31 lipca 2024 Jakub Jelonek Sport

Skandal w powołaniach do sztafety na igrzyskach. Mistrz olimpijski oburzony


Kilka dni temu okazało się, że przy powołaniach na igrzyska olimpijskie w sztafecie chodziarskiej doszło do wielu nieporozumień i skandalicznego zachowania działaczy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Kiedy zacząłem przyglądać się bliżej tej sprawie wyszło na jaw wiele dodatkowych faktów: brak szacunku dla zawodników, odpowiedniej komunikacji, czy wręcz zastraszanie zawodników. Poznajcie szczegóły tej wstrząsającej sprawy.

Afera wybuchła we wtorek 23 lipca po artykule Mateusza Puki „Polski mistrz się wściekł. Został odsunięty od igrzysk w Paryżu” na stronie sportowefakty.wp.pl. Mistrz olimpijski w chodzie na 50 km Dawid Tomala mówił wprost, że niewysłanie go do Paryża to efekt złośliwości działaczy. W rozmowie ze mną potwierdził, jak przebiegały ustalenia z decydentami PZLA. Mimo zgody na wyjazd rezerwowych z PKOl, którą potwierdził sam prezes polskiego komitetu, działacze PZLA do końca byli za tym, aby nie wysyłać Polaków do Paryża. W środowisku mówi się, że to celowe działanie Krzysztofa Augustyna i Zbigniewa Rolbieckiego, którzy decydowali w tej sprawie. Za zawodnikami nie wstawili się też ani prezes PZLA – Henryk Olszewski, ani wiceprezes Tomasz Majewski. Zapytani przeze mnie Augustyn i Rolbiecki o powody swoich decyzji i odniesienie się do zarzutów, nie przesłali żadnej odpowiedzi.

Sztafeta chodziarska została wprowadzona przez World Athletics po to, by dążyć do równości płci na igrzyskach olimpijskich. Zamiast zezwolić kobietom startować w chodzie na 50 km, który w ostatnich latach skrócono do 35 km, rok temu podjęto decyzję, aby oprócz dystansu chodziarskiego na 20 km wprowadzić sztafetę mieszaną na dystansie maratonu. W jej skład wchodzi kobieta i mężczyzna z danego kraju, a każdy z nich dwukrotnie pokonuje dystans około 10 km. Tym samym po raz pierwszy w historii na igrzyskach olimpijskich mamy w lekkiej atletyce tyle samo konkurencji kobiecych, jak i męskich.

286792328 174513868286071 590236386466691610 n
Dawid Tomala (w środku) podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim

Niestety Polski Związek Lekkiej Atletyki kolejny raz nie poradził sobie z ustaleniem sprawiedliwych kwalifikacji do tych sztafet, później wręcz kompromitując się swoimi decyzjami. Żeby nie pisać ogólnie o związku wymieńmy osoby, które o tym decydowały: Krzysztof Augustyn odpowiadający za chód i – znany dobrze kibicom biegania – Zbigniew Rolbiecki, będący szefem bloku wytrzymałości w PZLA. Obaj „wsławili się” tym, że kilka lat temu wysłali reprezentację Polski chodziarzy na zawody we Włoszech, które na miejscu okazały się… zawodami biegowymi! Wyżej wymienieni działacze kiepsko znają język angielski i mówi się, że po prostu… nie zrozumieli regulaminu zawodów. W „normalnej” firmie za taką niekompetencję panowie ponieśliby srogie konsekwencje. W PZLA sprawa szybko rozeszła się po kościach. Warto dodać, że obaj działacze biorą przez ostatnie lata sowite pensje za piastowanie swoich funkcji, choć okazuje się, że ustalenie kwalifikacji dotyczących sztafet mocno ich przerosło.  Zasady opublikowane na stronie związku są bardzo ogólnikowe, a ogłoszono je już w 2023 r. Zasadnicza ich część brzmi następująco (pisownia oryginalna):

Po uzyskaniu dla kraju bezpośredniej (Drużynowe Mistrzostwa Świata w Chodzie Sportowym Antalya 2024) lub pośredniej (ranking światowy) kwalifikacji olimpijskiej w mikście chodziarskim Trener Główny Bloku Wytrzymałości wspólnie z Koordynatorem Chodu Sportowego nie później niż do 4 lipca 2024 przedstawi Wiceprezesowi ds. Szkolenia i Dyrektorowi Sportowemu celem zatwierdzenia:

• finalny skład osobowy (kobieta i mężczyzna) zakwalifikowanego mikstu na Paryż 2024
• ewentualnych rezerwowych członków (kobieta i mężczyzna) dla zakwalifikowanego mikstu (tzw. alternative athlete).

