Fot. Kamciography
20 kwietnia 2024 Aleksandra Bazułka Wywiady

Wiktor Antosz: Cel jest jeden – 3000 metrów z przeszkodami


Podczas mistrzostw Polski na dystansie 10 000 metrów Wiktor Antosz zdobył swój pierwszy seniorski medal, śrubując życiówkę na wynik 29:26. Poprzedni sezon 22-letni zawodnik zakończył złotym medalem U23 na przełajowym czempionacie, zaś podczas niedawno minionego sezonu halowego cieszył się z kolejnej życiówki – tym razem na dystansie 1500 metrów. Wiktor Antosz to jeden z najbardziej obiecujących zawodników młodego pokolenia z ambitnymi planami na przyszłość. Co sprawiło, że jego forma wciąż zwyżkuje? Gdzie widzi się za cztery lata? Między innymi na te pytania odpowiedział reprezentant Kraków Athletics Team.

Aleksandra Bazułka: Medal świętujesz na wysokości 2500 metrów, bo rozmawiasz ze mną, łącząc się z pokoju z hipoksją. Po mistrzostwach nie było zbyt dużo oddechu. Jesteś aktualnie na swoim kolejnym zgrupowaniu, tym razem w Zakopanem.

Wiktor Antosz: To prawda, choć to nie był dla mnie start docelowy. Mam jednak jeszcze trochę oddechu. Czuję w nogach ten bieg. Wiedziałem, że zaraz po tej dyszce będę miał zgrupowanie, ale też miałem pewność, że będę miał na nim czas, aby trochę odpocząć. Mam tutaj dostęp do fizjoterapeutów i odnowy biologicznej, więc to zdecydowanie lepsze rozwiązanie od przebywania w Krakowie, gdzie na co dzień studiuję.

Był czas, żeby nacieszyć się medalami? Oprócz seniorskiego brązu zdobyłeś też srebrny krążek w kategorii U23.

Nie świętowałem, bo samo to, że wróciłem z Ustki z medalami i z takim czasem było dla mnie sporą niespodzianką. Radość była dla mnie w tym wszystkim najistotniejsza.

Spodziewałeś się aż takiego progresu. Poprawiłeś się o 1,5 minuty, czyli całkiem sporo. Czułeś, że jedziesz po medal?

Na początku wiedziałem, że może być dobrze, ale trzy tygodnie przed startem złapałem lekką kontuzję. Wypadłem na parę dni z treningu, więc nie jechałem już z takim samym nastawieniem. Wiedziałem jednak, że wykonałem bardzo dobrą pracę zimą. Przepracowałem te miesiące solidnie z dużą objętością i bez żadnych kontuzji. Na starcie stanąłem bez „spiny”. Ruszyłem uśmiechnięty, bo wiedziałem, że wszystko może się wydarzyć.

Fot. Aleksandra Wizor

Opowiesz o tym, jak przebiegała rywalizacja z twojego punktu widzenia?

Pierwsze trzy kilometry były dla mnie bardzo luźne. Trzymałem się za chłopakami, którzy narzucili idealne tempo. Pierwszą część biegu pokonaliśmy poniżej 15 minut. W połowie dystansu złapała mnie jednak kolka. To nie był łatwy moment. W głowie miałem już myśl o tym, żeby zejść z bieżni, bo przede mną było jeszcze kilkanaście minut biegu. Mimo wszystko przetrwałem kryzys. Na dwa kilometry do końca poczułem się lepiej i zacząłem przyspieszać. Szkoda, że dopadła mnie kolka. Było trochę przeciwności losu.

Czujesz, że gdyby nie kolka, mogłoby być jeszcze szybciej?

Myślę, że mogłoby tak być, bo narzucone tempo nie sprawiało mi problemów.

Oglądając transmisję, dało się zauważyć twojego trenera – Grzegorza Sobczyka, który mocno zaangażował się w doping.

Trener jest bezcenny. Przed startem mało co powiedział, ale już na samym biegu każde 400 metrów dzięki niemu miałem pod kontrolą. Krzyczał, przekazując taktykę na bieżąco.

Sezon halowy przyniósł ci bardzo dobry wynik na 1500 metrów podczas mityngu w Spale (3:49.91 – przyp. red.). Twoim ostatnim startem również pokazałeś, że forma jest wysoka. Zdradzisz nam, jakie są twoje najważniejsze cele na nadchodzący sezon? W twoim dorobku jest cały przekrój konkurencji. Co jest na ten moment tą, którą uważasz za główną?

