko z górki, i faktycznie wyszło po 4:32. Kolejne 8 km, zgodnie z planem, miały być do 4:15 min/km. I tutaj też było odrobinę szybciej. Ostatnie 2 km miały być mocne, i bardzo, bardzo chciałam zakończyć tego longa poniżej 4:00 min/km. Los jednak nie pomógł, zegarek pokazał równo 4:00. Mimo to byłam z siebie zadowolona i gotowa do kibicowania podczas półmaratonu w Poznaniu.

IMG 5099
IMG 5100

W tym tygodniu wpadły więc dwa solidne longi, oba z identyczną średnią: 4:21 min/km! Zdecydowanie bardziej wymagające było 3 x 5 km, bo tempo było wyższe, ale z obu wróciłam pozytywnie naładowana.

18.04 – Mój trzeci czas na 10 km w życiu

Jak tylko zobaczyłam tego „asa w rękawie”, to aż zadrżałam. Założenia były bliskie moim najlepszym wynikom na 10 km, a ja przecież wcale nie czułam się jeszcze taka silna.
Plan: 3 km luźno, 7 km w tempie 4:05–4:00, 3 km poniżej 4:00 i na koniec 2 km luźno.

Piątek, wczesny poranek, lekki wiatr, zachmurzenie, ale już po pierwszym mocnym kilometrze wiedziałam, że jestem silna. Prawdę mówiąc, każdy z tych kilometrów mogłam pobiec poniżej 4:00, ale celowo się stopowałam, wiedziałam, że to te ostatnie trzy mają być najmocniejsze. I wtedy odpaliłam przysłowiowe wrotki, ależ czułam, że fruwam!

IMG 5102

Wpadł mój trzeci najlepszy czas na 10 km – 39:29. Oczywiście, ostatnie dwa kilometry były już trudne, ale naprawdę – nie spodziewałam się, że jestem w stanie tak szybko biegać. Najbardziej bałam się tego, że jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli, to mentalnie się posypię. Ale chyba Artur wiedział, co robi. To było mocne bieganie, a ja czuję się gotowa na Londyn.

27.04 trzymajcie za mnie kciuki – mój numer startowy to 2401.

kierunek londyn
Bądź na bieżąco
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksandra guzik
Aleksandra Guzik

trenerka personalna, pasjonatka i trenerka biegania. Oprócz biegania trenuje również crossfit i pływanie. Kocha motywować i zarażać miłością do aktywności fizycznej. Założycielka projektu #piątkawpiątek zrzeszającego biegaczy z całej Polski. Pełna optymizmu i wiecznie uśmiechnięta prężnie działa na Instagramie.