Przy ustalaniu składu będą brane pod uwagę:

a) wyniki uzyskane podczas mikstu na Drużynowych Mistrzostwach Świata w Chodzie Antalya 2024 oraz wyniki 100. PZLA Mistrzostw Polski na 10 000 m w chodzie sportowym,
b) dotychczasowe wyniki w startach w imprezach międzynarodowych,
c) aktualna dyspozycja startowa zawodników,
d) aktualny stan zdrowia zawodników.

Przepisy te od razu budziły zastrzeżenia środowiska, bo tak naprawdę w ogóle nie informują o tym, kto ma jechać na igrzyska. Najlepszy zawodnik na dystansie 10 lub 20 km? Mistrz Polski? A może osoby, które kwalifikację wywalczyły? Przypomnijmy, że kwalifikację do Paryża uzyskała Katarzyna Zdziebło i Dawid Tomala podczas zawodów w Antalyi w Turcji. Jednak nawet przy powołaniach na zawody w Turcji Krzysztof Augustyn nie znał regulaminu, cały czas utrzymując, że Polska może wystawić tam dwie sztafety (mogliśmy trzy). Być może inne decyzje już na tym etapie spowodowałyby, że do Paryża pojechałyby dwie nasze sztafety, a nie jedna. Augustyn powołał za to cztery osoby bez wymaganego minimum. Wróćmy jednak do nominacji w sztafetach.  

Najlepsza Polska zawodniczka w chodzie sportowym ostatnich lat – Katarzyna Zdziebło, która ma w tym roku najlepszy wynik na 20 km i jest mistrzynią Polski miała po mistrzostwach Europy kontuzję, więc powstało ryzyko, że nie wystartuje w sztafecie. Przesunięto ją więc jedynie na dystans 20 km, gdzie zrobiła kwalifikację olimpijską (z rankingu), a do sztafety powołano Olgę Chojecką, mistrzynię Polski na 10000 m z Bydgoszczy. Po mistrzostwach Polski ogłoszono też rezerwę: Agnieszkę Ellward i Dawida Tomalę. Następnie sytuacja potoczyła się błyskawicznie.

315365619 189853303569766 1703749358694936938 n

Najpierw Krzysztof Augustyn zastraszał Agnieszkę Ellward, że jeśli nie pojedzie na obóz do Sankt Moritz w Szwajcarii, to na igrzyska nie poleci. Szczegółowo całą sytuację można przeczytać w artykule Mateusza Puki „Miała jechać na igrzyska. Nagle zmieniono decyzję. Rozpacz Polki” również w serwisie sportowefakty.wp.pl (wcześniej artykuł opatrzony był tytułem: „Ściągali ją ze środka morza. Potem przestali się odzywać”). W przypadku niezgłoszenia się na obóz w Szwajcarii już kolejnego dnia, na miejsce Ellward na igrzyska miała jechać Magdalena Żelazna, która była następna na mistrzostwach Polski w Bydgoszczy. Dodatkowo Ellward miała zapłacić około 1300 zł za każdy dzień spóźnienia, bo tyle kosztuje doba w Sankt Moritz. Informację o obozie zawodniczka dostała na statku, gdzie pracuje.

Mój statek był wtedy akurat na pełnym morzu w okolicach Włoch. W ciągu czterech dni załatwiono mi zastępstwo, a firma okazała się bardzo przychylna i mocno mi kibicowała. Teraz będę musiała jakoś ich poinformować, że to wszystko w sumie było niepotrzebne, a ja najbliższe tygodnie spędzę w domu. Pracuję w olbrzymiej korporacji, gdzie brak jednego pracownika oznacza spore problemy – powiedziała w wywiadzie dla sportowefakty.wp.pl zawodniczka.

