24 maja 2013 Redakcja Bieganie.pl Sprzęt

Brooks Pure Drift – test


Podobnie jak wszyscy liczący się producenci, firma Brooks również wprowadziła do swojej oferty buty wychodzące naprzeciw oczekiwaniom biegaczy pragnących bardziej „naturalnych” doznań. Na jesieni 2011 roku światu przedstawiony został Pure Project – linia obuwia proponująca cztery modele: Connect, Grit, Flow oraz Cadence. Wtedy propozycje Brooksa mnie osobiście nie zachwyciły – pomimo sporego zaangażowania marketingowego by wypromować linię jako buty do naturalnego biegania, wszystkie modele były dość zachowawcze i nie wnosiły tyle nowego, na ile można było sobie zrobić apetyt wczytując się w prospekty reklamowe. 

Gdy więc pojawiły się informacje o nowym modelu – Drift – który miał być najlżejszym i najbardziej radykalnym w ofercie Brooksa, moje zaciekawienie mieszało się z rezerwą – ile z zapowiedzi okaże się faktem. Wątpliwości zostały jednak rozwiane, jako że Brooks Pure Drift to świetny but.

 

2013 Sneakers Brooks PureDrift

Nim w szczegółach zajmiemy się Driftami, należy rzecz jasna wspomnieć, iż podpada on pod kategorię butów minimalistycznych. Ta jednak jest dzisiaj tak szeroka, że samo określenie „minimalistyczny” niewiele jeszcze mówi, różne bowiem filozofie i pomysły stoją u podstaw tworzenia bardzo różnych butów, które potem trafiają do jednej szuflady opatrzone schematyczną etykietką.

Brooks Pure Drift to nie jest but z założenia „neutralny” w znaczeniu jak najmniejszego wpływu na nasze bieganie. Nie jest to ani zarzut ani pochwała – po prostu określone założenie – Drifty mają „wbudowane” kilka elementów, technologii, nieważne jak to nazwiemy, które mają stworzyć określoną jakość. To co specyficzne dla Driftów przeplata się ze standardowymi cechami charakterystycznymi butów minimalistycznych. Ale po kolei.

PIERWSZE WRAŻENIA

W ręku trzymam kartonowe pudełko pokryte grafiką przypominającą graffiti. W oczy rzuca się hasło ‘Run happy’ – biegaj wesoło. W dzisiejszych czasach każdy ma swoje hasło, to jest przynajmniej miłe. W pudełku czekają już buty w jaskrawym jasnozielonym kolorze. „W oczy” rzucają się dwie rzeczy – są bardzo lekkie oraz szerokie w śródstopiu i palcach. Tę pierwszą potwierdza waga – w rozmiarze 43 (wkładka 27,5 cm) but z wkładką waży 183g, bez wkładki 165g – to bardzo, bardzo mało, nawet jak na buty minimalistyczne; drugą potwierdza informacja na stronie producenta – Drifty są szersze w przedniej części niż inne modele Brooksa, dobierając odpowiedni rozmiar warto mieć to na uwadze. 

Drifty to ładne buty – w mojej wersji kolorystycznej obecne są praktycznie tylko dwa kolory – cholewka i podeszwa są zielone a wszelkie przeszycia, logo, sznurówki, gumowe panele na podeszwie są czarne. Design „biegowy” ale nowoczesny, asymetryczne wiązanie sznurowadeł.
 

Obracam but w rękach. Jest bardzo elastyczny, daje się swobodnie wyginać w różnych płaszczyznach. 

Czas na dokładniejsze oględziny.

CHOLEWKA

Cholewka jest zrobiona z bardzo cienkiej siateczki. Przeżycia i wstawki mają charakter bardziej estetyczny niż konstrukcyjny, od wewnątrz praktycznie ich nie czuć. Język jest cienkim kawałkiem materiału, z jednej strony całkowicie zintegrowanym z cholewką. Zapiętek miękki, bez usztywnień. W części szczytowej miękko wyściełany, aczkolwiek dodatkowego materiału nie jest dużo. Przód buta nie jest dodatkowo wzmocniony ni usztywniony w kontekście ochrony palców. Siateczka daje wrażenie bardzo dużej przewiewności. Nad łukiem stopy w okolice języka i sznurówek wszyty jest Nav Band – elastyczna taśma mająca w założeniu poprawiać trzymanie stopy przez cholewkę. W praktyce ani nie przeszkadza ani nie pomaga – mam wrażenie, że jej działanie jest znikome, jeżeli w ogóle.

