Redakcja Bieganie.pl
Na rynku butów minimalistycznych co chwilę pojawiają się ciekawe nowości. Z jednej strony mamy mniejsze firmy, które skupiają się na tego rodzaju obuwiu, z drugiej największych producentów, którzy uzupełniają swoją ofertę o buty lżejsze, elastyczne, mniej amortyzowane. adidas oferuje linię adipure, która składa się z trzech modeli – Motion, Gazelle oraz Adapt. Kolejne modele są lżejsze i mniej amortyzowane, pozwalając biegaczowi dobrać but do swoich potrzeb i upodobań. Oczywiście linia jest reklamowana jako pozwalająca biegać w sposób bardziej naturalny, z lądowaniem na śródstopiu, co ma zawodnika wzmocnić i pomóc uzyskać lepsze wyniki.
W ostatnich miesiącach miałem przyjemność testować najbardziej radykalny but z rodziny adipure – Adapt.
Charakterystyka
Adapt waży 125g w rozmiarze 43 – waga iście piórkowa, trudno znaleźć lżejszy but na rynku. Oczywiście niska waga wynika z cech konstrukcyjnych. Podeszwa to naleśnik, ma grubość 15mm w pięcie i 11mm w śródstopiu, co daje 4mm różnicy spadku, tzw. dropu. Te 4mm nie są mocno odczuwalne ale swoją drogą ciekawe dlaczego Adidas nie zdecydował się na zrównanie wysokości pięty i palców w skądinąd bardzo radykalnej propozycji.
But pozbawiony jest jakiejkolwiek wkładki. Jego wnętrze jest wykończone starannie, trudno byłoby, po prawdzie, o miejsca mogące ocierać, uwierać i podrażniać, skoro de facto but składa się zasadniczo z zaledwie dwóch połączonych ze sobą elementów. Podeszwa jest, co nietrudno zgadnąć, dedykowana biegom po równej nawierzchni. Bieganie w Adaptach w terenie niesie z sobą ryzyko urazu stopy o ostre nierówności, które mogą wejść w szczeliny między panelami podeszwy. Szczeliny te zwiększają elastyczność podeszwy. Bieżnik jest płytki, but słabo trzyma na błocie i śniegu. Na mokrej nawierzchni spisuje się dostatecznie – nie ma zbyt dużych uślizgów, z drugiej strony jest pewien dyskomfort. Adapt najlepiej spisuje się na równej i suchej nawierzchni, wtedy można najlepiej skorzystać z jego właściwości.
Cholewka to skarpeta z elastycznego materiału, ściśle opinającego stopę. Nie ma żadnych usztywnień, wzmocnień, nie ma również języka ni sznurówek. W związku z powyższym cholewka dokładnie otula stopę, but zakłada się z pewną trudnością i w pierwszych chwilach ma się uczucie ściśnięcia. Miałem obawy czy podczas biegu nie będzie to powodować dyskomfortu, szczególnie czy palce będą mogły swobodnie pracować, no i czy noga po prostu nie będzie boleć. Nic z tych rzeczy. Materiał dobrze pracuje, palce co prawda nie mogą swobodnie hulać po bucie, z drugiej strony nie miałem wrażenia, by miejsca było za mało.
W związku z taką konstrukcją buta najlepiej biega się w nim bez skarpetek. Pomimo, że nie jestem fanem tego rozwiązania i w innych butach zawsze biegam w skarpetkach, w Adaptach nigdy ich nie zakładam. Nigdy nie miałem żadnych otarć, stopa czuje się świetnie bez skarpety.
fot. materiały adidas
Wrażenia z biegu
Wrażenia są specyficzne, dość ekstremalne. Po pierwsze, wzrokowe. Adapty wyglądają jak buty Supermana, czy Spidermana – takie ciżemki dla super bohatera. Na pewno wygląd przysporzy im więcej przeciwników niż zwolenników – część biegaczy nie odważyłaby się wyjść na trening w „czymś takim”, nasze gusta są dość konserwatywne jeżeli chodzi o design obuwia czy odzieży biegowej. Dla mnie wygląd nie ma większego znaczenia więc bez oporów wybiegłem w Adaptach na trening.
Przypominają one trochę kapcie-baletki. Mocno elastyczny materiał powoduje, że buty zdjęte ze stopy zwijają się, dopiero na stopie prostują, układają. Moim zdaniem ścisłe dopasowanie jest w przypadku tego modelu bardzo ważne, w tych butach nie powinno być żadnego luzu, dlatego Adapty noszę pół rozmiaru mniejsze niż inne buty do biegania, w których również nie mam więcej niż 0,5 cm luzu – dobierane w tradycyjny sposób buty biegowe o rozmiar większe niż „cywilne” są dla mnie zbyt luźne, buty do biegania kupuję w tym samym rozmiarze co buty do chodzenia a w przypadku testowanych adidasów odejmuję jeszcze z pół rozmiaru.
