Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.

Patryk Pawłowski we wrześniu zdobył brązowy medal Mistrzostw Polski w Maratonie. Na co dzień jest żołnierzem, jednak nie należy do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. Do jednych z jego zadań należy… jazda konna. Pawłowski należy do Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Już w grudniu pobiegnie w Walencji po nowy rekordy życiowy. Jak trenuje się po wymagających treningach w siodle, czy we wrześniu był czas na świętowanie medalu, ile kilometrów robi? O tym wszystkim przeczytacie w naszym wywiadzie.
Jak czułeś się po zdobyciu brązowego medalu MP w maratonie na chłodno kilkanaście godzin po?
Patryk Pawłowski: Wiadomo, że medal MP to bardzo fajna sprawa. Tak naprawdę to mój drugi medal w życiu. Pierwszy był dziesięć lat temu na biegach przełajowych. To fajne uczucie, ale nie ma się co oszukiwać. Wiele osób, „stety i niestety”, wykruszyło się z tego maratonu, bo miały jakieś kontuzje i różne sytuacje życiowe. Dla mnie było to spore ułatwienie. Taki wynik 2:20 nie powinien dawać medalu podczas mistrzostw Polski, ale byłem zadowolony, że go zdobyłem. Co prawda wynik, trochę gorszy od życiówki. Miałem aspiracje na szybsze bieganie, ale ten bieg się tak ułożył, grupa biegła na taki wynik. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się uda wywalczyć jeden medal?
Czy czułeś w ogóle jakiś niedosyt, że zabrakło do życiówki? Czy medal wszystko wynagrodził?
Nie. Medal mnie satysfakcjonował. Ciężko też dokładnie powiedzieć, co byłoby lepsze. Mieć medal i słaby wynik, czy mieć piąte miejsce i kilka minut szybciej przebiec. Nie wiadomo z czego człowiek cieszyłby się bardziej, ale medal to medal i jestem z niego zadowolony.
Miałeś czas na świętowanie medalu? Kilka godzin wcześniej zostałeś znowu tatą. Było pępkowe czy świętowanie medalu?
(śmiech) Ani to, ani to. Wróciłem i trzeba było się zając obowiązkami i pomóc Majce ze wszystkim. Teraz jest już dwójka dzieci i dwie ręce to czasem za mało. Nie było za bardzo czasu na świętowanie, bo trzeba było zająć się bieżącymi sprawami.
Czy start w Walencji był planowany przed maratonem w Warszawie?
Na samym początku nawet nie planowałem maratonu w Warszawie, tylko chciałem wystartować, gdzieś za granicą żeby poprawić rekord życiowy. Tylko że w tych dużych maratonach jest tak, że jak się człowiek nie zdąży zapisać z losowania, to później ciężko się dostać. Są też minima kwalifikacyjne i można się wtedy zapisać poza ogólną pulą. Teoretycznie na Walencję miałem wynik spełniony. Tylko że trasa w Dębnie miała atest PZLA, ale żeby wynik liczył się jako minimum w Walencji, to bieg musi mieć atest World Athletics. Przez to, że mój wynik nie widniał w statystykach World Athletics, to nie mogłem dołączyć do grona startujących. Dlatego chciałem ten wynik złapać w Warszawie, żeby pojechać do Walencji. Planowałem właśnie w Warszawie zrobić minimum (poniżej 2:20), ale tak się bieg ułożył, że była walka o medal.
Później dzięki Henrykowi Szostowi, tak się ułożyło, że dostałem pakiet na Walencję i szykuję się do tego biegu.
Jak długo odpoczywałeś po starcie w Warszawie?
Akurat pierwszy tydzień po maratonie miałem urlop okolicznościowy, więc cały tydzień spędziłem w domu i bardzo wtedy wypocząłem. Pod koniec tygodnia czułem się bardzo dobrze i miałem dobrą gotowość do treningu. Ten maraton w Warszawie nie był przebiegnięty na 100%, dlatego bardzo szybko staraliśmy się wejść w przygotowania do Walencji. To będzie już trzeci maraton w tym roku.
Byłeś czwarty w maratonie w New Jersey, brąz MP w Warszawie i teraz Walencja. Z trenerem Szostem przygotowujecie się tak samo teraz do Walencji jak do poprzednich startów czy to ewoluuje?
Do Warszawy i Walencji mam takie trochę „niepełne” przygotowania. Przed cyklem przygotowawczym do Warszawy to złapaliśmy całą rodziną zapalenie oskrzeli, zapalenie zatok. Dwa tygodnie wypadły mi z treningu. To było akurat osiem tygodni przed startem. W tym sezonie tak wypada, że za dużo nie biegam. To jest jedynie 70 – 90 kilometrów tygodniowo, mam prawie zawsze jeden dzień w tygodniu wolny. Czasem tylko wyjdę na jakąś dyszkę w ten wolny dzień, jak mam chęci.
