Start w Holandii nie jest dla Polaków jakimś bardzo ważnym wydarzeniem. Nasi zawodnicy nie przygotowują się do grudniowych Mistrzostw Europy w biegach przełajowych wobec czego start w crossie jest dla nich jedynie urozmaiceniem listopadowego treningu. Mimo to postanowiliśmy sprawdzić co o najbliższym biegu sądzą sami zainteresowani i przy okazji zapytać ich o kilka innych interesujących nas kwestii.
Zachęcamy was do przeczytania wywiadu z Martą Krawczyńską, Dominiką Nowakowska oraz ich trenerem Karolem Nowakowskim.
Czy przygotowywałaś się jakoś specjalnie do startu w Tilburgu?
Dominika Nowakowska: W tym tygodniu pobiegałam zabawę biegową 15 x 1’ w kolcach, a wcześniej wymagające odcinki 2 kilometrowe na krosowej trasie. Bazuję na tym co robiłam wcześniej, bez specjalnego nacisku na tą imprezę. Raczej mój trening zmierza już ku roztrenowaniu.
Sezon jesienny traktuję ulgowo pod względem treningów. We wrześniu, po roztrenowaniu, po sezonie na bieżni potrenowaliśmy trochę mocniej, ale już kolejne tygodnie były luźniejsze ze względu na liczne starty. Zredukowałam liczbę treningów do jednego dziennie plus sprawność i wzmacnianie co 2-3 razy w tygodniu, do których mocno się przykładałam. Średni kilometraż w granicach 80-110 km na tydzień licząc starty. Co ciekawe jesienią nie biegałam żadnych odcinków tempa i wytrzymałości specjalnej pod 5 i 10 km, a mimo to posiadam naprawdę świetną średnią wynikową z wszystkich jesiennych startów (33:54 na 10 km – przyp. red.), na dodatek w Goleniowie niewiele zabrakło do rekordu życiowego na 10 km (RŻ 33:16 – przyp. red.) i zaledwie 1 sekunda do rekordu na 5 km (RŻ 15:52).
Miałam udaną i intensywną wiosnę i lato. Dlatego nie chcieliśmy teraz przesadzać z treningiem, choć jednocześnie startowałam dużo.
W niedzielę zmierzysz się z mocnymi rywalkami m.in. z Portugalką Aną Dulce Felix (ubiegłoroczną zwyciężczynią), Holenderką Adrienne Herzog (drugą w 2012 r.) oraz naturalizowana Belgijka Sifan Hassan (3000 m – 8:32 w 2013 r.). Jak oceniasz swoje szanse w walce o czołowe lokaty? Jest szansa na powtórzenie osiągnięcia Justyny Bąk, która jako jedyna z Polek zajęła miejsce na podium tej imprezy (3 miejsce w 2003 r.)?
Ta impreza jest jednym z głównych sprawdzianów dla zawodników przygotowujących formę specjalnie pod Mistrzostwa Europy w przełajach, dlatego poziom zawsze jest wysoki. Nie boję się biegać z dobrymi rywalkami. Pewnie „zabiorę” się z grupą prowadzącą, a co z tego wyjdzie – zobaczymy. To moje ostatnie zawody w sezonie i chcę pobiec jak najlepiej.
Startujecie także w drużynie, macie jakieś oczekiwania odnośnie występu?
Tak, razem ze mną wystartuje Marta Krawczyńska i Matylda Szlęzak, która rok temu zajęła tam wysokie, 14 miejsce. Każda z nas na pewno powalczy o jak najwyższą lokatę. Groźnymi rywalkami będą Portugalki i Niemki oraz reprezentacja gospodarzy czyli Holenderki.
Dobiega końca Twój drugi sezon w biegach długich. Czas na małe podsumowanie, jak go oceniasz?
