Redakcja Bieganie.pl
Na trzecim punkcie pomiarowym – El Pilar – pierwszy pojawił się Sage Canaday. Amerykanin, ze świetną historią startów w płaskich biegach ulicznych, jest znany z mocnego otwarcia, podobnie było w ubiegłorocznej Transvulcanii. Wtedy jednak Sage nie dał rady utrzymać prowadzenia i dał się wyprzedzić Kilianowi Jornetowi i Luisowi Alberto Hernando. Obaj Hiszpanie w początku wyścigu biegli w czołówce, kilka minut za liderem. Czy i tym razem Sage zostanie doścignięty w końcówce, czy utrzyma doskonałe tempo, dające nowy rekord trasy?
Wśród kobiet w tym momencie prowadziła faworyzowana Anna Frost. Niestety druga z najważniejszych kandydatek do zwycięstwa, Emelie Frosberg, upadła i groźnie rozcięła rękę. W rezultacie musiała się wycofać z dalszej rywalizacji…
Na kolejnym punkcie, zlokalizowanym na 31 km – Reventón – Sage był nadal pierwszy. Za jego plecami uformowała się znakomita grupa pościgowa, w skład której wchodzili: Kilian Jornet, Luis Alberto Hernando, Tofol Castanyer oraz Tom Owens. Minutę po nich pojawił się Dakota Jones, zwycięzca sprzed dwóch lat.
Nie wszyscy czuli się dobrze na trasie. Timmy Olson, choć trzymał się w pierwszej dziesiątce, nie wyglądał na mocnego. Z walki o zwycięstwo odpadł mistrz ubiegłorocznego UTMB – Francuz Xavier Thevenard – jak to sam określił, „nie miał siły w nogach”.
Z każdą chwilą robiło się goręcej, a zawodnicy i zawodniczki mieli przed sobą trudny podbieg na Pico de la Nieve, Pico de la Cruz i wreszcie Roque de Los Muchachos, po 51km.
Co ciekawe, w tym roku organizatorzy ponownie zmierzyli trasę i okazało się, że jest krótsza o… prawie 10 km , niż do tej pory sądzono.
Gdzieś w trakcie tego morderczego podbiegu – jak wyćwierkały kanarki – Kilian z Luisem Alberto dogonili Canaday’a i wyszli na prowadzenie. Z niecierpliwością czekaliśmy na pojawienie się zawodników na Los Muchachos, najwyższym punkcie trasy – 2426m n.p.m.
Jako pierwsi zjawili się tam, zgodnie z przeciekami płynącymi z trasy, Kilian Jornet i Luis Alberto Hernando, sześć minut szybciej niż przed rokiem! W wywiadzie przed biegiem Luis Alberto wyjawił swój sposób na pokonanie Kiliana: należy trzymać się jak najbliżej za jego plecami i czekać na słabszy moment, a jeśli taki nie nadejdzie – no cóż, wtedy wyprzedzenie Katalończyka jest prawie niemożliwe.
Sześć minut za prowadzącą dwójką na punkcie kontrolnym pojawił się Sage Canaday, a 5 minut po nim Castanyer i Owens. Kolejne pięć minut upłynęło, nim do punktu dobiegli Stephan Hugenschmidt i Dakota Jones.
Na tym etapie było jasne, że walka o zwycięstwo rozegra się między Luisem i Kilianem, ponieważ żeby ich dogonić na zbiegu, trzeba by się zwinąć w kłębek i stoczyć po zboczu niczym kamień w lawinie.
Choć strona z wynikami na żywo działała gorzej niż dach Stadionu Narodowego, udało się uzyskać informację, że na Los Muchachos nasz Marcin Świerc zajmował 16. pozycję i w porównaniu z wcześniejszą fazą wyścigu, awansował w klasyfikacji o ładnych parę miejsc.
Tymczasem na zbiegu Hernando wyprzedził Kiliana! W połowie ostatniego odcinka miał kilkadziesiąt sekund przewagi i wydawało się, że mamy zwycięzcę.
Tymczasem wśród Pań Frosty utrzymywała kilkuminutową przewagę nad kolejną zawodniczką – Maite Mayora. Kolejna Uxue Fraile miała na Les Muchachos już prawie półgodzinną stratę.
Na 5km do mety, w miejscu, gdzie kończy się długi zbieg, Luis Alberto Hernando miał dwie i pół minuty przewagi nad Kilianem. Sage tracił natomiast aż 15 minut do lidera i istniało niebezpieczeństwo, że wypadnie poza podium. Przed samą metą Luis znalazł jeszcze dość czasu by przytulić, jak się zdaje, żonę i dziecko, i poprzybijać piątki kibicom.
Kilka minut później na metę wpadł zmordowany Kilian, który najwyraźniej ucierpiał z powodu udaru słonecznego. Trzeci: jednak Sage – widocznie upał równie mocno dał w kość wszystkim zawodnikom.
Marcin Świerc ukończył zmagania na 14. miejscu, z czasem 7:54:49. Rywalizację kobiet wygrała Anna Frost, ustanawiając nowy rekord trasy.