W dniach, gdy odwoływane jest wszystko, w tym maraton w Dębnie, Dzień Strażaka w Strzyżowicach oraz prawdopodobnie Wielkanoc, coraz wyraźniej słychać postulaty o przełożeniu igrzysk olimpijskich. Pomijając ich racjonalne i nieracjonalne uzasadnienia – już tylko cud może sprawić, że 24 lipca zapłonie znicz w Tokio.
Obieg informacji wydaje się globalny. Trudno wskazać grupę społeczną, poza niemiecką ekipą Big Brothera, która o koronawirusie nie słyszała. Na każdego w zachodnim świecie, w mniejszym lub większym stopniu, epidemia wywiera swój złowróżbny wpływ. Wreszcie wchodzimy w buty Afrykańczyków zmagających się z malarią czy ebolą – choć udawaliśmy, że tego nie wiedzieliśmy, bo to było „kiedyś, chyba niedawno” i uspokajająco „daleko od nas”. Wreszcie musimy się ograniczać, nie po to, by szukać wartości, ale po to, by przeżyć. Naraz memento mori. Nagle czujemy się zjednoczeni w cierpieniu i zarazem boleśnie podzieleni fizyczną izolacją.
Sportowcy wyczynowi, których praca polega na fizycznym przekraczaniu granic, gimnastykują się trenując zastępczo. To naprawdę budujące. Ten biega na balkonie, inny zamiast pływania przerzuca ciężary na suchym lądzie w salonie. Rywalizują sami ze sobą, ale czekają już – bardziej niż na zawody – na powrót do normalności i odroczenie igrzysk. Apelują o sprawiedliwe zasady kwalifikacji i boczą się, że nikt się z ich zdaniem nie liczy. Przynajmniej ci z krajów dotkniętych aktualnie epidemią.
Pewnie to kwestia skali zjawiska, ale jakoś nie przypominam sobie, by ktoś w ostatnich latach przerywał show, który przecież must go on. By ktoś zastanawiał się nad odwołaniem igrzysk, gdy ludzie umierali tysiącami z głodu albo trwała wojna w Syrii. Do Pekinu w 2008 roku pojechały wszystkie reprezentacje, również tych krajów, które rozważały bojkot igrzysk w związku z zamieszkami w Tybecie. W Rio de Janeiro areny sąsiadowały z fawelami. Skala problemów interpretowanych przez Zachód jako „globalne” przeważała zazwyczaj nad ich istotą.
Daleki jestem od krytyki ewentualnej decyzji o przełożeniu igrzysk. Podejrzewam zresztą, że zapadła już gdzieś na łączach między reklamodawcami a nadawcami, a MKOl wypracowuje jakiś oficjalny komunikat oraz nową datę zawodów. Mam tylko nadzieję, że gdy wszystko będzie jako tako po staremu, nadal będziemy bić na alarm – gdy jakiś kraj lub społeczność będzie się borykać z takimi prozaicznymi problemami – jak ludobójstwo w Rwandzie czy kryzys humanitarny w Sudanie Południowym.
____________________
Kuba Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i niespełnione ambicje prezentuje między innymi na Instagramie.
Pisząc coś o sobie zwykle popada w przesadę. Medalista mistrzostw Polski w biegach długich, specjalizujący się przez lata w biegu na 3000 m z przeszkodami, obecnie próbuje swoich sił w biegach ulicznych i ultra. Absolwent MISH oraz WDiNP UW, dziennikarz piszący, spiker, trener biegaczy i współtwórca Tatra Running.