Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Nie tylko Krystian Zalewski debiutował w ostatni weekend na królewskim dystansie. Maratońską ścieżkę przecierał też premierowo jego szkoleniowiec Jacek Kostrzeba. Jak ocenia występy swoich podopiecznych w Dębnie? Co nowego dostrzegł podążając rowerem za swoimi zawodnikami? Wreszcie, jaki skład maratończyków przewiduje na japońskie Igrzyska i za co zrugał naszą redakcję?
Kuba Pawlak (bieganie.pl): Trenerze, ostatnio rozmawiał pan z naszą redakcją po gdyńskich mistrzostwach w półmaratonie. Tam wspominał trener o kłopotach zdrowotnych, więc zacznę od pytania z tezą. Jak zdrowie i mam nadzieję, że w porządku?
Jacek Kostrzeba: Jest dużo lepiej niż w zeszłym roku. Czy wszystko w porządku? W moim wieku już chyba wszystko nie będzie nigdy w porządku. (śmiech) Jeśli nie będzie gorzej, to znaczy, że jest dobrze.
Tego trenerowi życzymy. Dużo tematów przed nami, więc przejdźmy do spotu i maratonu, bo tu działo się niezwykle dużo w ostatnim czasie. Zacznijmy od tematu pana podopiecznej Angeliki Mach. Czy to jeszcze mach czy może już dwa machy, bo ta dziewczyna niesamowicie się rozpędziła?
Zbliżamy się do dwóch machów, ale liczymy na kolejne wartości. (śmiech) A już na poważnie to rozpędzamy się i mam nadzieję… wróć… nie mam nadzieję, tylko wiem, że Angelikę stać na znacznie lepsze wyniki i rekord Polski. Na to wszystko potrzeba jednak czasu.
Angelika poprawiła się niedzielnym startem względem swojej życiówki o 10 minut, a jej ostatni start w maratonie miał miejsce dwa lata temu. Trudno oczekiwać, aby na tym poziomie progres był jeszcze większy, gdy nie startuje się częściej. Moim zdaniem większa częstotliwość startów sprawi, że organizm zawodniczki jeszcze lepiej zareaguje na trening i będzie zdolny do przekraczania kolejnych granic. Mam nadzieję, że również Angelika może być rekordzistką Polski.
W rozmowie z nami Angelika Mach mówiła o tym, że przejście pod skrzydła trenera i zmiana treningu zmotywowały ją do zadbania o całą otoczkę – regenerację, odnowę itd. Jestem ciekawy co zmieniło się w samym treningu? Analizował trener z pewnością poprzednie lata pracy treningowej. Proszę zdradzić na czym opierała się nowa koncepcja i pomysł na tę zawodniczkę?
Można powiedzieć, że zmieniłem w jej treningu wszystko. Pierwszym krokiem było czterotygodniowe roztrenowanie, z absolutnym zakazem biegania. To był taki reset. Dotychczas Angelika miała dwutygodniowe roztrenowania, podczas których biegała co drugi dzień. Dla mnie to oznacza, że ona praktycznie tego roztrenowania nie miała.
Później nastąpiło sześć tygodni wprowadzania i tu kolejna nowość jeśli chodzi o tę zawodniczkę. Dotychczas po wspomnianym roztrenowaniu, Angelika wchodziła w trening i od razu robiła akcenty. Skutkiem tego było zmęczenie już na początku przygotowań i tak to wyglądało latami. Nie chcę skłamać, bo nie mam przed sobą zapisków, ale wydaje mi się, że w pierwszym tygodniu na moim planie, nie zrobiła więcej niż 40-50 kilometrów. Obciążenia wzrastały tu systematycznie.
Jak to wyglądało w kolejnych okresach? Czy tam też próżno szukać analogii?
Faktycznie przemodelowałem wszystko. Zupełnie inaczej wyglądał trening siły. Inaczej rozkładały się akcenty i inne były mikrocykle. Biegała w mikrocyklach trzydniowych, czasem czterodniowych, gdzie akcent nigdy nie następował po akcencie. Inaczej wyglądały długie jednostki.