IMG 20200229 WA0000
Agnieszka Ellward (fot. pomozla.com.pl)

Ellward podjęła decyzję o rezygnacji z rejsu, zorganizowała zastępstwo i wsiadła w samolot na Malcie, skąd poleciała do Zurichu. Straciła przez to sporo pieniędzy, jednak postanowiła poświęcić się, żeby spełnić swoje wielkie marzenie o wyjeździe na igrzyska olimpijskie. Afera zaczęła się na około dwa tygodnie później.

15 lipca ogłoszono skład reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Do rezerwy w lekkiej atletyce zgłoszono łącznie 6 osób (czworo biegaczy i dwoje chodziarzy). Kilka dni później okazało się, że tylko dwoje z tej grupy PZLA postanowiło do Paryża nie wysyłać – chodziarzy. Nie informując w żaden sposób, jakie są tego powody. Wydaje się, że to czysta złośliwość i brak chęci pomocy. PKOl do końca wspierał zawodników w ich dążeniach do wyjazdu, a PZLA cały czas był przeciwko.

Cała sytuacja jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Władze PZLA powoływały się na rzekome zasady MKOl i PKOl, ale to nie jest prawda. Przedstawiciele komitetu olimpijskiego chcieli nas [ją i Tomalę – przyp. red.] dołączyć do kadry, ale ostatecznie zablokowała nas federacja. Na końcu nikt nie zdecydował się nas poinformować, że chodzi o wewnętrzne zasady PZLA – mówiła dla Sportowefakty.wp.pl Ellward. – Nie istnieje żaden przepis, który zabraniałby powołania nas, rezerwowych na igrzyska jako pełnoprawnych olimpijczyków. Taką rolę ma wielu innych zawodników, którzy polecieli do Paryża jako uczestnicy sztafet. W naszym przypadku postąpiono inaczej i chyba nikt nie rozumie, dlaczego tak się stało. Nikt w reprezentacji lekkoatletycznej nie ma takiej sytuacji jak my – powiedziała także zawodniczka.

Rozumiem, że ktoś może się poczuć zawiedziony, ale do Paryża wysłaliśmy aż czterech reprezentantów w chodzie sportowym, więc nawet w przypadku problemów zdrowotnych mamy zabezpieczony start sztafety. Postanowiliśmy jednak dodatkowo dać szansę Dawidowi Tomali i Agnieszce Ellward, by w razie dużych problemów innych zawodników mogli w specjalnym trybie dołączyć do kadry. W podobnej sytuacji są zawodnicy tenisa stołowego i wioślarstwa, a oni taką nominację potraktowali jako honor, a nie ujmę. Mogę zapewnić, że nie chodzi o żadną złośliwość – tłumaczy przedstawiciel PZLA, Tomasz Majewski dla serwisu Sportowefakty.

Agnieszka Ellward i Dawid Tomala pojechali więc na rozmowę do PKOl.

Pomysł wizyty w PKOl pojawił się w momencie, kiedy z Agnieszką Ellward nie dostaliśmy żadnych merytorycznych odpowiedni ze strony związku na nasze pytania, tylko jakieś wymijające wiadomości – wyjaśnia Dawid Tomala. – Dlatego postanowiliśmy, że uderzymy do – z naszej perspektywy – najbardziej wysoko postawionej osoby, która może nam pomóc, czyli spotkaliśmy się z prezesem PKOl-u – Radosławem Piesiewiczem. Prezes powiedział, że rozumie naszą sytuację, więc zadzwonił do Tomasza Majewskiego. Ten mu odparł, że stanowisko PZLA się nie zmieni i mamy się przygotowywać w kraju i czekać na telefon, jeżeli chodzi o wyjazd na igrzyska olimpijskie. Prezes Piesiewicz przyznał też, że nie rozumie tej decyzji, bo polskiego związku to nic nie kosztuje, ale oni, jako PKOl zatwierdzają to, co im wyśle dany związek. Więc gdyby polski związek chciał, to mógłby mieć do wyboru dodatkowo dwóch lekkoatletów, dwóch kolejnych olimpijczyków. Jednak polski związek nie wyraził na to chęci. Szukałem argumentu, dlaczego tak się w ogóle stało i jakby poza jakąś nieżyczliwością czy wręcz zawiścią, nie dostrzegam niczego innego.

