Redakcja Bieganie.pl
Z uwagą przyglądaliśmy się występom naszych reprezentantów na trasie Trilhos dos Abutres. Wśród kobiet najlepszym wynikiem – 4:47:11 i 37. miejsce – może poszczycić się Katarzyna Solińska.
– Po biegu w pamięci pozostaną mi fantastyczne wrażenia, jeśli chodzi o trasę – była przepiękna, urozmaicona, bardzo techniczna: to podobało mi się najbardziej, a zaraz po tym kibice. Nigdy jeszcze nie brałam udziału w zawodach, gdzie tak by kibicowali! Najmilej wspominam szesnasty kilometr i nasz support, który dał mi dodatkową dawkę motywacji. Potem był bieg po schodach w tłumie ludzi jak na Zegamie – nieważne z jakiego kraju byłeś, dopingowali wszystkich równo, to było niesamowite. Do 20 km biegło mi się świetnie, później trochę opadłam z sił i do mety to była już walka na miarę możliwości… Ale z wyniku bardzo się cieszę i bardzo dziękuję za wsparcie wszystkim na miejscu i kibicom z Polski – było czuć dobrą energię – podsumowała najlepsza z Polek.
Tuż za Kasią przybiegła Paulina Wywłoka, która zajęła ostatecznie 42. miejsce z czasem 4:50:54. Opowiedziała o swoich wrażeniach:
– Trasa świetna, choć była wymagająca i ciężko mi się biegło, ale cały czas coś się działo. Pierwsza część była dużo trudniejsza, bo było więcej do góry, druga łatwiejsza, bo ja wolę biegać w dół. Fajnie, że większa część była w cieniu, nie było wielu odkrytych miejsc. Pogoda nam się świetnie udała. Moja samopoczucie na biegu nie było idealne, ale jestem zadowolona, że dobiegłam, że ukończyłam – wynik chyba nie najgorszy mimo dwukrotnego skręcenia kostki i płaczu na trasie. Teraz będę świętować!
Trzecia Polka – Magdalena Łączak – uzyskała rezultat 5:05:14 i zanotowała 57. miejsce. Za metą przyznała:
– Nie udało mi się na tych zawodach wycisnąć ze swojego organizmu zbyt wiele. Przyjemnie mi się biegło – niestety – tak trochę treningowo. Bardzo mi przykro, jeśli zawiodłam kogoś, bo pewnie nie dostarczało to zbyt wielu emocji. Ja jednak jestem dumna, że dobiegłam do mety. Szczerze mówiąc odkąd dowiedziałam się, że Edyta zeszła (minęłam ją na trasie), to biegłam po to, żeby nasz zespół mógł zapunktować. Czasami tak trzeba, patrzeć na wyższe cele, tu tym celem był wynik drużyny. Swoją drogą dużo przyjemności dostarczyła mi na trasie świadomość, że dziewczyny świetnie sobie radzą.
Jak wspomniała Magda, Edyta Lewandowska niestety nie ukończyła biegu – poturbowana w wyniku upadków w początkowej fazie zmagań nasza zawodniczka zeszła z trasy.
W biegu mężczyzn najlepszy wynik osiągnął weteran naszej reprezentacji – Kamil Leśniak (42. miejsce, 4:01:05), dla którego to był już piąty kolejny start w trailowym czempionacie. Opowiedział, jak z jego perspektywy wyglądała rywalizacja:
– 44 kilometry pokonałem w 4 godziny i 1 minutę. Wąsko, szybko, generalnie ciężko. Porównując wszystkie trasy stwierdzam, że ta była chyba najtrudniejsza, prawdziwie crossowa, prawdziwy trail bez długich podbiegów i zbiegów, tylko w górę i w dół, w górę i w dół, kilka sekund i kolejna zmiana. To męczyło. Często biegliśmy w grupie i żeby wyprzedzić trzeba było zrobić kilka szybszych kroków, to wybijało z rytmu… No i co? Pozdrawiam Benka (chodzi o Piotrka Bętkowskiego, przyjaciela Kamila i również znakomitego biegacza – przyp. red.), bo to dla niego to wybiegałem…
Na 79 miejscu z czasem 4:12:27 zawody kończył Paweł Czerniak.
– Zacząłem chyba trochę za szybko, a trasa mnie zaskoczyła, przez co nogi nie wytrzymały. Od 20 km czułem się zmęczony. Starałem się biec agresywnie, ryzykowałem na zbiegach, przez co zaliczyłem pięć upadków… Ogólnie zawody pozostawiły we mnie pozytywne emocje, bardzo podobała mi się również atmosfera na mecie. To moje pierwsze mistrzostwa świata, będę je długo wspominał.
Trzecim z naszych kadrowiczów okazał się Tomasz Kobos. Uzyskał czas 4:22:29, co pozwoliło zająć mu 94. miejsce w stawce.
– To był całkiem satysfakcjonujący bieg, choć nie było to to, do czego jestem przyzwyczajony. Poziom naprawdę mocny: poza ostatnim odcinkiem, na którym chwyciły mnie skurcze i kilka osób mnie wyprzedziło, to biegłem mocno, a byłem w okolicach setnego miejsca… Dużo kibiców na trasie, może nie tyle co na Zegamie, ale również były szpalery na podbiegach. Cały czas biegło się w grupie, cały czas coś się działo, co pozwalało wycisnąć z siebie jeszcze więcej niż w samotnym biegu.
Tuż za Tomkiem dobiegł Artur Jabłoński – ostatecznie sklasyfikowany na miejscu 99 z czasem 4:23:48.
– To dla mnie już trzecie mistrzostwa świata i szczerze mówiąc chyba najtrudniejsze. Dużo podchodzenia, dużo zbiegów, na których nie dało się puścić nóg, tylko trzeba było hamować, żeby nie wypaść z krętej trasy… Jednym słowem ciężka przygoda, jeszcze od 16. kilometra pojawiły się skurcze w mięśniach, a więc walczyłem, żeby tylko dobiec – podsumował Artur.
Patrząc na suche wyniki można poczuć się nieco zawiedzionym, jakby na dobrą sprawę „nic się nie wydarzyło”. Widząc każdego z zawodników na mecie, patrząc im w oczy można by jednak pozbyć się wszelkich wątpliwości – oni wszyscy zostawili swoje serce na trasie i zrobili to również dla nas… I dlatego z wypowiedzi pobrzmiewa zadowolenie – z faktu, że na portugalskich szlakach zostało wiele ich potu, krwi i łez.
Fot. Mirek Bieniecki
Na facebookowym profilu Bieganie.pl można znaleźć więcej ciekawych wpisów naszego korespondenta Kuby Krausego na temat tego, co działo się w Portugalii.
Wyniki zawodów dostępne są na stronie biegu Trilhos dos Abutres