Wiatr w stopach – test Mizuno Wave Hayate
Powiedzmy otwarcie: buty Mizuno mają w Polsce grono wiernych użytkowników, ale dotyczy to modeli szosowych. Mizuno Wave Hayate ma wszelkie dane ku temu, by wyprowadzić tę markę także w góry.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale że „wejrzenie” jest mocno związane z gustem, nie dyskutujmy o tym. Miłość od pierwszego dotknięcia? Już prędzej. Lekkie, bardzo lekkie (240 g) i delikatne, a jednak budzące zaufanie. To może miłość od pierwszego przymierzenia? Zdecydowanie tak. Elastyczność, wygoda, przewiewność, a przy tym poczucie bezpieczeństwa – to moje pierwsze odczucia po pierwszych przymiarkach. A co o Hayate pisze sam producent? To szybki i agresywny but trailowy dla biegaczy z ambicjami i dla tych, którzy poszukują lekkości. Zastosowane technologie to m.in. Xtatic Ride z charakterystycznym żłobieniem absorbującym wstrząsy i przeciążenia oraz zapewniającym przyczepność w trudnym terenie, antypoślizgowy system Wet Traction, pianka U4ic i oczywiście płytka Wave – podobnie jak w innych terenowych butach Mizuno w bardziej „pancernej” odmianie Concave.
Specyfikacje specyfikacjami, a praktyka praktyką. Moje pierwsze treningi w Mizuno Wave Hayate wypadły krótko przed zaplanowanym wiele miesięcy wcześniej nizinnym ultramaratonem, dlatego nie były to zbyt forsowne próby. Na wąskich, przełajowych ścieżkach Olszynki Grochowskiej biegało się naprawdę przyjemnie: but dobrze radził sobie z wszelkimi nierównościami, pewnie trzymał przy naskokach na kłody, dzielnie znosił kopniaki, którymi – na potrzeby tej recenzji – obdarzałem napotkane kamienie. Za namiastkę gór musiały służyć wydmy Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, a wobec braku deszczu (taka atmosferyczna złośliwość) sprawdziłem buty w napotkanym leśnym potoku. Obie próby wypadły pozytywnie, ale przyznaję, że zaskoczył mnie zwłaszcza wynik testu wodnego. Że Hayate natychmiast przemokną było oczywiste: Airmesh, z którego zbudowana jest cholewka, ma tak duże oczka, że po wsadzeniu do buta gołej stopy widać palce. Zastanawiało mnie jednak co się stanie z wodą, która dostanie się do wnętrza buta. Na spodzie siateczki, tuż przy podeszwie, nałożona jest bowiem kilku-kilkunastomilimetrowa warstwa ochronnego laminatu. Jak się okazało, woda zniknęła z wnętrza buta niemal tak szybko, jak się w nim pojawiła.
Tak, testowanie trailowego sprzętu w płaskiej, prawobrzeżnej części Warszawy to jak badanie zachowań tygrysów prowadzone w ogrodzie zoologicznym. Poważnym sprawdzianem miał być prawdziwy bieg górski.
Rzeźniczek to impreza towarzysząca słynnemu Biegowi Rzeźnika. 27 km po bardzo zróżnicowanej nawierzchni, pod górkę, z górki i po płaskim. Nawet pogoda stanęła na wysokości zadania: trochę poświeciło słońce, trochę popadał deszcz. Początek biegu przyniósł refleksję, że dynamika i lekka waga mają swoją cenę – na szutrowej drodze czułem każdy większy kamyk (aczkolwiek nie powodowało to bólu). Na miękkich, pagórkowatych ścieżkach znów było dobrze, ale to wiedziałem wcześniej. Najlepsze wciąż było przede mną: podejście na Okrąglik, a przede wszystkim zbiegi: z Rypiego Wierchu do Przełęczy nad Roztokami, a w końcówce z Wyżnej prawie do samej mety.
Po dwóch niemal bezdeszczowych tygodniach pogoda w końcu zlitowała się nad żądnymi wrażeń biegaczami. Trasa Rzeźniczka nie pokryła się błotem, ale miejscami była całkiem śliska. Moje Hayate dobrze trzymały się na podejściach. Właśnie wówczas, jak sądzę, najlepiej sprawdziło się żłobienie w podeszwie (Xtatic groove) w kształcie literki X, łączące piętę z przodostopiem. Podeszwa elastycznie dopasowywała się do nierównego terenu, a dzięki temu bieżnik na całej powierzchni podeszwy utrzymywał kontakt z podłożem.
Jeszcze ciekawiej biegło się w dół. To moja najmocniejsza strona w górach, więc oczekiwania były duże. Buty dały radę, dwa drobne uślizgi na mokrych kamieniach na całej trasie to wynik co najmniej świetny. Ba, mam odczucie (nieweryfikowalne, niestety), że w jednym przypadku butów, które wcześniej znałem i do których miałem zaufanie mogłyby „puścić”. Hayate utrzymały mnie w pionie, a nawet w rytmie biegu.
Jeden w miarę poważny start to może mało, by nabrać 100 proc. zaufania do butów trailowych, ale w tym przypadku dodatkowej weryfikacji wymaga jeszcze tylko kamienista nawierzchnia, o przyczepną jestem spokojny. But świetnie trzymał moją stopę, zwłaszcza w tylnej części. Miłym zaskoczeniem była konstrukcja zapiętka: sztywny w zasadniczej części z miękką, nieprzeszkadzającą w bieganiu jego górną krawędzią.
Hayate znaczy po japońsku „Szybki, jak wiatr”. Mizuno Wave Hayate to bardzo przyzwoity i faktycznie dynamiczny but, którego właściwości będą tym bardziej wykorzystane, im szybszy jest jego użytkownik (czuję niezręczność w tym stwierdzeniu – zająłem miejsce dopiero w drugiej setce startujących w Rzeźniczku – ale tak właśnie uważam). Zapewne trwały: po przebiegnięciu ok. 100 km nie dostrzegam wyraźnych śladów zużycia. A ze względu na przewiewną konstrukcję raczej na ciepłe i suche miesiące. O tym jednak przekonam się za kilka miesięcy.