Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
W sobotę 20 czerwca, kiedy oczy kibiców polskiej lekkoatletyki w większości zwrócone były na mityng w Chorzowie, płonęła bieżnia we Włocławku. Jednym ze sprawców zamieszania był Krzysztof Różnicki, który w niespotykanym stylu pobił rekord Polski U18 na 1000 metrów, zatrzymując zegar na 2:22.66. Niespełna 17-letni zawodnik Cartusii Kartuzy ostatnie 400 metrów pokonał w efektowne 53 sekundy. Porozmawialiśmy z najszybszym juniorem młodszym na 1000 metrów w historii oraz z jego trenerem Krzysztofem Królem.
Na przestrzeni ostatnich sezonów mamy do czynienia z prawdziwym wysypem rekordów Polski w młodszych kategoriach wiekowych. Czy to oznacza, że dzisiejsi juniorzy z powodzeniem zastąpią za kilka lat seniorów? Historia pokazuje, że płynne wejście w świat dorosłej lekkoatletyki dla wielu młodych, zdolnych, okazuje się zderzeniem ze ścianą. Czy Krzysztof Różnicki będzie jednym z tych, który rozwinie skrzydła dopiero na etapie seniora? Między innymi o to zapytaliśmy jego trenera Krzysztofa Króla. Najpierw jednak wróciliśmy do wydarzeń z soboty, żeby dowiedzieć się, jak doszło do tego, że znakomity rekord Polski U18 (2:24.46) Jędrzeja Poczwardowskiego, przetrwał tylko rok i został poprawiony o niemal 2 sekundy.
Perspektywa sobotniego biegu na 1000 metrów we Włocławku podczas 1. Pucharu Kujaw pojawiła się dla duetu Różnicki-Król trochę niespodziewanie.
– Normalnie Krzysiek poleciałby w środę (17 czerwca – przyp. red.) sprawdzian na 1000 metrów u nas w Kartuzach, ale dostałem informację, że we Włocławku będzie halowy rekordzista Polski na 600 (Kacper Lewalski – przyp. red.), będzie rekordzista Polski na 1000 i 800 ze stadionu (Jędrzej Poczwardowski – przyp. red.). Stwierdziłem, że startujemy – powiedział nam trener Krzysztof Król.
Zamiast rzeczonego sprawdzianu na 1000 metrów i w związku z sobotnim startem we Włocławku, w środę trener zaordynował swojemu podopiecznemu test na 600 metrów. Test wyszedł rewelacyjnie. Dlatego też na Puchar Kujaw zarówno trener jak i zawodnik jechali z przeświadczeniem, że jest forma dająca szansę na pobicie rekordu Polski.
– W środę, trzy dni wcześniej pobiegłem 1:17.55 w sprawdzianie na 600 metrów, dlatego byłem pewny, że jestem w stanie pobiec we Włocławku szybciej niż 2:24 i chciałem to wykorzystać – przyznaje Krzysztof Różnicki.
Trener Król zapytany, czy również jechał do Włocławka z nastawieniem na pobicie rekordu U-18, odpowiada krótko.
– Zawsze to powtarzam i będę powtarzał: za rekordami Polski nigdy nie goniłem, nawet jak się ma młodego, uzdolnionego podopiecznego. Natomiast dyspozycja Krzysia na kartuskim stadionie 3 dni wcześniej i wynik 1:17.55 – to wszystko dawało informację, że rekord na 1000 metrów może być zagrożony.
Bieg we Włocławku był prowadzony przez pacemakera, jednak nie udało się zrealizować założeń i pociąg, na czele którego biegł Różnicki, dojechał do 600 metra z wyraźnym opóźnieniem, w okolicach 1:29.
– Prowadzenie we Włocławku miało być na 1:26–1:26.5, może 1:27, w tych granicach. Ale zawodnik, który prowadził bieg jest w wieku Krzysia i nie jest na tyle obiegany, żeby swobodnie czuć się w roli „zająca” – zdradził nam Król.
I kiedy wydawało się, że z tak „wolnej” sześćsetki pobicie historycznego rezultatu Poczwardowskiego będzie niewykonalne, Różnicki ostatnie okrążenie pobiegł w około 53 sekundy. Daleko za plecami zostawił zarówno Lewalskiego, jak i dotychczasowego rekordzistę, którzy finiszowali z czasami, odpowiednio: 2:27.73 i 2:27.84. Jak mówi Różnicki, nie sądził, że uda mu się aż tak przyśpieszyć.
