Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Kamila Pobłocka-Dobrowolska i Katarzyna Pobłocka-Głogowska żyją w jednej z najbardziej rozbieganych rodzin w Polsce. Oprócz nich biega także ich tato i mężowie, którzy są medalistami Mistrzostw Polski. Z rozbieganymi siostrami rozmawiamy o rozpalaniu w dzieciach pasji do biegania, trenowaniu z tatą oraz o tym, jak różnie może wyglądać aktywność w ciąży oraz powrót do biegania po ciąży.
Kamila Pobłocka-Dobrowolska | Katarzyna Pobłocka-Głogowska | |
Wiek: | 33 | 29 |
5 km | 17:10 | 17:42 |
10 km | 35:25 | 36:26 |
półmaraton | 1:20:45 | 1:20:44 |
maraton | – | 2:51:41 |
Wasz tato, Piotr Pobłocki jest medalistą Mistrzostw Polski w maratonie i półmaratonie, z życiówką 2:13:01, mama również biega. Wy obie jesteście biegaczkami i Wasi mężowie również. Mąż Kamili – Emil Dobrowolski – jest wielokrotnym medalistą MP na dystansach od 5 kilometrów po maraton. A mąż Kasi – Adam Głogowski – to także posiadacz kilku medali MP na dystansie półmaratonu. Niełatwo znaleźć drugą taką rodzinę w Polsce. Podczas spotkań rodzinnych, przy wigilijnym stole z pewnością bardzo dużo rozmawiacie o bieganiu?
Kamila: Chyba nie aż tak dużo. Wiadomo, że te tematy się przewijają, ale podczas tych świąt nie rozmawialiśmy tylko o bieganiu.
Kasia: Chyba bardziej byliśmy zainteresowani jedzeniem i dziećmi (śmiech). Bieganie to dla nas chleb powszedni i jak spotykamy się rodzinnie, świątecznie to bardziej interesujemy się sobą – bo zazwyczaj jakiś czas się nie widzimy – niż bieganiem. Wiadomo, że te tematy się przewijają, ale na pewno nie rozmawiamy cały czas o bieganiu.
Jak rozpoczęła się Wasza przygoda z bieganiem? Rodzice Was do tego zachęcali? Czy po prostu dawali przykład, a Wy obserwując ich „łyknęłyście bakcyla”?
Kamila: Od małego obserwowałyśmy tatę – bo mama zaczęła biegać ponad 15 lat temu – więc chyba nie miałyśmy wyboru 🙂. Jak byłam mała i jeździłam z tatą na zawody, to naoglądałam się ich tyle, że sama chciałam spróbować. Nikt mnie nie musiał zmuszać do biegania. Swój pierwszy start zaliczyłam w wieku 3 lat. Dobiegłam jako ostatnia, ale mam zdjęcie, jak na metę wbiegam z uniesionymi rękami. Naoglądałam się taty, który ciągle wygrywał i jak wbiegał na metę, to podnosił ręce do góry, więc ja zrobiłam tak samo, mimo że byłam ostatnia. Dzieci naśladują rodziców i chcąc nie chcąc naturalnie weszłam w ten świat sportowy, ale niczego nie żałuję. Początkowo była to zabawa, dopiero w podstawówce zaczęłam wychodzić na 2-3 treningi biegowe w tygodniu.
Kasia: Z mojej strony wyglądało to tak samo. Pamiętam, że tata biegał, Kamila biegała, bo jest ode mnie o 4,5 roku starsza. Ja też chciałam biegać, bo zawsze chciałam robić to, co starsza siostra. Kamila nosiła okulary, więc je podkradałam i zakładałam. Rodzice nie byli zadowoleni, bo Kamila miała dość dużą wadę wzroku. Bieganie pojawiło się bardzo naturalnie, z obserwacji. Nikt nas nigdy nie zmuszał.
Macie jeszcze jedną siostrę i ona chyba nie biega?
