2 kwietnia 2008 Redakcja Bieganie.pl Sport

Moje Miejsce do Biegania: Park Skaryszewski


Na moim poziomie sportowym bieganie ma być przede wszystkim przyjemnością. Dlatego lubię sobie biegać w miłych okolicach, kiedy to można popatrzeć sobie wokoło, a nie tylko na stoper lub pulsometr.

Jedną z takich „okoliczności” jest Park Skaryszewski w Warszawie. Nie chcę się tutaj rozpisywać o długości pętli, oznaczeniach dystansu itp. Ja lubię co jakiś czas po prostu tam pobiegać.

01.jpg

Dla mnie Skaryszewski jest takimi małymi Łazienkami. O każdej porze
roku dzieje się coś ciekawego, coś co sprawia, że można zapomnieć o
kilometrach, minutach, tętnie, a w zamian naładować się energią
przyrody, poczuć życie w najczystszej postaci, dotknąć jasnej strony
mocy.

02.jpg

03.jpg

Jest tam wspaniały ogród różany, który przez większość roku mami swoimi
kwiatami, a na wiosnę obsypuje się kwieciem rosnących wokół magnolii.
Są jeziorka i przesmyki starorzecza Wisły, nad którymi rozpinają się
malownicze mostki. Gdzieniegdzie pojawia się rzeźba, czasem stojąca
dumnie pośród polany, a czasem schowana trochę wstydliwie pomiędzy
krzewami.

04.jpg

Biegnąc tak alejkami, zbaczam nieraz z utartych szlaków, aby po krążyć
bocznymi ścieżkami, otulonymi bujnie rosnącymi i wiekowymi tujami.
Ścieżki wiją się wokół oczek wodnych, po których pływają łabędzie,
kaczki krzyżówki, a raz nawet widziałem egzotyczną mandarynkę. Bez
trudu zapominam, że jestem w Warszawie, a nawet łapię się na tym, że
wypatruję żaglówek kołyszących się na wodzie.

06.jpg

07.jpg

Pomimo bliskości ulic, łatwo zapomnieć o ruchu ulicznym i nawet przejeżdżające tramwaje cichną nagle i niepostrzeżenie znikają w oddali. Jesienią park zaczyna mienić się wieloma kolorami, wtedy dopiero można zauważyć bogactwo drzew i krzewów.

10.jpg

Kilometry gdzieś sobie mijają, dawno straciłem w nich rachubę, zapominam także spoglądać na zegarek. Latem, gdy upały stawały się nieznośne, wychodziłem biegać o godzinie 6 rano, aby uniknąć skwaru i słońca. Lubiłem po treningu pobiegać jeszcze kilkadziesiąt minut boso po trawie, czasami pokrytej jeszcze rosą. Mam nawet swoją ulubioną polankę.

08.jpg

Park ten dziwnie działa na ludzi, poruszają się wolniej, spokojniej, wyraźnie rozluźnieni.

09.jpg

Nigdy nie spotkałem się ze złym słowem, a wręcz przeciwnie. Kiedy biegałem z wózkiem, wiele osób, czasem dość żywiołowo, w bardzo pozytywny sposób reagowało na mój widok. Raz nawet robiłem za atrakcję dla wycieczki przedszkolaków; przebiegając obok niej usłyszałem takie zdanie opiekunki: ”Dzieci, na zakończenie wycieczki popatrzcie jeszcze raz, jak pan biega z wózkiem, w którym jest małe dziecko”. Mam nadzieję, że to nie miała być przestroga.

13.jpg

Lubię ten park, bo pomimo tego, że biegam w nim już dosyć długo, to
cały czas zaskakuje mnie jakimiś niespodziankami i ukrytymi urokami.
Dopiero jesienią zauważyłem, że rosną w nim miłorzęby.

11.jpg

Nie wiem dlaczego, ale było to dla mnie wielkie zaskoczenie, a z miłorzębowym liściem w ręku biegałem potem na paru treningach. Urokliwe
i urzekające są też kapliczki, mniej lub bardziej widoczne, ale zawsze
zaskakująco i cudownie nie pasujące do centrum miasta

12.jpg

W gonitwie planów treningowych, reżimie minut lub tętna, dobrze czasem zwolnić i przypomnieć sobie, dlaczego biegamy. Odnaleźć zagubioną pośród obw, bc, tr czy interwałów tę podstawową i najważniejszą radość biegania. Ja wiem, gdzie ją znaleźć.

Możliwość komentowania została wyłączona.