W konsekwencji doszliśmy do tego, że Angelika biegając 20-25 kilometrów w tempie 4:00 lub poniżej zakwaszała się na poziomie 2-3 mole i to nie było dla niej wielkim wysiłkiem. Jak sama powiedziała, kiedyś biegała wolniej biegi ciągłe niż wspomniane rozbiegania.
Co ciekawe. W pierwszym półroczu współpracy Angelika nie trenowała nawet z drugą moją podopieczną Kasią Jankowską, bo trening był dedykowany wyłącznie dla niej.
Może trener przybliżyć nam, co aktualnie słychać u Kasi?
Kasia wraca po kontuzji, której nabawiła się na oblodzonej bieżni. Aktualnie wraca do treningów i wyjeżdża z nami w niedzielę do Kenii i mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będzie szybko biegać. Przed nami dużo pracy, a mało czasu w kontekście olimpijskiego minimum, więc może być tak że wystartuje na dystansie, na którym nikt się jej nie spodziewa.
Przejdźmy do startu Krystiana Zalewskiego, który wzbudzał największe emocje wśród fanów długiego biegania w Polsce. Balonik był napompowany, co ja z dziennikarskiego punktu widzenia oceniam na plus, bo to budzi emocje i zainteresowanie wokół całej konkurencji. Występ chyba dla was słodko-gorzki, bo był to najlepszy debiut Polaka, jednak musi trener przyznać, że marzyliście o wyższym miejscu niż trzecie?
Oczywiście, przyjechaliśmy tam wygrać. Warto zauważyć, że na dystansie maratońskim nie był to tylko debiut Krystiana, ale również mój jako szkoleniowca. Miałem okazję wystawić swoich zawodników i obserwować to od środka jadąc rowerem na całej trasie. Dzięki temu mam również cenne spostrzeżenia w kontekście dalszego rozwoju.
Start Krystiana możemy rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Jedną z nich, i tu kamyczek do ogródka bieganie.pl, jest ocena dziennikarska. W mojej opinii skandalem jest pisanie, że „Arkadiusz Gardzielewski zaskakująco wygrał z Krystianem Zalewskim”. Zaskoczeniem byłoby, gdyby debiutant pokonał w tym biegu bardziej doświadczonych kolegów, a nie odwrotnie. Odbieram to za nietakt i nierzetelność dziennikarską.
Trenerze, czuje się wywołany do tablicy i na swoją obronę powiem, że podtrzymuję tę opinię, choć naszą intencją nie było umniejszanie Krystianowi i waszym osiągnięciom. W swoim osądzie uwzględniliśmy oczekiwania kibiców, które znamy choćby z kontaktów poprzez media społecznościowe oraz takich ekspertów jak Henryk Szost, który podczas wieczoru przedmaratońskiego, w rozmowie z nami wskazał Krystiana jako faworyta.
Na zaskoczenie składa się też w naszej ocenie postawa Gardzielewskiego, po którym niewielu spodziewało się tego dnia tak dobrego wyniku. Jeżeli jednak uraziliśmy tym nagłówkiem trenera lub samego Krystiana, to przepraszamy, zapewniając, że nigdy nie mieliśmy intencji, aby dyskredytować bardzo dobrego rezultatu jaki osiągnął w tym starcie.
Jeżeli trener pozwoli, przekierujmy naszą rozmowę na bardziej atrakcyjny temat, czyli sport.
My głośno wypowiadaliśmy się o tym, że Krystian może pobiec 2:08, może 2:07, ale przed startem w Walencji. Później był COVID i roztrenowanie, więc teraz nasze oczekiwania były już inne. W przypadku Dębna na przygotowania mieliśmy raptem 15 tygodni, nie było startów kontrolnych, więc trudno było zbudować analogiczną formę do jesiennej. Również to było przyczyną, dla której przed Mistrzostwami Polski nie wypowiadaliśmy się na temat spodziewanego rezultatu zawodnika.
