Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
To miał być rok igrzysk, mistrzostw i wielkich pojedynków. Pojedynki były, ale korespondencyjne. Mistrzostwa Europy odwołano, igrzyska przełożono. W roku 2020 w biegowym świecie wydarzyło się jednak wiele rzeczy godnych zapamiętania. Autorem największych biegowych cudów był Joshua Cheptegei.
Nankin? Postponed. Gdynia? Postponed. Tokio? Postponed. Paryż? Canceled. Wraz z początkiem 2020 roku kolejne imprezy mistrzowskie padały pod strzałami epidemicznych obostrzeń. Ostatecznie okazało się, że jedynym międzynarodowym wydarzeniem rangi mistrzowskiej będą gdyńskie MŚ w półmaratonie (przełożone z marca na październik). Zanim jednak najlepsi długasi globu dotarli nad Zatokę Gdańską, światowe władze i lokalne federacje stawały na głowie, żeby ratować mitingi Diamentowej Ligii i Continental Cup, oraz najbardziej prestiżowe biegi uliczne.
Joshua Cheptegei mistrz świata na 10000 m z Dohy, rok 2020 otworzył z przytupem. W połowie lutego w Monako wykręcił nowy rekord świata na uliczną piątkę (12:51). Niedługo potem rzucił wyzwanie Kenenisie Bekelemu, zapowiadając atak na jego stadionowy rekord świata na 5000 m. 14 sierpnia podczas mitingu Diamentowej Ligi w Monako Ugandyjczyk niemal z uśmiechem na twarzy uzyskał fenomenalne 12:35.36. WR (World Record) legendarnego Etiopczyka został poprawiony o niespełna 2 sekundy. Na mecie reprezentant NN Running Team nie zapomniał zatrzymać zegarka. Wszystko po to, aby zapis historycznej próby wrzucić potomnym na Stravę.
Na tym Cheptegei nie poprzestał. 7 października postanowił odebrać Bekelemu kolejny skalp. Podczas NN Valencia World Record Day sięgnął po rekord świata na 10000 metrów. Zegar zatrzymał się na równym 26:11.00. Piętnastoletni rekord Bekelego 26:17.53 został zmiażdżony.
Do pełni szczęścia w sezonie 2020 Cheptegeiemu brakowało już jedynie świetnego występu podczas MŚ w półmaratonie. W Gdyni (zaledwie 10 dni po występie w Walencji) Ugandyjczyk zaprezentował się jednak poniżej oczekiwań, finiszując na 4 pozycji. Nie zmienia to jednak faktu, że człowiek który w ciągu 2 miesięcy pobił dwa rekordy świata Kenenisy Bekelego skradł w tym roku biegowe show.
Pojedynki na odległość
Epidemiczny rok 2020 wymusił na organizatorach wielkich imprez dużą kreatywność. Pierwszymi, którzy postanowili chwycić byka za rogi i przeprowadzić międzynarodowe zawody pomimo obostrzeń, byli Norwedzy. Słynne Bislett Games w Oslo, odbyło się w tym roku pod szyldem Impossible Games. Nowinką techniczną tamtych zawodów było symultaniczne rozgrywanie biegu na 2000 metrów. W tym samym czasie bracia Ingebrigtsen biegli w Oslo, natomiast drużyna mistrza świata na 1500 m Timothy’ego Cheruiyota ścigała się w dalekim Nairobi.
Miesiąc później jeszcze większą kreatywnością wykazali się organizatorzy Inspiration Games. Zawody rozegrano nie w dwóch, ale w siedmiu różnych lokalizacjach w tym samym czasie. Gospodarzem zawodów był Zurych, ale w ramach symultanicznej transmisji łączono się także z Aubière we Francji, Bradenton na Florydzie, Karlstad w Szwecji, Lizboną, Papendal w Holandii oraz Walnut w Kalifornii.
