Redakcja Bieganie.pl
Starszy o dwa lata Robert miał już na koncie ogólnopolskie sukcesy na płaszczyźnie rywalizacji juniorskiej. Mimo iż był dla Bronka autorytetem, ten nie specjalnie garnął się do uprawiania sportu. Początkowo nie wyobrażał sobie łączenia tej dziedziny z nauką, która wychodziła mu bardzo przeciętnie. Kształcąc się w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Grudziądzu zdobywał kwalifikacje tokarza. Trener Szczepański nie chcąc zrazić młodego Malinowskiego aplikował mu początkowo delikatny trening w wymiarze trzech jednostek tygodniowo. Po pół roku zwiększył tą dawkę do pięciu, kładąc szczególny nacisk na sprawność ogólną. Bronek mimo wielu braków wynikających z niewłaściwie prowadzonych wówczas lekcji WF-u dość szybko zaczął radzić sobie z zabawą na płotkach. W wieku lat 17-tu trenował już codziennie.
Właśnie w roku 1968 oddech „młodego” na plecach zaczął odczuwać Robert. Cały czas to on był jednak tym znanym Malinowskim. Dostąpił nawet zaszczytu reprezentowania Polski na Mistrzostwach Europy Juniorów. Podczas rozgrywanego w Lipsku czempionatu młodych lekkoatletów Robert zajął 12-ste miejsce w biegu na 1500m z przeszkodami z czasem 4:18.1. 6-sty w tej rywalizacji był późniejszy Mistrz Olimpijski w maratonie Waldemar Cierpinski (4:10.1). Mistrzostwa te zgromadziły kilka ciekawych postaci, liczących się w późniejszych, dorosłych zmaganiach. Biegi sprinterskie wygrał Borzow, 6-sty w skoku o tyczce był Ślusarski, a w biegu na 3000m 5-tą pozycję zajął aktualny manager Kenenisy Bekele i Marcina Lewandowskiego – Jos Hermens.
Bronek wartością sukcesów ustępował jeszcze bratu. Z pierwszych swoich zawodów rangi mistrzowskiej – Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży wracał bez medalu, jednak 4-te miejsce w biegu na 3000m po roku delikatnego treningu można było uznać za sukces. Sezon kończył z obiecującymi wynikami – 8:36.4 na 3000 i 2:30.3 na 1000m. Ten drugi rezultat był 81-szym wynikiem podsumowania krajowego sezonu ’68 w gronie seniorów.
W kolejnym roku Bronek cały czas czynił postępy. Wychodziły jednak braki objętościowe. "Piątka" w 14:53.4 wyglądała dość blado przy znakomitym 8:20.4 na 3km. Trener Szczepański dozował jednak kilometraż spokojnie twierdząc iż jego zawodnik ma jeszcze czas na "połykanie" potężniejszych dawek. Bronek sięgnął wówczas po swój pierwszy medal Mistrzostw Polski. Srebro zdobyte w kategorii juniorów na 3km było dużą motywacją do dalszej pracy. Progres brata odczuł na własnej skórze Robert przegrywając już regularnie z "młodym". Wśród najlepszych stu zawodników roku 1969 uplasował się w biegu na 3km na 94 pozycji (8:33.2) co stanowiło aż 64 oczka niżej w stosunku do Bronka.
Eksplozja talentu Bronisława Malinowskiego nastąpiła w ostatnim roku zmagań juniorskich. 19-letni wówczas reprezentant grudziądzkiej "Olimpii" bił rekordy Polski w swojej kategorii wiekowej na 3 i 5km oraz 2 i 3km z przeszkodami. Podczas sierpniowych Mistrzostw Polski Seniorów bez kompleksów walczył z najlepszymi w ogóle biegaczami w kraju. Zajął wysokie 5-te miejsce z wynikiem 14:06.8. Do złotego medalisty Kazimierza Podolaka stracił zaledwie 1.8 sekundy. Docelową imprezą sezonu miały być jednak Mistrzostwa Europy Juniorów w Paryżu. Malinowski został zgłoszony do biegu na 2000m z przeszkodami. Z dystansem tym Bronek dopiero się oswajał, więc jego występ był pewną niewiadomą. Eliminacje przebrnął bez problemu zwyciężając drugą serię w 5:49.3 jednak w pierwszym z półfinałów aż pięciu zawodników pobiegło szybciej. W finale miażdżącym finiszem sięgnął po tytuł Mistrza Europy do lat 20-tu.