To najlepszy sezon w mojej karierze. Zaprezentowałam się znakomicie na arenie międzynarodowej, wygrałam 2 mityngi europejskie i zdobyłam kilka medali mistrzostw Polski. Sezon był bardzo obfitujący w starty, a mimo to nie czuję się jakoś przemęczona fizycznie, nie doskwierają mi żadne urazy i kontuzje. Zauważyłam też, że moja dyspozycja była bardzo równa przez cały rok, co świadczy o znakomitym sterowaniu treningiem i formą. Miałam kilka biegów, które mogły się zakończyć lepszymi wynikami, ale próbowałam różnych taktyk, ryzykowałam. Sprawdzaliśmy też reakcję organizmu na różny rodzaj treningu. Nie zawsze przynosiło to takie rezultaty jakich byśmy oczekiwali, ale zdobyta wiedza jest bezcenna. Teraz potrzeba mi relaksu po sezonie, by ze świeżością wejść w kolejny rok.
Można powiedzieć, że Dominika była jednym z objawień tego sezonu. Pewnie nikt nie spodziewał się, że reprezentantka klubu z Lęborka zdoła uzyskać awans na Mistrzostwa Świata w Moskwie. Tymczasem zawodniczka nie tylko zakwalifikowała się na najważniejszą imprezę w tym sezonie na świecie, ale również uzyskała awans do finału biegu na 5000 m.
Ojcem sukcesów Dominiki jest Karol Nowakowski, który podbudowany osiągnięciami swojej żony powiększa swoją grupę treningową. Od roku razem z Karolem współpracuje Marta Krawczyńska, która ostatnim biegiem w Gdyni (33:51) dołączyła do ścisłej czołówki polskich biegaczek ulicznych.
Czy decyzja o trenowaniu Marty była dla Ciebie decyzją łatwą? Dominika się nie sprzeciwiała?
Karol Nowakowski: Wiem do czego zmierzasz, rzeczywiście trenowanie kobiet jest trochę skomplikowane… (śmiech). Owszem, skonsultowałem to z Dominiką. Kiwała głową z niedowierzaniem, że chcę sobie jeszcze dodatkową robotę stworzyć, bo zawodnik potrzebuje poświęcenia czasu. Po chwili jednak dodała, że muszę się rozwijać jako trener i że to chyba dobry pomysł. Potem była rozmowa z poprzednim trenerem Marty, wyjaśniliśmy sobie wszystko i się zaczęło.
Dołączenie Marty to część mojego planu stworzenia profesjonalnego teamu biegowego. W niedalekiej przeszłości chcę poszerzyć grupę do 4-5 zawodników biegających na wysokim poziomie. Pracuję też od początku z grupą młodych zdolnych juniorów w Smętowie Granicznym, którzy mają dobre rokowania.
Dominika i Marta to już dojrzałe kobiety, które wiedzą po co trenują i co chcą osiągnąć. U mnie w grupie nie ma zawiści i zazdrości o sukcesy kolegów czy koleżanek, panuje zdrowa rywalizacja, to normalne. Widzę, że dziewczyny sobie kibicują i życzą sobie jak najlepiej. Przede wszystkim spokój, opanowanie i luz Dominiki dobrze wpływają na Martę, a ja się przy nich też dużo uczę.
Jak dobierasz treningi Marcie i Dominice, realizują ten sam plan?
Obecnie prowadzimy z Martą współpracę korespondencyjną. Plany i wytyczne otrzymuje pocztą elektroniczną, ponadto bardzo dużo prowadzimy rozmów telefonicznych i widujemy się od czasu do czasu na zawodach, rzadko na konsultacjach. Od pewnego czasu zapis z głównych treningów analizuję na platformie Garmin Connect, która daje mi dużo informacji zwrotnych – zapisy o tętnie i restytucja. Myślę, że od przyszłego roku będą też wspólne wyjazdy na obozy i wspólne zajęcia.
W treningu obu dziewczyn są oczywiście wspólne cechy, które wynikają z mojej filozofii trenerskiej, która zresztą – czego nie ukrywam – ulega pewnym modyfikacjom i zmianom. To naturalne, gdy człowiek jest chłonny wiedzy, potrafi szukać i analizować. Trening biegowy jest piękny – niby prosty z założeń, ale im więcej odkrywasz i chcesz zbudować zawodnika na poważne ściganie to wtedy zaczyna się cała zabawa. Obie zawodniczki, oprócz tego że biegają na innych prędkościach, różnią się warunkami fizycznymi i techniką biegu, stąd nie wyobrażam sobie by kopiować i powielać te same schematy, które sprawdziły się u Dominiki. np. dla Dominiki trening 15 km biegu ciągłego nie stanowi problemu, ale dla Marty to katorga psychiczna, więc lepiej dla niej jak pobiega 2 x 8 km lub nawet 15x 1 km na bardzo krótkiej przerwie w truchcie na tych samych prędkościach co ciągły. To stopniowe przestawianie na inny tryb pracy.