276138087 157275736676551 1657955606873321249 n
Dawid Tomala przekazał swój medal olimpijski na licytację dla potrzebujących. Nabywcą okazał się Robert Lewandowski

Działacze z PZLA zaczęli szukać jakiejś argumentacji, powołując się na nieistniejące przepisy.

Prezes Olszewski próbował tłumaczyć, że to jest decyzja PKOl, bo takie są przepisy MKOl – wyjaśnia dalej Tomala. – Tymczasem prezes nie zdawał sobie chyba sprawy, że my napiszemy do MKOl-u, żeby to sprawdzić. MKOl nam odpisał, że absolutnie to nie jest po ich stronie, że inne kraje wysyłają również rezerwowych i nie ma z tym problemu. Więc jest to jeden z przykładów, jak ta sprawa wygląda.

Koniec końców nie dostaliśmy żadnej informacji od związku o tym, czy lecimy, czy nie lecimy na igrzyska. To znaczy ja nie dostałem, a Agnieszka dostała informację, że leci, ma jechać na ślubowanie. Przyjechała na ślubowanie, a okazało się, że nie ma jej na liście, bo zaszła jakaś pomyłka. Okazało się, że nie może złożyć przyrzeczenia olimpijskiego. To kolejny paradoks tej sytuacji – wyjaśniał mistrz olimpijski.

Później za naszymi zawodnikami wstawiał się trener kadrowy Lesław Lassota, który wysłał informację do PZLA, że nie rozumie tej decyzji i popiera wysłanie rezerwowych. Krzysztof Augustyn stwierdził więc, że zawodnicy go przymusili do wysłania tego e-maila i zadzwonił z takimi oskarżeniami.

To bardzo zła sytuacja, że tacy ludzie decydują o przyszłości zawodników i ich losie. Agnieszka Ellward jadąc na te igrzyska spełniłaby swoje marzenie, na które pracowała 20 lat. Igrzyska olimpijskie są czymś wyjątkowym, a sam wyjazd to często różne możliwości finansowe: sponsorzy, stypendia, nagrody itd. Agnieszka zrezygnowała z jednego kontraktu, żeby pojechać na obóz przed igrzyskami, na które ostatecznie nie jedzie. Straszono ją nawet, że będzie płacić za każdy dzień obozu, jeśli na niego nie dotrze – dodaje zawodnik.

Dochodziło więc do zastraszania, szantażowania, a wręcz mobbingu. Ostatecznie PZLA wydało na przygotowania naszych sportowców dziesiątki tysięcy złotych, a później stwierdzono, że nie trzeba ich tam wysyłać.

325786735 542193871002133 8686148635123610778 n

Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że dwóch naszych chodziarzy łapie kontuzję na – mimo wszystko wymagającym – dystansie 20 km, gdzie obaj startują 1 sierpnia. Czy PZLA bierze pod uwagę taką sytuację?

Tomasz Majewski powiedział, że mamy czekać w Polsce na telefon – wyjaśnia dalej mistrz olimpijski Dawid Tomala. – Dostaniemy sygnał na dwa dni przed startem, przyjeżdżamy do Paryża, mamy tam ślubowanie na miejscu i startujemy. Przypominam, że mówimy o najważniejszej imprezie sportowej świata, a my robimy sobie jakieś pośmiewisko z całej tej sytuacji. Nie mamy aklimatyzacji, jesteśmy cały dzień w podróży i mamy startować na drugi dzień czy tam za dwa dni, to nie ma znaczenia. Oczekuje się od nas profesjonalizmu, nie dając nic w zamian. To jest śmieszne. Ale nawet przeszła mi przez głowę taka myśl, że właśnie tak się wydarzy, żeby w jakiś sposób nam pokazać, że pojedziemy.

