Redakcja Bieganie.pl
W mijającym okresie zakończyłem promocję mojej książki i zacząłem regularne treningi na Teneryfie.
Ostatni tydzień promocji książki był bardzo trudny, a jego finału w Iwoniczu Zdrój, podczas zimowej edycji Łemkowyny, już się nie mogłem doczekać. Wcześniej, będąc w Gdańsku, bardzo chciałem pobiec jakiś dystans – ale byłem tak wykończony, że w końcu postanowiłem wystartować z żoną na „Grubej 15”. Była to frajda, bo mogliśmy na weekend się zobaczyć, dwa dni razem pobyć i uwieńczyć to wspólnym startem. Do Iwonicza Basia już nie dała rady przyjechać, bo ją choroba rozłożyła, więc kolejny wspólny weekend nam uciekł. No, ale lepiej było nie ryzykować, bo przecież za chwilę miałem jechać na 31 dni obozu, gdzie miałem być zdrowy.
Eskapadę do Iwonicza postanowiłem zakończyć już starem, żeby trochę się rozruszać. Warunki były mało śniegowe, ale bardzo lodowe. Sam start fajny, szybki – nawet za szybki 😉 Chłopaki chyba chcieli mnie zgubić od startu… Postanowiłem, że nie będę szalał. Pierwsza połowa strasznie nierówna, szarpali, zbiegali za szybko, podbiegi wychodziły nierówno. Chciałem nawet zejść, bo po co się tak szarpać, ale po 20 km złapałem swój rytm, zostałem sam i mogłem już cieszyć się szlakiem. Średnie tętno 146 na całym dystansie pokazuje, że rezerwy jeszcze były. Ale na ściganie jeszcze przyjdzie czas…
W ciągu całego wyjazdu, czyli na 10 spotkaniach zrobiłem samochodem pond 3,5 tys km i spotkałem mnóstwo biegaczy zapaleńców. Fajnie było was zobaczyć, uścisnąć rękę i wymienić kilka zdań 😉
Teraz nadszedł czas na mój trening. Pierwszy obóz.
Z nogą jest lepiej i powoli wracam do regularności – jednak cały czas czuję lekki dyskomfort. Robię chłodzenie, dbam o wałek, oraz prądy TENS i rozluźnianie łydki na Compexie każdego dnia.
Wyjazd na Teneryfę już planowałem dłuższy czas, udało się znaleźć fajną miejscówkę, będą co jakiś czas też dołączać do mnie moi zawodnicy, więc nudy nie będzie 😉 Jestem tu już po raz czwarty, mam sprawdzone miejsce, ale tylu Polaków to już dawno nie było, Można by nawet zrobić nieoficjalne MP i obsada byłaby „zacna” ;-).
Pierwsze 2 tygodnie obozu to głównie objętość, wróciłem do reżimu dwóch treningów, oraz odpoczynku. Takie stawiałem sobie cele.
W ostatniej chwili udało się załatwić walizkę Thule na rower i go też zabrałem, ale tutaj jest albo w górę (gdzie na 12 km robisz 800 m w górę) albo w dół (gdzie już trzeba mieć naprawdę umiejętności bo się rozpędza do 70 km/h) – tu jeszcze mam strach w oczach, ale kilka razy na rowerze udało się być. Do tego aqua running w basenie i sprawność. Nie ma nudy, a to wszystko w okolicach 1500-2 000 m npm.
Obozowy tydzień pierwszy, to 178,8 km, drugi 188,5 km – ale na pewno kolejny będzie już odpoczynkowy, żeby jeszcze na koniec obozu trochę dołożyć. Powoli wracam do żywych i patrzę z lekkim optymizmem.
Nauka na ten ostatni czas: cierpliwość. Cierpliwość – słowo klucz.