Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Pomimo epidemii sezon 2020 okazał się dla rodzimych biegaczy niezwykle owocny. Rekordy Polski w hali, na stadionie i na ulicy kładły się gęsto. Stanęliśmy też na wysokości zadania, jako organizatorzy. W kończącym się roku w Polsce odbyło się kilka międzynarodowych imprez na czele z mistrzostwami świata w półmaratonie. Ostatnie miesiące stały też w naszym kraju pod znakiem juniorskich objawień i ekspresowego przenoszenia imprez.
Pierwszy biegowy rekord Polski w sezonie 2020 poprawiła Karolina Nadolska. 12 stycznia w Walencji podopieczna Zbigniewa Nadolskiego wykręciła 32:08 na uliczną dychę. Pierwsze komunikaty z Hiszpanii mówiły nawet o 32:04. W oficjalnych wynikach znalazł się jednak czas o 4 sekundy słabszy. Oznaczało to, że własny rekord kraju z 2013 roku Nadolska poprawiła z chirurgiczną precyzją – o 1 sekundę.
– Rekord pobity o włos, ale jest to rekord Polski i trzeba o tym mówić. Nie popadam też w jakąś wielką euforię. Z drugiej strony te 32:08, choć tylko sekundę lepsze od mojej poprzedniej życiówki, daje dużego kopa motywacyjnego, bo jest to poprawa po 7 latach, z biegu w Nowym Orleanie. Przez ten czas biegałam dychę w okolicach 32:30, 32:20 – nie raz i nie dwa, a kilkanaście razy (np. 32:32 podczas ostatniego OWM – przyp. red.). To nie jest więc tak, że mnie nie było, a nagle wróciłam. Jestem o 7 lat starsza niż w 2013 roku, a nadal pokazuję – przede wszystkim sobie – że potrafię biegać szybko – mówiła nam chwilę po starcie nowa-stara rekordzistka Polski na 10 km.
8 lutego na kosmicznym poziomie stał z kolei halowy Orlen Copernicus Cup w Toruniu. Armand Duplantis skoczył o tyczce 6.17 m, bijąc rekord świata. Justyna Święty-Ersetic wynikiem 51.37 poprawiła natomiast rekord Polski na halowe 400 m. Poprzedni rekord 51.78 również należał do Raciborzanki. Zawody w Toruniu zaliczane były do serii World Athletics Indoor Tour. Ostatecznie Polka wygrała cykl, co okazało się najbardziej prestiżowym triumfem polskiego biegacza w sezonie 2020. Jak dobrze wiemy w marcu ruszyła machina odwoływania imprez mistrzowskich na czele z igrzyskami, ale też halowymi mistrzostwami świata i mistrzostwami Europy na stadionie.
Na kolejny rekord Polski musieliśmy czekać do sierpnia. Było warto. Po 39 latach z rekordem kraju na 1000 m poradziła sobie Sofia Ennaoui. 14 sierpnia podczas doskonale obsadzonego mitingu Diamentowej Ligi w Monako Polka przecięła metę w 2:32.30. Do tego dnia na czele krajowych list znajdowała się Jolanta Januchta, która w roku 1981 w Zurychu pokonała popularnego tysiaka w 2:32.70.
– Taki wynik był dla mnie bardzo niespodziewany. Jadąc do Monako byłam bardzo spokojna o swoją formę, bo wiedziałam, co wytrenowałam przez te wszystkie miesiące. Włożyłam mnóstwo ciężkiej pracy w przygotowania, ale nie mogłam się spodziewać, że nabiegam tak rewelacyjny wynik na otwarcie sezonu, tak więc bardzo się cieszę. Jest to na pewno fajny prognostyk przed tym sezonem, bo takie otwarcie nie zdarza się co roku. Trzeba się z tego cieszyć – powiedziała nam Ennaoui po swoim fenomenalnym występie na stadionie Ludwika II.
5 dni później w Bydgoszczy zgodnie z zapowiedziami rekord Polski na 2000 metrów poprawił Marcin Lewandowski. „Stary Lis” na stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka pokonał 5 okrążeń w 4:57.01. Szybciej od rekordu Michała Bartoszaka (5:01.7) pobiegł też Michał Rozmys (4:57.98).
– Nałożyłem na siebie presję i zrealizowałem cel. Chciałem ten rekord pobić na tyle mocno, żeby przetrwał co najmniej 29 lat, jak rekord Michała Bartoszaka. Tak jak zapowiadałem, tak zrobiłem. To już kolejny raz, że jak coś zapowiadam, to spełniam swoją obietnicę. Cieszę się, że mogłem dotrzymać słowa i zadowolić kibiców na swoim podwórku, w swoim domu, w swoim klubie. Kolejny rekord zrobiony i być może czas na następny, w postaci 3000 metrów – skomentował swój występ „Lewy”.
Kiedy wydawało się, że temat rekordów Polski jest już w tym sezonie zamknięty, wystrzelił Krystian Zalewski. 17 października w Gdyni podczas mistrzostw świata w półmaratonie, podopieczny Jacka Kostrzeby po spektakularnym finiszu minął metę w 1:01:32. Poprzedni rekord Polski od 20 lat należał do Piotra Gładkiego (1:01:35). Zalewski wraz trenerem mieli na ten rok jeszcze jeden ambitny plan, żeby dorzucić do puli rekord kraju w maratonie. Test na Covid-19, który biegacz wykonał na chwilę przed wylotem na maraton do Walencji, wstrzymał jednak rekordowe ambicje. Trzymamy kciuki, żeby rok 2021 umożliwił Krystianowi maratoński debiut. Wierzymy, że będzie okazały.