W tym momencie ja i Agnieszka jesteśmy totalnie rozwaleni, jeśli chodzi o jakąkolwiek motywację. Mamy dość sportu. Cały czas trenujemy, ale jest to bardzo niekomfortowa sytuacja, w której teraz się znajdujemy i ogólnie zamiast skupić się na tym, że jedziemy walczyć na igrzyska, cieszyć się tym i cały czas pracować, czekać na ten wyjątkowy moment, musimy skupiać się na czymś innym. Bo to nie o to chodzi, że ja chcę tam tylko pojechać, albo uważam, że jestem lepszy od Mahera albo Agnieszka jest lepsza od Olgi i chcemy ich zastąpić. My chcemy wspomóc nasz kraj, żeby w awaryjnej sytuacji, podbramkowej, faktycznie móc walczyć o dobre miejsce dla Polski, dać z siebie 100%, bo w sporcie wszystko jest możliwe, szczególnie w sztafetach. A my mamy czekać w domu, później jechać do Warszawy, a później do Paryża, by wystartować byle jak. To nie o to chodzi – mówi dalej Dawid.

Najbardziej wstrząsająca w tej sprawie jest komunikacja PZLA z zawodnikami.

Mam ogólnie wrażenie, że nas się traktuje jak śmieci. Nie jesteśmy traktowani poważnie. Działacze nie zdają sobie sprawy, jak ważne to jest wydarzenie dla sportowców. Czy zostaniemy w Polsce, czy polecimy z innymi, nie ma to dla nich znaczenia. Bo jeżeli nie ci, to będą następni. Wynika z tego, że nie zależy im na tym, żebyśmy trenowali, reprezentowali nasz kraj, walczyli o medale. Wszyscy by mieli święty spokój i byli szczęśliwi, gdybyśmy się poddali. Ciężko to nazwać jakąkolwiek komunikacją, bo takowa kojarzy mi się to z dialogiem, wymianą zdań, argumentów, merytoryczną i rzeczową dyskusją na dany temat. A nie tym, że dostaję odpowiedź: „Nie, bo nie”.

W przypadku Dawida Tomali ostatnie wydarzenia są szczególnie dotkliwe, bo powtarza się sytuacja, która wydarzyła się przed igrzyskami w Rio w 2016 r. Wtedy też dostał informację, że zostanie olimpijczykiem, miał już wstępną rezerwację biletów na samolot do Brazylii, miał się szykować, a niedługo potem otrzymał odpowiedź, że jednak nie jedzie, bez żadnego wyjaśnienia. Nie poddał się i na kolejnych igrzyskach zdobył złoty medal (za który PZLA dostaje później milionowe dotacje z Ministerstwa Sportu i Turystyki).

278977073 166032845800840 5444776027193218523 n

Przed Rio de Janeiro również dostałem informację, że mam przyjechać po odbiór strojów i ślubować w Warszawie. Kilka dni później okazało się, że jednak nie jadę. Nikt nawet nie wyjaśnił, z jakiego powodu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te decyzje osiem lat temu podejmowali ci sami ludzie. Nie wiem, czy zarząd był taki sam, ale szefem szkolenia był Henryk Olszewski. Tym razem również odnosi się wrażenie, że nikt w związku nie walczy o wysłanie nas na igrzyska – kończy Dawid Tomala.

Jak udało mi się ustalić, ani Artur Brzozowski, ani Katarzyna Zdziebło nie planują startu w sztafecie chodziarskiej, bo się do niej zwyczajnie nie przygotowują. Dystans 20 km i sztafeta 2×10 km to dwa zupełnie inne dystanse, do których są: inne przygotowania, taktyka, trening. PZLA wychodzi z założenia, że skoro zawodnicy trenują chód sportowy, to mogą startować w tych dwóch różnych konkurencjach. W przypadku jakichkolwiek problemów Mahera Ben Hlimy czy Olgi Chojeckiej (zgłoszonych do sztafety) powinniśmy zadbać o szanse naszego mikstu, bo tracimy możliwość walki o dobre miejsce dla Polski, o które tak ciężko walczyli w Turcji Katarzyna Zdziebło i Dawid Tomala. Nie widać chęci działaczy, by o taką rezerwę zadbać.

Start dystansu 20 km zaplanowano w Paryżu na 1 sierpnia, natomiast sztafety mieszanej 7 sierpnia 2024.

Bądź na bieżąco
Powiadom o
12 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Nic się nie stało
3 miesięcy temu

Skandalem jest to że Rolbiecki czy Majewski dalej są w pzla. Oni nic nie wnoszą a tylko przeszkadzają.

Jacek
Jacek
3 miesięcy temu

rolbiecka to największa pomyłka dla wytrzymałości w historii polskiego sportu ! Mam nadzieję, że rozliczą patologie jaką wprowadził w szeregi sportu wytrzymałościowego !