Dziś mogę powiedzieć, że byłem przekonany iż Krystian pobiegnie na tyle szybko, że da mu to awans na igrzyska. W perspektywie kolejnych piętnastu tygodni przygotowań jakie od teraz dzielą nas do igrzysk, inaczej modelowałem jego trening pod bieg w Dębnie i nie rzucałem wszystkich środków treningowych na stół.
Na jaki wynik więc liczyliście w kontekście pracy, którą udało się wykonać przed Mistrzostwami?
Szacowałem, że Krystian pobiegnie między 2:09:30, a 2:10:00. Ze względu na to nie zgadzam się z tym, że oczekiwania względem jego startu powinny być takie same jak jesienią i że zwycięstwo Gardzielewskiego, który znakomicie rozegrał ten bieg, było zaskoczeniem. Formułowanie takich tez bez wiedzy o przygotowaniach to niekompetencja.
Chętnie poznalibyśmy te założenia, jednak przed startem Krystian nie chciał już rozmawiać z mediami, bo chciał skupić się na biegu. Czy takie ustalenia są wspólne, czy to indywidualna decyzja zawodnika? Czy wyciszenie pomaga przed ważnym startem?
To była moja decyzja. Sam odmawiałem wywiadów i prosiłem, aby nie nękać zawodnika. Chcieliśmy uniknąć powtórki z grudnia, gdzie pompowanie balonika przed Walencją przez media odbywało się poza naszą kontrolą. Teraz byliśmy praktycznie w połowie cyklu przygotowań do igrzysk, więc takie zamieszanie nikomu na dobre by nie wyszło.
Co zatem poszło nie tak względem tych oczekiwań? Czy już to przeanalizowaliście
Zaznaczmy, że to był udany debiut, bo nikt nigdy szybciej nie pobiegł. A to że oczekiwania były większe nie sprawiają, że start należy traktować w kategoriach porażki. Sport jest jaki jest i nie do każdego startu zawodnik przygotowuje się tak samo. Jestem dumny z wyniku Krystiana, choć chciałbym, aby pobiegł szybciej, bo uważam, że treningowo był na to przygotowany. Jednak na wynik maratoński składa się jeszcze wiele rzeczy, które nie do końca zagrały.
Prosimy o szczegóły, bo to bardzo ciekawe. Co nie zagrało i co mogłoby się wydarzyć, aby ten szybszy bieg miał miejsce?
Między innymi to, że Krystian nie mając takiego doświadczenia jak Arek, dał się ponieść nierównemu prowadzeniu biegu. W ramach pięciokilometrowych odcinków pacemakerzy często biegli dwa kilometry za szybko, aby następnie zwolnić. Gardzielewski nie reagował na takie rwane tempo i biegł swoje w przeciwieństwie do Krystiana, który przyspieszał, aby następnie być wyhamowanym. Problemem nie było tu przyspieszanie, natomiast to że Krystian biegł najbliżej, był najbardziej aktywny, naciskał na prowadzących i za te szarpnięcia przyszło mu zapłacić.
Kolejnym elementem było odżywianie. Okazało się, że pomimo realizowania założeń, które sprawdzały się na treningach, w warunkach niedzielnego biegu Krystian powinien przyjąć jeden dodatkowy żel. Nie była to może jakaś bariera, ale po 36. kilometrze zabrakło trochę energii, która poszłaby do nóg.
Gdy widziałem pana i Krystiana na jednej z ostatnich pętli w Dębnie, pokrzykiwał pan, aby zawodnik opuścił ręce. Czy to ten błąd techniczny, o którym kiedyś wspominał pan w jednym z wywiadów?
Tak. W Dębnie on też się przydarzył, chociaż nie jest to coś co mocno rzutuje na rezultat. Takie zachowanie nie pozwala zawodnikowi biec swobodniej i pracować w większym zakresie. Każdy kto zna się na bieganiu wie, że ręce również mają duże znaczenie. Jest to jeden z detali technicznych, nad którymi pracujemy.
