karol zalewski 2
26 grudnia 2020 Marta Gorczyńska Sport

Znam swoją wartość


Do Monte Gordo, na obóz mający zbliżyć go do pobicia rekordu Polski na 400m, przyjechał bez żadnych komplikacji. Znali go tu w wielu miejscach. W lokalnej knajpie jako pogromcę sushi, a w popularnym supermarkecie jako tego, który wykupuje wszystkie czekoladowe croissanty. W naszym wspólnym domku uchodził za szefa kuchni i trenera jogi. Mnie też wytrenował, ale w innej dziedzinie – jeżdżeniu samochodem. Potem już tylko kazał się wozić na treningi, na których biegał, biegał i biegał, bo ma cel – poprawić życiówkę o te pół sekundy.

Między partią szachów przy akompaniamencie jazzowej muzyki, a serialem o wikingach, tuż przed kolacją, rozmawiałam z Karolem Zalewskim (często mylonym z Krystianem) najszybszym polskim czterystumetrowcem ostatnich czasów. Rozmawialiśmy nie tylko o biciu rekordów, restauracji, gimnastyce, motywacji i długich włosach, ale też o perypetiach, których w jego sportowym życiu nie brakuje. Na koniec, w imieniu redakcji i wszystkich czytelników Bieganie.pl założyliśmy się o coś, za co gorąco trzymamy kciuki, że się spełni.

Marta Gorczyńska (Bieganie.pl): Karol, jak udało Ci się przez pandemiczny sezon przejść tak brawurowo? (najlepszy czas polskich list 2020)

Karol Zalewski: Szczerze mówiąc, sam bym się nie spodziewał tego, że rok w którym przygotowania były tak trudne, wyjdzie mi tak dobrze. Dużą satysfakcję mam przede wszystkim z tego, że zdołałem przygotować się do startów w domu. Jak widać – można. Bez wyjeżdżania za granicę, bez wyjeżdżania na obozy. Wcześniej to było dla mnie raczej nieznane.

karol zalewski oboz

MG: Jak wyglądały te przygotowania?

KZ: To był rok eksperymentalny. W okresie zimowym nie miałem mocnego bodźca treningowego. Tak naprawdę zacząłem trenować w połowie grudnia. Na pierwszy i jedyny obóz pojechałem w styczniu, gdzie przez miesiąc trenowałem sam. Poza tym, trenowałem w Olsztynie. Kiedy nie można było wchodzić do lasów, ja do swojego i tak wyjeżdżałem. Nawet leśniczy zdążył mnie poznać. Najpierw uśmiechał się: „O! Witam pana Karola!”, a potem, gdy wprowadzono obostrzenia, już tylko mnie ścigał (śmiech). Ale trening zawsze udawało się zrobić. Lepiej czy gorzej, ale się udawało. Nawet ten siłowy – z trenerem kupiliśmy specjalną kamizelkę z obciążeniem. Te ćwiczenia, które normalnie bym robił na siłowni, robiłem w lesie.

MG: Na horyzoncie nowe rozdanie kart, a do lasów na razie można wchodzić. Jak tu w Portugalii układa Ci się trening do sezonu – jakby nie patrzeć – olimpijskiego

KZ: Wszystko idzie zgodnie z planem. Mam co prawda różne przygody – a to z achillesem, a to z kolanem, ale to są małe rzeczy, którymi razem z fizjoterapeutą Adamem Chrzanowskim zajmujemy się od razu, na miejscu, na co dzień. Treningowo idzie tak jak bym chciał. Zobaczymy, co będzie dalej i co da styczeń.

karol zalewski trening

MG: Jakie masz dalsze plany obozowe?

KZ: Plan… jest taki, że w końcu uda się pojechać na zgrupowanie PZLA. Wyjazd na Teneryfę. Ale to tylko plan… Potem ewentualnie zgrupowanie w Spale, żeby obiegać łuki, przygotować się do biegania na hali. A dalej to już Halowe Mistrzostwa Polski i Halowe Mistrzostwa Europy.

MG: No właśnie, z tymi planami bywało różnie. PZLA nie raz je weryfikowało… (Karol m.in. nie został powołany na MŚ w Doha, o czym pisaliśmy tu) Co sprawiało, że przez długi czas na te obozy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki nie jeździłeś? 