– Po sześćsetce nie wierzyłem, że uda się nabiegać taki wynik. Zwątpiłem, myślałem, że jeśli już padnie rekord, to będzie minimalny, a już na pewno nie wierzyłem, że pobiję go o prawie 2 sekundy. No, ale jak widać, było jeszcze trochę zapasu na ostatniej czterysetce, więc się udało.
Trener powiedział nam, że również był zaskoczony wyczynem swojego podopiecznego, choć z drugiej strony, zdawał sobie sprawę, że Krzysztof ma potencjał na takie bieganie.
– Już sprawdzian w środę pokazał, że on potrafi pobiec drugą połówkę szybciej, niż pierwszą. Wtedy pierwsze 300 metrów pobiegł w 39.3 i na drugiej trzysetce przyśpieszył… To, co Krzysiu nabiegał we Włocławku pokazuje, że są tutaj do urwania jeszcze około 2 sekundy, ale nie będę tego za wszelką cenę śrubował. Ja tego rekordu nie planowałem, nie dążę do tego, żeby robić rekordy na 1000 czy na 800. Ale skoro zawodnik ma fajną dyspozycję, wysokie parametry krwi, to ja nie zabiorę mu możliwości startów, bo i tak będzie ich mniej w tym roku, niż w poprzednim – zauważa trener Cartusii Kartuzy i GKS-u Żukowo.
Jeśli chodzi o plany startowe na eksperymentalny sezon 2020, są zmodyfikowane, ale wciąż dość konkretne.
– Juniorzy młodsi mieli mieć w tym roku mistrzostwa Europy w Rieti, ale zostały przełożone na przyszły rok i niestety mnie ominą, bo jestem górny rocznik (w przyszłym roku Krzysztof przejdzie do kategorii U20, przez co nie załapie się na MEU18 – przyp. red.). Zostaje mi w tym roku Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży 18-20 września w Łodzi (gdzie Krzysztof będzie bronił złota z OOM 2019 w Poznaniu – przyp. red.). Jeśli chodzi o najbliższe starty, to w sobotę chcę wystartować na 400 metrów a potem prawdopodobnie w Sopocie, w piątek 3 lipca na 800 m – zapowiada Różnicki.
Nastolatka zapytaliśmy, jakie treningi najbardziej lubi robić i czy ma biegaczy, którzy go w szczególny sposób motywują.
– Największą frajdę sprawiają mi treningi tempowe. Wytrzymałość szybkościowa – to lubię najbardziej. Ale zwykłe rozbiegania też mi sprawiają przyjemność. Jeśli chodzi o inspiracje to są to maratończyk Eliud Kipchoge oraz Marcin Lewandowski i Adam Kszczot.
Krzysztof Różnicki urodził się 29 sierpnia 2003 roku. Pochodzi z niewielkich Sierakowic na Kaszubach, położonych nieopodal Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Uczy się natomiast w szkole średniej w Kartuzach, do której codziennie dojeżdża około 25 kilometrów. Bieganie na wysokim poziomie łączy więc z codziennymi dojazdami i nauką. Jak nam powiedział, w jego rodzinie nie ma sportowych tradycji, a sam biegać zaczął niechętnie, ponieważ początkowo bardziej interesowała go piłka nożna.
– Zaczęło się wszystko jeszcze w podstawówce. U nas w gminie były organizowane co roku igrzyska międzyszkolne. Startowałem w nich, robiłem jakieś wyniki. Wtedy moja wuefistka, która pracowała w klubie LKB im. Braci Petk w Lęborku, zaproponowała, żebym zaczął jeździć z nimi na zawody, że będzie mnie tam zabierać… Ja jakoś nie byłem przekonany, bo grałem jeszcze w piłkę i bardziej chciałem iść w tym kierunku. Mieliśmy taką zasadę, że jak mam mecz, to jadę na mecz, a jak nie gram, to wtedy dopiero jadę na zawody z klubem. I można powiedzieć, że przez dwa lata, jeździłem z nimi na zawody, w ogóle wtedy jeszcze nie trenując. Dostałem się na mistrzostwa Polski młodzików (Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży, Biała Podlaska 2017 – przyp. red.) jako dolny rocznik, gdzie zająłem 7 miejsce na 600 metrów (z czasem 1:28.20 – przyp. red.). I wtedy zdecydowałem, że przejdę do Kartuz, do trenera Króla, żeby zająć się trenowaniem na poważniej.