Kamila: Tak, mamy siostrę Kaję. Dużo osób się dziwi, kiedy dowiaduje się, że jest nas trzy i pytają: „A czemu ja jej nie znam?” Bo ona nie biega 😉. W przypadku Kai wydaje mi się, że był lekki nacisk, żeby biegała i chyba jednak za mocno chcieliśmy i wyszło odwrotnie. Ale wydaje mi się, że Kaja miała chyba najlepsze predyspozycje do biegania z nas wszystkich.
Kasia: Ale jak była młodsza, to próbowała, bo startowała w zawodach. Teraz chętnie jeździ na zawody, kibicuje. Jak trzeba, to przypilnuje maluchy.
Wspominałyście, że mama dość późno zaczęła biegać.
Kasia: Mama zawsze jeździła na zawody i śmiejemy się, że pilnowała kluczyków od samochodu różnym zawodnikom. Kilka lat po tym, jak Kaja się urodziła, mama postanowiła, że wystartuje w swoich pierwszych zawodach, bo chciała schudnąć. Tak się w to wciągnęła, że biega do tej pory i bardzo dobrze jej to wychodzi, bo ma życiówkę 43 minuty z hakiem na dyszkę. Nie wypominając mamie wieku, jest to fajne bieganie.
Obie macie dzieci, co prawda jeszcze małe, ale może macie już pomysł, w jaki sposób będziecie zachęcać ich do uprawiania sportu? Choć patrząc na Waszą rodzinę, to prawdopodobieństwo, że będą biegaczami, jest bardzo duże.
Kamila: Wcale taka pewna bym nie była, że prawdopodobieństwo jest duże. Mamy kilku znajomych z biegowego „światka”, a ich dzieci poszły w zupełnie innym kierunku. Oczywiście, fajnie by było, gdyby Ida poszła w nasze ślady, ale nic na siłę. Ona cały czas obserwuje nasze treningi, jeździ z nami na zawody, widzi jak prowadzimy treningi dla biegaczy. Jednak jeśli nie będzie chciała biegać, to nie będziemy jej do tego zmuszać. Na pewno chcielibyśmy, żeby się ruszała dla zdrowia, nieważne, jaki to będzie sport.
Kasia: Mi jest jeszcze ciężko coś na ten temat powiedzieć, bo Borys ma 10 i pół miesiąca. W sumie od niemowlaka towarzyszył mi na zawodach, bo ja dosyć szybko wróciłam do startów. Jesteśmy z Adamem w szoku, jak on się zachowuje na zawodach, jak się cieszy, kiedy ktoś biegnie, to zaczepia i zaczyna machać. Jak mu mówię, że idę na trening, to on mi robi „papa”, nie płacze, wie, że mama niedługo wróci. Nie wiem, jaka będzie jego przyszłość, najważniejsze, żeby był szczęśliwy. Wiadomo, że chciałabym, żeby poszedł w nasze ślady, ale naciskać nie będziemy. Sport to zdrowie, ale nie każdy musi zostać przysłowiowym mistrzem świata. Ważne, żeby się ruszał, bo ruch jest mega ważny i potrafi zdziałać cuda.
Pamiętam, jak na Instastory u Kamili widziałam filmik, na którym pokazujesz Idzie obrazek z ludźmi wsiadającymi do autobusu. Pytasz ją, co oni robią. Ida odpowiada, że jadą na wycieczkę. A na pytanie: „Co będą tam robić”, z całą pewnością odpowiedziała: „No biegać!”. Masz więcej takich historii?
Kamila: Nie pamiętam konkretnych historii, ale dla niej faktycznie bieganie jest normalnością. Jak jej mówię, że jedziemy w góry i pytam, co będziemy tam robić, to Ida odpowiada: „Biegać.” Ostatnio zawodów było mniej i Ida się mnie zapytała „Mama, a dlaczego my teraz nie jeździmy na zawody?”.
Kasia: Nie ma się co dziwić, bo my jak byłyśmy młodsze, to też czekałyśmy na weekend, żeby pojechać z rodzicami na zawody, bo to była największa frajda.
