Redakcja Bieganie.pl
Chciałem przeprosić wszystkich, których dotknąłem moim komentarzem dotyczącym himalaizmu, porównanie do narkomanów było niestosowne. Oczywiście szczególnie przepraszam Agnieszkę i bliskich Tomka.
Przez całe życie byłem wychowywany w szacunku dla gór i ludzi gór, chodząc z moją mamą w polskie góry od małego dziecka. Były to jednak tylko Beskidy, Gorce, Bieszczady i część Tatr. Poza Tatrami Zachodnimi nigdzie wyżej nie byłem, nawet nie dotarłem na Świnicę, Granaty czy Rysy. Trochę uczyłem się wspinania na ściance. Życie jakoś tak się potoczyło, że zajęły mnie inne sprawy, ale zawsze z wielkim zainteresowaniem obserwowałem to co działo się w świecie gór, tych niższych i tych bardzo wysokich, uczestniczyłem nawet czasem w spotkaniach z uczestnikami wypraw.
W każdej dziedzinie ludzie chcą dokonywać osiągnięć. Modelowym przykładem był tutaj Andrzej Zawada który myślę, że wpłynął na późniejsze pokolenia wspinaczy. Promował ideę dokonywania nowych, trudnych dróg lub podejść w zimowych warunkach. Ten jego sposób na traktowanie gór w ujęciu stricte sportowym zawsze budził mój wewnętrzny sprzeciw. Góry były dla mnie miejscem obcowania z przyrodą, chłonięcia piękna a nie miejscem bicia rekordów. Dla części osób wyprawy w Himalaje to na pewno nadal okazja do wspaniałych przeżyć, przygody, doświadczenia nowych rzeczy. Ale dla części jest to presja na zapisanie się w historii.
Jeśli do tego, żeby wejść na jakąś górę potrzebuję zapewnienia, że zapiszę się w historii jako ten pierwszy to jest to dla mnie niezrozumienie przyrody, dowód na to, że funkcjonujemy w różnych, odrębnych światach. I ludzi, którzy mają takie nastawienie krytykuję, jako tych, którzy wciągają w to innych, skuszonych wizerunkiem bohaterskich wyczynów, zapisania się na kartach historii a którzy płacą za to cenę najwyższą. Cenę życia.
W Himalajach pojawia się wiele zależności z których nie zdajemy sobie sprawy. Temperatura, wiatr, ograniczenie ubiorem ale przede wszystkim wysokość nad poziomem morza sprawiają, że człowiek zachowuje się tam jak inwalida. Ten inwalida musi wejść na szczyt bo myśli, że musi. Dochodzi do tego patrzenie przez pryzmat finansowy, że skoro wydało się tak dużo pieniędzy na zorganizowanie wyprawy to trzeba górę zdobyć.
Funkcjonuje takie przekonanie, że z górą można wygrać. Góry to nie interesuje. Stoi tam od milionów lat. W ostatnim ułamku jej życia pojawili się ludzie wchodzący na jej szczyt. Niektórzy zginą, innym może się uda, inni zgina przy następnej okazji. Zapisanie się na kartach historii jest iluzoryczne. To nie jest zapisanie się formatu Alberta Einsteina czy Isaaca Newtona.
Adam Małysz nie mówił, że chce wygrywać. Mówił, że chce oddać dobry skok. Tymczasem część Himalaistów, których słowa są w środowisku najgłośniejsze mówią, że chcą wygrywać, chcą zapisać się w historii. Kosztem życia własnego lub innych.
Jeszcze raz przepraszam tych, których uraziłem.
Adam Klein.
Redaktor Naczelny Bieganie.pl