MEJ, Paryż 12.09.1970
1.Bronislaw Malinowski – POL – 5:44.00
2.Juhani Huhtinen – FIN – 5:45.48
3.Elek Sari – HUN – 5:45.48
4.Marian Glód – POL – 5:46.75
5.Martin Zvonícek – CZE – 5:46.77
6.Michael Karst – RFN – 5:47.43
7.Vladimir Filonov – ZSRR – 5:48.50
8.Alfred Pankow – RFN – 5:49.66
9.Franco Fava – ITA – 5:50.25
10.John Wheway – GBR – 5:51.58
11.Martin Jones – GBR – 5:57.4
12.Stefan Kotev – BUL – 6:04.8
W kolejnych latach Malinowski spotykał się jeszcze kilkakrotnie z dwoma finalistami paryskiego czempionatu. 4 lata później kiedy Bronek wygrywał Mistrzostwa Europy w Rzymie, brąz zdobył doskonały Michael Karst, a 4-ty był Franco Fava. Obaj legitymują się wyśmienitymi rekordami życiowymi na "przeszkodach" – 8:14.05 i 8:18.85.
Niezwykle udany rok 1970 kończył Malinowski z wynikami:
3:51.8 na 1500m,
8:12.0 na 3000m,
14:06.8 na 5000m i
8:45.2 na 2000m z przeszkodami.
Wielkim wyzwaniem stojącym przed Ryszardem Szczepańskim było przekucie młodzieńczych osiągnięć w seniorskie, dojrzałe sukcesy..
W pierwszym roku dorosłych zmagań miał Malinowski umocnić swą pozycję wśród najlepszych w kraju. Tylko tyle, nikt nie oczekiwał od razu występów międzynarodowych. Bronek zimą trenował w Karkonoszach, wiosną i latem w Wałczu. Pierwszym sprawdzianem w krajowym gronie były przełajowe Mistrzostwa Polski 4-ego kwietnia w Ostrzeszowie. Malinowski zajął miejsce tuż za podium ulegając Piotrowskiemu, Podzobie i Rębaczowi. W pokonanym polu zostawił między innymi doskonałego przeszkodowca Kazimierza Marandę.
Pierwsze starty na bieżni nie były rewelacyjne. Trzeciego maja na wałczańskiej, żużlowej bieżni pamiętającej jeszcze rekord świata Krzyszkowiaka, uzyskał Bronek 8:13.0 w biegu na 3000m. Wynik ten poprawił o 2 sekundy 3 tygodnie później na mitingu w Łodzi. Z czasem dyspozycja Malinowskiego była coraz lepsza. Już pod koniec czerwca poprawił on wyraźnie swój najlepszy wynik na 3000m schodząc po raz pierwszy poniżej granicy ośmiu minut – 7:58.0. Już 8 dni później podczas Mistrzostw Polski w Warszawie zapewnił sobie miejsce w reprezentacji na X Lekkoatletyczne Mistrzostwa Europy. Paszportem do Helsinek było 13:51.4 uzyskane w biegu na 5000m oraz srebrny medal. Przybiegł wprawdzie 5 sekund za "złotym" Łęgowskim, jednak wynik budził wówczas szacunek. Na tydzień przed wyjazdem na ME czuł się znakomicie bijąc jeszcze rekord życiowy na 1500m – 3:44.4.