Kamila: Dla nas była, ale nie dla wszystkich dzieci jest to frajda. Ida ma 3 lata i do tej pory wystartowała w dwóch biegach. I faktycznie wtedy chciała w nich startować, a teraz jak się jej pytam, czy chce biegać w zawodach, to mówi, że tak, a jak przychodzi do startu, to już nie chce. Ze mną chce się ścigać, z dziećmi na placu zabaw też biega, ale na zawodach nie chce, więc jej nie zmuszamy. Ida bardzo się cieszy, jak dostanie medal. My z Emilem zawsze po zawodach dajemy jej swoje medale i może ona stwierdziła, że po co sama ma biegać, skoro i tak mama czy tata dadzą jej medal (śmiech).
Tato jest Waszym trenerem?
Kamila: Tak. Trenuje nas obie. Od zawsze.
Mężowie nie chcą przejąć obowiązków trenerskich wobec żon?
Kasia: My byśmy się chyba z moim mężem pozabijali (śmiech).
Kamila: Może Emil by chciał, ale nie wiem, czy ja bym się na to zdecydowała. 🙂 Odkąd zaczęłam trenować, biegam z tatą. Ufam mu z treningiem i chyba nie potrzebuję zmian. Chociaż jeśli chodzi o Emila, to korzystam trochę z jego wiedzy. Emil jest osobą, która czuwa nad moimi ćwiczeniami. Dlatego mogę powiedzieć, że mam dwóch trenerów: tata układa plany treningowe, a Emil jest odpowiedzialny za trening motoryczny.
Kasia: Ja jestem taka, że zawsze lubię swoje trzy grosze wtrącić i podyskutować, więc nie wiem, kto inny by ze mną wytrzymał. Tato jest bardzo cierpliwy. Choć już mu się chyba ta cierpliwość kończyła, jak wracałam do biegania po porodzie. Chciałam robić wszystko na raz, a tata cały czas powtarzał: „Nie, spokojnie. Nie, spokojnie”. I faktycznie tym spokojnym trenowaniem doszłam do formy.
Aktywność w ciąży i powrót do biegania po ciąży, u każdej z Was wyglądał całkiem inaczej. Opowiedzcie coś na ten temat, żeby pokazać kobietom, że każda sytuacja jest inna i ma gotowych rozwiązań.
Kamila: U mnie było tak, że ja przed ciążą już miałam słaby sezon. Jak zaszłam w ciążę, to nie mogłam biegać, bo pojawiły się komplikacje i lekarz stwierdził, że na wszelki wypadek mam nie biegać, więc od 7-8 tygodnia ciąży już w ogóle nie biegałam. Spacerowałam, ale te spacery były dla mnie tak nudne! Chodziłam po dwie godziny i strasznie się nudziłam. Trochę w domu ćwiczyłam. Mimo że dużo nie jadłam, to przytyłam 25 kg, więc było to bardzo dużo. Po porodzie dałam sobie czas do pół roku na powrót do biegania, nie chciałam wracać za szybko. Chciałam odpocząć. Skończyłam biegać w listopadzie 2019, w październiku zaczęłam robić marszobiegi i dopiero pod koniec grudnia 2020 przebiegłam 5 km bez zatrzymania, więc ponad rok nie biegałam. U mnie powrót był dość ciężki, bo zaczynałam praktycznie od zera. Pierwszy start po ciąży zaliczyłam rok po urodzeniu Idy. Pobiegłam 1000 metrów na bieżni. Przesuwałam się bardzo powoli do przodu. De facto dopiero w tym roku zaczęłam lepiej biegać. Dychę pobiegłam najszybciej od 7 lat, więc coś się ruszyło. Z tej jesieni jestem bardzo zadowolona. Tata mówił mi: „Kamila, cierpliwie poczekaj, daj sobie czas”. I w sumie to się sprawdziło, bo np. nie mogłam złamać 18 minut na 5 km, biegałam 18:07, 18:12, 18:13, cały czas niby blisko, ale jednak daleko. I nagle w październiku pobiegłam 17:38, więc jestem bardzo zadowolona. Każda kobieta jest inna, każdy poród jest inny i każdy powrót jest inny. Na moim i Kasi przykładzie widać to najlepiej, bo ja czekałam prawie 3 lata, a Kasia prawie nic.