KZ: Były różne perypetie dotyczące rożnych kwestii. Teraz największą jest to, że mój trener nie jest już trenerem kadrowym. To pewne ograniczenie. PZLA chciałoby mnie wysyłać z innym trenerem na zgrupowania, ale ja wiem, że w mojej historii treningu nigdy się to nie sprawdziło. Na takich zgrupowaniach czułem się gorzej, trenowało się źle. Z takich obozów wracałem z gorszą formą. Nawet kiedy powinienem jechać ze swoim trenerem na Mistrzostwa Europy, byłem wysyłany sam… Takie wyjazdy się nie opłacają. Są bez sensu.

karol zalewski trener

MG: Jak powinno to Twoim zdaniem wyglądać?

KZ: Na pewno powinna być dowolność, w kwestii tego z kim jedziesz i z kim trenujesz. W końcu to Ty i twój trener najlepiej znacie swój trening i macie szerszy plan. Ale rzeczywistość jest inna i nie możemy na to nic poradzić. Ja trzymam się tego, że zawsze mam swoje zdanie. Czasami wychodzi to na dobre, czasami na złe, bo zdarza się zrobić sobie u niektórych ludzi pod górkę. Ale przynajmniej mam świadomość tego, że wybór, który podejmuję, to jest mój wybór. Nie jest narzucony przez nikogo innego i sam zawsze biorę konsekwencje tego wyboru na własne barki.

MG: Jak wygląda teraz relacja: Ty – PZLA?

KZ: Szczerze mówiąc od października tamtego roku, czyli właśnie od czasu, kiedy zapadła decyzja o tym, że nie pojadę na Mistrzostwa Świata do Doha reprezentować Polski i na 400m i w sztafetach, PZLA… można powiedzieć, że się do mnie nie odzywa. Jakakolwiek relacja jest utrzymywana przez mojego trenera.

karol zalewski w deszczu

MG: Niepowołanie na MŚ do Doha… Jak ta decyzja wpłynęła na Ciebie jako zawodnika? Jak na nią patrzysz z perspektywy czasu? 

KZ: Była ona po prostu niesprawiedliwa i mocno mnie dotknęła. Przez to właśnie na długo zniknąłem z mediów. To nie był pierwszy raz, kiedy zostałem odsunięty ze składu sztafety. Już na Igrzyskach Olimpijskich w Rio pan Lisowski podjął decyzję, że nie wystawi mnie do eliminacji, ani do finału. Moja perspektywa pokazuje tylko straty finansowe… Jak wiadomo, lekkoatleci nie zarabiają kokosów, a każdy awans do ósemki MŚ czy IO to roczne lub dwuletnie stypendium Ministra Sportu. A to zazwyczaj dla sportowca jest głównym źródłem utrzymania… Ja znam swoją wartość. Nic nikomu nie muszę udowadniać. Ale o ile łatwiej byłoby przygotowywać się do następnych sezonów, gdyby nie błędne decyzje nieprzychylnych nam ludzi. A sztafeta mix w Doha? Trenerzy mówią, że mógłby być tam medal…

MG: A jakie masz cele na ten nowy, oby lepszy, rok…?

KZ: Miejmy nadzieję, że olimpijski. Coraz więcej głosów jest za igrzyskami, co naprawdę bardzo mnie cieszy. Miałem już takie myśli, że te igrzyska w 2021 się nie odbędą. Ale nawet gdyby miały się odbyć w formie bez kibiców, to dla zawodników jest to i tak lepsze wyjście. W sporcie nie jest się na topie przez 15-20 lat, tylko przez lat kilka. Większość zawodników potrafi przygotować najwyższą formę w odstępie 3-4 lat, a potem forma już jest zniżkowa. A cele na sezon letni? Po drodze do Tokio – Lekkoatletyczne Mistrzostwa Świata Sztafet, które odbędą się w Polsce. To ważna impreza. Na niej jako reprezentacja będziemy mogli zakwalifikować się i na igrzyska i na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata.

karol zalewski odpoczynek

MG: Pół sekundy to dużo czy mało? (dokładnie tyle brakuje Karolowi do pobicia rekordu Polski na 400m – przyp. red.)

KZ: Pół sekundy to ogrom. Zejść z 46.00 na 45.50 – to da się zrobić, ale żeby zejść z 45.00 na 44.50 to już jest praca bardzo często niemożliwa do wykonania. Co nie zmienia faktu, że moim celem wciąż jest pobicie rekordu Polski na 400m. Czy mi się to uda w tym roku, czy w przyszłym, czy w ogóle mi się uda – nie ma odpowiedzi na to pytanie. Ale patrząc na moje rezerwy po tych biegach, których nie biegłem ‘do końca’ i po obserwacji zawodników, których czasy wahają się między 44.40 – 44.60, myślę, że jestem w stanie to zrobić.