O początki współpracy zapytaliśmy też Krzysztofa Króla.
– Dostałem telefon na początku 2018 roku od taty Krzysia. Zapytał, czy jest możliwość współpracy. Powiedziałem, że oczywiście, że tak. Krzysiek wtedy biegał na 600 1:27 z dużym haczykiem. Wchodził w drugi rok młodzika. I jak w Bełchatowie pobił rekord Polski młodzików na 600 z wynikiem 1:22.02, to mieliśmy za sobą 8 miesięcy współpracy.
Dziś po ponad dwóch latach treningów, sportowy tandem może się pochwalić całą masą medali mistrzostw Polski, srebrnym medalem Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy w Baku i okazałymi rekordami. Jak wygląda ich codzienna współpraca, zawieszona między rodzinnymi Sierakowicami zawodnika, a Kartuzami, gdzie pracuje trener?
– Moje treningi wyglądają tak, że kilka razy w tygodniu trenuję w Kartuzach – tam spotykamy się z trenerem, a tak to jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Mam rozpisane treningi i w pozostałe dni robię je u siebie w domu. Jest tam park krajobrazowy, dużo lasów, mam gdzie trenować. A jeśli chodzi o bieżnię, to w Sierakowicach mamy nawierzchnię żwirową, chyba 392 metry i za młodzika zdarzało mi się na niej biegać. Teraz treningi tempowe raczej robię, jak jestem z trenerem w Kartuzach… Ale w tym roku mają nam wyremontować ten stadion w Sierakowicach, powiększyć, zrobić normalną bieżnię… byłoby fajnie – z nadzieją zakończył junior młodszy.
O specyfice współpracy ze zdolnym podopiecznym opowiedział nam też trener Król.
– Jest nieraz ciężko godzić treningi ze szkołą. Do szkoły Krzysiek musi najpierw dojechać z Sierakowic, po szkole albo od razu robi trening, albo wraca do domu zjeść obiad i wtedy to ja jadę do Sierakowic. Jakoś sobie z tym radzimy. Mamy na Kaszubach porobione bardzo ładne trasy w lasach, na których trenowałem jeszcze jako zawodnik. Dystans mamy oznaczony na drzewach, jak GPS wariuje, to wszystko mamy opisane, gdzie kilometr, gdzie nawrotka, ile dokładnie kilometrów ma konkretna pętla. My jako GKS Cartusia Kartuzy i GKS Żukowo, bo w tych dwóch klubach pracuję, rokrocznie zdobywamy medale mistrzostw Polski w przełajach, dodatkowo zdobyliśmy w Olszynie drużynowe mistrzostwo. Także na tych przełajach sobie jakoś radzimy.
W okresie ogólnokrajowej kwarantanny zawodnik i trener stanęli przed dodatkowym problemem, jakim był zakaz wychodzenia na zewnątrz osób niepełnoletnich… Udało się jednak temu zaradzić.
– Krzysiek, przy wsparciu finansowym rodziców zainwestował w bieżnię elektryczną i kiedy był zakaz, żeby młodzi ludzie biegali po lasach, czy gdziekolwiek, to udało nam się zachować ciągłość treningową – wyjaśnia trener.
W przypadku zawodników w najmłodszych kategoriach wiekowych, automatycznie pojawia się temat właściwych obciążeń treningowych. Czy uzyskanie 2:22 na 1000 metrów przez zawodnika, który jeszcze nie skończył 17 lat, wymagało katorżniczego treningu?