Baltazar
Baltazar
3 miesięcy temu
Reply to  Jacek

To zwykły szkodnik można powiedzieć że to już patologia

Ja tu tylko pytam
3 miesięcy temu

Wiadomo coś na temat tej tajnej komisji ds biegów długich czy tylko członkowie dostają kasę za nic nie robienie ?

Krzysztof
Krzysztof
3 miesięcy temu

Niesamowite, ze mozna zrobic tyle zla i nigdy za to nie odpowiedziec…

Marian
Marian
3 miesięcy temu

A jakie ochy i achy były wśród zawodników jak Majewski poszedł do PZLA. Jak to super będzie, że gość znający potrzeby zawodników tam będzie i będzie walczył dla nich o wszystko. Walczy, walczy. Razem z leśnymi dziadami o kolejną wypłatę żeby była na czas. Mógł zostać zapamiętany jako mistrz olimpijski, dziś już chyba mało kto o tym pamięta jakim był zawodnikiem, a jedynie o tym jaki to „działacz”.

Szału nie będzie
3 miesięcy temu
Reply to  Marian

Niestety system go pochłonął . Jak widać kawał byka z wierzchu ale jak dopadł się do kasy z leśnymi dziadki to musi krakac tak jak oni

bart
bart
3 miesięcy temu
Reply to  Marian

Majewski to protegowany prezesa PZLA Olszewskiego. Swojego przecież wieloletniego trenera. Wiadomo było że wszedł do zarządu ze względów wizerunkowych. Tak na prawdę nie ma nic do powiedzenia a rządzi stary beton. Majewski nie ma charakteru żeby cokolwiek ruszyć. Cały zarząd trzeba zaorać, podobnie jak resztę dożywotnich działaczy i wprowadzić młodość. Do tej pory jakoś się wszyscy prześlizgiwali a po Tokio wręcz byli w samo-zachwycie jaką to jesteśmy potęgą L.A i jak dobrą robotę robią w PZLA, dzięki kilku przypadkowym medalom. Mam nadzieję że na IO będzie dramat medalowy w lekkiej i ruszy fala.

Bart
Bart
3 miesięcy temu

Nie rozumiem czemu nikt nie złoży jakieś skargi do Ministerstwa Sportu o tym co się dzieje w PZLA?Ktoś dawno powinien zrobić im audyt.

Baltazar
Baltazar
3 miesięcy temu

Dajcie znać gdzie można spotkać Rolbę może byłaby okazja prosto w ryj mu powiedzieć co się o nim myśli. Z tego wynika, że to największa kanalia w polskiej lekkoatletyce.

Adam
Adam
3 miesięcy temu

Bardzo dobrze, że Jakub Jelonek i Dawid Tomala nagłaśniają tę sprawę, zanim działacze i decydenci po IO, w zaciszu swoich gabinetów bezkarnie pozamiatają ją pod dywan. Sytuacja ze wszech miar skandaliczna i trudno wytłumaczalna. Zawodnik, który wywalczył de facto kwalifikację olimpijską do sztafety na 40 km (Dawid Tomala) nie jedzie na turniej IO – polskie kuriozum i polska specyfika. Ciekaw jestem, czy ktoś za to odpowie, albo będzie to w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Teraz dopiero widać (po tygodniu IO), jak kolosalnie ciężko jest na tak prestiżowej imprezie wywalczyć medal, a tym bardziej ZŁOTY. Odbieranie zawodnikowi, który w znoju ciężkiej pracy i różnych problemów, prze lata przygotowuje się do najważniejszej imprezy sportowej Świata, tym bardzie w tak niszowej dyscyplinie, jak chód (bo to nie piłkarze, którzy częstokroć za mierne rezultaty i tak zarabiają kokosy), i który dodatkowo wywalczył kwalifikację (dodatkowo broni tytułu Mistrza IO), jest rzeczą niewybaczalną, wymagającą gruntownego wyjaśnienia oraz rozliczenia decydentów i działaczy.

Tomek
Tomek
3 miesięcy temu

Powinni tego zabronić. Tego wszystkiego.

Jakub Jelonek
Jakub Jelonek

Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.