 drift07


PODESZWA

Wykonana w większości z pianki BIOMOGO – jak zapewnia producent, o wiele bardziej przyjazna środowisku niż EVA (biodegraduje 50 razy szybciej), ma również przynajmniej przez 1500km zachowywać swoje właściwości, czyli mówiąc wprost nie ubijać się. Pianka jest bardzo oszczędnie pokryta gumowymi panelami w miejscach największego kontaktu stopy z podłożem. Konstrukcja podeszwy jest wyjątkowa – jest nie tylko podzielona na panele, co często się spotyka w podobnych butach ale podział jest przemyślnie ustrukturyzowany – są one połączone w trzy zasadnicze segmenty wzdłuż buta. Daje to bardzo dużą elastyczność, również zginając but na „krótszej osi”. W części palców but jest faktycznie nacięty, podzielony – Brooks nazywa to Dual Toe Flex. Nacięcia mają umożliwiać bardziej niezależną pracę palców, jednak moim zdaniem nie jest to realizowane. Owszem, podział podeszwy zwiększa jej elastyczność i to bardzo dobrze, cała stopa może lepiej współpracować z butem, natomiast zwiększenie elastyczności konkretnie w obszarze palców nie jest na tyle duże, by rzeczywiście mogły one niezależnie pracować.  

Inną bardzo ciekawą cechą podeszwy jest jej szerokość – podeszwa jest szersza niż „footbed”, wnętrze buta, przestrzeń dla stopy. Daje to wrażenie dużej stabilności. Na końcu – dosłownie i w przenośni – mamy Ideal Heel czyli zaokrągloną piętę. Faktycznie ten element może pomagać tym osobom, które Drifty będą traktowały jako pomoc w pracy nad techniką, w tym nad sposobem lądowania. Dzięki zaokrąglonej pięcie nieco trudniej jest na niej wylądować.
 

Uwaga! Co bardzo ważne – pomiędzy panelami podeszwy są przestrzenie, jakby to ująć… praktycznie puste, samego materiału (sic!) bez najmniejszej ilości pianki. Ta cecha ma zasadnicze znaczenie dla użytkowania buta, o czym za chwilę.

WNĘTRZE BUTA

Jest wspaniale wykończone. Siateczka jest przyjemna, nic nie przeszkadza, szwy i łączenia są prawie niewyczuwalne. Język dobrze przylega, nie zwija się i nie przesuwa. Rewelacyjnie wykończone jest dno buta, pod wkładką, bardzo przyjemnym w dotyku materiałem. Bardzo duży plus dla Driftów. Miejsca w śródstopiu i palcach jest naprawdę sporo, co dla mnie jest niewątpliwie zaletą ale to jest kwestia gustu – osoby lubiące większe dopasowanie w przedniej części buta mogą odczuwać nadmierny luz. Rzecz jasna stopa nie przesuwa się w bucie, chodzi o wrażenie przestrzeni. 

Z wkładką but ma 4mm różnicy grubości między piętą a palcami, bez wkładki to tzw. „zero-drop”, czyli między przednią a tylną częścią buta nie ma różnicy grubości, wysokości. Tak więc wkładka można regulować te parametry w zależności od upodobań. Ja biegam bez wkładki – lubię jak najmniejszy, najlepiej zerowy drop, oraz wrażenie bliskości podłoża. 

drift01

W DROGĘ

Na pierwszym treningu w Driftach pobiłem życiówkę na dychę. Życiówka była stara i słaba, nie zmienia to faktu, że w Driftach chce się biegać szybko. To poczucie wywołuje moim zdaniem, po pierwsze, bardzo niska waga buta – mamy uczucie, że stopy fruwają, lekkie jak piórka; po drugie, właściwości pianki użytej do budowy podeszwy – buty dają wrażenie bardzo dynamicznych, „oddających” energię. Rzecz jasna, jest to tylko subiektywne wrażenie a nie cecha wyrażona w wielkościach fizycznych, tym niemniej dla mnie osobiście to wrażenie jest bardzo silne. Producent tłumaczy to technologią tzw. DNA – wykorzystanie cieczy nieniutonowskiej w podeszwie. Założyłem kilka razy Drfity na spokojne wybiegania i to zdecydowanie nie było to. Przeszkadzała mi szeroka podeszwa, miałem wrażenie człapania, klejenia się do asfaltu, jakby buty nie pasowały do konwersacyjnego tempa. Jak tylko jednak przyspieszę poza „pierwszy zakres” wrażenie „mułowatości” znika i im szybciej biegnę, tym lepiej się czuję. Szybkie treningi biega się znakomicie – buty są wygodne, śródstopie i palce mają mnóstwo miejsca ale stopa się nie przesuwa, but współpracuje ze stopą.

Co ciekawe – przed testem nie czytałem o Driftach, nie interesowałem się co mówi o nich Brooks, a faktycznie opis działania DNA pokrywa się z moimi wrażeniami. Cóż, kroił buta nie będę żeby sprawdzić co jest w środku. Miałem obawy co do szerokiej podeszwy – ląduję na śródstopiu, supinując w pierwszej fazie i obawiałem się, że będę miał wrażenie nienaturalności, lądowania na rancie. Nic z tych rzeczy, podeszwa ugina się plastycznie i krawędź nie jest wcale odczuwalna.  Jako, że amortyzacji jest niewiele a treningi robiłem z reguły szybkie, odczuwałem nieco większe niż zwykle napięcie łydek, które widocznie musiały mocniej pracować.

