Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Dla wielu osób zrobienie minimum olimpijskiego przez Europejczyka, niejako przypadkowo, może wydawać się czymś nie do pomyślenia. Jednak taka sytuacja zdarzyła się naprawdę i dokonał jej zając mający prowadzić zawodników do dwudziestego piątego kilometra. Dla wielu zagranicznych komentatorów było to zaskoczeniem, ale zaraz się przekonacie, że 2:11:00 dla Jake’a Smith’a to naprawdę wynik, którego mogliśmy się spodziewać.
Młody Brytyjczyk, rocznik 1998, to bardzo ciekawy zawodnik. Mimo dwudziestu trzech lat, podczas Mistrzostw Świata w półmaratonie w Gdyni, wynikiem 60:31 zajął osiemnaste miejsce, będąc równocześnie najlepszym urodzonym w Europie biegaczem. Tym wynikiem wpisał się na trzecie miejsce na brytyjskiej liście wszechczasów plasując się tuż za plecami takich zawodników jak Mo Farah i Callum Hawkins. Smith poprawił swoją życiówkę o 89 sekund co na tym poziomie jest wręcz skokiem jakościowym.
Jednocześnie wynik ten daje mu… rekord Walii, ale zawodnik już nie reprezentuje tego celtyckiego kraju. Jake urodził się w Anglii, stamtąd pochodzą też jego rodzice. W wieku osiemnastu lat wyjechał jednak na studia do Cardiff, gdzie zamieszkał i po kilku latach postanowił przyjąć obywatelstwo i startować pod egidą walijskiego związku lekkiej atletyki. Po uzyskaniu świetnego czasu podczas półmaratonu w Gdyni i pobiciu rekordu Walii Smith postanowił jednak wrócić do ściągania pod angielską flagą. Jak sam tłumaczył kilka miesięcy temu, jego decyzja o przyjęciu walijskiego obywatelstwa wydawała mu się naturalna. Jednak gdy zauważył, że zdecydowanie wyróżniał się poziomem od innych, rodowitych walijskich biegaczy postanowił wrócić do angielskiego związku lekkiej atletyki. Sam argumentował, że nie chce odbierać kolejnych rekordów tym, którzy z Walią związani sią od narodzin i bardzo przeprasza za zamieszanie. Taka ambitna i zgodna z duchem fair play postawa, z pewnością zasługuje na uznanie.
Świetny wynik w Gdyni został jednak okupiony kontuzją ścięgna achillesa. Zawodnik od listopada do stycznia praktycznie przestał biegać, a większość treningów wykonywał na orbitreku. Dopiero zabieg jaki przeszedł w styczniu sprawił, że na początku lutego wrócił do biegania bez bólu. Swoje przygotowania skupił na początku na dystansie 1500 metrów, na którym wystartował 21 kwietnia. Uzyskał przeciętne 3:50,89.
Kilka tygodni wcześniej, dokładnie 26 marca, był jednym z zająców podczas maratonu zorganizowanego w Londynie, który miał pomóc Brytyjskim zawodnikom uzyskać minima olimpijskie. Zawody, które wygrał Christopher Thompson, nie były pierwszym maratonem gdzie w rolę pacemakera wcielił się Jake Smith. Jesienią prowadził on zawodników podczas Virgin London Marathon. Jake już po marcowym starcie mówił, że na 29 kilometrze rozważał możliwość dobiegnięcia do końca. Postanowił jednak zejść na umówionym trzydziestym kilometrze. Swój bieg skwitował tym, że biegnąc w tempie na 2:10 kilka razy pożartował z zawodnikami, ale do jego debiutu w maratonie minie jeszcze zapewne kilka lat.
Stając na starcie maratonu w Cheshire, z numerem startowy oznaczony jako PACE, dalej nie zakładał, że pobiegnie cały dystans. Jednak w okolicach dwudziestego piątego kilometra, gdy cały czas biegł we względnym komforcie postanowił, że dobiegnie do samej mety. Nie tylko dobiegł, ale wygrał, a uzyskany przez niego wynik 2:11:00 wypełnia minimum olimpijskie. Wg relacji jednego z kibiców na 33 kilometrze Smith biegł lekko, uśmiechając się do wszystkich jakby był na niedzielnym rozbieganiu. Co ciekawe zawodnik przez spontaniczną decyzję nie wziął ze sobą zapasu odżywek i na całym dystansie maratonu przyjął jeden żel i polegał na wodzie zapewnionej przez organizatora.
Anglik na swoim Instagramie ogłosił, że najbliższe sześć tygodni może być najgłupszą drogą jaką może sobie wyobrazić, ale będzie zamierzał atakować minimum olimpijskie również na dystansie 10 000 metrów wynoszące 27:28.
Poczynania zawodnika możecie także śledzić na Stravie, gdzie bez problemu udostępnia swoje treningi.