Malinowski leciał do Helsinek bez żadnego obciążenia psychicznego. W pierwszej części sezonu wykonał ponad normę zakładane wcześniej plany. Na fińskiej ziemi w drugim biegu eliminacyjnym Bronek prezentował bardzo śmiałą postawę ani na chwilę nie odpuszczając czołówki. Osiągając na mecie 13:50.0 uzyskał finałową kwalifikację..
"Najpierw postawiłem sobie cel: muszę być w finale. Wierzyłem w siebie, w swoje możliwości. Kto tego nie robi, z góry skazuje się na przegraną, nigdy nie osiągnie dobrego wyniku. Już po Mistrzostwach Polski wiedziałem, że jestem w dobrej formie, zdaniem trenera co najmniej na 13:45,0. A trener zna mnie i potrafi przewidzieć na co mnie stać, znacznie lepiej ode mnie. Kilkuletnia współpraca z nim przekonała mnie, że mogę mu zaufać. W eliminacjach poszło łatwiej niż oczekiwałem, zająłem w przedbiegu trzecie miejsce, pobiłem rekord życiowy 13:50,0. Cel osiągnąłem. "
Bronek bijąc w eliminacjach rekord życiowy musiał sięgnąć po swoje maksymalne możliwości co mogło zemścić się w ostatecznej konfrontacji z najlepszymi…
Od pierwszych okrążeń biegu finałowego Bronek biegł w ścisłej czołówce. Nie robił sobie zupełnie nic z obecności wielkich – Vaatainena, Norpotha, Puttemansa czy Wadouxa. Dystans mijał, a Malinowski nie odpuszczał liderów mijając kolejne kilometry:
1km – 2:45.8
2km – 5:31.7
3km – 8:18.5
4km – 11:04.4
Nie wytrzymał dopiero po piorunującym finiszu Juhy Vaatainena. Wówczas to "pociąg" złożony z całej stawki dwunastu finalistów zaczął gubić kolejne wagoniki. Bronek walczył do końca o najwyższe miejsce i poprawę 11-letniego rekordu Polski Kazimierza Zimnego. Sztuka udała się – wysoka ósma lokata i doskonały czas 13:39.4 były prawdziwą niespodzianką.
"Znalazłem się w finale, wśród najlepszych biegaczy Europy. Nie peszą mnie wielkie nazwiska, dlatego wyznaczyłem sobie cel drugi: zająć jak najlepsze miejsce. Postanowiłem, że obojętnie jakie będzie tempo, podążę za prowadzącymi. Nawet jeśli osłabnę, zwolnię, jakoś dobiegnę do mety – myślałem, może nie stracę tak wiele na czasie niż gdybym biegł wolniej. Zresztą chciałem żeby mnie widziano, aby wśród wymienianych wśród spikera nazwisk znalazło się i moje, polskie.
Dlatego cały czas trzymałem się na piątej, szóstej pozycji, a w pewnym momencie zdecydowałem się wyjść nawet na prowadzenie. Biegłem cały czas bez większego wysiłku, nie czułem zmęczenia. Gdy po trzech kilometrach spojrzałem na tablicę, ujrzałem międzyczas – 8:20, ze smutkiem pomyślałem, że nie będzie rekordu Polski. Tempo co najmniej o 10 sekund za wolne. Ale zaraz potem wzrosło. Najpierw Alvarez i Haase, a potem inni przyspieszyli. Podążyłem za nimi. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie odpadam, dysponują wystarczającą wytrzymałością. Okazało się, że dwa ostatnie kilometry pokonałem w czasie 5:19, o siedem sekund lepiej niż wynosił mój najlepszy wynik na tym dystansie! Gdybym był szybszy na finiszu , może zdobyłbym punktowane miejsce. Jestem jednak jeszcze za mało wytrenowany, sądzę, że z czasem zdobędę konieczną szybkość na ostatnich metrach. Mimo szybkie biegu w drugiej połowie nie sądziłem, że uda mi się poprawić rekord Polski. Gdy zobaczyłem na tablicy przy swoim nazwisku kolejno zapalające się cyferki 13:39,4 ucieszyłem się.
