Sporo Polaków pobiegło w The North Face Lavaredo Ultra Trail
W tegorocznej edycji The North Face Lavaredo Ultra Trail zwyciężyli Didrik Hermansen oraz Caroline Chaverot. W zawodach (a także w towarzyszącym biegu Cortina Trail) wystartowała liczna grupa Polaków – razem około 200 osób!
Cortina d’Ampezzo i organizowany w niej festiwal biegów górskich, obejmujących imprezę główną – The North Face Lavaredo Ultra Trail, a także mniejsze biegi Cortina Trail oraz Cortina Sky Race od kilku lat cieszy się ogromną popularnością wśród Polaków. Szczególnie było to widać w tym roku – do Cortiny zawitało kilkaset osób z Polski, jeśli liczyć wszystkich zawodników oraz ich rodziny i osoby im towarzyszące. Na ulicach urokliwego włoskiego miasteczka często słychać było polski język, a w zorganizowanym naprędce przez Grześka z Natural Born Runners oraz Krzyśka z Łemkowyna Ultra Trail spotkaniu Polaków w kultowym już barze Dolomiti wzięło udział kilkadziesiąt osób. Atmosfera była doskonała, humory dopisywały.
Na starcie Lavaredo Ultra Trail, umiejscowionym na malowniczym ryneczku w Cortinie stanęło 1200 osób z 56 krajów. O 23:00, przy dźwiękach muzyki Ennio Morricone i w blasku kilkudziesięciu tysięcy lumenów czołówek tłum ruszył w 119-kilometrową trasę po Dolomitach, na której czekało prawie 6 tysięcy metrów podbiegów.
W rywalizacji mężczyzn pierwszy na metę przybiegł Norweg Didrik Hermansen z teamu Asicsa, z rekordowym czasem 12:34:29. Drugi był Francuz Eric Clavery z drużyny Adidasa, a trzeci Hiszpan Yeray Duran z ekipy The North Face. Dla Norwega było to pierwsze zwycięstwo w tak dużym biegu w karierze i bez wątpienia największy sukces sportowy w życiu.
W biegu kobiet, zgodnie z przewidywaniami prym wiodły Francuzki, które niedawno zajęły czołowe lokaty na mistrzostwach świata federacji IAU. W Annecy Nathalie Mauclair była pierwsza, a Caroline Chaverot druga, tym razem role się odwróciły. Wygrała Caroline (team HOKA) – podobnie jak Didrik, w rekordowym czasie: 13:40:34. Nathalie (Mizuno) była druga, a trzecie miejsce przypadło w udziale Brazylijce Fernandzie Maciel (The North Face).
My trzymaliśmy mocno kciuki za Piotrka Hercoga z teamu Salomon Suunto. Niestety na przeszkodzie stanęły Herciemu kłopoty ze zdrowiem:
– Dużej filozofii to nie było z mojej strony – pierwsze 30-40 km szło zgodnie z planem (nawet czułem się nad wyraz dobrze). Później kilka gwałtowniejszych naciągnięć mięśni brzucha lub powięzi brzusznej i zaczął się ból. Od pół roku mam problem z podejrzeniem wstępnej fazy przepukliny brzusznej – lekarze sami nie wiedzą – ewidentnej przepukliny nie mam – ale przy gwałtowniejszych i dłuższych obciążeniach zaczynam odczuwać ból na skraju brzucha – szczególnie jak chcę szybciej napierać. Od schroniska Auronzo miałem mocno napierać by starać się poprawić zeszłoroczny czas – 14:23. Niestety przez cały zbieg i płaski odcinek zamiast nadrabiać biegłem zwinięty jak rogal i kolejni zawodnicy mnie wyprzedzali. Po kolejnych 15 km takiej walki stwierdziłem że nie ma sensu się męczyć.
Piotrek musi się zastanowić nad rozwiązaniem problemu – niestety poważniejsze zajęcie się dolegliwością oznacza przynajmniej kilkutygodniową przerwę w treningach… Póki co nasz reprezentant przygotowuje się do biegu Ice Trail Tarentaise we Francji, rozgrywanym w ramach europejskiego cyklu SkyRunning. Oczywiście nie przestajemy trzymać kciuków!
Drugi z mocnych Polaków – Kamil Leśniak z Team Inov-8 Polska – również nie ukończył zawodów. Kamil startował jednak z zamiarem oszczędzania sił przed zbliżającym się startem w Zermatt Marathon. Po mocnym treningu w pierwszej fazie zawodów zszedł z trasy i skupił się na dopingowaniu Polaków. Najlepszym z nich okazał się Łukasz Belowski z teamu Natural Born Runners, który dobiegł do mety z czasem 16:27:02.
Meta w Cortinie stała się udziałem zaledwie 2/3 osób, które wystartowały. Mimo, że w tym roku na trasie nie zalegał śnieg, pogoda przygotowała dodatkowe „atrakcje”: około południa biegaczom zaczął doskwierać upał i palące słońce, a kilka godzin później nad Dolomitami przetoczyła się gwałtowna burza z piorunami i ulewą, po której szlak stał się miejscami bardzo błotnisty i śliski.
Nasz specjalny wysłannik, który co prawda dotarł do mety, ale w czasie, którego lepiej nie podawać, donosi, że Dolomity to raj na ziemi i z całego serca poleca każdemu wziąć udział w przyszłorocznej edycji imprezy. Chodzą słuchy, że osoby z organizacji wyścigu pytały naszych rodaków, czy czasami nie urządzamy tu (nieformalnych) mistrzostw Polski… Coś jest na rzeczy…