Kasia: Ja w 2022 na początku roku pobiegłam 5 km w 17:53, dyszki biegałam po 37 minut z dużym hakiem, ale to już był taki moment, że trochę mi się znudziło bieganie i powiedziałam do Adama, że trzeba zacząć myśleć o maleństwie. I tak jak o tym pomyślałam, to za chwilę już to maleństwo było. Nie wiedziałam, jak zachowa się mój organizm w ciąży, czy będę mogła biegać. Przez pierwsze tygodnie ciąży biegałam, czułam się nawet w porządku, tylko bardzo sapałam, ale biegałam mega wolno. Ginekolog mi nawet pozwolił startować, ale mi się włączyła taka blokada, że potruchtać mogłam, ale jak spróbowałam pobiec jedne zawody, to nie mogłam biec. Miałam taki strach, że coś się stanie, a to był dopiero siódmy tydzień. Uznałam, że muszę teraz zrezygnować ze startów, a dopóki organizm i ginekolog pozwoli i wszystko będzie w porządku, to będę się ruszała. Jak się okazało, praktycznie do samego końca ciąży mogłam być aktywna. Miesięcznie biegałam prawie 300 km, ale to było tylko spokojne bieganie po 5:30 min/km, potem już po 6:00. Nie robiłam w ogóle akcentów. Jak się dobrze czułam, to robiłam 10-12 km, a jak gorzej, to robiłam 6 km. Słuchałam swojego organizmu. Chodziłam też na siłownię, ale tam nie przerzucałam ciężarów, tylko delikatnie ćwiczyłam.
1 lutego lekarz mi powiedział, żebym już pauzowała z ćwiczeniami, a za tydzień urodził się Borys, więc praktycznie całą ciążę utrzymywałam aktywność. Poród miałam bardzo hardcorowy i lekarze mnie nastraszyli, że szybko do sportu nie wrócę. Mimo tego, że poród był ciężki, to nie przejmowałam się tym, bo wiedziałam, że jeśli się załamię psychicznie, to na pewno szybko nie wrócę do biegania. Lekarze często zapominają, że osoby uprawiające sport regenerują się szybciej niż ci, którzy nie są aktywni. Od razu podjęłam współpracę z fizjoterapeutką uroginekologiczną i dzięki temu 10 tygodni po porodzie wyszłam na swój pierwszy bieg i przebiegłam 4 km po 4:50. Ja tego nie zapomnę! Nie wiedziałam, co się dzieje. Oddechowo była rewelacja, brzuch mi tylko przeszkadzał, bo mięśnie były słabe. Powiedziałam do Adama: „Wow! Jestem ciekawa, co z tego będzie później”. Myślę, że ten fizjoterapeuta uroginekologiczny, to jest podstawa, jak się uprawia sport. No i nie oszukujmy się, ja nie biegałam tylko 3 miesiące.
Tuż po porodzie fizjoterapeutka powiedziała mi, żebym dużo spacerowała, jak mam możliwość to bez wózka. Maszerowałam nawet po 12 km. Jak wróciłam do biegania, to na początku, w maju, robiłam tylko spokojne wybiegania. Zaczynałam od 4-6 km, potem lekko wydłużyłam. Później zaczęłam robić delikatne akcenty typu rytmy, krótki bieg ciągły. W lipcu pobiegłam pierwsze zawody po ciąży. Dychę zrobiłam w 39 minut i byłam z tego mega dumna, bo to było 5 miesięcy po porodzie. A już w październiku pobiegłam życiówkę na 5 km 17:42. W październiku i listopadzie dyszki regularnie biegałam po 36:40, więc do życiówki niewiele mi zabrakło. Jestem w szoku! Nie wiem, czy poród mnie tak przesunął w zakresie granic bólowych, czy to może ten delikatny odpoczynek tak zadziałał, czy może głowa jest „luźniejsza”. Na treningach i startach czuję się rewelacyjnie. Zyskałam nowe biegowe życie. Wcale tak dużo treningowej pracy nie muszę włożyć, żeby te starty były fajne. Tyle lat ocierałam się o życiówkę na 5 km i pobiłam ją dopiero po 6 latach, po ciąży. Jeszcze dodatkowo teraz zaczęłam więcej spać. Przed ciążą spałam po 6-7 godzin, a teraz moje minimum to 8-9 godzin, a nawet jak się czuję zmęczona, a Borys też śpi, to potrafię spać 10 godzin. Jesteśmy siostrami, mamy tego samego trenera, ale każdy organizm potrzebuje innego czasu na dojście do siebie.
