kubajeszczeinnefot
1 lipca 2020 Jakub Jelonek Sport

poepidemijne perypetie na stadionach


Sezon zawodów lekkoatletycznych na stadionie ruszył pełną parą. Zgodnie z wprowadzonymi przez centralę wytycznymi można już organizować mityngi do 150 osób (przebywających w tym samym czasie na stadionie). Co tydzień odbywa się więc przynajmniej 10 różnych mityngów, spełniających narzucone przez górę kryteria. Jak to wygląda w praktyce?

Już połowie maja Polski Związek Lekkiej Atletyki opublikował swoje zalecenia dotyczące organizacji zawodów klasy I i MM (w tym mistrzostw Polski). Rekomendacja PZLA dotyczyła maksymalnej liczby osób (zawodnicy + sędziowie + obsługa) na stadionie w trakcie zawodów (choć była uzależniona od decyzji rządowych) i wynosiła: do 14 czerwca – 50 osób, do 13 lipca – 100 osób, do 9 sierpnia – 200 osób, do 3 września – 300 osób, a do 30 września – 999 osób. Dwa dokumenty (13 i 14 stron) skrupulatnych reguł, ustalonych na podstawie wyliczeń i oszacowań nie zrobiły na osobach decyzyjnych żadnego wrażenia, bo na konferencji prasowej przedstawiono oczywiście zupełnie inne wytyczne. Od 30 maja wprowadzono możliwość organizacji wszystkich wydarzeń sportowych do 150 osób, ale bez udziału publiczności. Uczestnicy takich imprez, np. biegowych czy rowerowych, nie muszą zasłaniać ust i nosa, nie mają także obowiązku zachowania dystansu społecznego – zadecydowali włodarze. Jednak początkowo mało kto wiedział, jak się za to zabrać.

Przykładowo, mityng WZLA w Luboniu (20.06) został odwołany, bo zgłosiło się do niego za dużo osób. W systemie zgłoszeń już na kilka dni przed imprezą było widać, że osób jest nadmiar. Jednak zamiast zapisać w regulaminie limit albo ustalić harmonogram tak, aby zawody się odbyły, pozostawiono zawodników z całej Polski na lodzie. Niektórzy ponoć specjalnie przenosili się z zawodów w Słubicach, bo na listach w Luboniu była większa konkurencja, czyli szansa na osiągniecie lepszych wyników. Organizator postanowił odwołać zawody, bo nie wiadomo było, jak z tego wybrnąć. Ostatecznie część konkurencji przeniesiono i rozegrano w okrojonym składzie. Największym problemem okazało się zapewnienie obsady sędziowskiej. Tego samego dnia odbyły się mityngi w Kielcach, Puszczykowie, Stalowej Woli, Środzie Wielkopolskiej, Sztumie, Częstochowie, Lublinie, Bielsku Białej i Włocławku (kolejnego dnia był też mityng w Rybniku i Krakowie). Zawody najwyższej klasy (MM) odbyły się w Chorzowie (Królowa Sportu wraca na Stadion Śląski), ale nie zdecydowano się tam na żadne dłuższe biegi (najdłuższe było 600 m i to tylko dla pań).

Niektórzy organizatorzy postanowili za to wybrnąć z problemu zbyt dużych zgłoszeń – nie przyjmując zawodników z innych województw lub dopuszczając ich udział „na specjalne zaproszenie”. Jednak warunkiem przynależności do danego województwa pozostaje klub, a pamiętajmy, że bardzo wielu zawodników w lekkiej atletyce reprezentuje kluby spoza miejsca zamieszkania. Szukając więc startów muszą teraz jeździć w okolice swojego klubu na papierze albo kombinować ze „specjalnym zaproszeniem”.

Jak wyglądają zawody w nowej rzeczywistości?

Obserwuję wchodzących na stadion zawodników. Niektórzy otwierają klamkę łokciem, a przy wejściu przemywają dłonie środkiem dezynfekcyjnym. Sędziowie, obsługa techniczna, dziennikarze i fotoreporterzy (gdyby byli) przemieszczają się i pracują w maseczkach. Niektórzy próbują zachowywać bezpieczny dystans, a są i tacy, którzy rzeczywiście przybiegają na metę dalej niż zwykle. Nie wiem, czy to przez strach przed wirusem. Część zachowuje się na stadionie bardzo ostrożnie, bo licho nie śpi. Nikt nie dotyka dłońmi twarzy, a jak kicha, to tylko w łokieć. W tych trudnych czasach niczego nie możemy być pewni, ale jakoś trzeba sobie radzić. Są tacy, którzy szukają miejsca na rozgrzewkę na uboczu, żeby w spokoju przygotować się do rywalizacji. Większość bierze z domu swoje napoje i przekąski, bo punkty gastronomiczne cały czas są na obiekcie zamknięte.

Większość zachowuje ostrożność. Nie wita się normalnie, tylko machnie ręką albo przybije łokieć. My, sędziowie uczymy się rozpoznawać znajome twarze pod maseczką. Nieznajomym przyglądamy się podejrzliwie. Niektórzy wypytują, skąd przyjechaliśmy, a w myślach sprawdzają, jak wiele jest zachorowań w tym rejonie.

Zdarzają się nawet tacy, którzy podchodzą do sędziów, żeby naskarżyć, że ktoś tam nie zachowuje zasad. A wedle przepisów to przecież niesportowe zachowanie. W duszy liczymy też na stopniowe łagodzenie obecnych ograniczeń, ale na razie wszyscy modlą się, żeby na naszych zawodach nie było ogniska zachorowań, jak po weselu koło Nowego Sącza, gdzie 236 osób jest wciąż na przymusowej kwarantannie. Za szybko spróbowali wolności. Nie udało się.

Związkowa centrala, organizatorzy i uczestnicy mówią, że panują nad sytuacją i stosują się do zaleceń. Siedząc w domu mocno zatęskniliśmy za stadionową (i nie tylko) rywalizacją. Zachowujmy jednak bezpieczny dystans, szczególnie psychiczny do tego wszystkiego.

_______________________
Jakub Jelonek – absolwent AWF w Krakowie i doktorant tej uczelni. Pracownik Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Częstochowie. Współautor książki „Trening mistrzów” oraz biografii najlepszych polskich biegaczy. Ciągle aktywny chodziarz (mistrz Polski 2018 na 50 km), który nieustannie dokądś zmierza. Dwukrotny olimpijczyk na 20 km (z Pekinu i Rio) z ambicjami na Tokio. Trener i sędzia lekkoatletyczny, organizator imprez, nie tylko sportowych. Uwielbia czytać, ale i pisać – nie tylko o sporcie. Autor bloga www.jelon.blog

Możliwość komentowania została wyłączona.

Jakub Jelonek
Jakub Jelonek

Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.