Pomimo, że od około półtora roku biegam wyłącznie w butach lekkich i mało amortyzowanych, bieganie w Adaptach jest wyzwaniem dla mojego aparatu ruchu. Podeszwa jest bardzo cienka i bardzo mało amortyzowana. Do tego pomimo swojej elastyczności jest raczej twarda niż miękka. Wszystko to składa się na wrażenie zbliżone do biegania boso. Adapty dają ochronę przed nawierzchnią, minimalną amortyzację i… tyle. Bardzo mocno pracują podczas biegu łydki. Z wyżej wymienionych względów Adapty znakomicie nadają się do treningów siły aparatu ruchu, właśnie poprzez odjęcie większości „pomocy” jakiej naszym nogom udzielają buty.
Jak już wspomniałem gdy nastąpi się na ostry element podłoża w taki sposób, że dostanie się on w szczeliny podeszwy, czuć dyskomfort i ból. Z tego względu poza kilkoma testowymi biegami w lasku biegałem w Adaptach raczej po asfalcie. Nietrudno zgadnąć, że but natychmiast przepuszcza wodę. Z faktu, iż podeszwa jest bardzo cienka i materiał cholewki sięga po bokach niemalże podłoża, wystarczy drobna warstwa wilgoci by w bucie zaczęło być mokro. Nie jest to jednak problem, gdyż but szybko schnie. Dodatkowo wilgoć mniej przeszkadza gdy biegnie się bez skarpet. Tym niemniej, wychodząc w Adaptach na trening gdy na dworze mokro, musimy zaakceptować niechybny fakt, iż momentalnie poczujemy to na własnych stopach.
W biegu stopa nie przesuwa się w bucie, ani względem podeszwy ani cholewki. Buty i stopy wydają się ściśle zespolone, jakby Adapty zrastały się z ciałem. Jest to dość przyjemne uczucie. Wspomniałem o wrażeniu biegania boso. Sam nie jestem wielkim entuzjastą biegania na boso. Owszem, lubię pochodzić po świeżej, mokrej trawie ale niezbyt lubię biegać bez butów. Nie mogę się rozluźnić antycypując niemiły kontakt z kamieniami, szkłem bądź nieczystościami. Adapty dają tę odpowiednią ochronę, jest ona jednakże na tyle niewielka, że duża część doznań z biegu boso pozostaje: po pierwsze i najważniejsze, uczucie bliskości podłoża i przez to wielkiej stabilności, bezpieczeństwa, po drugie, dość duże czucie podłoża. Z premedytacją używam określenia „dość”, jako że, jak napisałem wcześniej, podeszwa pomimo elastyczności i cienkości jest raczej twarda.
fot. materiały adidas
Dla kogo więc jest ten but i do jakiego biegania się nadaje a komu nie przypadnie do gustu?
Na pewno nie spodoba się tradycjonalistom, którzy przyzwyczajeni są do grubej amortyzowanej podeszwy oraz standardowej cholewki ze sznurowadłami, jak również tym, którzy lubią jak but wygląda… jak but.
Nie jest to również dobra propozycja dla tych biegaczy, którzy szukają buta tzw. „przejściowego”, dzięki któremu będą mogli poczuć jak to jest biegać w lżejszych, mniej zabudowanych butach a jednocześnie nie chcą rezygnować z całej amortyzacji, całego wsparcia itd. Jak można się domyślić, modelu tego raczej nie będzie się używać jako jedynych butów biegowych.
Adapty mogą być świetnym narzędziem do ćwiczenia techniki biegu. Pomogą uaktywnić struktury, które często odpoczywają podczas biegu w tradycyjnych butach. W ten sposób, zgodnie z tym co pisze producent, pomogą biegaczowi się wzmocnić. Będą tez odpowiednie dla tych, którzy pragną od czasu do czasu dać organizmowi zupełnie inne bodźce przez zmianę obuwia.
Mnie najlepiej zakłada się je na treningi krótkie, do 15km. Bardzo fajnie biegnie się w nich spokojną, lekką dyszkę, takie ot, tuptanie. Najlepiej jednak służą mi do treningów szybkich – od tempa wyścigu na 5km wzwyż. Jeżeli do tego trening odbywa się na równej, suchej nawierzchni jak asfalt czy bieżnia, Adapty pozwalają mi wykrzesać wszelkie moce z własnego ciała, naprawdę mocno się rozbujać. Na zawody na 5km po asfalcie wybrałbym właśnie je, byłyby tez jednym z dwóch kandydatów na dychę. Na półmaraton założyłbym już coś nieco tłustszego i miękkiego.
Podsumowując, nie jest to but dla wszystkich. Poprzez swą specyfikę – od wyglądu przez konstrukcję aż po wrażenia z użytkowania – na pewno sporej części biegaczy nie przypadnie do gustu. Z drugiej strony na pewno dla części biegaczy adidas adipure Adapt może być doskonałym narzędziem do realizacji konkretnych celów treningowych, prawdziwym butem do zadań specjalnych.