Wiadomo, że jak mam urlop to wtedy ze 130 kilometrów wyjdzie. Przygotowania do Warszawy były trochę nietypowe. Zrobiłem tak naprawdę tylko jeden długi bieg i wystartowałem w Półmaratonie Praskim (szóste miejsce z 1:09:40 – Przyp. Red.). Miałem tylko dwa treningi powyżej 20 kilometrów. Teraz do Walencji już kilka takich biegów wykonałem w okolicach 26 kilometrów, więc troszeczkę inaczej wyglądają te przygotowania. Ale muszę to dopasować do obowiązków rodzinnych i służbowych.
O służbie zaraz, ale chciałbym dopytać o długie biegi. Jak na zawodnika na tak wysokim poziomie biegasz mało długich biegów. Jak one wyglądają? To są spokojne wybiegania, czy są tam jakieś szybsze wstawki?
Nie, raczej spokojnie. Staram się w okolicach 4:10 na kilometr, jak czuję się dobrze to bliżej tempa 4:00, jak jest bardziej pagórkowaty teren, to wtedy to jest około 4:20 tempo. To zależy bardzo od terenu. Takie treningi robię w lesie. Tym razem nie było żadnych wstawek szybszych. To są po prostu rozbiegania. Przed Warszawą miałem taki długi bieg zadaniowy. Było pięć i trzy kilometry w drugim zakresie i cztery razy kilometr w tempie półmaratońskim.
To względnie lekko jak na zawodnika na Twoim poziomie. Jak wyglądają akcenty w tygodniu?
Robię jeden mocny akcent tygodniowy. To też zależy od tego, jak toczy się życie. Wtedy zmieniają się prędkości. Jak wszystko jest w porządku to biegam dłuższe odcinki po 3:10 na kilometr. Jak mam gorszy tydzień to wtedy po 3:15. Z racji tego, że akcent biegam w piątek, taki mocniejszy, to już na longu w niedzielę nic nie dokładamy.
A jakie to sa długie odcinki po 3:10 – 3:15?
Przed Warszawą biegałem dwie piątki po 3:12. Tak to jakieś dwójki, trójki.
Jesteś w Pułku Reprezentacyjnym Wojska Polskiego. Słyszałem, że bardzo trudno biega się po jeździe na koniu.
Tak, jestem ułanem w Szwadronie Kawalerii Wojska Polskiego. Ciekawa praca, nietuzinkowa. Chodzę do pracy i moim zadaniem jest jazda konno. To taka nietypowa służba. Ma swoje uroki i plus. Ale też spore zmęczenie jest po takiej jeździe. Na początku myślałem, że to będzie prostsze zadanie, ale jazda konna to też jest sport i spory wysiłek. Angażuje wszystkie mięśnie, szczególnie przywodziciele. Czuję tę jazdę konną i stąd też taki kilometraż tygodniowy.
Da się takie zmęczenie po jeździe na koniu do czegoś porównać?
Najciężej jest po kilkudniowej przerwie. Porównałbym to do treningu siłowego. Pojawiają się spore DOMSy i tu jest jeszcze utrudnienie, że ten wysiłek powtarza się kolejnego dnia i to zmęczenie się nakłada.
Ile godzin tygodniowo jeździsz?
Jeżdżę codziennie po dwie jazdy, które trwają około 1 – 1,5 godziny. Wyjątkiem jest środa. Oczywiście mam też inne zajęcia. Ale taka jazda jest męcząca. Polecam kiedyś wybrać się na taką randkę i sprawdzić jak to jest na takiej godzinnej jeździe.

To chyba na roztrenowaniu, jeśli tak męczy. Na koniec chciałbym zapytać, jaki jest plan biegu na Walencję. W USA byłeś czwarty, w Warszawie walczyłeś o medal, w Walencji nie grozi Ci walka o taką czołówkę, jak podejdziesz do biegu? Nie musisz liczyć miejsc i będziesz miał dużą grupę.
No pierwsza setka mi nie grozi (śmiech). Tak jak mówisz, to będzie mój pierwszy maraton, gdzie nie będzie to bieg taktyczny na miejsca, tylko będę się starał walczyć, o jak najlepszy wynik. Na pewno będzie z kim biegać, bo tam 2:20 to jest naprawdę odległa lokata. Na pewno będę się starał ruszyć mocno. Wydaje mi się, że jest dobra forma. Nie chcę na razie mówić na ile chcę ruszyć. Mam w głowie, że między Warszawą i Walencją jest mało czasu, ale na pewno będę ryzykował i od początku stawiam na mocny bieg.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Trzymam kciuk, żebyś pokazał, że można biegać szybko dwa maratony jesienią i że jazda konna nie przeszkodzi w tym. Do zobaczenia w Walencji!
Dziękuję, do zobaczenia!
Bieganie.pl będzie w Walencji już trzeci raz w ramach KieRUNku Walencja. Dwa lata temu na żywo relacjonowaliśmy dla Was nowy rekord Polski Aleksandry Lisowskiej. Czy w tym roku powitamy Adama Nowickiego jako nowego rekordzistę w męskim maratonie? Dowiemy się już 7 grudnia.