Ponieważ treningi w Brooksach szły naprawdę dobrze, zdecydowałem się pobiec w nich półmaraton w Poznaniu. Jedyną moja obawą było czy łydki wytrzymają ponad 20km. Test wyszedł znakomicie. Na równym, suchym asfalcie Drifty pracują rewelacyjnie – moim osobistym zdaniem to taka minimalistyczna startówka, idealna na dystanse 5-21km. Z łydkami nie było problemu, biegło się znakomicie, życiówka z ubiegłego roku poprawiona o 10 minut. Po biegu nie miałem odparzeń ani otarć, stopy nie były spuchnięte ani obolałe. Co prawda, zrobił mi się jeden pęcherz ale jestem pewien, że przesunęła mi się skarpetka albo dostało jakieś ziarnko piasku do buta.

Z CZYM TO SIĘ JE?

Drifty, jak przed chwilą wspomniałem, świetnie sprawdzają się na równej, twardej nawierzchni. Bez dwóch zdań na treningi i zawody miejskie, uliczne będą jak znalazł. O ile podeszwa ma dość dobrą przyczepność na mokrym asfalcie, na mokrej nawierzchni praktycznie biegać się nie da. Konstrukcja podeszwy z odkrytymi przestrzeniami sprawia, że but momentalnie przesiąka jakby przyciągał wręcz wilgoć. Nie trzeba przebiec przez kałuże, wystarczy biec po mokrym podłożu i po krótkiej chwili skarpeta jest mokra. Podkreślam, że wilgoć przedostaje się do buta nie przez cienką siatkę cholewki (która, notabene, również jej nie zatrzymuje) ale przez samą podeszwę. W biegu po zroszonej poranną rosą trawie buty były przemoczone po kilku krokach. Jak się nietrudno domyślić, ze względu na niewielką ilość materiału, but szybko schnie.

drift06

Charakterystyka podeszwy sprawia również, że Drifty nie nadają się do biegów w terenie. Pobiegłem w nich kilka razy do lasu i tak jak jestem przyzwyczajony do czucia szyszek i kamieni, tak chwile gdy trafiały one w przestrzenie między panelami to były chwile prawdziwej grozy. Sęk nawet nie w tym, że brutalnie łapiemy kontakt z rzeczywistością pod stopami ale że to zetknięcie następuje niespodziewanie – póki w nierówności trafimy pianką jest ok, wrażenia są dość mocno tłumione, ale to oznacza, że aparat ruchu przyzwyczaja się do komfortu, nie „badam” tak ostrożnie i dokładnie ziemi pod nogami i gdy nagle trafiam na kamień prawie bosą stopą – są problemy. Moim osobistym zdaniem nie ma sensu ryzykować.

 

Jak wspomniałem, but ma niewielką amortyzację, niewielki bądź zerowy spadek pięta-palce, jest bardzo elastyczny, pozbawiony twardszych i sztywniejszych elementów, które w tradycyjnych butach mają (rzekomo) zapewnić wsparcie, kontrolować pronację itd. Nie ma więc wiele wspólnego z klasyczną startówką. Do tego ma specyficzną, bardzo szeroką podeszwę o wyjątkowej konstrukcji. Wszystko to czyni z Driftów model bardzo charakterystyczny, który niekoniecznie musi każdemu pasować.

Warto też wspomnieć o czym uprzedza sam producent, iż ze względu na małą ilość materiałów, na oszczędność i lekkość konstrukcji, but może mieć relatywnie mniejszą żywotność. Plus dla producenta za szczerość.

 

Jeżeli jednak potrzebny jest minimalistyczny, bardzo lekki but do biegania po równej i twardej nawierzchni, Brooks Pure Drift jest jak najbardziej godny polecenia. Co więcej, jeżeli komuś już przypadnie do gustu, jest duża szansa, że będzie się w nim biegać naprawdę świetnie. Tak jak i mnie.

 

P.S. Testując buty staram się nie tylko sprawdzać sam produkt ale to jak przystaje jego opis dokonany przez producenta do rzeczywistości. Brooks wylicza szereg systemów spośród których kilka, moim osobistym zdaniem, ma znaczenie kosmetyczne. Nie jest to jednak istotne, ponieważ Drifty mają kilka bardzo istotnych moim zdaniem zalet, niekoniecznie głośno wspominanych przez producenta a które czynią z tego modelu but wyjątkowy, i wyjątkowo dobry.

Możliwość komentowania została wyłączona.