Najgorętszym tematem wśród zawodników i kibiców jest teraz kwestia kwalifikacji olimpijskich. 9 minimów, a tylko 6 miejsc. Zacznijmy od panów. Czy pana zdaniem udział w komercyjnym biegu u dużego sponsora w dniu, gdzie rozgrywane są mistrzostwa Polski z czołówką polskich zawodników stawia jego uczestników w gorszej, czy lepszej sytuacji w kontekście wyjazdu na igrzyska?
Zanim odpowiem na to pytanie zaznaczę, że uważam iż na igrzyska pojadą Marcin Chabowski, Adam Nowicki i Arkadiusz Gardzielewski, bo mają najlepsze czasy.
Uważa pan, że taka będzie decyzja Związku, czy sam wysłałby taką trójkę, gdyby to od pana zależało?
Uważam, ze taka będzie decyzja, a wybór nie zależy ode mnie.
Rozważania odnośnie regulaminu kwalifikacji są takie, że gdyby przed Mistrzostwami, było pięć minimów, to należy wziąć w nich udział, aby potwierdzić się na tle bezpośredniego konkurenta. W przypadku maratonu jest to niemożliwe, bo same przygotowania trwają na tyle długo, że nie miałoby to sensu. Stąd ja nie mam wątpliwości że w obecnej sytuacji na igrzyska powinni jechać zawodnicy z najlepszymi czasami.
Aby rozwiać podobne wątpliwości w przyszłości powinny zostać zorganizowane eliminacje takie jak trialsy w Stanach, które odbywałyby się odpowiednio wcześniej.
Czy jeżeli Krystian nie zakwalifikuje się do igrzysk w maratonie, to będziecie próbowali startów na belkach, aby wykorzystać tę furtkę na wyjazd do Tokio? Czy z treningu maratońskiego możliwy jest dobry start na przeszkodach?
Tak. Krystian ma kwalifikacje i mało prawdopodobne jest, aby ją utracił. Niezależnie od wyniku w Dębnie, miał biegać przeszkody na Drużynowych Mistrzostwach Europy, bo aktualnie nie ma nikogo, kto mógłby pobiec na takim poziomie jak on. Jestem przekonany, że aktualnie nie będzie biegał gorzej niż wtedy, gdy specjalizował się w tej konkurencji. Przy odpowiednich modyfikacjach trening do półmaratonu czy maratonu, może być bardzo skuteczny również do startu na belkach.
Zaznaczę jednak, że nie będziemy rezygnować z treningu objętościowego i moja w tym głowa, aby płynnie wystartować, bez utraty walorów treningu, który do tej pory realizowaliśmy.
Jak trener ocenia sytuację kwalifikacji pań. Lisowska i Mach to pewniaczki. Co by pan zrobił z Nadolską, która ma lepszy czas, ale nabiegany dwa lata temu, w zestawieniu z Izą Paszkiewicz i jej minimum z Dębna?
Tu sprawa jest dla mnie oczywista. Jeśli Karolina nie potwierdzi się jakimś startem to na dziś jedzie Iza. Nie musi być to maraton, ale dobry start w połówce.
Jakie są najbliższe plany grupy trenera?
Bezpośrednio po Mistrzostwach Polski na 10 000m wyjeżdżamy do Kenii, gdzie planujemy spędzić około 3,5 tygodnia. Termin zakończenia obozu będziemy dopasowywali do startów poszczególnych zawodników, bo jeszcze nie wszystko jest ostatecznie potwierdzone. Z mojej grupy jadą Michał Rozmys, Krystian Zalewski, Kasia Jankowska, Angelika Mach i Kinga Królik. Oprócz tego jedzie jeszcze trenerka Agnieszka Nowakowska z Klaudią Kazimierską i Olkiem Wiąckiem.
Zdjęcia: Marta Gorczyńska