Nie jestem zbyt szybkim zawodnikiem, więc złamanie 3:50 na hali bardzo mnie zaskoczyło. Cel jest jeden – 3000 metrów z przeszkodami. Miejmy nadzieję, że zakręcę się koło takiego wyniku, który może mi dać kwalifikację na mistrzostwa Europy w Rzymie. Luźna głowa jest w tym wszystkim najważniejsza, ale również zdrowie. Kontuzje zwykle stanowiły ogromną przeszkodę. W ostatnich miesiącach wiele rzeczy wyeliminowałem. Zacząłem inaczej spać, jeść i inaczej się regenerować. Do tego doszły obozy, które dały mi większą możliwość skupienia się na treningach. Jeśli będzie zdrowie, myślę, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku.

Opowiesz trochę więcej o zmianach, które poczyniłeś w zakresie regeneracji, diety oraz ilości snu? To wynika z większej dojrzałości ciebie jako zawodnika, czy może z tego, o czym wspomniałeś – lepszych możliwości treningowych?

Właściwie to i to. Rozmawiałem sporo z chłopakami z klubu. Dużo wyciągnąłem od nich między innymi w zakresie diety. Doradzili mi, jak jeść i przede wszystkim, żeby jeść więcej. Wcześniej miałem z tym problemy. Kłopoty miałem również z szybszym chodzeniem spać. Dopiero gdy zauważyłem na własnej skórze, że sen ma ogromne znaczenie dla poprawnej regeneracji, przesunąłem kolejną barierę w swojej głowie. Treningi dzięki temu wykonywałem z większą łatwością.

Praktykujesz drzemki w trakcie dnia?

Zdarza się. Szczególnie na obozach.

Uważasz, że trenujesz mocno?

Kompletnie nie. Uważam, że nie trenuję mocno. Przychodzę na trening i nie czuję, żeby był on nie do zrobienia. Zawsze trenuję z uśmiechem na twarzy.

Fot. Mas.independent

Na co dzień trenujesz z Grzegorzem Sobczykiem. Obawiałeś się pierwszego wyjazdu na zgrupowanie kadrowe? Ten obóz był dla ciebie ciężki?

Szczególnie obawiałem się kilometrażu. Słyszałem od wielu osób, że na obozach kadrowych jest zdecydowanie większa objętość treningowa. Zostałem jednak dobrze zaopiekowany. Mój trener klubowy zadbał o to, aby na pierwszym moim obozie z kadrą nie było za mocno. Finalnie okazało się, że był to jeden z moich lepszych obozów. Było dużo spokojnych kilometrów i wszystko wyszło pomyślnie.

Oprócz wspomnianego kilometrażu obóz kadrowy według ciebie bardzo różni się od tego klubowego?

Różni się zdecydowanie. Na obozach kadrowych trenujemy troszkę mocniej. Wszystko odbywa się jednak po ustaleniach z trenerem klubowym i finalnie idzie w dobrym kierunku. Nic mnie nie zaskakuje. Treningi na obozach pokrywają się w 80%.

Gdzie widzisz się za cztery lata? Te cztery lata wybrałam nie bez powodu.

Za cztery lata fajnie by było zobaczyć się w Stanach Zjednoczonych. Na to musi złożyć się wiele czynników. Po pierwsze, zdrowie. Po drugie, trzeba bardziej zainwestować w siebie.

Co masz dokładnie na myśli?  

Myślę, że powoli trzeba zastanowić się nad poszukaniem sponsora. Na wyższym poziomie liczy się już każdy detal.

W jakiej zatem konkurencji powalczysz o kwalifikację olimpijską do Los Angeles?

Niezmiennie na 3000 metrów z przeszkodami. W tym chyba jestem najmocniejszy i mam najwięcej rezerw. Zwłaszcza rezerw technicznych. Mam nadzieję, że zobaczę się tam na bieżni z jakimś kolegą z Polski. Nadchodzi młoda fala.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia w nadchodzącym sezonie. Forma i luz już są.

Wiktor Antosz – rekordy życiowe

800 m –  1:59.33
1500 m – 3:54.03
3000 m –  8:18.37
5000 m – 14:25.98
10000 m – 29:26.64
3000 m pprz – 8:46.38

Zdjęcie główne: Kamciography

Bądź na bieżąco
Powiadom o
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Krzys
Krzys
7 miesięcy temu

Powodzenia 😀

Łukasz
Łukasz
7 miesięcy temu

Powodzenia, trzymam kciuki 💪🔥🔥🔥

Malgorzata
Malgorzata
7 miesięcy temu

Wiktor tak dalej, trzymamy.

Avatar photo
Aleksandra Bazułka

Biegaczka górska HOKA Garmin Team, romansująca z biegami asfaltowymi. Z zawodu dziennikarka i specjalistka od komunikacji. Przed biegiem progowym zwykle pozwala sobie na czipsy.