– My jesteśmy obaj objęci szkoleniem kadry narodowej. Krzysiu jest zawodnikiem, ja trenerem. Spokojnie sobie pracujemy i tak jak już powiedziałem – rekordy mnie nie fascynują. My nie jesteśmy aktualnie w nie wiadomo jakich dużych obciążeniach treningowych. Nie mamy żadnych elementów ponad miarę. Jesteśmy cały czas w kontakcie z lekarzem. Mieliśmy na przykład uraz w styczniu ale podeszliśmy do tematu spokojnie. Nie wystartowaliśmy w Halowych Mistrzostwach Polski, z tego względu, że zdrowie jest ważniejsze niż kolejny medal na szyi. Wyleczyliśmy drobny uraz. Dzięki możliwości trenowania w Polskim Związku Lekkiej Atletyki udało nam się to szybko zdiagnozować, wyleczyć i mamy dziś wynik, jaki mamy. Krzysiu jest szczupły, smukły, ale z potencjałem. On nigdy nie biegał z jakimiś kamizelkami, z obciążeniem… Takimi rzeczami my nie operujemy. Siłownia jest dla mnie absurdem w kategorii U 16, w starszej też nie zawsze. W pełnym zakresie mamy badania, morfologię, wszystko kontrolujemy, nie ma żyłowania. Jak sam mam jakieś pytania odnośnie treningu, to dzwonię do innych trenerów, którzy też pracują w kadrze narodowej i się z nimi konsultuję. To nie jest tak, że sam wszystko wiem, tylko pytam trenerów, którzy mieli zawodników na poziomie światowym i czasami słyszę, że za długą daję Krzyśkowi tę przerwę, za długą... – przekonuje Król.
Zapytaliśmy trenera, jak wyglądały tegoroczne przygotowania i czy w ostatnich tygodniach przed testem na 600 i rekordem Polski na 1000 metrów, były treningi, które zwiastowały życiową formę jego wychowanka.
– Powiem uczciwie, że jak w grudniu Krzysiek zrobił parę jednostek treningowych, to pomyślałem, że jak mu ktoś podskoczy na mistrzostwach Polski w przełajach, które miały być w marcu w Kwidzynie, to szacun. Potem miał uraz, po urazie lekkie wprowadzenie i praktycznie po 6-7 tygodniach był już w podobnej dyspozycji. Jak na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie robiliśmy minutówki na reglach, to starsi, wartościowi zawodnicy, nie dawali z nim rady. Pomyślałem, że skoro nie wystartowaliśmy w hali, to na przełajach Krzysiu pokaże, że jest mocny. Przełaje ostatecznie odwołano. Ale tak jak mówię – ja ciśnienia nie mam, dla mnie zdrowie jest ważniejsze od kolejnego medalu… W ostatnich tygodniach nie robiliśmy żadnej długiej wytrzymałości szybkościowej. Robiliśmy odcinki maksymalnie dwustumetrowe, ale nie krótsze niż 120 metrów. On jest młody i młodego trzeba szanować. Nie będę forsował chłopaka, który ma przyszłość przed sobą. Biegaliśmy też pięćsetki w ramach wytrzymałości tempowej, po 1:25, łącznie sześć razy, ale podzielone na 3 serie. Między seriami 5 minut przerwy, między odcinkami 2 minuty. Ciągłych nie biegamy za szybko, nie przekraczamy granicy 3.1 mmol. Wracając jednak do tych dwusetek, chodzi o trening, w którym na początku robimy powiedzmy bieg ciągły w 2 zakresie, w granicach 3:37-3:38 na kilometr. W terenie, nie na asfalcie, na asfalcie nie biegamy, jest za twardy, a ja jestem zbyt ostrożny. Zimą, jak już nie mamy wyboru, tak, przecież nie będziemy się ślizgać, ale w pozostałych miesiącach szukamy biegania po miękkim… Po ciągłym robimy dwusetki, w miarę luźne – 6 razy po 29 sekund. I tak rzeczywiście Krzysiek ostatnio biegał od 29 do 28 z haczykiem. I po pięciu podchodzi do mnie i pyta, czy może ostatnią pobiec troszeczkę szybciej. Powiedziałem, że troszeczkę tak, ale troszeczkę. Pobiegł w 23.4… Krzysiek jest zawodnikiem, którego trzeba hamować. Pilnuję go, zdarzało się, że musiałem trochę mocniej zareagować. Nie pozwolę na to, żeby był zawodnikiem treningowym. On jak chce się wyżyć, to niech się wyżyje na zawodach…
Przeglądając tabele rekordów Polski juniorów i juniorów młodszych rzuca się w oczy, że sporą część z nich ustanowiono w ostatnich latach. Zwłaszcza rekordy halowe masowo padają pod naporem lekkoatletów urodzonych w XXI wieku (zaznaczone na żółto w tabeli poniżej). Swoją obserwacją w tym temacie podzielił się z nami trener Król.
