Redakcja Bieganie.pl
Biegacze dzielą się na tych, którzy lubią w trakcie treningu słuchać otoczenia i własnego ciała oraz na takich, którzy preferują jak coś brzęczy im do ucha. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy, dlatego jedną z moich przedtreningowych rutyn, było do niedawna rozplątywania kabla od słuchawek. Od jakiegoś czasu nie mam już tego problemu, gdyż korzystam z modelu bezprzewodowego, więc tym bardziej ucieszyłem się, gdy do naszej redakcji przysłano na testy analogiczny sprzęt.
Jak wypadł w mojej ocenie model Skullcandy Push Ultra? Zapraszam na recenzję.
Pierwsze co przykuwa wzrok (no właśnie! Wzrok, a nie słuch) jest pudełko. Skullcandy zadbało nie tylko o wrażenia dźwiękowe, ale też wizualne. Słuchawki są zapakowane, jak to mówi młodzież, „prestiżowo” (no dobra, młodzież pewnie mówi już inaczej). Stąd moje niedoczekanie, aby sprawdzić czy za estetyką opakowania idzie jakość produktu. Wrzucam na uszy i w miasto!
Jak już wspomniałem, testowane słuchawki nie posiadają kabli, a łączą się z odtwarzaczem dzięki technologii bluetooth 5.0, co oznacza szybkie i stabilne przesyłanie dźwięków. Faktycznie telefon oraz odtwarzacz szybko je znajdują i nie tracą połączenia w trakcie użytkowania. Łączność zanika dopiero po ok. 10 metrach.
Brak kabla jest bardzo dużym plusem. Nie policzę nawet ile razy w przeszłości zahaczyłem ręką o przewód wyrywając go z urządzenia. Korzystając z bezprzewodówek mogę machać rękoma we wszystkie strony świata. Podobna swoboda ruchów jest zachowana przy głowie, kiedy co jest ważne, gdy trzeba spojrzeć za siebie i sprawdzić czy nie goni nas pies albo czy można bezpiecznie przebiec na drugą stronę ulicy.
Słuchawki trzymają się bardzo dobrze dzięki elastycznym pałąkom zapewniającym indywidualne dopasowanie do małżowin. Nie trzeba ich ciągle poprawiać i można skupić się na treningu, delektując się muzyką lub ulubionym podcastem. Dodatkowo słuchawki posiadają klasę IP67, czyli są całkowicie pyłoszczelne i mogą przebywać w wodzie na głębokości metra (maksymalnie 30 minut).
Każda słuchawka posiada trzy sterujące przyciski, których poszczególne konfiguracje pozwalają uruchomić następujące funkcje:
W praktyce banalne, nawet w drugiej części długiego treningu, gdy głowa traci trochę polotu 😉
Baterie w słuchawkach wytrzymują według producenta do 6 h, a dzięki przenośnemu i ładującemu etui czas pracy akumulatorów można wydłużyć do 40 h. Już po 10 minutach podładowania działanie słuchawek wydłuża się o 2 h (technologia Rapid Charge)! Moim zdaniem to bardzo dobry wynik. Producent mówi jedno, a co na to praktyka? Sprawdzam!
Żywotność baterii przetestowałem w… pociągu. Sześciogodzinny trening nie wchodził w grę, ale akurat miałem w planach podróż koleją. Trasa Warszawa – Rzeszów według rozkładu jazdy powinna trwać ok. 6 h, więc idealnie do testu. W pełni naładowane słuchawki włączyłem, gdy pociąg ruszył. Oczywiście nie miałem ich non stop w uszach (wpadła mała drzemka), natomiast muzyka ciągle grała. Kiedy baterie padły? Dokładnie po 5 godzinach i 58 minutach. Co za dokładność!
A wiecie co by się stało, gdybym przypadkowo zagubił je w tym pociągu? Dzięki aplikacji Tile mógłbym je bez problemu znaleźć w promieniu nawet 120 metrów, ale tego już wolałem nie sprawdzać.
Mogłoby się wydawać, że tego typu słuchawki to idealne rozwiązanie: nic się nie plącze, bateria działa długo, a obsługa jest prosta. Niestety, jest jedno „ale”, które nie dotyczy już tylko tego konkretnego modelu. Czysty dźwięk, solidny bas i energia wynikająca ze słuchania ulubionych piosenek, to tylko jedna strona medalu. Długie i/lub częste słuchanie muzyki w słuchawkach, zwłaszcza dousznych może powodować nieodwracalne skutki.
Według Światowej Organizacji Zdrowia już ponadgodzinne używanie tego typu sprzętu będzie uszkadzać nasz słuch i może przyczynić się do późniejszej jego utraty. Oczywiście dotyczy to sytuacji, gdy głośność muzyki przekroczy rozsądny poziom (powyżej 80 dB) o co wbrew pozorom nie jest, aż tak trudno.
Korzystanie ze słuchawek zdecydowanie uprzyjemnia trening, zwłaszcza w mieście, kiedy można odciąć się od ulicznego zgiełku. Ważne jednak, aby używać ich rozsądnie, aby na starość nie słyszeć już jedynie wystrzału startera.