Z tamtych zawodów szczególnie zapamiętaliśmy, co zrobił Noah Lyles, a właściwie jeden z sędziów. Przez chwilę wydawało się, że Amerykanin pobił rekord świata na 200 m. Zegar na mecie pokazał bowiem niesamowite 18.90 (WR Bolta to 19.19). Szybko wydało się jednak, że Lyles wystartował nie z tej linii co trzeba, przez co zamiast dwusetki pokonał 185 metrów. Jak do tego doszło? Ustawieniem bloków zajął się sędzia, który na co dzień obsługuje zawody pływackie…
Pomimo epidemii pojedynek biegowych gigantów miał duże szanse, żeby dojść do skutku. Chodzi o Kipchoge vs Bekele, czyli starce do którego miało dojść przy okazji maratonu w Londynie.
Przełożony z wiosny na 4 października London Marathon rozegrano na niespełna 20 pętlach wokół Parku Św. Jakuba. Bieg utrzymano jedynie dla elity. Tysiące biegaczy amatorów musiało zadowolić się – modną w roku 2020 – rywalizacją wirtualną.
Dwa dni przed biegiem o rezygnacji poinformował Kenenisa Bekele, tłumacząc się kontuzją łydki. Cała uwaga kibiców skupiła się więc na rekordziście świata Eliudzie Kipchoge. Kenijczyk biegł jednak ciężko i nie nawiązał walki z doskonale dysponowanymi tego dnia: Kitatą, Kipchumbą i Lemmą. Dopiero ósma lokata człowieka, który złamał 2 godziny w maratonie, była dużym rozczarowaniem. Dla Kipchogego była to pierwsza porażka na królewskim dystansie od 2013 roku.
Wracająca po przerwie macierzyńskiej Kenijka Peres Jepchirchir w lutym zaliczyła mały falstart, nie kończąc półmaratonu Ras Al Khaimah. Jesienią odbiła sobie jednak zimowe niepowodzenie z nawiązką.
Jepchirchir najpierw poprawiła rekord świata w półmaratonie (women only) podczas zawodów w Pradze (5 września wygrała z czasem 1:05:34). Miesiąc później po piorunującym finiszu zdobyła złoto MŚ w Gdyni, ustalając nowy WR na 1:05:16.
6 grudnia w Walencji Kenijka postanowiła sprawdzić się na dystansie maratonu. Była to dobra decyzja. Wygrała z piątym czasem w historii – 2:17:16. Co ciekawe Jepchirchir nie może być pewna startu w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich. Kenijska federacja już pod koniec stycznia tego roku ustaliła bowiem olimpijski skład. Zabrakło w nim miejsca dla mistrzyni świata z Gdyni.
Chociaż buty z karbonową wkładką nie są wynalazkiem roku 2020, to właśnie w ostatnich miesiącach stały się tematem numer 1, jeśli chodzi o biegowy sprzęt. Kolejne uliczne rekordy świata poprawiane w obuwiu z węglową wkładką (i na coraz grubszych podeszwach) wymusiły na World Athletics jaśniejsze stanowisko w sprawie.
Światowe władze lekkiej atletyki na początku roku uszczegółowiły, kiedy buty są legalne, a kiedy stają technologicznym dopingiem. Ustalono grubość podeszwy na maksymalnie 40 mm (w przypadku startów ulicznych) oraz zabroniono używania butów z więcej niż jedną karbonową płytką.
W późniejszych miesiącach regularnie modyfikowano przepisy. Kontrowersje wzbudził zwłaszcza zakaz startowania na stadionie w butach, które jednocześnie są legalne na ulicy. Uderzyło to chociażby w Sondre Moena, który 7 sierpnia w Kristiansand pobił rekord Europy w biegu 1-godzinnym (21131 m). W związku z tym, że na nogach miał Nike na grubej podeszwie, światowa centrala nie uznała wyniku, jako regulaminowy.