Pomyślałem, że to najlepszy prezent ode mnie dla trenera, Ryszarda Szczepańskiego i dyrektora Miejskiego Przedsiębiorstwa Kanalizacji i Wodociągów w Grudziądzu, mojego przełożonego w pracy, inż. Mieczysława Drobotowicza. Tylko dzięki jego pomocy łączę pracę, naukę i sport. Trenuję zawsze przed południem o jedenastej, około półtorej godziny. Nie jest to pora najlepsza, ale później nie mogę. Po południu jestem w technikum mechanicznym. Z powodu pracy i nauki nie biorę udziału w obozach przygotowawczych kadry, mniej mam wybieganych kilometrów, ale po wynikach widać, że trening który prowadzę daje rezultaty. Żeby jednak myśleć o dalszej poprawie – do czego będę dążył – należy trenować bardziej intensywnie. Pobiłem rekord Polski na 5000m, ale jeszcze nie dokonałem ostatecznego wyboru. Zaczynałem od biegu z przeszkodami i mam do tek konkurencji jakiś sentyment. Czy będę się specjalizował w biegu płaskim czy na przeszkodach, zadecyduje sprawdzian podczas meczu z Finlandią."
Mecz z Finlandią odbył się miesiąc później również w Helsinkach. Bronek wyrównał ówczesny rekord Polski Kazimierza Marandy 8:28.2. Start ten rozwiał wątpliwości Ryszarda Szczepańskiego co do kierunku w którym powinni zmierzać. Próbę uzyskania olimpijskiego paszportu do Monachium miał podejmować Malinowski w biegu na 3000m z przeszkodami.
Po pierwszym poważnym sezonie, obfitym w wyczerpujące starty Bronek udał się na obóz regeneracyjny do Formii. Pracę pod nowy sezon rozpoczął z początkiem listopada. Trening w stosunku do zeszłorocznego różnił się głównie wzrostem objętości o 35%. Wszystko szło zgodnie z założeniami Szczepańskiego. Podczas marcowych Mistrzostw Polski w biegach przełajowych Malinowski uległ o 2s jedynie Henrykowi Szordykowskiemu. Ciężka "orka" dawała rezultaty jednak wiosną pojawiły się bliżej niezrozumiałe "bóle mięśni nóg". Nie do końca wiadomo cóż znaczyły te niewyraźnie sprecyzowane niedomagania jednak blokowały pracę treningową do tego stopnia, że zawodnik musiał przerwać majowe zgrupowanie sportowe w Bułgarii. Po wyleczeniu tajemniczej kontuzji Bronek udał się gonić stracony czas na obóz do Font Romeu. Przy rozpatrywaniu ewentualnej nominacji olimpijskiej Malinowskiego wzięte zostały pod uwagę: młody wiek zawodnika i dokonania we wcześniejszym sezonie. Decyzja zapadła – o ile Malinowski będzie w pełni zdrowia i potwierdzi swą klasę przynajmniej tytułem Mistrza Polski – poleci do Monachium i weźmie udział w eliminacjach biegu na 5000m… Niezadowolenie trenera jak i samego zawodnika było zrozumiałe, skupiali się przecież oni na przygotowaniach do "przeszkód". Miejsca w tej konkurencji były już jednak "zajęte". Kazimierz Maranda, Tadeusz Zieliński i Jan Kondzior mieli reprezentować Polskę podczas IO w Monachium. Oczywiście mieli ku temu wszelkie podstawy w postaci doskonałych rezultatów uzyskanych w olimpijskim ’72 roku. Maranda podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego bliski był pobicia rekordu świata Australijczyka Kerry’ego O’Briena – 8:22.0. Uzyskane przez Kazimierza 8:23.6 stawiało go w gronie faworytów do olimpijskiego medalu. Sam O’Brien powiedział:
"Rywale? Doskonali są Polacy, zwłaszcza Kazimierz Maranda. Mogłem się o tym przekonać na Memoriale Kusocińskiego. Będzie bardzo ciężko wywalczyć medal. Ale spróbuję!"