Kiedy 20 czerwca dowiedzieliśmy się, że 16-latek przebiegł 1000 metrów w 2:22.66, wyskoczyliśmy z kapci. Kilka dni później porozmawialiśmy ze sprawcą zamieszania Krzysztofem Różnickim i jego trenerem Krzysztofem Królem.
– On jest młody i młodego trzeba szanować. Nie będę forsował chłopaka, który ma przyszłość przed sobą – na wstępie zaznaczył Król. – Na asfalcie nie biegamy, jest za twardy, a ja jestem zbyt ostrożny. Zimą, jak już nie mamy wyboru, tak, przecież nie będziemy się ślizgać, ale w pozostałych miesiącach szukamy biegania po miękkim. Krzysiek jest zawodnikiem, którego trzeba hamować. Pilnuję go, zdarzało się, że musiałem trochę mocniej zareagować. Nie pozwolę na to, żeby był zawodnikiem treningowym. On jak chce się wyżyć, to niech się wyżyje na zawodach… – zakończył trener zdolnego młodziana.
Zgodnie ze słowami Króla zawodnik Cartusii Kartuzy wyżywał się w tym roku na zawodach koncertowo. 3 lipca pobił rekord Polski juniorów młodszych na 800 m (1:47:27), a pod koniec sierpnia we Włocławku sensacyjnie ograł na dwa stadionowe okrążenia seniorów, sięgając po tytuł mistrza Polski.
Różnicki nie był w tym roku jedynym juniorem, po którego występach musieliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Kornelia Lesiewicz poprawiała rekord Polski juniorek młodszych dwukrotnie. W sierpniu w Bydgoszczy zatrzymała zegar na 52.86, miesiąc później w Radomiu wygrywała już z 52.73. Wyniki Kornelii robią wrażenie, zwłaszcza, że poprzedni rekord U-18 Genowefy Nowaczyk wynosił 53.34 i pochodził z 1974 roku…
Świetnie w tym sezonie pokazała się również 19-letnia Klaudia Kazimierska. Zawodniczka z Włocławka w czerwcu przebiegła 2000 metrów z najlepszym juniorskim wynikiem na polskich listach ALL-TIME. Jej 5:59.67 zepchnęło z czoła tabel 6:01.95 Sofii Ennaoui.
Pomimo epidemii i wynikających z niej obostrzeń w Polsce odbyło się w tym roku wiele lekkoatletycznych imprez z międzynarodową obsadą. Memoriały: Ireny Szewińskiej, Janusza Kusocińskiego, Kamili Skolimowskiej, Wiesława Maniaka, Józefa Żylewicza, z kulminacyjną imprezą, jaką były mistrzostwa Polski we Włocławku – w naszym kraju sezon trwał, jakby pandemii nie było.
Na bieżni gościliśmy takie gwiazdy światowych biegów jak Laura Muir, Jemma Reekie, Ferguson Rotich, czy Dafne Schippers. Na ulicy, za sprawą przełożonych z marca na październik gdyńskich MŚ w półmaratonie mogliśmy obserwować: Joshuę Cheptegeiego, Jacoba Kiplimo, Juliena Wandersa, Peres Jepchirchir czy Ababel Yesnaneh.
Starania Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, aby pomimo epidemicznych ograniczeń utrzymać mitingi serii Continental Tour, oraz przeprowadzić mistrzostwa świata w półmaratonie zostały docenione przez światową centralę. PZLA otrzymało od World Athletics specjalną nagrodę w ramach corocznych World Athletics Awards.
Słowem 2020 roku powinno zostać „postponed” (przełożone), a na drugim miejscu widzielibyśmy „canceled” (odwołane). W kalendarzu imprez biegowych oba słówka, zaznaczone na czerwono, rozsiane były jak zaraza. Pod koniec roku w polskim kalendarzu imprez sankcjonowanych przez PZLA, regularnie zaczęło pojawiać się trzecie słowo – przeniesione.
Najpierw w trybie ekspresowym przeniesione zostały bowiem mistrzostwa Polski na 10 km. Z Goleniowa w Zachodniopomorskiem, impreza dosłownie w ciągu kilku dni została przetransferowana w okolice Poznania. Niedługo potem, podobny los spotkał MP w maratonie. Z roli gospodarza w ostatniej chwili wycofało się Dębno, co postawiło rodzimych maratończyków pod ścianą. Dzięki gościnności Olesna, zawody ostatecznie odbyły się w innej lokalizacji. Na wytyczenie trasy, zabezpieczenie dróg, pozyskanie sponsorów itd. organizatorzy mieli mniej, niż miesiąc.
Zawody w Oleśnie, podobnie jak przenoszone na chybcika mistrzostwa na dychę spotkały się z pozytywnym odbiorem zawodników. Jako Polacy możemy więc śmiało mówić, że nasze największe narodowe zalety to gościnność i przeprowadzki.
Co nas czeka w sezonie 2021? Zapowiada się, że dużo dobrego. Wielkimi krokami zbliżają się bowiem Halowe Mistrzostwa Europy w Toruniu (4-7 marca). Później (1-2 maja) będziemy gościć najszybsze sztafety świata podczas World Athletics Relays na Stadionie Śląskim w Chorzowie (od tego roku Śląski ma rangę lekkoatletycznego Stadionu Narodowego). Jakby tego było mało w czerwcu (19-20) Górny Śląsk znowu będzie gospodarzem imprezy mistrzowskiej. Tym razem w „Kotle Czarownic” odbędą się Drużynowe Mistrzostwa Europy.
Puentą sezonu mają być przełożone igrzyska w Tokio. Minima w maratonie można uzyskiwać do 31 maja 2021. Dla większości konkurencji okres kwalifikacji kończy się natomiast 29 czerwca. Trzymamy kciuki za naszych, aby w rekordowej liczbie poradzili sobie z olimpijskimi wskaźnikami.