Marta miała sporo przeszkód zdrowotnych na samym początku naszej współpracy, więc ciężko było wejść w taki rytm ciągłego szkolenia, ale udało jej się pokonać przeciwności. Jestem naprawdę zadowolony z tego, że sobie tak świetnie z nimi poradziła. Systematyczna wspólna praca powoli przynosi efekty, zrobiliśmy dobrą robotę z jej podejściem i treningiem, choć ja wciąż uczę się jej „organizmu”, wpływu poszczególnych środków itp. Aplikacja treningu przez e-mail jest trochę bardziej zachowawcza, tzn. staram się nie przesadzać, bo kartka wszystko przyjmie, ale trener na bieżąco nie widzi efektu, tylko korzysta z odczuć zawodnika. Jeśli biegacz umie słuchać swego organizmu to jest ok., ale jeśli ma z tym problemy i musi się tego nauczyć to jest większe wyzwanie by trening był skuteczny. Marta, choć tego na razie nie może zaakceptować, tak naprawdę ma spory potencjał maratoński, jednak sama musi to poczuć i się przełamać, jak ja będę naciskał nic z tego nie będzie. Ale póki co, podobnie jak Dominika, musi poprawić szybkość na dystansach od 3 do 10 km włącznie. Jest zmotywowana i to jest najważniejsze. Wiosną zadebiutuje w półmaratonie.
A co na temat samej współpracy i ostatnich wynikach sądzi sama zainteresowana?
Niedawno rozpoczęłaś współpracę z trenerem Karolem Nowakowskim, jak oceniasz waszą współpracę?
Marta Krawczyńska: Nasza współpraca trwa zaledwie od roku, a już widać jej efekty w postaci ciągle poprawianego rekordu życiowego na 10 km. Karol Nowakowski jest ostoją spokoju, jego zdaniem najważniejszy w treningu jest właśnie spokój i cierpliwość. Ja natomiast jestem tego przeciwieństwem, czasem wybuchowa, nie znoszę kiedy coś nie idzie tak jakbym tego chciała, jakiekolwiek niepowodzenia strasznie przeżywam.
Przy nowym trenerze nauczyłam się podejścia, że każdy najgorszy start jest lepszy niż najlepszy trening, że ze startów trzeba czerpać przede wszystkim radość i z każdego z nich wyciągać wnioski, że nic nie można robić na siłę, że to wszystko ma mi sprawiać przyjemność, bo jeśli tak nie będzie, to rezultaty nigdy nie będą takie jakich oczekujemy. I tak się stało, kiedy przestałam myśleć o wynikach tylko cieszyłam się, że z każdym treningiem „idę przodu” i wracam do swojej najlepszej dyspozycji – wszystkie hamulce (przede wszystkim psychiczne) puściły. Żałuję tylko, że ten rok nie był tak naprawdę pełnowartościowy dla mnie jako dla zawodniczki oraz Karola jako dla trenera, a to ze względu na brak jakiegokolwiek zgrupowania, braku możliwości startu na mistrzostwach Polski (ze względu na brak porozumienia z poprzednim klubem, którego barwy reprezentowałam). Poza tym w najważniejszym okresie kiedy zawodnik buduje bazę pod przyszły sezon byłam całkowicie odcięta od treningu. Cały styczeń i luty ze względu na problemy zdrowotne nie robiłam praktycznie nic, a oczywiście chciałam jak najszybciej wrócić do dyspozycji sprzed choroby. To udało mi się już w kwietniu, gdy pierwszy raz pobiłam rekord życiowy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a współpraca i treningi dają w końcu współmierne efekty do zaangażowania.
Czy inne podejście szkoleniowca oraz fakt, że trenujesz w grupie z Dominiką Nowakowską i jej sukcesy działają na Ciebie motywująco?
