Redakcja Bieganie.pl
W weekend 6-7 grudnia przebywałem w Toruniu, aby wziąć (czynny) udział w popularnym Półmaratonie Świętych Mikołajów. Czy warto w nim wystartować w przyszłości? Zdecydowanie tak, ale pod warunkiem, że organizatorzy wyeliminują rażące nas błędy.
3,3 tys. biegających św. Mikołajów
Półmaraton Świętych Mikołajów, który w 2014 roku wystartował już po raz dwunasty to impreza naprawdę popularna. Świadczą o tym chociażby liczby – w niedzielnym biegu do mety dotarło blisko 3,3 tys. biegaczy. I mimo, że nie był to frekwencyjny rekord (ten padł rok wcześniej – finiszowało wtedy niemal 3,7 tys. osób) to wynik robiłby wrażenie nawet w wielokrotnie ludniejszej Warszawie, gdzie mieszkam, biegam i pracuję na co dzień.
Bieg tradycyjnie odbywa się w okolicach Mikołajek i organizatorzy podkreślają ten fakt na każdym kroku. W całkiem obfitym pakiecie startowym otrzymaliśmy m.in. koszulkę techniczną (czerwony long sleeve z logo imprezy) oraz czapkę Mikołaja, również obrandowaną przez włodarzy imprezy. Ostatni z tych rekwizytów można było zauważyć na głowach wielu osób snujących się w weekend po centrum Torunia, co tylko potwierdza fakt, iż impreza, na którą ja również tutaj przyjechałem, jest czymś, co nie przepada bez echa. To zdecydowany i chyba największy plus tego przedsięwzięcia. Patrząc na biegi z perspektywy dziennikarza Bieganie.pl, który niemal co weekend odwiedza różne imprezy sportowe, głównie te stołeczne, niesamowite wrażenia zrobiło to, że miasto oddychało atmosferą Mikołajek i Półmaratonu. Każdy Torunianin, począwszy od sklepikarki a na taksówkarzach i przechodniach kończąc, miał świadomość tego, że coś takiego w ogóle się odbędzie. I nie zdradzał przy tym, charakterystycznego dla wielu Warszawian, znużenia kolejną, korkującą drogi imprezą.
Bieg z przeszkodami, dla uczestników i… organizatorów
Trasa biegu, wzorem lat ubiegłych, wytyczona była tak, aby poznać Toruń z różnych perspektyw. Start, który zaplanowano na 11:00 (rozpoczęcie biegu o tak późnej porze, podczas obecnej pory roku to naprawdę mądre posunięcie – temperatura o 8 lub 9 jest naprawdę ciężka do zniesienia, przynajmniej dla mnie), był ulokowany w samym sercu toruńskiego starego miasta, przy pomniku Kopernika. Po pokonaniu staromiejskiego labiryntu i męczącej kostki brukowej wybiegliśmy na asfaltową długą prostą, aby po kilku kilometrach… zanurzyć się w lesie, który opuściliśmy dopiero pod sam koniec 21-km trasy. Jako typowy mieszczuch byłem naprawdę zaskoczony – bieg momentami, bardziej niż uliczny półmaraton przypominał prawdziwy przełaj – wszyscy uczestnicy musieli mierzyć się kilkoma mocnymi zbiegami oraz podbiegami i długimi, piaszczystymi ścieżkami. Gdybym założył sobie właśnie tutaj walkę o rekord życiowy lub po prostu szybki bieg, na 100 proc. obecnych możliwości byłbym mocno rozczarowany – trasa wybitnie nie sprzyja takim wyczynom. Oczywiście, nie jest to zarzut dla organizatorów – ci przecież podają plan trasy przed imprezą. Chociaż z punktu widzenia biegacza – turysty, w jaką wcieliłem się w zeszły weekend, znacznie bardziej wolałbym więcej czasu spędzić na urokliwych ścieżkach i ulicach nad Wisłą, których tu nie brakuje, aniżeli w lesie, gdzie część trasy przebiegała w średnio lub mocno niesprzyjających warunkach.
Metę, a zarazem miasteczko biegu, ulokowano z kolei u stóp hali sportowo-widowiskowej oddalonej o niemal dwa kilometry od miejsca startu. Po wbiegnięciu na nią otrzymywaliśmy medal – który wyglądał jak „dzwonek” Świętego Mikołaja. Czy ładny? Rzecz gustu. Na pewno – oryginalny i wyróżniający od innych imprez.
Niestety, półmaraton, przynajmniej w tym roku, był wyboisty nie tylko dla biegaczy, ale także organizatorów. Drobne i większe błędy towarzyszyły nam niemal na każdym kroku. Od razu po wystrzale startera, kłębiący się na dosyć wąskiej uliczce tłum musiał poradzić sobie z licznymi, niezabezpieczonymi zwężeniami, co sukcesywnie utrudniało płynny ruch. Już po pierwszym zakręcie trasa nie była oddzielona od pełnych turystów chodników. Startujący mieli więc do wyboru biec ulicą lub wspomnianym chodnikiem. Ci którzy wybrali tą drugą opcję wpadali na wychodzących ze sklepu bogu ducha winnych przechodniów. Rzecz miała miejsce nie dalej niż 300 metrów od startu! Zostając w temacie utrudnień na starym mieście – na pierwszej prostej osoba z obsługi medialnej biegu trzymała kamerę na wysięgniku tak nisko, iż każdy biegacz musiał się zwolnić i schylić… żeby nie dostać w zęby. Widzimy to na poniższym zdjęciu.
Słabe zabezpieczenie trasy i idące za tym – chaotyczne, problematyczne skrzyżowania (kiedy ruch samochodowy i pieszy krzyżował się ze ścigającymi się półmaratończykami) był wspólnym mianownikiem niemal wszystkich, 21 kilometrów trasy. Skoro impreza jest świętem miasta to dlaczego na czas biegu nie można całkowicie zamknąć ruchu drogowego w miejscach, gdzie krzyżuje się on z trasą imprezy? Na moich oczach samochód, puszczony przez służbę porządkową, wymusił dramatyczne wyhamowanie na rozpędzającym się biegaczu. To sytuacja w przyszłości nie do zaakceptowania.
Jako Bieganie.pl w ostatnich miesiącach podkreślamy rolę, jaką odgrywa zabezpieczenie medyczne biegu i staramy się na twórcach największych imprez wymusić najwyższe, możliwe standardy. Nie możemy robić wyjątku, tym bardziej, że Półmaraton Toruński budzi w tej kwestii zastrzeżenia. Przez ponad trzy godziny obecności na imprezie: przed startem, na trasie i na mecie ani razu nie widziałem służb medycznych. Jedynie straż pożarną. Być może czekała ona w miejscu, którego nie było dane mi dostrzec. Ale jako biegacz czułbym się pewniej mając świadomość tego, że ktoś nad nami czuwa. Tym bardziej, że 3 / 4 trasy biegu wiodło przez las.
Reasumując, Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu to impreza naprawdę nietuzinkowa, co poniekąd wynika również z faktu, iż miasto w którym się odbywa jest miejscem niezwykle urokliwym. Przewodni motyw – świąt i niepowtarzalny klimat miasta Kopernika nie mogą jednak uśpić naszej czujności – liczymy na to, że środowisko biegowe wymusi na organizatorach niezbędne zmiany. Po prostu szkoda tak ciekawej imprezy.