– To, że nagle juniorzy strzelają rekordy w hali, według mnie wynika z tego, że teraz jest dużo większy dostęp do infrastruktury. Kiedyś była tylko hala w Spale, jakaś w Warszawie na AWF-ie i to było wszystko. Podam przykład. W zeszłym roku odbyły się Halowe Mistrzostwa Polski U18. Z tego co wiem, chłopcy, którzy przybiegli przed Krzysiem (zawodnik Cartusii zajął 3 miejsce z wynikiem 1:20.91 – przyp. red.), mieli regularne treningi, co najmniej raz w tygodniu w hali. My byliśmy tamtej zimy na zgrupowaniu w Hiszpanii. Krzysiu miał trochę problemów z okostną i płaszczkowatym, to nie piłowaniem chłopaka, tylko odpuściłem. Kolce schowaliśmy do szafy głęboko, nie było żadnego treningu wytrzymałości szybkościowej, tylko na spokojnie trening zastępczy. Potem dosłownie kilka jednostek treningowych, już po powrocie do kraju i na mistrzostwach Polski trafił mu się najszybszy bieg na 600 metrów kategorii U18 w historii. Żeby Krzysiu mógł zdobyć brązowy medal, to musiał złamać 1:21 (wygrał Maciej Wyderka – 1:20.33, przed Kacprem Lewalskim – 1:20.47 – przyp. red.).
Trzeba przyznać, że w ostatnich latach rzeczywiście infrastruktura do uprawienia lekkiej atletyki znacznie się poprawiła. Nawet gminne miejscowości mogą pochwalić się pełnowymiarową bieżnią tartanową, co jeszcze 20 lat temu, było symbolem dobrobytu, zagwarantowanego jedynie dla mieszkańców miast wojewódzkich. Warto też pamiętać o systemie współzawodnictwa dzieci i młodzieży, poprzez który w naszym kraju miejsca na imprezach w najmłodszych kategoriach są przeliczane na konkretne dotacje dla klubów. Opłaca się przez to mieć bardziej pod opieką jednego świetnego juniora, niż kilku krajowej klasy seniorów.
Skoro więc poprawiła się infrastruktura, a rekordy w kategoriach juniorskich padają hurtowo – to czy można oczekiwać, że z juniorów wyrosną seniorzy na poziomie Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego? Nie jest to już takie oczywiste, ponieważ płynne przejście do dorosłego świata dla wielu utalentowanych młodych sportowców, okazuje się często problematyczne. Przykładem mogą być inni młodzi rekordziści Polski na średnich dystansach jak Przemysław Lidmann czy Roman Antropik, których kariera seniorska była mniej niż symboliczna. Tymoteusz Zimny jeszcze w roku 2017 szokował rewelacyjnymi rekordami Polski juniorów w hali (34.22 na 300 i 47.26 na 400), dziś nie tylko się nie rozwinął, ale biega sekundę wolniej. Czasami w prawidłowym rozwoju przeszkadzają kontuzje, nierzadko wynikające ze zbyt dużych obciążeń. Ale powody, dla których, nie udaje się przekuć juniorskiego potencjału w seniorski sukces, mogą być też finansowe, czy mentalne.
Czego najbardziej boi się trener Król, jeśli chodzi o rozwój swojego wychowanka?