Doskonałymi rezultatami 8:25.6 i 8:26.6 legitymowali się również Kondzior i Zieliński. Dlaczego "na wejściu" skreślono Malinowskiego z grona pretendentów do trzech miejsc reprezentacyjnych nie wiadomo. Ostatecznie trener kadry Tadeusz Gorzechowski udostępnił Malinowskiemu wydawałoby się nierealną do pokonania furtkę. Oświadczył iż warunkiem olimpijskiej kwalifikacji w biegu na 3000m z przeszkodami będzie dla niego poprawienie rekordu świata z wyraźną przewagą nad reprezentacyjnymi kolegami. Bronek "podniósł rękawicę" zapowiadając próbę bicia rekordu świata podczas meczu Polska – Francja na 3 tygodnie przed Igrzyskami Olimpijskimi! Malinowski w walce z czasem był bliski wykonaniu zadania, uzyskane 8:22.2 było wyrównanym rekordem Europy, jednak do rekordu świata zabrakło 0.2s. Wobec tak znakomitej postawy Bronek otrzymał kwalifikację olimpijską na "swoich" przeszkodach. Ze składu wypadł Jan Kondzior, gubiąc gdzieś doskonałą formę z pierwszej części sezonu.
Znakomitą dyspozycję potwierdził Malinowski tydzień później na Mistrzostwach Polski w Warszawie. W biegu na 5000m wręcz "zmiótł" konkurencję blisko stumetrową przewagą.
25 sierpnia 21-letni zawodnik wyleciał na swoje pierwsze Igrzyska Olimpijskie. W czasie 6-dniowego oczekiwania na bieg eliminacyjny wystartowali wraz z Kazimierzem Marandą na "podwórkowych" zawodach w Niemczech. Biegnąc po nawierzchni żużlowej Bronek odniósł zwycięstwo ubarwione nowym rekordem życiowym – 3:44.1. Wynik nie został jednak włączony do oficjalnych podsumowań sezonu ze względu na niską rangę zawodów.
1-ego września na olimpijskiej bieżni w Monachium aż 49-ciu zawodników stanęło na starcie czterech biegów eliminacyjnych. Dodatkową presję wywierały bezlitosne zasady kwalifikacyjne – wyłącznie po trzech najlepszych zawodników z każdej serii uzyskiwało awans. Po eliminacyjnej batalii poza finałem znaleźli się m.in.: posiadacz najlepszego wyniku na świecie w roku 1972 Anders Garderud, 19-letni Tanzańczyk Filibert Bayi czy były już rekordzista świata Kerry O’Brien. Startujący z gorączką Tadeusz Zieliński uplasował się w swoim biegu na przedostatniej pozycji. Z dalszej rywalizacji odpadł również Kazimierz Maranda uderzając wcześniej kolanem o przeszkodę. Wśród elitarnej dwunastki znalazł się jednak Bronisław Malinowski. Do finału awansowało również trzech reprezentantów Kenii i trzech Finów. Na co mógł liczyć Polak w tak doborowej obsadzie, zmęczony pogonią za kwalifikacją najpierw olimpijską później finałową na samych Igrzyskach…
Najważniejszy bieg w dotychczasowej karierze początkowo nie układał się po myśli Bronka. Pierwsze okrążenie w spacerowym tempie nie odpowiadało takiemu tempowcowi jakim był Malinowski. Wyszedł więc sam na czoło próbując uszczuplić prowadzącą grupę. Na 300m przed metą zaatakował Kipchoge Keino, za nim poszedł Jipcho i Kantanen. W takiej kolejności minęli linię mety. Bronek zajął 4-te miejsce.
