Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
Paliłem kiedyś papierosy. Różne, różniste, ale najczęściej te w kształcie cygara. Nie grzyba (że sobie tak pozwolę zażartować frazą kabaretu Tey). Jak chciałem poczuć klimat z filmów Pasikowskiego, prosiłem o Camele, bo Franz miał Camele. Jak chciałem poczuć się jak kowboj z reklamy, prosiłem o Marlboro. Natomiast gdy już spłukałem się do reszty i było mi wszystko jedno, częstowałem się ruskimi, a te miotały jak Masahiko Harada na progu skoczni w Hakubie.
Trwało to wszystko trzy lata. Przyznam, że biegacze, których mijałem na chodnikach, drażnili mnie wówczas jak mucha w oku, komar na łydce, włos, który nie wiadomo jakim sposobem zawieruszył się w sosie do restauracyjnych przegrzebek. Na widok pstrokatych postaci w obcisłych galotach chciałem skryć papierosa w dłoni, za plecami, gdziekolwiek. Byli mi wyrzutem sumienia, pstryczkiem w nos, pociągnięciem za pekaesy.
Gdzieś podskórnie czułem, że są mądrzejsi, choć na zewnątrz nigdy bym tego nie przyznał. Wyczekiwałem dnia, kiedy do nich dołączę, zdając sobie sprawę, że może to nigdy nie nastąpić. Z drugiej strony będąc sprawiedliwym dla substancji smolistych, muszę powiedzieć, że w tamtym czasie papierosy pomagały mi przetrwać. A te nieprawdopodobne, życiodajne działanie nikotyny najbardziej dało się odczuć, gdy pracowałem na budowie. Wyjaśnię ten fenomen na przykładzie dwóch scenek rodzajowych.
W pierwszej, na tle remontowanej elewacji bloku mieszkalnego widzimy Romka. Romek jest robotnikiem niewykwalifikowanym, odpowiedzialnym za wykonanie głębokiego wykopu szpadlem przy samej ścianie. Wykop ów przyda się podczas nakładania nowej izolacji, żeby blok nie zachodził wilgocią. Romek zmęczył się fizyczną harówką (którą normalnie powinna wykonać jakaś koparka, ale szef oszczędza) i postanowił odpocząć. Usiadł chłopina na krawężniku i począł wpatrywać się w naparzające z mocą Evandera Holyfielda słońce, w myślach cytując Leśmiana…Wtem! Z lirycznego nastroju wyrywa Romka samochód szefa, który niczym patrol policji niespodzianie wyłania się zza winkla.
– Romek! Do roboty byś się wziął! Za siedzenie ci płacę?! – dopytuje retorycznie właściciel firmy remontowo-budowlanej.
W następnej sekwencji zdarzeń skarcony Romek chwyta za szpadel, w myślach żegnając się z premią i wolną sobotą.
W drugiej scenie ponownie widzimy Romka. Znowu urobił się chłopina po pachy, a odcisków od twardej choć drewnianej rączki szpadla ma więcej, niż Mark Zuckerberg znajomych na Facebooku. Robotnik postanawia odpocząć, chroniąc skwierczącą od sierpniowego słońca głowę, w odrobinie cienia wyznaczonego ścianą remontowanego budynku. Romek wyciąga z kieszeni papierosa, odpala i spokojnie, bez pośpiesznej zachłanności zaciąga się pierwszą chmurą bogatego w składniki toksyczne dymu. W głowie z wolna układają się linijki poezji…Wtem! Szef spada pod nogi naszego robotnika, nagle i z zaskoczenia, jakby zleciał z samego nieba, pchnięty przez złośliwego archanioła.
– Romek! A co to przerwa na papierosa? – dopytuje wykonawca inwestycji dla lokalnej wspólnoty mieszkaniowej.
– No tak, na papierosa – odpowiada nasz bohater.
– Jak na papierosa, to okej – szef poklepuje robotnika niewykwalifikowanego po ramieniu i odchodzi w pokoju.
Przerwa na papierosa jakimś magicznym sposobem nie drażniła moich budowlanych pracodawców. Z przerwy na papierosa nie trzeba było się tłumaczyć. Przerwa na papierosa nie skutkowała surowymi konsekwencjami. Przerwa na papierosa dawała żyć.
Od paru lat biegam i to w dużej mierze dzięki bieganiu skończyły się moje przerwy na palenie. Aktualnie główne przerwy jakie znam, to te na złapanie oddechu podczas zabawy biegowej i interwałów. Trochę podobne są do przerw papierosowych, bo też dają jakoś żyć i nikt nie robi mi z ich powodu wymówek.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.