MG: Dlaczego nie jest tak łatwo zejść z 45.00 na 44.50? Czy w pewnym momencie ciało mówi stop?

KZ: Każdy organizm ma po prostu swoje możliwości. W treningu do 400m trzeba pogodzić wiele aspektów treningowych, żeby osiągną sukces. Ten trening, choć może to za dużo powiedziane, jest trochę porównywalny do treningu na 800m. Trzeba budować wytrzymałość, siłę, skoczność, dynamikę biegu, tlen. Dużo elementów trzeba dobrze połączyć w całość, żeby ten wynik był dobry. Co rok te próby są inne, zmieniane są bodźce treningowe, a często wynik jest na mecie podobny.

karol zalewski bieganie

MG: Zakładam, że współpracując z trenerem Ogonowskim, wspólnie celujecie tylko w jego poprawę. Choć obserwując Was, mam wrażenie, że jesteście w wielu kwestiach swoimi przeciwieństwami. Jak to wpływa na trening?  

KZ: Prawdą jest, że jesteśmy dwiema zupełnie innymi osobami pod kątem charakteru. Ja często nie mówię tego, co myślę, bo wiem, że milczenie jest złotem. Kuba za to mówi wszystko, co mu ślina na język przyniesie. Najpierw coś powie, potem pomyśli. Ale wydaje mi się, że przez to się uzupełniamy. Jak trzeba to się pokłócimy, jak trzeba to się pogodzimy. Nie wynikają z tego żadne konflikty. Na treningach nigdy nie da się odczuć jakiejś złej aury.

MG: Taka koleżeńska relacja, na linii trener-zawodnik, chyba nieczęsto się zdarza?

KZ: Nieczęsto się zdarza i nieczęsto się sprawdza. Niewielu trenerów pozwala sobie na taką relację z zawodnikami. U nas jest trochę inaczej. Przyszedłem do Kuby, dokładnie wiedząc czego chcę. Wiedziałem, że chcę dać mu szanse. Wiedziałem, ze jego trening się sprawdzi, mimo ze wcześniej tego treningu nie znałem. Teraz nie wnikam za bardzo w układanie planów treningowych, oddzielnych jednostek treningowych. Kuba ma tutaj stu procentowe pole do popisu. Myślę, że to może się naprawdę fajnie spełnić. Moje zdanie pada dopiero wtedy, kiedy tego treningu jest za mało, albo za dużo. Chociaż raczej tylko wtedy, gdy za dużo. Za mało to zazwyczaj nie ma (śmiech).

karol zalewski bieznia

MG: Nie planujecie z Kubą choćby na próbę startu na 800m? Patrząc na te długie odcinki biegane w Monte na sile biegowej, wydaje się, że w debiucie 1:48 byłoby w zasięgu!

KZ: Pewnie byłoby w zasięgu, ale patrząc na moją sylwetkę… Jestem ciężkim zawodnikiem, nawet na tle innych czterystumetrowców. A to z kolei dlatego, ze wywodzę się ze sprintu. Te mięśnie szybkokurczliwe pamiętają jeszcze pracę sprinterska, choć i tak udało mi się wypracować smuklejszą budowę. Moja waga startowa waha się 84-85kg, treningowa 86-87kg. No, a 800metrowcy na pewno tyle nie ważą (śmiech).

MG: Mimo to, zawsze imponowałeś sprawnością i wygimnastykowaniem. Masz w tym jakiś konkretny cel?

KZ: Zawsze miałem zajawkę na to, żeby  być sprawnym. Taka ogólna sprawność na pewno pomaga w tym, żeby kontuzje się mnie nie imały. Jeśli jest się fajnie rozciągniętym, organizm jest fajnie przygotowany do treningu, to zazwyczaj nic nie powinno się stać. Jeśli zadbamy o to, żeby dobrze się rozgrzać przed każdym treningiem, żeby zadbać o regenerację po cięższych jednostkach treningowych to tych kontuzji – choć wiadomo, że się zdarzają – jest znacznie mniej. Dbam o to, bo jednak kariera sportowca jest krótka.

karol zalewski wykroki

MG: Właśnie, a co z jedną z Twoich pozasportowych aktywności? Restauracją „Kawa i Trawa”?