Zdecydowanie tak. Każdy sukces Dominiki w tym roku napędzał mnie i dawał pozytywnego „kopa”. Bardzo jej kibicowałam i nadal to robię, najzwyczajniej w świecie w końcu czuję, że jestem w „dobrych rękach”. Patrząc z perspektywy czasu, oglądając swoje dzienniczki treningowe wspominając dawne treningi i zgrupowania, których miałam dawniej mnóstwo, dochodzę do wniosku, że przede wszystkich podejście trenera i zawodnika, dobre relacje w grupie oraz komfort psychiczny sprawiają, że można przekraczać swoje granice. Przecież Dominika odnosząc swoje pierwsze sukcesy, po urodzeniu Kalinki, również trenowała tylko raz dziennie, bez zgrupowań – pomyślałam więc, czemu ja bym nie mogła?
Na swoim koncie masz kilka medali MP w kategorii młodzieżowej, wciąż jednak czekasz na medal seniorski. W tym roku blisko było podczas MP kobiet w biegu na 10 km, gdzie zajęłaś czwartą lokatę, a brązowy medal przegrałaś o sekundę, choć tyko teoretycznie, bo w praktyce startowałaś poza klasyfikacją MP. Czy głównym celem przyszłego sezonu będzie medal mistrzostw kraju?
Zgadza się w kategorii młodzieżowej zdobyłam kilka medali, ale potem jakoś moja progresja się zatrzymała. Oczywiście, marzy mi się medal z seniorskiej imprezy i mam nadzieję go wkrótce zdobyć, być może już w przyszłym sezonie jeśli wszystko przebiegnie bez komplikacji.
Przegrane trzecie miejsce w Płocku daje mi mieszane uczucia, pewnie gdybym myślała tylko o zdobyciu medalu pobiegłabym taktycznie zupełnie inaczej. W Płocku jednak moim celem był rekord życiowy i gdyby na trasie nie „wyrósł” ten ogromny podbieg na 8 kilometrze pobiłabym go już wtedy znacząco. Dlatego dzięki temu, że jestem niestowarzyszona jakoś to czwarte miejsce mniej mnie rozczarowało. W przyszłym sezonie marzy mi się powrót na bieżnie, ale sezon rozpocznę prawdopodobnie debiutem w półmaratonie.
11 listopada w Gdyni udało Ci się odnieść zdecydowanie zwycięśtwo i wyraźnie poprawić rekord życiowy na 10 km (33:51), czy czujesz, że stać Cię na jeszcze szybsze bieganie?
Bieg Niepodległości w Gdyni był dla mnie, mam nadzieję, przełomowy. Miałam jeszcze niedawno starty gdzie trochę ciężko było mi uwierzyć, że mogę teraz już pobiec wynik, którego nie ma się co wstydzić. Po cichu ja i trener liczyliśmy na dobry wynik, ale nie wiem czy aż tak dobry. Tym bardziej że dwa dni szybciej biegałam jeszcze w biegu Sambora w Tczewie (na 6 km – przyp. red.), w którym faktycznie nie dałam z siebie wszystkiego, ale nie wiedziałam do końca czy będę w stanie biec na nowy, dobry rekord życiowy. Wynik ostatecznie okazał się powyżej oczekiwań, więc super – cieszę się. Po biegu powiedziałam sobie nawet, że teraz już chyba niczego się nie boję. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze sporo takich niespodzianek i że stać mnie na bieganie na naprawdę wysokim poziomie.
My również mamy taką nadzieję. Całej grupie gratulujemy osiągnięć, a wszystkich startującym w niedzielę Polakom życzmy powodzenia.
Dodajmy takżę, że w najbliższy weekend czekają nas również przełajowe emocje związane z Młodzieżowymi Mistrzostwami Polski, które w sobotę odbędą się w Lubinie. W biegach głównych zawodnicy (młodzieżowcy oraz juniorzy) powalczą o kwalifikację do reprezentacji Polski na 20. Mistrzostwa Europy w biegach przełajowych, które 8 grudnia odbędą się w Belgradzie. Wśród najpoważniejszych kandydatek do startu w Serbii jest m.in. Sofia Ennaoui.