Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
W niedzielę 22 grudnia rozegrano Mistrzostwa Azji w Maratonie. W dalekim Dongguan w południowych Chinach triumfował Japończyk Daichi Kamino i reprezentantka Korei Północnej Kwang Ok Ri. Finał rywalizacji mężczyzn był dość kuriozalny i z pewnością załapałby się do naszego zestawienia pod nazwą: Maratońskie bęcki na finiszu.
W walce o zwycięstwo i tytuł mistrza Azji 2019 liczyło się tylko dwóch biegaczy. Japończyk Kamino i zawodnik z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej Kang Bom Ri. Na niespełna kilometr do mety wyraźnie prowadził Ri, który jakby na potwierdzenie formy i tegorocznej życiówki (2:11:19) zmierzał po pewny triumf w mistrzostwach. Około sto metrów za nim biegł Kamino, dla którego sezon 2019 nie należy do najlepszych, czego dowodem był kiepski występ Japończyka podczas wrześniowych Marathon Grand Championships, gdzie zajął dopiero 17 miejsce ze słabym 2:17:40 (przy życiówce 2:10:18).
Ri biegł pewnie, mocnym, równym krokiem i wydawało się, że już za 3 minuty zostanie pierwszym Koreańczykiem z północy, który zdobędzie tytuł mistrza Azji. Tegorocznego zwycięzcę maratonu w Pjongczangu w pewnym momencie zaczęło jednak wyraźnie znosić w kierunku lewego krawężnika. Początkowo wydawało się, że szuka najbardziej optymalnego toru biegu, żeby nie nadrabiać dystansu. Jednak szybko okazało się, że Ri zgubił koncentrację i w roztargnieniu „zjechał” z autostrady w lewo, zamiast dalej biec przed siebie.
Kiedy Koreańczyk wrócił na trasę, Kamino nie znajdował się już sto metrów za jego plecami, ale zaledwie dwa, trzy. Ri próbował jeszcze uciekać, ale Japończyk rozpędzony niczym Shinkansen, widząc migającą bramę mety nie wypuścił takiej okazji z nóg. Kamino widocznie niedawno trenował jakieś krótkie interwały na bieżni, bo dynamika z jaką wyprzedził koreańskiego rywala, zasługuje na słowa uznania.
Reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni zatrzymał zegar na 2:12:18 wyprzedzając rywala zaledwie o 3 sekundy. Trzeci na podium Japończyk Ryoichi Matsuo pojawił się na mecie ponad dwie minuty później (2:14:32).
Kamino znany jest w swoim kraju jako „Bóg gór” z uwagi na to z jaką łatwością radzi sobie w pagórkowatym terenie. Od niedzieli powinien otrzymać przydomek „Książę szybkości”.
Jakiej ksywki doczeka się Ri? Możemy się tylko domyślać.
W wyścigu pań obyło się bez podobnej dramaturgii jak u panów. Pewnie zwyciężyła reprezentantka KRLD Kwang Ok Ri, która w tym roku startowała w maratonie już trzeci raz. Najpierw wygrała z nową życiówką (2:26:58) w Pjongczangu (podobnie jak jej kolega Kang Bom Ri), później zdołała ukończyć piekielny maraton w Dosze, finiszując na 14-tym miejscu, a teraz dołożyła złoty medal mistrzostw Azji.
W Dongguan Ri odprawiła z kwitkiem – drugą na mecie – Japonkę Mao Uesugi, wyprzedzając rywalkę z ojczyzny Murakamiego o minutę i jedną sekundę. Zwyciężczyni przecięła linię mety z czasem 2:30:56. Podium uzupełniła kolejna z Koreanek Ji Hyang Kim (2:32:10). Były to czwarte mistrzostwa Azji z rzędu, w których triumfowała zawodniczka z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.
fot. Instagram Daichiego Kamino