"Myślę, że miałem szanse zdobyć medal. Mogłem wygrać z Kantanenem. Gdyby pierwsza część dystansu była szybsza, może i Kenijczycy, którzy nie dysponują odpowiednia techniką pokonywania płotów, wypadliby z rytmu. IV miejsce uważam za porażkę. Liczyłem na medal, może nie na złoty czy srebrny, ale brązowy był w moim zasięgu. W sumie jestem zadowolony z olimpijskiego startu, ale zajęte miejsce choć dla trenera aż czwarte, dla mnie mimo wszystko pozostaje tylko czwarte."
Po Igrzyskach Malinowski startował jeszcze kilkakrotnie z dużym powodzeniem. W ciągu zaledwie trzech dni pobił dwukrotnie rekord Polski na 3000m – 7:51.2 i 7:51.5. W podsumowaniu sezonu uplasował się na 3-ciej pozycji w tabeli najlepszych zawodników świata za Garderudem i Kantanenem.
W roku poolimpijskim mimo braku imprezy o randze mistrzowskiej Bronek nie zwalniał tempa. Po raz pierwszy wziął udział w sezonie halowym. Po dość łatwym zdobyciu tytułu Mistrza Polski pod dachem na 3000m (8:01.8) wziął udział w IV Halowych Mistrzostwach Europy w Rotterdamie. Po bardzo udanych eliminacjach w czasie nowego rekordu Polski 7:55.73 finał nie był aż tak łaskawy. Bronek zajął w nim ostatnią ósmą pozycję przybiegając 23 sekundy za zwycięzcą Puttemansem (7:44.51). Zmagania pod dachem były jednak dla Malinowskiego tylko przerywnikiem zimowej monotonii.
W marcu odniósł zdecydowane zwycięstwo w crossowych Mistrzostwach Polski po raz pierwszy startując na długim dystansie – 12km. Prezentował dość dużą rozpiętość możliwości – poprawiał o 3 sekundy życiówkę na 1500m i udanie debiutował na 10000m ustanawiając przy okazji rekord Polski na 28:30.4. Po raz pierwszy zdobył złoto krajowego czempionatu na swoim koronnym dystansie 3km z prz. Wartościowe rezultaty uzyskiwał zwłaszcza pod koniec sezonu. Poprawił nieznacznie rekord Polski na przeszkodach 8:21.6 i bardzo wyraźnie bo aż o 7 sekund na 5km. W podsumowaniu sezonu uplasował się na trzeciej pozycji list światowych w biegu na 3000m prz:
1. Ben Jipcho – KEN – 8:13.91
2. Anders Gärderud – SWE – 8:18.4
3. Bronislaw Malinowski – POL – 8:21.6
4. Willi Maier – RFN – 8:23.0
5. Gérard Buchheit – FRA – 8:23.6
6. Evans Mogaka – KEN – 8:24.0
7. Tapio Kantanen – FIN – 8:24.14
8. Mikko Ala-Leppilampi – FIN – 8:25.33
9. Spirídon Kontossoros – GRE – 8:25.6
10. Dusan Moravcík – CZE – 8:25.6
Bronisław Malinowski był w roku 1973 już drugi sezon z rzędu w ścisłej czołówce światowej. Tabela najlepszych to jedno, a odzwierciedlenie w zdobyczach medalowych to drugie. Posiadacz najlepszego wyniku w roku 1968 i jednocześnie ówczesny rekordzista świata Jouko Kuha nigdy nie był nawet w finale międzynarodowej imprezy. Widząc waleczny charakter Malinowskiego i skłonność do dyktowania tempa niejeden kibic obawiał się wówczas czy Bronek nie podzieli losów Rona Clarke’a…