Ostatnią tegoroczną zmianą, jaką wprowadziło World Athletics, jest dopuszczenie do startów w zawodach prototypów. Wcześniej tylko modele dostępne w ogólnej sprzedaży, mogły być używane podczas rywalizacji sportowej.
Kiedy sezon 2020 chylił się już ku zakończeniu, 6 grudnia w Walencji aż 4 zawodników pobiegło szybciej, niż rekord świata w półmaratonie (58:01), który od 2019 roku należał do Geoffreya Kamworora. Nowym rekordzistą został Kenijczyk Kibiwott Kandie (57:32). Kolejni, którzy sprawili sobie mikołajkowy prezent i rozmienili w Walencji 58 minut to: Jacob Kiplimo (57:37), Rhonex Kipruto (57:49) i Alexander Mutiso (57:59).
Dla Kiplimo i Kipruto grudniowy start był potwierdzeniem doskonałego sezonu. Dwa miesiące wcześniej Kiplimo sięgnął w Gdyni po tytuł mistrza świata w półmaratonie. Z kolei na początku roku Kipruto ustalił rekord świata na uliczną dychę (26:24).
Wszystkie wymienione wyniki wybiegano w obuwiu z karbonową płytką. Pod koniec roku coraz więcej świetnych rezultatów padało jednak nie w słynnych Nike Vaporfly, ale w modelu Adidasa adizero Adios Pro.
Jako że koszula bliższa ciału, warto w podsumowaniu mijającego roku wspomnieć też o rewelacyjnych wynikach biegaczy ze Starego Kontynentu. Klasą dla siebie byli Norwedzy.
Karsten Warholm w każdym starcie na koronne 400 m przez płotki meldował się na mecie z ogromną przewagą. Rywale wyglądali przy genialnym Norwegu, jak praktykanci przy majstrze. Warholm podczas zawodów DL w Sztokholmie był o włos od poprawienia rekordu świata Kevina Younga. Czas 46.87 był słabszy o zaledwie 0.09 sekundy od wyczynu Amerykanina z IO w Barcelonie (1992).
Na bieżni doskonale bawili się też bracia Ingebrigtsen. Sezon życia zaliczył młody Jakob, bijąc rekord Europy na 1500 metrów (3:28.68). Do tegorocznych życiówek dorzucił też doskonałe 7:27.05 na 3000 m, 4:50.01 na 2000 m i 1:46.44 na 800 m.
Rok 2020 potwierdził, że Japonia należy do absolutnej światowej czołówki w biegach długich. Jak obliczył Brett Larner z Japan Running News, biegacze i biegaczki z kraju wschodzącego słońca stanowią aktualnie trzecią siłę w maratonie na świecie.
10 najlepszych tegorocznych wyników Japończyków dało średnią 2:07:04 (stan na 22 grudnia). Lepsi są tylko Etiopczycy (2:05:01) i Kenijczycy (2:04:47). Podobnie sytuacja wygląda w maratonie kobiet. 10 najlepszych Japonek wykręciło w tym roku średnią 2:25:25. Lepsze są Kenijki (2:21:20) i Etiopki (2:20:16).
Larner w swoim zestawieniu umieścił też Polskę. Średnia 10 najlepszych mężczyzn to 2:20:51, kobiet 2:52:21. Kluczową imprezą przyszłego sezonu będą igrzyska olimpijskie w Tokio. Halowe mistrzostwa świata w Nankin przełożone na rok 2021, zostały niedawno przełożone ponownie, tym razem na rok 2023. Prognozowanie wydarzeń w czasach epidemii Covid-19, to jak strzelanie z łuku do komara w ciemnym pokoju. Pozostaje mieć nadzieję, że większość planowanych na przyszły sezon imprez dojdzie do skutku. W tym momencie łatwiej powiedzieć, co się na pewno nie odbędzie. Na pewno nie odbędą się wiosenne „Majorsy”. W swoim tradycyjnym kwietniowym terminie nie wystartuje Boston. Londyn przesunięto na 3 października, a Tokio na 17 października.