Nie jestem ekspertem w tym temacie, ale nie raz słyszałam, że jeśli kobieta wróci do biegania w miarę szybko po porodzie, to hormony grają na jej korzyść.
Kasia: Tak, tym bardziej, jak się karmi piersią, to hormony są cały czas wydzielane. Ja nadal karmię piersią, więc zobaczymy, jak to będzie, jak przestanę karmić.
Kamila: Jeszcze chciałabym dodać, żeby kobiety się nie porównywały i nie chciały szybko wracać do formy. Nie warto patrzeć na to, że koleżanka schudła już 5 kg, a ja tylko 1 kg. Trzeba słuchać organizmu i dać sobie czas. Wiem, że wiele dziewczyn się porównuje, Instagram też nie pomagał, chociaż teraz już trochę się to zmieniło. Z tym powrotem po ciąży jest jak z treningiem. Niektórzy trenują rok i osiągają super wyniki, a inni potrzebują więcej czasu, żeby było widać efekty. Tak samo jest z powrotem po kontuzji. Każdy ma inny organizm i powinien patrzeć na siebie, bez porównywania się.
Kasia: À propos wiadomości, o których wspomniała Kamila, to chciałabym dodać, żeby dziewczyny, które uprawiają sport, nie bały się macierzyństwa. Byłam w szoku, ile dostałam wiadomości typu: „Jestem młoda, chciałabym mieć dzieci, ale boję się, że nie wrócę do sportu” albo „dzięki, że łamiesz stereotypy, że pokazujesz, że można wrócić”. Ja też nie wiedziałam, czy wrócę do sportu, bo nie wiedziałam, jak organizm się zachowa.
Czy macierzyństwo zmieniło coś w Waszym podejściu do biegania?
Kasia: Będąc mamą, nauczyłam się tego, że trzeba odpoczywać. Kiedy wychodzę na trening i się słabo czuję, to potrafię zawrócić. A wcześniej bym na siłę próbowała biegać i bym „rzeźbiła”. Teraz nauczyłam się odpuszczać. Mam mega luźną głowę. Jestem dobra dla siebie i jeszcze bardziej w siebie wierzę, a kiedyś mi tego brakowało. Nabrałam luzu do wszystkiego i zrobiłam się gruboskórna, w tym sensie, że jak mi ktoś coś powie, to kiedyś bym się tym przejęła, a teraz się uśmiechnę i tyle. To się przełożyło także na bieganie. Dało mi to ogromnego kopa, bo takie małe dziecko w domu jest ogromną motywacją i chce mi się jeszcze bardziej.
Kamila: Dziecko jest na pewno motywacją, bo wiesz, że czeka na Ciebie na mecie, czy krzyczy na trasie: „Dawaj mama!”. Czasem mówiłam do Emila podczas zawodów: „Jak już nie możesz, trzymaj dla Idy!”. Macierzyństwo spowodowało, że nie skupiam się na błahostkach. Nie myślę cały czas o bieganiu, bo jest dużo innych rzeczy do zrobienia.
Kasia: Kamila dobrze powiedziała, że zapomina się o bieganiu. Wychodzę na trening, robię z automatu i wracam. A kiedyś rozmyślałam: „może pójdę teraz na trening, a może za pół godziny”. Teraz nie ma czasu na rozmyślanie, tylko wychodzisz i robisz. Macierzyństwo to piękny moment w życiu.
Kamila: My też mamy szczęście, że zarówno Ida, jak i Borys przesypiają całe noce. Nie wiem, jak bym funkcjonowała, gdyby Ida budziła się co godzinę. Możliwe, że po pewnym czasie bym się przyzwyczaiła, ale na pewno regeneracja byłaby dużo mniejsza.
Kasia: To prawda, dla mnie macierzyństwo jest bardzo łatwe, ale nie każda mama tak ma.