KZ: Tę restaurację założyliśmy razem z moja dziewczyną. To ona wszystkiego pilnowała, była głównym jej mentorem. Restauracja została niestety zamknięta na stałe. Planu reaktywacji nie ma. Ale na pewno była to ciekawa przygoda, która nauczyła nas wiele w aspekcie życiowym, biznesowym. Nie mogę powiedzieć, ze to był wyśmienity czas w moim życiu, ale wszystko to przyczyniło się do innego postrzegania świata.

MG: Czego prowadzenie restauracji nauczyło sportowca?

KZ: Chcąc skupić się w 100% na wynikach, nie można mieć nic dodatkowego obok siebie. To jest podstawa. Nawet gdy fizycznie nie byłem na miejscu, ale trzeba było załatwić coś na komputerze, pomyśleć jak coś zorganizować, gdzieś zadzwonić. Gdy wiedziałem, że dzieje się coś złego, coś trzeba zapłacić, to nie dawało mi to spokoju. Czuje się w podświadomości, że trzeba o coś zadbać. Nie ma czystej głowy. A to w treningu nie pomaga.

karol zalewski stadion

MG: W jaki sposób dbasz o skupienie na celu, o tę ‘czystą głowę’?

KZ: Ja generalnie jestem taki, że jak się na czymś skupię, to totalnie. Kiedy zrobienie czegoś zajmuje mi dużo czasu, potrafię zaniedbać inne schematy życia. Ale gdy wyjeżdżam na obóz, od razu przestawiam się na plan dwóch, czasami trzech treningów dziennie. U mnie skupienie się na jednej rzeczy to banalnie prosta sprawa. Są zawodnicy, którzy przyjeżdżają na obozy i nie mogą się przestawić na życie cyklem – wstać, zjeść, trening, zjeść, trening. To może być męczące. Dla mnie, to zupełnie normalne. Przyjeżdżam, wiem, że mam cel, skupiam się na nim i go realizuję.

MG: No ale chyba nawet Tobie czasami się zwyczajnie nie chce! Jak to jest?

KZ: Pewnie, że tak. Zwłaszcza wtedy, kiedy treningi się nakładają. Potrafią być monotonne i powtarzalne. Choć na szczęście w sprincie nie jest tak, jak w przygotowaniach do maratonu czy chodu. Nie zawsze chce się wyjść na trening, ale jest ta nutka zmiany otoczenia – miejsca, ludzi, pogody. Wszystko jest zmienne, nie monotonii. To nie jest trening na jednej długości na basenie. Ale potrafię się zmotywować. Zazwyczaj tym jednym, dużym celem, a po drodze stawiając sobie mniejsze, bo do nich jest po prostu łatwiej dojść, zrealizować je.

karol zalewski skok w dal

MG: Jak reagujesz, gdy mówią na Ciebie Krystian?

KZ: Śmiechem, bo to często się zdarza. Kiedyś na mistrzostwach Europy dostaliśmy obydwaj numery z napisem „K. Zalewski”. Przez to była mała afera na stadionie. Na kolejnych już ja dostałem karteczkę „Ka. Zalewski”, Krystian – „Kr. Zalewski”. Z roku na rok to się powtarza. Nawet ostatnio rozmawialiśmy, że do Krystiana przychodzą listy, żeby Karol dał autograf. Śmiejemy się z tego.

MG: A długie włosy – to Twój znak rozpoznawczy. Traktujesz je jak talizman, źródło siły? Co musiałoby się stać, żebyś je ściął? Rekord Polski na 400m na stadionie otwartym byłby dostatecznym powodem?

KZ: (śmiech) Jakby ktoś chciał się ze mną o to założyć, to najprawdopodobniej przyjąłbym zakład. W tym roku nawet udało mi się usłyszeć od jednego z chłopaków na stadionie w Bydgoszczy; „Panie Karolu, panie Karolu, ja zapuściłem włosy bo pan tez nosi takie długie włosy!” 

MG: To co, zakład? 

KZ: No dobra, przyjmuję rękawice (śmiech).

Możliwość komentowania została wyłączona.

Marta Gorczyńska
Marta Gorczyńska

Biega szybko, biega długo, biega wszędzie, z tym, że głównie z aparatem. Porywa się z nim na słońce i próbuje robić wszystko naraz. Dla rozwijania pasji zbankrutuje, poleci na koniec świata, a i tak wróci z uśmiechem na twarzy, bo jak twierdzi - z pasją albo wcale.