– Rezerwy ma. Jest bardzo pokornym, grzecznym chłopakiem, fajną postacią. Jedyne co może przeszkodzić, to ten etap, gdy zawodnicy przechodzą ze szkoły średniej na studia. Jeśli Krzysiek zdecyduje się pójść na studia, to mam nadzieję, że to go nie zdeprymuje… Mam przykłady zawodników, którzy idą na studia i rezygnują z biegania. Jeden chłopak poszedł na politechnikę i totalnie się odciął, bo poszedł na studia. Drugi to samo… Pojechał do Warszawy, powiedział, że będzie trenował w jakimś lokalnym klubie, powiedziałem: „Nie ma problemu, tylko trenuj chłopie, bo jesteś trzykrotnym złotym medalistą mistrzostw Polski, zrobiłeś minimum na mistrzostwa Europy juniorów młodszych i powinieneś dalej trenować i dbać o to”… Bardzo dobrze się uczył, pojechał na Warszawę, tam zrezygnował ze studiów, poszedł do pracy i koniec, gościa nie ma. Mam też zawodniczkę, która studiuje medycynę, myślę, że jedna z lepszych juniorek, jaką trenowałem. Ale teraz… egzamin, egzamin, trening, egzamin, egzamin, trening… No i wiem, że czegoś nie przeskoczymy. Anatomię trzeba zdać i tak dalej. Przejście zawodnika na studia to jest zawsze spory przeskok. Wśród moich zawodników Wojtek Serkowski jest tutaj wyjątkiem (Wojciech w zeszłym roku zdobył brązowy medal przełajowych MP U23 w Kartuzach – przyp.red.). To jest chłopak, który wie czego chce i on bardzo chce trenować. A są tacy, którzy trenują dopóki im w miarę idzie, a potem odpuszczają.
Młody Krzysztof Różnicki powiedział nam, że póki co nie ma skonkretyzowanych planów, jeśli chodzi o swoją przyszłością po ukończeniu szkoły średniej.
Nie omieszkaliśmy zapytać trenera Krzysztofa Króla o zbieżność nazwisk ze słynnym trenerem Zbigniewem Królem, który przyczynił się m. in. do dwóch tytułów wicemistrza świata Adama Kszczota, a w przeszłości współpracował też z rekordzistami Polski Pawłem Czapiewski, Lidią Chojecką i Wiolettą Janowską.
– Zupełny przypadek. Nawet byłem z trenerem Zbigniewem w pokoju na zgrupowaniu i zaczął szukać, czy może łączą nas jakieś więzy rodzinne. Ale on jest z Małopolski, ja z Kaszub… Tak się po prostu złożyło z tym nazwiskiem. Kiedyś nawet sprawdzałem listę najpopularniejszych nazwisk w Polsce i Król zajął 38 miejsce. Wiadomo, przeważają Wiśniewscy, Kowalscy… Królom brakuje trochę do podium, ale i tak jesteśmy w zacnym gronie – zakończył z uśmiechem trener Krzysztof. Kto wie, może w przyszłości również szkoleniowiec medalisty mistrzostw świata.
Na koniec zapytaliśmy utalentowanego juniora, czy to właśnie występ we Włocławku oceniłby, jako swój najlepszy bieg w dotychczasowej karierze. Okazało się, że bardziej docenia jeden z ważnych zeszłorocznych startów.
– Za swój najlepszy występ, uważam bieg z zeszłego roku, w którym zrobiłem życiówkę na 800 metrów (1:50.96 – przyp. red.). Tam naprawdę dałem z siebie 100 procent, walka była do końca, jestem z tego biegu bardzo zadowolony. Tam 600 metrów miało być rozprowadzone w 1:26 i z tego co pamiętam, chyba się tyle udało zrobić. A ostatnie 200 metrów to już była zacięta walka z Kacprem Lewalskim z mojego rocznika, bo od tego biegu zależało, kto pojedzie na EYOF do Baku (Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy – przyp. red.). Udało się wygrać, zrobiłem lepszą życiówkę, a tylko jedna osoba na dany dystans mogła polecieć do Azerbejdżanu (gdzie ostatecznie Krzysztof zdobył srebrny medal na 800 metrów z wynikiem 1:53.01 – przyp. red.).
Krzysztof Różnicki, Kacper Lewalski, Jędrzej Poczwardowski – to w ostatnich sezonach trzy najgłośniejsze nazwiska juniorów biegających na średnich dystansach. Wszystkich ich łączy to, że w kategorii U-18, mogą się pochwalić lepszymi życiówkami, niż w tym samym wieku Marcin Lewandowski i Adam Kszczot. Czy to oznacza, że czeka nas świetlana średniodystansowa przyszłość? Dowodem, że sprawne przejście od sukcesów juniorskich do seniorskich jest w Polsce możliwe, są Michał Rozmys i Mateusz Borkowski, którzy jeszcze niedawno byli gwiazdami w młodszych kategoriach wiekowych, a dziś radzą sobie dobrze w dorosłej lekkoatletyce.
Wszystkie zdjęcia wykonała Marta Gorczyńska podczas OOM 2019 w Poznaniu oraz HMPJ 2019 w Toruniu